XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Megumiego nie było od dłuższego czasu, co nawet zaczęło niepokoić samego Geto i dlatego poprosił, aby Yuuji sprawdził, czy wszystko z nim w porządku. Zresztą Yuuji'ego też zastanawiało, czemu Megumi tak nagle wyszedł akurat w tamtym momencie, więc nie robił żadnych problemów i szybko poszedł za przyjacielem.

Kiedy dotarł do drzwi łazienki, niewiele myśląc otworzył je, a wtedy przeżył najprawdziwszy szok. Otóż jakże niewinny Megumi najzwyczajniej na świecie mył dłonie z tym swoim łagodnym wyrazem twarzy. Zdezorientowany szatyn nie wiedział, co ma powiedzieć... Myślał, że zastanie bruneta siedzącego na parapecie w czasie pisania z jakimś debilem przez telefon, bo na pewno nie chodzi o odpowiedź do Toji'ego... Tymczasem chłopak robił to, co w toalecie robi się najczęściej.

- Po co przylazłeś? - spytał nagle Megumi, patrząc na niższego z lekkim naburmuszeniem.
- Długo cię nie było... - odpowiedział niepewnie, rozglądając się - Mam wrażenie, że czuję dezodorant Sukuny... Dlaczego... - mówił do siebie zdezorientowany.
- O co ci chodzi... - dalej grał, a w środku modlił się, aby Yuuji nie połączył faktów.
- A... Nic, nic! - zaśmiał się - Geto się o ciebie martwił. Odpisałeś już i możemy wracać?
- Ym... Tak... - pokiwał głową.

Kiedy dwójka wyszła z łazienki, nagle z kabiny wyszedł Sukuna, który właśnie odetchnął z ulgą. Sam czekał w stresie, przewidując już dramę... Jednak Yuuji jak zwykle nie wykorzystał w pełni mózgu, dzięki czemu sekret o nazwie Sukufushi został bezpieczny. Mimo wszystko sam postanowił się odświeżyć, mocząc twarz.  Chwilę jeszcze zaczekał, a po jakimś czasie sam wyszedł, a wtedy akurat zadzwonił dzwonek, więc musiał pobiec szybciej, aby nie dać bratu kolejnych wskazówek.

Po lekcjach Yuuji niemal zmusił Megumiego, aby ten przyszedł do niego, a to oznaczało wspólny powrót do domu. Z tym, że szatyn wracał wraz z Sukuną, a Sukuna i Megumi w jednym samochodzie nie wróżyło nic dobrego. Mimo wszystko brunet nie miał wyjścia, bo nie chciał wzbudzać podejrzeń przyjaciela, bo kompletnie potrafił kłamać i, jak się okazało, wymyślać wymówek także. A trochę ich już wykorzystał, może nawet wyczerpał limit...

Tymczasem Ryomen siedział w samochodzie, oczekując na brata, kiedy nagle zauważył szatyna w obecności jego chłopaka, co nie było niczym dziwnym. W końcu ci zwykle tak się żegnali, a potem szli w swoje strony. Ale nie, oni wcale nie wyglądali na żegnających się, a do tego obydwaj szli w jedną stronę, prosto do samochodu Sukuny. Megumi wyglądał na niezadowolonego i szedł mniej chętnie niż jego przyjaciel, co znów rozczulało starszego. Nie rozumiał jednak, czemu ci idą razem...

Za chwilę do pojazdu zaczął wchodzić Yuuji z przodu, a brunet znalazł miejsce z tyłu. Gdy tylko usiadł, od razu dosięgnęło go pytające spojrzenie Sukuny, ale ten odpowiedział jedynie ciężkim westchnięciem i odwrócił wzrok w inną stronę, pewnie gdzieś na okno. Wtedy szatyn przeniósł oczy na zadowolonego z siebie brata i spytał z neutralnym wyrazem twarzy:

- Megumi jedzie z nami? - zaśmiał się.
- Zaprosiłem go do nas - odpowiedział Yuuji pewnie.
- A mu na pewno się ten pomysł podoba? Bo nie wygląda...
- Oczywiście, że podoba! Po prostu on tak okazuje radość...

Wtedy Sukuna ledwo ugryzł się w język, aby nie wyprowadzić brata z błędu, wszak on doskonale znał radość bruneta, a nawet sam do niej doprowadzał. Przez to też przelotnie spojrzał na chłopaka z tyłu, na co ten jedynie ułożył usta w nieśmiały uśmiech oraz odwrócił wzrok, jakby doskonale zrozumiał starszego. Ten widok niesamowicie rozbrajał Sukunę i w tym momencie miał ochotę rzucić wszystko, olać Yuuji'ego, żeby tylko przytulić Megumiego, a może nawet dać mu buzi, tak słodko wtedy wyglądał.

- Hej, słuchasz mnie w ogóle?! - wrzasnął Yuuji.
- Yy, co? - nagle starszy spojrzał na szatyna - Słucham, słucham...
- Ta, pewnie - burknął - Pewnie tylko myślisz o treningach czy coś...
- Właściwie to nie mam go dzisiaj... - zaśmiał się lekko - Myślałem, że pojedziemy zjeść coś dobrego czy coś...
- Przecież możemy zamówić do domu...
- No w sumie tak... Co ty o tym sądzisz, Megumi? - spojrzał do tyłu na swojego chłopaka.
- Róbcie jak uważacie - westchnął brunet - Chce mi się pić.
- Po drodze powinien być sklep...
- Więc tam jedźmy.

Sukuna aż zaśmiał się, czego Yuuji nie rozumiał, ale to może nawet lepiej... Zaraz jednak przejechali kawałek, aż najstarszy zatrzymał samochód tuż przed wcześniej wspomnianym sklepie, po czym niewiele myśląc, wyszedł. Poszedł prosto do celu, nie dając nawet Yuuji'emu nic powiedzieć, przez co ten był oburzony. W końcu może on też chciał coś...

Minęło trochę czasu, a Sukuna wrócił, trzymając w rękach trzy butelki. Od razu rzucił do brata jakiś napój gazowany, za to Megumiemu podał wodę z czerwoną etykietką, co nie umknęło uwadze wścibskiego Itadoriego. Jednak zanim postanowił powęszyć, musiał najpierw się napić, ale zaraz po tym po prostu spytał, mrużąc oczy:

- Skąd wiedziałeś, że ulubioną wodą Megumiego jest truskawkowa?

W tym momencie Sukuna i Megumi zakrztusili się, bo właśnie pili, ale za moment ten starszy powoli przełknął swoje picie, po czym przyznał z udawaną nieświadomością:

- Cóż... - skołowany podrapał się w kark - Strzelałem.
- To żadna tajemnica - wtrącił brunet, gdy skończył picie.
- No tak, ale nikogo poza mną i twoim ojcem nie obchodzą takie drobiazgi... - odpowiedział Yuuji.
- Dla jednych drobiazgi - dodał Sukuna - Dla drugich istotne informacje.
- A ty co? - młodszy szatyn spojrzał na niego dziwnie.
- Co ja? Po prostu tak jest.

Mimo, że Yuuji spoglądał na brata przez dłuższą chwilę to już nic nie odpowiedział, a zamiast tego przeniósł wzrok na okno. Sukuna skorzystał na tym, że chłopak akurat nie patrzył na niego i wtedy sam spojrzał czule w stronę bruneta, który właśnie podarował mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Wszystko dlatego, że Ryomen powiedział coś tak ważnego, że to poruszyło młodszego i poczuł chęć pochwalenia swojego chłopaka w jakiś sposób. Piłkarz na ten widok sam uległ jego urokowi, przez co aż przez jego ciało przeszedł gwałtowny, gorący impuls. Pod jego wpływem chłopak pośpiesznie chwycił ciepłą dłoń bladoskórego, po czym złożył na niej długi pocałunek, na co Fushiguro otworzył szerzej oczy, co chwilę spoglądając na zajętego sobą przyjaciela. Przecież ten mógł ich zobaczyć w każdej chwili, a, że nie słyszał dwójki to już w ogóle zagadka... Mimo to Sukuna nie myślał teraz o obecności brata, a skupiał się na własnej potrzebie wymiany czułości ze swoim ukochanym, chociaż tym wyraźnie go stresował i peszył. Ale zauważył także mimowolny, ledwie widoczny uśmieszek na ten anielskiej buzi, po której wędrowały barwy zakochania... Dlatego też starszy powtórzył jeszcze kilka muśnięć, aż delikatnie odłożył dłoń młodszego i wrócił zmysłami do aktualnej sytuacji. Bez większego przedłużania odpalił silnik i ruszył. Tymczasem Megumi na tyłach przeżywał właśnie dziwny stan onieśmielenia, który w nim pulsował, każąc mu tym oddychać, co on ulegle robił. A im dłużej spoglądał na Sukunę, tym mocniej biło mu serce, pod którym jego motyle szalały tak, jakby dopiero co się w nim zrodziły. Przez to brunet coraz częściej odwracał zawstydzony wzrok, do którego dochodziły ciepłe wypieki...

Jakiś czas później trójka dojechała na miejsce, a pierwszy z nich wysiadł Yuuji i od razu pobiegł do domu z dziwnym podekscytowaniem. Oczywiście każdy doskonale wiedział, co to znaczy. Chłopak już napalił się na granie z przyjacielem w jedną z jego ulubionych gier na konsoli...

Ale w samochodzie wciąż został Sukuna wraz z wciąż przeżywającym akt brawury starszego, brunetem. Szatyn tylko obserwował jak Itadori się oddala, a gdy ten zniknął zupełnie za drzwiami, natychmiast przeszedł na tyły, gdzie bez ostrzeżenia chwycił bruneta mocno, po czym posadził go na swoich kolanach. Następnie mocno wtulił się w chłopaka, zaczynając mamrotać:

- Nareszcie możemy chwilę pobyć sami... Ten debil dzisiaj cały czas nam przeszkadza...
- Gdyby nie ten debil, nie siedzielibyśmy teraz tutaj - zaśmiał się lekko Megumi, wsuwając dłoń w miękkie włosy ukochanego.

Wtedy szatyn spojrzał na młodszego, odpowiadając mu przyjaznym uśmiechem, po czym przyciągnął jego usta do swoich, zamykając je w gorącym pocałunku, któremu brunet uległ bez zająknięcia. A nawet drugą dłonią wjechał na policzek chłopaka, który delikatnie gładził, a przy tym z własnej woli pogłębiał ruchy, angażując język. Ryomen był nieco zaskoczony taką otwartością młodszego, ale z ekscytacją odwzajemniał fantazję kochanka, samemu błądząc po jego bokach. Jednak kiedyś musiał nadejść koniec tej cudownej czynności, a ten nadszedł zdecydowanie za szybko.

Brunet chwilę spoglądał w oczy starszego z takim oddaniem, że ten czuł, jak się rozpływa. Zaraz jednak Megumi wyszeptał z lekkim zawstydzeniem:

- Kocham cię, Sukuna.
- Z twoich ust te słowa brzmią tak pięknie, że mógłbym się w tobie zakochać drugi raz, jeśli to byłoby możliwe - odpowiedział poruszony szatyn, równie ciepłym tonem.
- To się zakochaj - uśmiechnął się do niego niewinnie.
- Najpierw musiałbym przestać cię kochać pierwszy raz, a to wciąż trwa...
- Yuuji nas może zobaczyć w każdej chwili - nagle zmienił temat.
- To niech zobaczy - objął go mocniej.
- Chcesz umrzeć? - zaśmiał się.
- Co mi może zrobić twój stary?
- Bardzo, bardzo złe rzeczy - rzekł przejmującym tonem, po czym znów ułożył usta w uśmiech.
- Jesteś warty tych złych rzeczy - odwzajemnił śmiech.
- Tylko złych?
- Każdego możliwego grzechu, szczeniaczku. Pytanie tylko, czy ty chcesz grzeszyć ze mną...
- Sukuna! - walnął go w ramię.
- No co? - spytał, kontynuując śmiech - I tak w końcu to zrobimy...
- Skąd taka pewność? - spytał kpiąco.
- Bo - tutaj grzecznie odłożył młodszego na miejsce obok - będę się bardzo o to starał. Ale jeszcze nie teraz.
- Dlaczego?
- Nie jesteś na to jeszcze gotowy, aniołku.
- A może jestem? - skrzyżował ręce na torsie, robiąc naburmuszoną minę.
- Już teraz? - niespodziewanie zbliżył usta do szyi młodszego, zmieniając ton na szepczący.
- Spadaj! - warknął, odpychając go od siebie.
- O tym mówiłem - zaśmiał się.
- Nigdy tego nie zrobimy! - wrzasnął, czując ogarniający go wstyd.
- Cóż... - westchnął - Więc już muszę zacząć trenować celibat, skoro nigdy więcej tego nie zrobię...

Megumi tylko zezłościł się jeszcze bardziej, przez co agresywnie wyszedł z samochodu, zostawiając rozbawionego szatyna samego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro