V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatniego dnia tygodnia nowy nauczyciel matematyki ogłosił, że szykuje zajęcia dodatkowe właśnie z tego przedmiotu. Kierował je przede wszystkim do uczniów, którzy trochę mniej radzili sobie na jego lekcjach, lecz widząc parę talentów w kilku klasach, zaproponował im również uczestniczenie. Ci mieliby także pomagać, ale bardziej bezpośrednio, kiedy nauczyciel by tłumaczył daną rzecz na tablicy. W zamian za to mogli oczekiwać dodatkowej, pozytywnej oceny. Geto od razu skierował uwagę na Megumiego, bo ten bez zająknięcia rozumiał matematykę jak mało kto, zresztą szybko zyskał popularność wśród nauczycieli. Wszyscy go wychwalali, wszak wielu z nich nigdy w życiu nie spotkało tak lotnego w nauce ucznia. Ale brunet nie czerpał z tego satysfakcji ani nie czuł się lepszy od reszty. Mimo to posłuchał matematyka i przyjął jego ofertę. Także dlatego, że wiedział o problemach swojego przyjaciela, który nie rozumiał, kiedy to Megumi mu tłumaczył coś tysiąc razy. Teraz, w trakcie zajęć, może byłoby łatwiej wytłumaczyć, a Yuujiemu pojąć temat. No i oczywiście samo to, że miał tam być szatyn znacząco wpływało na decyzję bruneta, wszak bez tego nie czułby potrzeby tam być. Oczywiście mógłby pomagać też innym, ale nie chciał. Nie potrzebował nowych znajomych ani nic udowadniać czy ogólnie pomagać, ale dla Yuujiego to robił z czystej sympatii do niego. To wchodziło w zadania przyjaciela, a ten sobie cenił ich relację.
***

Dwójka właśnie siedziała na zajęciach dodatkowych, kiedy nagle do klasy wszedł jakiś wysoki, młody mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego czarne ubranie doskonale kontrastowało z bladą skórą, a do tego jasnymi, niemal białymi włosami. Gdy Geto go zauważył, natychmiast oderwał się od zadania na tablicy i spojrzał w stronę gościa, układając usta w subtelny uśmiech. Mimo wszystko w jego oczach tańczyło nieokreślone szczęście.

- Co ty tu robisz, Satoru? - zaśmiał się wysoki brunet.
- Przyszedłem zamiast dyrektora - uśmiechał się niewinnie, opierając dłonie o biurko - zobaczyć, jakie to zajęcia wymyśliłeś.
- Jesteś pewien, że tylko dlatego? - posłał mu wymowne spojrzenie, co jasnoskóry podłapał i wszedł w grę drugiego.
- No, jeszcze powinienem popatrzeć na ciebie.
- Tak?
- W końcu muszę się dowiedzieć, jak wygląda praca nauczyciela. O, mogę spróbować im to wyjaśnić? - wskazał podbródkiem na tablicę.

Geto zaśmiał się pobłażliwie, po czym szybko wyjaśnił uczniom, kto tak właściwie ich odwiedził i co tu robi. Okazało się, że Gojo Satoru to syn samego dyrektora szkoły, a przy okazji dobry znajomy Suguru. Przy okazji, student na kierunku matematycznym, a docelowo przyszły nauczyciel właśnie tego przedmiotu. Dlatego właśnie chciałby teraz trochę pomóc Geto i przeprowadził kawałek zajęć za niego. Wszyscy się zgodzili, a raczej było to umówne, bo nikt nie miałby odwagi nie wyrazić zgody.

Także Gojo wziął się za wyjaśnianie i pisanie po tablicy, co wychodziło raczej średnio, gdyż ten bardziej błaznował niż faktycznie tłumaczył. Ale mimo, że wywoływał śmiech u uczniów, z jego ust wszystko brzmiało logicznie i dość zrozumiale, dzięki czemu zaczęto rozumieć, a przynajmniej duża część.

Potem postanowił przejść po klasie, sprawdzając, jak innym idzie robienie zadanego przez niego zadania, co czynił z wielką uwagą. Większość odpowiedzi go zadowolała, lecz nagle spojrzał na dwójkę najlepszych przyjaciół pod słońcem, a szczególnie na jednego z nich. Wtedy ułożył usta w delikatny uśmiech i rzekł:

- Megumi, tak?
- Ym... - zdezorientowany oderwał się od zeszytu Yuujiego i spojrzał na starszego - Tak, to ja.
- Słyszałem o tobie... Jesteś wyjątkowo uzdolniony, a do tego pomagasz innym. Naprawdę podziwiam i szanuję - zaśmiał się ciepło.
- To nic - przewrócił oczami, znużony ciągłymi komplementami.
- Ale chyba jeszcze trochę przed tobą - zauważył kątem oka chłopaka obok, który ze zmarszczonymi brwiami wciąż coś zapisywał.

Wtedy Megumi spojrzał na starszego zdumiony, że ten powiedział mu coś innego niż pochwałę. Nie, żeby ten zrobił coś złego, ale, że potrafił dostrzec w brunecie jakąś, choćby najmniejszą wadę... Chłopak nie był do tego przyzwyczajony, dlatego to go tak zaskoczyło.

Tymczasem Satoru już pochylał się nad Yuujim i zaczął mu wyjaśniać, co i jak, ciepłym głosem, co aż onieśmielało i może nawet trochę kołowało szatyna. Jednak po dostaniu wskazówek właśnie przez tego mężczyznę, Itadori niespodziewanie zrobił zadanie poprawnie, aż otworzył szerzej oczy. Za to Gojo znów posłał mu ten swój charakterystyczny śmiech, do tego poczochrał mu włosy wraz z drobną pochwalą dla zachęty. Potem zrobił coś podobnego Megumiemu, na co ten westchnął cicho, patrząc obojętnie.

Przez resztę zajęć Yuuji lustrował Gojo, zastanawiając się nad jego osobą. Co temu właściwie chodziło po głowie... Z pewnością należał do osób intrygujących, a przy tym wzbudzał sympatię, lecz przede wszystkim posiadał tak dużą charyzmę, że w ciągu kilku minut zdobył uznanie najbardziej wymagającej grupy wiekowej - licealistów. Mimo to ten także najczęściej spoglądał właśnie na dwójkę.

Po upływie czasu, nadszedł koniec, co wszystkich niesamowicie uradowało. Czym prędzej popakowali wszystko i zaraz wyszli zmęczeni po ciężkim dniu w szkole. Ostatnimi byli oczywiście Megumi i Yuuji. Kiedy dwójka przechodziła przez futrynę, nagle dostrzegli stojącego przy drzwiach Sukunę. Brunet automatycznie wymienił ze starszym spojrzenia, a przy tym posłali sobie delikatne, ledwie widoczne uśmiechy, po czym bladoskóry pożegnał się z przyjacielem i poszedł.

Tymczasem Ryomen, po powrocie na ziemię, szybko zauważył, że w klasie przebywają osoby, których ten wolałby nie oglądać, szczególnie razem. Aż nabrał irytacji na twarzy, widząc uśmiechy dwójki wysokich debili, a zwłaszcza tego patrzącego prosto na braci jasnowłosego. Yuuji spoglądał na starszego szatyna i nie do końca rozumiał, czemu ten tak reaguje. Za to Gojo zaraz do nich podszedł i poklepał Yuujiego po ramieniu, mówiąc:

- Całkiem dobrze ci dzisiaj poszło.
- Dzię... Dziękuję..? - Itadori zabrzmiał dość niepewnie.
- Spierdalaj - warknął starszy z braci, patrząc prosto na wyższego.
- Powinieneś się rozluźnić, Sukuna. Jesteś strasznie spięty... - bladoskóry posłał w jego stronę życzliwy śmiech.
- Zajmij się sobą.

Satoru tylko wzruszył ramionami, nie tracąc przy tym swojej pogody ducha, a potem odszedł do Suguru. Wtedy niższy spojrzał zdezorientowany na brata, a ten rzekł zdecydowanie:

- Nie rozmawiaj z nimi. Najlepiej w ogóle ich unikaj.
- Znacie się? - był zaskoczony.
- Niestety... I dlatego wiem, że ta dwójka to same kłopoty.
- Wyglądają na przyjaznych...
- Zbyt przyjaznych... Nawet teraz uśmiechają się jak głupi i pewnie znowu coś kombinują...
- Chyba nie mogą być aż tacy źli...
- Chodź do domu.

Sukuna tak po prostu odszedł, chowając ręce w kieszenie spodni, a Yuuji szybko za nim podążył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro