IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Megumi od samego rana chodził z głową w chmurach i kompletnie nie słuchał tego, co mówił do niego Yuuji. Nawet dyskretnie unosił kąciki ust w górę, myśląc cały czas o czymś zupełnie innym niż szkoła i w ogóle otaczający go świat. Teraz nie istniało nic poza sytuacją, jaka miała miejsce w niedzielę. Nie spodziewał się nawet, że tak wyjdzie... Potem próbował zapomnieć o całej sytuacji, ale ta nawiedzała go coraz bardziej i bardziej. Nie mógł też przez to spać, bo przed oczami wciąż miał dokładnie ten obraz, kiedy całuje go Sukuna. Wciąż czuł jego ciepło i czułość, jakiej w pewnym momencie nawet zaczęło mu brakować, aż sam siebie karcił za tę potrzebę. Ale najbardziej dokuczliwym okazało się to ciężkie uczucie gdzieś w środku, od którego był zdezorientowany. Powoli zaczął akceptować swój stan, a przy tym rozumieć, jaka choroba tak naprawdę go złapała. Dlatego też teraz już chodził jak zaczarowany, chociaż wciąż peszył go ten stan. Wstydził się nawet przed przyjacielem, dlatego nic mu nie mówił, a pozorną uwagę okazywał kiwaniem głowy. Lecz tak naprawdę nie wiedział, o czym szatyn gada.

Nagle brunet uderzył w coś i odruchowo spojrzał na przeszkodę, a wtedy otworzył szerzej oczy, ponieważ stał przed nim sam Sukuna. Megumi zmarszczył twarz, spuszczając wzrok, po czym szybko odszedł, zostawiając zaskoczonego szatyna sam na sam z młodszym bratem. Ten aż się obejrzał za Fushiguro, kiedy Yuuji rzekł z irytacją:

- Co się z nim dzieje... - westchnął.
- Ja chyba wiem... - uśmiechnął się pod nosem starszy.
- To co? - spojrzał na niego z lekką złością, bo jak ktoś mógł wiedzieć więcej o Megumim niż on.
- A... - zrozumiał, że zdradzanie prawdy nie wchodzi w grę - A może tylko mi się wydaje... No nic, idę na trening. Uważaj na Gojo i Geto, no i nie czekaj na mnie. Wrócę późno.
- Jak to? Gdzie idziesz? - dziwił się.
- Muszę coś załatwić - uśmiechnął się, patrząc gdzieś w bok.
- Ale nie wracaj zbyt późno, bo cię nie wpuszczę do domu - burknął, po czym odszedł, pewnie za Megumim.

Tymczasem zawstydzony brunet właśnie siedział zamknięty w łazience, a dokładnie w jednej z kabin, próbując uspokoić ciężki oddech. Nie rozumiał, co się dzieje, ale spotkanie z Sukuną tak mocno na niego zadziałało, że nie potrafił się uspokoić i chyba liczył na jakiś cud... Serce biło mu tak szybko, jakby miało wyskoczyć, a ciało drżało przez uderzające, ciężkie fale. Do tego wszystkiego te nieszczęsne policzki... Te najbardziej go zdradzały.

Chłopak spanikował, a w efekcie czego otwierał szeroko oczy. Przecież nie mógł się tak przed nikim pokazać, a na pewno nie przed Yuuji'm. Gdyby ten to zobaczył, natychmiast spytałby o tysiąc różnych rzeczy, na temat których Fushiguro nie chciał rozmawiać, zaczynając od powodu jego ataku...

Nagle dostał wiadomość, na co pośpiesznie wyciągnął telefon i odczytał:

Sukuna: Nieładnie tak uciekać bez słowa, kotku.
Megumi: Śpieszyłem się.
Sukuna: Do łazienki, żeby zmyć z siebie rumieńce, tak?
Megumi: Nie!
Sukuna: Tak po prostu się od nikogo nie ucieka. Pomyślałeś jak ja mogłem się poczuć?
Megumi: Mam to w dupie! Odczep się!
Sukuna: Megumi... :o Co to za słownictwo!?

Wtedy brunet rzucił telefonem, robiąc naburmuszoną minę, a wtedy ten wypadł z kabiny, lecz ktoś go bardzo szybko podniósł. Przerażony Fushiguro gwałtownie otworzył drzwi, aż te trzasnęły, a wtedy ujrzał ostatnią osobę, którą chciałby spotkać. Zaskoczony Sukuna spojrzał na drzwi, które uderzyły w drugą kabinę, a w tym czasie Megumi zezłościł się jeszcze bardziej i zdecydowanym krokiem podszedł do starszego. Chciał mu szybko wyrwać telefon z ręki, ale ten zdążył to zauważyć i natychmiast podniósł rękę do góry, uniemożliwiając młodszemu odzyskanie rzeczy.

- Oddawaj! - warczał brunet.
- Nie tak szybko, szczeniaczku - szatyn uśmiechał się perfidnie, obserwując desperackie próby przechwycenia telefonu przez niższego - Co ty taki nerwowy, co?
- Bo mnie denerwujesz! - zmarszczył brwi jeszcze bardziej, na chwilę przestając skakać.

Brunet przez chwilę stał, dysząc ciężko przez nagły wysiłek, a za chwilę zdecydowanie kopnął starszego w kolano, na co ten z szoku upuścił urządzenie, które niższy zdążył złapać. Za to Sukuna wykrzywił twarz z bólu, kiedy odruchowo złapał się za kolano, a przy tym spojrzał na niego:

- Megumi!
- No co? - warknął.
- Uderzyłeś mnie w najgorsze możliwe miejsce... Wiesz, aniołku? - mimo to z lekką trudnością unióśł kąciki ust w górę.
- Co mnie to obchodzi... - burknął, odwracając wzrok, a do tego skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Co ja ci właściwie takiego zrobiłem? Jesteś dla mnie bardzo niemiły dzisiaj... - spojrzał na niego, jakby z wyrzutem.
- Nieprawda! - nagle wrzasnął, po czym kontynuował ciszej - Po prostu...
- Chcesz o tym porozmawiać potem? - uśmiechał się z rozczuleniem, widząc zmieszanie młodszego.

Brunet tylko pokiwał głową, nie chcąc już nic więcej mówić. Wtedy szatyn zdecydowanie złapał go w potylicy i przyciągnał, wtulakąc chłopaka w siebie, na co ten delikatnie przyłożył ręce do pleców chłopaka. Ryomen aż poczuł zawzięte motylki w brzuszku i całą orkiestrę, jaka mu tam w środku grała od kiedy tylko spotkał Fushiguro.

Dwójka przelotnie odwiedziła pielęgniarkę, która bez zbędnych pytań założyła piłkarzowi bandaż z żelowym okładem na kolano, bo mimo wszystko Megumi trochę mocno kopnął, a starszego wciąż dziwiło, ile siły i bezwględności może mieć ten niewinny chłopiec... Mimo wszystko nie miał do niego żalu ani nic i wybaczył mu, nawet, jeśli ten nie miał zamiaru w ogóle przepraszać.

Zaraz po tym Sukuna postanowił zabrać bruneta na trening, co nie było zabronione, zresztą na trybunach siedziało mało osób, więc miejsce dla Megumiego było. A jakby nie było, to szatyn by mu je załatwił.

Kiedy Ryomen upewnił się, że jego obiekt westchnień jest w bezpiecznym miejscu, szybko pobiegł się przebrać i zaraz wyszedł z widocznym bandażem. Zresztą chodził trochę nierówno, na co trener od razu zwrócił uwagę. Spojrzał na chłopaka podejrzliwie i spytał:

- Co znowu zrobiłeś?
- Nic - odpowiedział z niewinnym uśmiechem Sukuna - Coś nie tak?
- Kulejesz...
- Nie tam - machnął ręką - To nic takiego. Tylko się uderzyłem...
- To nie żadna bójka?
- Jaka bójka? - zrobił zaskoczoną minę - Ja i bójki? Kiedy?
- Sukuna...
- Przysięgam no!
- Uważaj na siebie - rzekł twardo, po czym odszedł do reszty zawodników, do których zresztą szatyn za chwilę dołączył.

Trener nie wierzył w wersję kapitana drużyny. W końcu był jednym z najlepszych zawodników, a do tego przede wszystkim piłkarzem. On zrobiłby wszystko, żeby tylko ochronić nogi przed jakimkolwiek, najmniejszym urazem, a tu tak po prostu miał się walnąć... Mało prawdopodobne. Dlatego też mężczyzna stale obserwował tego jednego napastnika, aby zbadać jego ruch ciała, czy przypadkiem ten nie cierpi na ból w innym miejscu, lecz także, i co najważniejsze, żeby ocenić, czy Ryomen w ogóle jest w stanie grać. W końcu ten mógł mówić wszystko, byleby zagrać, a tak naprawdę by sobie zaszkodził. Jednak zdawało się, że Sukuna gra bardzo dobrze, może nawet jakoś zgrabniej niż zwykle. I tylko on sam wiedział, czemu dzisiaj dba, by jego ruchy miały w sobie więcej wdzięku niż w inne dni, kiedy zwyczajnie chciał wygrywać. Ludzie myśleli, że chłopak już wtedy robił z siebie gwiazdę, ale teraz to przesadzał.

Tymczasem Megumi na trybunach obserwował mecz uważnie, próbując wyciągnąć z niego coś istotnego, a przede wszystkim chciał odciągnąć swoją uwagę od myślenia o Sukunie. Bo ten ciągle krążył mu po głowie i nie chciał wyjść, co naprawdę irytowało Fushiguro. I przez to też, chcąc nie chcąc, często spoglądał na napastnika, kiedy ten już był w swoim żywiole i popisywał się jak zwierzę pracujące na smakołyk. Szatyn jednak chciał w zamian dostać jakąś reakcję bruneta, ale ten tylko marszczył brwi, odwracając wzrok. Aż nagle dostrzegł szczery uśmiech Sukuny jak u szczeniaczka, a wtedy aż sam uniósł kąciki ust w górę i tym razem spojrzał w bok, czując na twarzy wypieki. Oczywiście to wszystko dostrzegł piłkarz, który od tej pory dawał z siebie jeszcze więcej.

Po treningu Ryomen szybko ogarnął sprawę z przebieralnią i prysznicem, po czym w równym tempie zabrał Megumiego z trybun, a potem w ogóle ze szkoły. Ale wcześniej jeszcze oddał pielęgniarce okład.

Przechodzili właśnie obok samochodu szatyna, a wtedy zaskoczony brunet spytał, spoglądając na wyższego:

- Zostawiasz go tutaj?
- Później po niego wrócę - uśmiechnął się ciepło - Chyba, że chcesz gdzieś jechać.
- Em... Nie, możemy iść.

Starszy pokiwał głową, po czym razem ruszyli przed siebie w nie do końca znanym kierunku. Znaczy Sukuna więcej mniej więcej, gdzie chce iść, a Megumi po prostu mu zaufał w tej kwestii. Istotniejsze jednak było, że szli w zupełnej ciszy, co wcale nie przeszkadzało śniadoskóremu, ale drugiemu chłopakowi przeciwnie. Ten co jakiś czas kątem oka spoglądał na wyższego, z miną pełną niepewności i frustracji. Do tego nerwowo bawił się palcami albo bransoletką.

Po dłuższym czasie w końcu Ryomen westchnął ciężko, zatrzymując się. W pobliżu był opuszczony przystanek autobusowy, dlatego też tam poszedł, ciągnąc za sobą bruneta, co tego nieco zawstydziło, ale tylko on sam o tym wiedział.

Kiedy już usiedli, Sukuna zaczął pierwszy:

- Dobra. To co się stało, Megumi? Widzę, że zaraz wybuchniesz z tego stresu...
- Nieprawda... - burknął, patrząc w bok - Czuję się bardzo dobrze...
- Ale z jakiegoś powodu jesteś na mnie zły... - zaśmiał się.
- Ty już dobrze wiesz czemu - skrzyżował ręce, naburmuszony.
- Skąd mam wiedzieć? Aniołku, jestem tylko piłkarzem - powtórzył śmiech - Wiesz, my mamy ograniczone myślenie...

Wtedy brunet aż uśmiechnął się z rozbawienia, spoglądając na starszego z wyrzutem. Ten chwilę odwzajemniał spojrzenie, aż nagle otworzył szerzej oczy, zaczynając rozumieć. Mimo to sam ułożył usta w pewny, nieco zadziorny uśmiech, a wtedy spytał:

- Zakochałeś się we mnie?
- Zamknij się! - z niespodziewaną złością uderzył starszego w ramię, odwracając wzrok.
- Megumi... - zaśmiał się nieco zniżonym głosem, kiedy poczuł kolejny, mocny cios - Jak tak dalej pójdzie, jeszcze dzisiaj skończę z gipsem... Czy możesz przestać mnie bić? Ja naprawdę wszystko rozumiem bez używania siły...
- Nigdy tego nie czułem... - westchnął z bezsilnością, przerzucając wzrok w dół - Nie wiem jak się zachować...
- Na początku przestań mnie bić - odpowiedział ciepło z takim samym uśmiechem, a przy tym delikatnie objął go ręką.
- Przepraszam...
- Skąd wiesz, że się we mnie zakochałeś, jeśli nigdy tego nie czułeś? - teraz zmienił uśmiech na nieco wredny.
- Bo wiem - warknął, marszcząc brwi - Ciągle o tobie myślę... I to czuję...
- Co czujesz?
- Wiesz co...
- Nie wiem.

Wtedy brunet już zamachnął się na starszego, ale tym razem Sukuna zablokował jego rękę, a przy tym spojrzał mu w oczy uważniej. Megumi otworzył szerzej oczy, będąc pułapce, od której nie mógł uciec. Szatyn z łatwością złapał onieśmielonego chłopaka w ciepłym miejscu, gdzieś pod żuchwą, po czym sprawnym ruchem przysunął swoje usta do ust młodszego. Jeszcze uniósł wysoko ostre kąciki ust, a następnie musnął młodszego w dolną wargę, co zrobił tak czule, że Megumi natychmiast spłonął, czując w sobie nagły zryw motyli w brzuchu, które rozleciały się po całym jego ciele. Kiedy starszy kontynuował, tym samym pobudzał także serce młodszego, przez co teraz ten drżał, oddychając ciężko, a przy tym rozchylał wargi w tak przystępny sposób, że piłkarz postanowił to wykorzystać i zwinnie wsunął język do środka. Brunet tylko się poddawał z gorącymi wypiekami na twarzy, łapiąc Ryomena za ramię, które niepewnie ściskał z emocji, jakie w nim grały w tym momencie. Wszystko się mieszało. Wstyd, przerażenie, pragnienienie, przyjemność... Sukuna go ogrzewał i dawał pewną rozkosz, jakiej Megumi jeszcze nie potrafił pojąć, dlatego też ostatkami silnej woli jakoś udało mu się przerwać pocałunek, gdy przygryzł wargę starszego. Wtedy ten aż zaśmiał się i wyszeptał:

- Jesteś strasznie agresywny, Megumi... Już rozumiem, czemu wolisz psy od kotów. Bo ty masz ząbki zamiast pazurków.
- Jak mi nie dasz spokoju, to cię zagryzę - spojrzał na niego groźnie, próbując się wyrwać, bo ten wciąż trzymał jego nadgarstek.
- Cóż, będę musiał się jakoś przyzwyczaić do twoich zębów na skórze... - posłał niewinny śmiech w jego stronę - Wiesz dlaczego?
- Dlaczego? - zmarszczył brwi.
- Bo... - zbliżył wargi do jego ucha, po czym wyszeptał niższym, spokojnym tonem, unosząc pewnie kąciki ust - Też się w tobie zakochałem, Megumi.

Na te słowa brunet drgnął, czując, że jego twarz wypełniają kolejne wypieki. Właśnie otworzył szeroko oczy z chaosem w głowie, kiedy zauważył na policzku kciuk Sukuny, a nim się obejrzał, znów miał w ustach jego język. Szatyn był tak przekonywujący, że brunet mógł jedynie odwzajemniać mokry pocałunek, do którego coraz szybciej dorastał, tak samo jak jego ciepłe ciało. Lecz nagle Ryomen zabrał język, a zamiast to chwycił dolną wargę młodszego zębami, po czym delikatnie pociągnął, co z niewiadomych powodów wywołało w brzuchu bladoskórego iskry ekscytacji, aż drgnął. Za chwilę po tym samym miejscu przejechał język starszego, żeby zaraz z powrotem wylądować w ustach Fushiguro. Dwójka miała teraz tak gorący pocałunek, że, gdyby zobaczył to Toji, Sukuna mógłby faktycznie skończyć z gipsem... Ale mężczyzny tam nie było, a Megumi coraz chętniej dopuszczał do siebie tego łobuza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro