VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tamtego wieczoru, w którym Sukuna zaprosił na randkę Megumiego, dwójka także wymieniła się numerami telefonów, dzięki czemu mogli ustalić szczegóły. Chociaż tak konkretnie to szatyn wszystko zaproponował, za to brunet to zaakceptował. Oprócz tego często pisali ze sobą już bez konkretnego powodu, a sam Ryomen co wieczór dzwonił, nawet, gdy przez cały dzień nie miał czasu. Zawsze dbał, aby życzyć młodszemu dobrej nocy i miłych snów. Niestety jednak nie mogli długo rozmawiać, wszak w każdej chwili ojciec Fushiguro mógł przyjść i sprawdzić, co robi jego syn. Wprawdzie chłopak tłumaczył mu, że ten jest już na tyle samodzielny, że umie o siebie sam zadbać, a do tego potrzebuje trochę samotności, z dala od troski rodzica. Ale Toji nie przyjmował tego do wiadomości. To właśnie było zabawne, ta różnica, jak bruneta widział Megumi i jak reszta społeczeństwa. Dla chłopaka jego ojciec był wręcz nadopiekuńczy i może nieco wrażliwy, chociaż wcale nie tracił przy tym swojej twardej postawy. Za to inni trwali w przekonaniu, że Fushiguro jest zimnym facetem bez uczuć. Ale w takim razie, dlaczego miał syna, a na dłoni nosił obrączkę, chociaż po domu nie chodziła żadna kobieta od dłuższego czasu... To wiedział tylko on i Megumi, a także jakaś najbliższa rodzina i nikt więcej nie musiał. Toji nie dbał o to, jakie plotki krążą wokół jego rodziny, a szczególnie żony tak długo, póki nie obrażano jej. Mógłby w każdej chwili zareagować na próbę zbrukania dobrego imienia matki Megumiego lub też ich syna, bo wyzwiska w niego samego stronę nie ruszały go. Zresztą nikt nie miał odwagi ich kierować.

W końcu nadeszła długo wyczekiwana sobota, czyli dzień randki. Sukuna zaprosił swój obiekt westchnień na coś w stylu festynu, który miał zamykać lato. Normalnie to by na to nie szedł, ale teraz nie bardzo miał lepszy pomysł, gdzie mógłby zabrać kogoś takiego jak Fushiguro Megumi. Pewnie zwykłe wyjście do kina lub na lody nie robiło na nim wrażenia, a taka impreza to zawsze trochę więcej kreatywności.

Szatyn właśnie szykował się, patrząc w lustro. Miał na sobie swoje luźne ciuchy, jak to on i oczywiście najważniejsze buty. Do tego zdążył spryskać ciało jakimś ładnym zapachem, chociaż nie wykorzystał niczego szczególnego. Chciał użyć czegokolwiek intensywnego, aby jakoś zwrócić uwagę bruneta, którego obecność była kluczowa tam. Nagle podszedł niego Yuuji, spoglądając uważnie na starszego, z uśmiechem zawołał:

- Też chcę iść. Nudzi mi się!

Sukuna spiął ciało w reakcji na stres, jaki w niego uderzył w tym momencie, a do tego nieco uniósł powieki. Wcześniej zupełnie nie myślał o tym, żeby uświadomić brata, jaki to rodzaj spotkania, nawet, jeśli idzie w miejsce pełne innych ludzi. Zresztą nie mógł tego zrobić ani zdradzić imienia towarzysza tej wycieczki, wszak razem z Megumim uznał, że lepiej będzie zachować to w tajemnicy, nawet przed Yuuji'm. A może i szczególnie przed nim, bo sprawa była zbyt delikatna, a ten mógłby niechcący coś napomknąć komuś, aż informacja dotarłaby do Toji'ego. Gdyby ten wiedział, wtedy randkowanie dwójki miałoby szybki koniec, a to nie o to chodzi. Zwłaszcza, że ci byli siebie ciekawi, a szczególnie zakochany Sukuna, chociaż ten bardzo intrygował Megumiego.

W końcu Ryomen musiał coś odpowiedzieć, dlatego po chwili zastanowienia rzekł:

- Jak chcesz, to idź. Ale nie ze mną.
- Nie mam z kim, Megumi dzisiaj nie może, nie wiem czemu! - wyższy drgnął na te słowa, udając, że go to wcale nie ruszyło.
- A ja... - chwilę myślał w stresie - Ja też nie mogę.
- Ale wy jesteście... - westchnał, po czym zrobił naburmuszoną minę i odszedł obrażony.

Sukuna westchnął z ulgą. Ale to nie załatwiało sprawy, ponieważ teraz zaistniało ryzyko, że Yuuji przyłapie dwójkę na randce. Szatyn aż pożałował, że nie ugryzł się w język, gdy wyrażał zgodę na obecność brata na imprezie. Zaraz skończył się szykować i czym prędzej wyszedł z domu, jeszcze oglądając się za sobą.

Będąc już w samochodzie, szybko zadzwonił do Megumiego i włączył go na głośnomówiący, aby móc w czasie rozmowy prowadzić. W końcu chciał jak najszybciej opuścić miejsce zamieszkania przez grasującą tam ciekawość Itadoriego. Z drugiej strony nie mógł się doczekać spotkania ze swoim aniołkiem, do którego przez ostatni czas zdążył się zbliżyć. Jednak do tej pory rozmawiali tylko przez telefon lub wiadomości, a w szkole rzucali sobie niewinne spojrzenia, jakich nikt inny nie dostrzegał. Dopiero teraz mogli faktycznie pobyć ze sobą, poczuć swoją obecność i tak dalej. Na tę myśl Sukuna uśmiechał się nieco głupio przy wyczuwalnej ekscytacji przez brzuch oraz ciut napięte policzki. Wszystko dlatego, że próbował zachować spokój, ale mięśnie twarzy wymuszały na nim radość.

- Nie możemy powiedzieć Yuuji'emu... - rzekł brunet z lekkim niepokojem.
- Heej, spokojnie, Megumi. On nic nie wie - uspokajał go Sukuna.
- Ale jak nas zobaczy...
- Uciekniemy - zaśmiał się.
- Gdzie? Musi to być bardzo daleko, bo mój ojciec nas znajdzie...
- Nie martw się... Znam miejsca, w których znajdzie się miejsce tylko dla ciebie i dla mnie. Tam nikt nas nie znajdzie.
- Sukuna... - zareagował delikatnym śmiechem, który w uszach starszego brzmiał naprawdę uroczo - Nie znasz go...
- Czy mógłbyś chociaż na chwilę wyrzucić ze swojej ślicznej główki swojego starego i zrobić tam miejsce dla mnie?
- No nie wiem, nie wiem...
- Jeszcze zmienisz zdanie - zabrzmiał zdecydowanie.
- Jesteś tego taki pewny? - spytał, kontynuując śmiech.
- Pewnie. Już podjeżdżam pod twój pałac. Królewicz może zejść na dół czy czyha na niego wieeeelki smok i mam go stamtąd ukraść?
- Ale ty jesteś głupi... - znów zaśmiał się brunet, po czym zakończył połączenie.

Szatyn zrozumiał, co to znaczy, dlatego spokojnie odłożył telefon na bok i zatrzymał samochód, gdy dojechał pod dom młodszego. Następnie wyszedł z pojazdu i oparł się o jego maskę, krzyżując ręce na torsie. Na zewnątrz chłopak wyglądał na opanowanego i nawet ciut zuchwałego, ale w środku jego serce drgało w szaleńczym rytmie, przy burzy emocji. Cały drżał mentalnie, pojmując, że zaraz zobaczy swój obiekt westchnień, którego zabierze na ich pierwszą randkę. Pierwszy raz mieli być ze sobą tak blisko, a przez to skryty chłopiec w Sukunie chciał krzyczeć i skakać, a najlepiej wszystko, czym tylko można wyrazić swoje pobudzenie.

Nagle na drogę wstąpił prawdziwy anioł w ludzkiej postaci, chociaż jego włosy jak i ubranie wchodziły w ciemne barwy. Ten o dziwo nie wyrażał dobrze znanego brunetowi naburmuszenia czy po prostu znużenia, za to ten był teraz bardziej pogodny, a przez to i atrakcyjniejszy dla ludzkiej uwagi.

Ryomen oniemiał i jak zaczarowany obserwował Megumiego, który z taką lekkością niszczy między nimi znaczną odległość. A kiedy bladoskóry stanął przed starszym, wtedy ten niespodziewanie otrzeźwiał, przyglądając się dokładnie drugiemu. Jeszcze przetarł kark dłonią i zaczął mówić z onieśmieleniem:

- Wow, Megumi... uśmiechnął się niepewnie.
- Tak? - spojrzał na niego niewinnie, od czego Sukuna przepadł.
- Po prostu... Matko! Jesteś tak fantastyczny...
- Czyli podoba ci się? - spytał z uśmiechem.
- Podoba? Megumi, ja cały płonę na twój widok!

Brunet śmiał się głośno, patrząc na starszego, po czym nieoczekiwanie przybrał już swój naturalny, dawny wyraz twarzy, a wtedy rzekł paradoksalnie ciepło:

- Głupek... Ale słodki głupek...

Sukuna nieznacznie uniósł powieki, po czym uśmiechnął się szeroko, przyjmując komplement od Fushiguro. Szatyn rozumiał, że to wszystko jest nowe dla bruneta, dlatego też nie chciał go za bardzo męczyć i peszyć. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie przesadził z tamtym tekstem, ale Megumi wyglądał na zadowolonego nie gorzej niż, gdy rozmawiali przez telefon. Właściwie ten nawet nie wyrażał żadnej niechęci, ale może umiał to dobrze ukryć. Te wszystkie kwestie interesowały śniadoskórego, gdyż, mając przy sobie kogoś takiego jak bladoskóry, rosły w nim instynkty opiekuńcze przez niewinną aurę młodszego. Megumi wyglądał na wrażliwego chłopaka, którego łatwo zrazić, nie mówiąc już o jego pozornie kruchej postawie. Właściwie brunet potrafił się obronić i nie potrzebował żadnej pomocy, ale to nie dochodziło już do umysłu Ryomena. Dla niego brunet był małym stworzeniem, którego należy chronić przed złem całego świata.

W końcu dwójka wsiadła do auta i pojechała prosto na festyn. Znaczy Sukuna zaparkował w wyznaczonym do tego miejsca, po czym dwójka ruszyła na imprezę pełną bawiących się ludzi. A poza wielką sceną, były tam także różne stoiska z jedzeniem lub innymi atrakcjami. Mimo to ani brunet, ani szatyn nie przejawiali większego entuzjazmu, dlatego po prostu wybrali przejście, którym postanowili pospacerować.

Obydwaj szli spokojnie, bez pośpiechu, podziwiając obecną tam roślinność ubarwioną promieniami słońca. Ale to nie chciało pozostać jedynie na koronach drzew lub krzewach i również musnęło delikatne policzki bladoskórego, przez co na jego twarzy zatańczyły subtelne rumieńce, jakie zdecydowanie dodawały mu uroku. Sukuna dostrzegł to, a wtedy automatycznie ułożył usta w ciepły uśmiech, tak samo jak ciepła teraz była skóra bruneta w okolicach kości jarzmowych.

Nagle Megumi spojrzał na starszego nieświadomy swojego stanu, a to już totalnie rozczuliło szatyna i dlatego też posłał mu życzliwy uśmiech, na co ten odpowiedział podobnym. Zaraz znów przeniósł wzrok w inne miejsce, a wtedy Ryomen odetchnął z ulgą, chociaż nie do końca. Bo mimo, że nie miał na sobie presji swojego obiektu westchnień, to w jego ciele wciąż tańczyły te nieznośne motyle, które tylko łaskotały jego organy wewnętrzne. Tak to odczuwał i nie wiedział jak się opanować, chociaż teoretycznie powinien już odczuwać znudzenie. Wszak on i jego partner wyprawy nie rozmawiali za często, prawie w ogóle, zresztą brunet odpowiadał lakonicznie, bez większego wysiłku. Mimo to Sukuna czuł się dobrze w jego towarzystwie i nie oczekiwał niczego więcej. Sam mógł podziwiać młodszego bez przerwy, kiedy ten z zainteresowaniem dostrzegał uroki przyrody.

Po jakimś czasie jednak zatrzymali się i usiedli na jednej z ławek, gdzie zaczęli rozmawiać z większym zaaganżowaniem niż wcześniej. Chociaż Sukuna nawet nie zauważył przemiany wcześniej cichego Megumiego, a teraz rozgadanego, jakby nie potrafił skończyć poprzedniego wątku, a zaraz przechodził do następnego. Przy tym wszystkim jego niebieskie oczy tak cudownie lśniły w blasku marzeń i pasji młodszego, o których ten tak namiętnie opowiadał. A zaskoczony taką otwartością szatyn słuchał z równą uwagą i czuł, że zakochuje się jeszcze bardziej. Nie sądził, że Megumi będzie tak ciekawym człowiekiem, ale przecież coś musiało go w nim pociągać. Może to właśnie to wyczuł, ale dopiero teraz odkrywał. Jednak najczulszym, co urzekło Ryomena, był sam uśmiech bruneta, co jego zdaniem należało wywoływać jak najcześciej, gdyż nigdy wcześniej nie widział tak pięknego wyrazu twarzy. Fushiguro tak intrygował starszego, że kiedy przychodził czas na jego odpowiedzi, ten musiał chwilę pomyśleć zanim coś rzekł, bo kompletnie zapomniał, kim jest. Z czasem jednak również wyjaśnił młodszemu, czym on się zajmuje, co lubi i takie tam. Przy okazji, jak to na niego przystało, popisywał się, czym rozśmieszał bruneta, a to z kolei cieszyło samego winowajcę.

Gdy wreszcie poczuli się ze sobą wystarczająco swobodnie, zaczęli chętniej podchodzić do różnych punktów, w których mogli coś zjeść lub wygrać. W pewnym momencie, gdy Megumi został przy jakimś stoisku, Sukuna dostrzegł inne, gdzie można było wygrać różne, drobne prezenty, a wtedy przyszedł mu do głowy wspaniały pomysł. Dlatego też po cichu wymknął się i podszedł właśnie tam. Okazało się, że aby wygrać, trzeba trafić piłeczką w jakiś tam cel, co nie stanowiło żadnego problemu dla kogoś tak zdolnego jak Sukuna Ryomen. W końcu był sportowcem i jego sprawność fizyczna nie ograniczała się do piłki nożnej. Dlatego też szybko podjął wyzwanie i nim się obejrzał, trafił w sam środek bez mrugnięcia okiem. Zaraz poprosił o wymianę wygranej na drobną bransoletkę zrobioną z granatowych koralików. Gdy ją dostał, szybko schował tak, aby nikt jej nie zdążył zauważyć, a następnie wrócił do Megumiego, który nie zdążył nawet dostrzec, że obok niego nie ma starszego.

Nagle brunet spojrzał w jednym kierunku, a wtedy otworzył szerzej oczy, jakby ciut przerażony.

- Co się stało, Megumi? - spytał zaskoczony szatyn, próbujący zrozumieć zagrożenie.
- Yuuji tu jest...
- Co? Gdzie? - zaczął się rozglądać.
- Tam - wskazał palcem - Razem z naszą znajomą... Oni razem zawsze mają głupie pomysły.
- Kogoś mi to przypomina... - westchnął pod nosem Sukuna, po czym bez uprzedzenia pewnie złapał młodszego za nadgarstek i dodał ciepło - Więc pora na naszą ucieczkę...
- Gdzie? - uśmiechnął się mimo wszystko.
- Zobaczysz. Możemy?

Brunet pokiwał głową, a wtedy Sukuna mocno pociągnął go za sobą w biegu o nie największej prędkości, ale wystarczyło na tę ich ucieczkę. Fushiguro nie do końca wiedział, czy to dobry pomysł i gdzie w ogóle biegli, ale przy starszym jakoś nie czuł lęku i zaufał mu. Tymczasem szatyn doskonale wiedział, gdzie jest cel ich podróży, chociaż akurat nie miał pewności, czy jest to bezpieczne miejsce, gdzie na pewno nikt ich nie znajdzie. Mimo wszystko to było lepsze niż przypał w środku imprezy, w dodatku przy osobie czwartej, która może w ogóle nie wie, o co chodzi. Chociaż, jakby się zastanowić... To była znajoma i Yuuji'ego, i Megumiego... A Itadori czasem potrafił powiedzieć za dużo. Na te myśli Ryomen aż otworzył szerzej oczy, czując na sobie presję, jednak zaraz zmarszczył brwi, bo wiedział, że nie ma innego wyjścia.

Wkrótce dotarli na jakąś polanę trochę oddaloną od całego festynu, gdzie nie było żywej duszy. Wokół tyle zieleni i ciekawych odmian roślin, że Fushiguro natychmiast się zainteresował i zaczął wszystko badać swoim wzrokiem. A mimo, że Sukuna już puścił jego nadgarstek, ten za chwilę złapał dłoń starszego, na co ten aż poczuł dziwne onieśmielenie. Mimo to było mu miło, że Megumi zrobił to sam z siebie i bez żadnej krępacji. Ten chłopak wciąż zaskakiwał szatyna.

Dwójka tak jak wcześniej, znów spacerowała bez pośpiechu, ale ostatecznie znaleźli miejsce dobre go zajęcia, a wtedy tam usiedli. W miejscu słońce dotykało ich trochę mniej, ale wciąż rozświetlało okolicę, dodając jej uroku. Ale nie bardziej niż brunetowi, jaki od jakiegoś czasu miał uśmiech na twarzy i w ogóle nie zmieniał wyrazu. Właściwie teraz przypominał małego chłopca, który teraz z radością spędza czas na świeżym powietrzu. Nagle zaśmiał się i opadł plecami na trawę, a wtedy rzekł:

- Nareszcie jestem wolny...
- Co? - odwzajemnił Sukuna, patrząc na młodszego z ciekawością.
- Pewnie dla ciebie to nic, ale ja nigdy nie miałem takiej przygody.
- Wiesz... Ze mną możesz mieć ich jeszcze więcej.
- Wiem i to jest wspaniałe!
- Naprawdę... - nagle spojrzał w bok, nieco zawstydzony - Twój ojciec mnie nie zabije?
- Nie wiem kto to jest! - zaśmiał się, gwałtownie wstając.

Wtedy Sukuna reagował szerokim uśmiechem, pojmując, że Megumi naprawdę skojarzystał z jego rady i postanowił na chwilę zapomnieć o codzienności. Naprawdę go to cieszyło. Wtedy także pomyślał, że to odpowiedni moment, aby zrobić to, co planował od jakiegoś czasu. Niespodziewanie złapał dłoń bruneta, na co ten spojrzał pytająco na starszego. Lecz ten w odpowiedzi szybko wyciągnął z kieszeni wcześniej wygraną bransoletkę i delikatnie wsunął na rękę chłopaka. Zaskoczony Megumi zjechał wzrokiem niżej, na ozdobę, która naprawdę mu się spodobała. Ale coś kazało mu znowu wrócić do twarzy starszego, co też uczynił.

Nagle w obydwu uderzyły dziwne iskry, które pod postacią fali rozpływały się po ich ciałach, powodując przyśpieszenie pracy serca. Aż otworzyli szerzej oczy, czując mimowolne przyciąganie, którego nie mogli powstrzymać. Zaraz jednak przez tę samą energię, automatycznie opuszczali powieki, oddając się dreszczom na skórze. Dzieliła ich już malutka odległość, przy której zaczęli dzielić ciepły, za to niespokojny oddech, kiedy usłyszeli dobrze im znajomy krzyk, a przez to i odskoczyli od siebie narwanie.

Zaraz do dwójki podbiegł Yuuji. Widząc ich razem, natychmiast spojrzał oburzony na równie zirytowanego starszego brata, po czym przeniósł wzrok w drugą stronę. Megumi właśnie otwierał szerzej oczy, czując na twarzy ciepło, w którym chyba tonął. To jeszcze do niego nie docierało... Przed chwilą prawie przeżył swój pierwszy pocałunek, a jego mądry przyjaciel to wszystko zniszczył. Gdyby nie ogarniający go wstyd, już wyraziłby swoją złość, bo był do tego zdolny, ale teraz nie potrafił. Co ważniejsze, nie umiał już spojrzeć na Sukunę, bo pewnie wzrok tamtego speszyłby go jeszcze bardziej.

Tymczasem wokół bruneta już zaczęli latać przyjaciele, to znaczy Yuuji oraz ich wspólna znajoma - Nobara. Dwójka pytała go, czy wszystko w porządku, otrzepywali go i tak dalej, za to na Sukunę patrzyli złowrogo. Wtedy on skrzyżował ręce na torsie, przewrócił oczami i tylko czekał, aż tamci dadzą spokój jego Megumiemu, żeby mogli kontynuować. Ale nie, ci wręcz pomogli wstać bladoskóremu i zaczęli go zabierać, chociaż ten zaraz wyrwał się i warknął do nich:

- Zostawcie mnie.

Po czym poszedł szybciej. Ryomen dostrzegł, że chłopak zsunął nieco bransoletkę i zaczął się nią bawić, na co aż uniósł kąciki ust w górę. Za to rudowłosa i młodszy szatyn pobiegli za nim, nie rozumiejąc, co się stało brunetowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro