XXXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia mama Megumiego od rana biegała po całym domu, szykując się do wyjścia. Nie było istotne to, że impreza urodzinowa będzie dopiero po południu ani to, że kobieta nawet nie zdążyła zjeść śniadania ani nic. Tymczasem Toji jeszcze spał w najlepsze, wtulony w poduszkę ze świadomością, że właśnie obejmuje swoją żonę. To jednak już nie trwało długo, bo pani domu nie próbowała nawet być cicho ani nie zamknęła drzwi od sypialni, zwłaszcza, że co chwilę tam wracała...

Brunet poruszył się nagle, zbudzony ze snu, a chwilę potem leniwie podniósł powieki i coś cicho mruczał pod nosem. Przez chwilę rejestrował, co się dzieje, po czym przejechał dłonią po ciepłej twarzy i rzekł ospale:

- Kochanie... Znowu będziesz cały dzień szukać, co założyć? - w tym samym czasie na jego twarzy wylądowała jakaś koszulka.
- Nie mam czasu, a tyle rzeczy do zrobienia! - kobieta odpowiedziała, pośpiesznie poszukując góry garderoby do jasnych spodni.
- Wczoraj już wszystko ogarnęliśmy, nie pamiętasz? - westchnął, zdejmując z siebie ubranie i przybierając pozycję siedzącą, gdzie oparł się na łokciach, aby lepiej lustrować żonę.
- A ty nie pamiętasz, że mam dzisiaj fryzjera i kosmetyczkę? - zmarszczyła brwi, w końcu wybierając pierwsze lepsze ciuchy, po czym zaczęła się ubierać.
- Zjadłaś coś w ogóle? Bo znając ciebie, pewnie zapomniałaś...
- Zjem coś na mieście! - szybko podeszła do mężczyzny, ułożyła dłoń przy jego szyi, a potem pocałowała go szybko i delikatnie w usta, uśmiechając się ciepło do niego - Wrócę najszybciej jak się da... Poradzicie sobie!

Po czym po brunetce został tylko przyjemny zapach, bo ta zdążyła już wybiec z sypialni, zostawiając Tojiego samego, znowu... Śniadoskóry westchnął ciężko, opadając z powrotem plecami na pościel, a przy tym znów leniwie przejechał ręką po twarzy. Powinien już przywyknąć, że wziął za żonę aktywną kobietę, która zawsze gdzieś pędzi... On niby też był niecierpliwy, ale mimo wszystko lubił czasem pospać dłużej, szczególnie, że nie miał najmniejszej ochoty iść do tego rodzinnego cyrku... Tak naprawdę szedł tylko ze względu na mamę Megumiego, której zależało na dobrych stosunkach z rodziną bruneta, szczególnie, że ci naprawdę ją lubili... Może nie pasowała do ideału kandydatki na żonę według nich, ale nadrabiała to swoim naturalnym urokiem i uprzejmością. Była prawie doskonała, gdyby tylko jeszcze zechciała zostać w domu i zajmować się nim. Jednak o dziwo nikt się jej nie dziwił, że tak często go opuszcza i to ze względu na jej jakże udanego męża... Oczywiście powody były inne, a ona szczerze kochała Tojiego za to, jaki był, choćby miał ją czasem denerwować, a nawet nieco ubolewała nad tym, że nie mogą być zawsze razem... Ale rodzina wiedziała swoje i nie chciała przyjąć innej racji, chociaż żona bruneta nigdy nie ukrywała, co czuje do męża... Zawsze mówiła o nim z szacunkiem i czułością, co niesamowicie rozczulało samego mężczyznę, i to dzięki kobiecie umiał znosić te wszystkie spotkania rodzinne...

Jeszcze chwilę poleżał, po czym w końcu uznał, że czas wstawać. Nie marnował czasu na przebieranki, więc po prostu w piżamie powędrował do kuchni, gdzie już siedział nieco przygaszony Megumi nad płatkami. Ten jednak z determinacją brał w usta kolejne łyżki, chociaż nie miał zbyt wiele siły na jedzenie, a ręka mu lekko drżała... Toji, widząc na twarzy syna wyraźne zmęczenie, aż prychnął z subtelnym, pełnym cynizmu uśmiechem:

- Coś nie tak, Megumi? Nie wyglądasz najlepiej, ciekawe dlaczego...
- Daruj sobie, co? - warknął słabo, marszcząc brwi - Całą noc nie mogłem zasnąć, bo tak mnie wszystko bolało...
- Tak to jest jak się łamie celibat... - komentował, szukając czegoś na śniadanie.
- Do dupy ten celibat - westchnął - I tak będę dalej z Sukuną.
- Wiem.
- Co? - spojrzał na niego, marszcząc brwi ze zdziwienia - Nie mówiłeś, że jak złamiemy zakaz to będzie z nami koniec?
- Spodziewałem się, że go złamiecie... - spojrzał w bok, przejeżdżając po karku dłonią - Nie sądziłem jednak, że tak szybko...
- Więc mogę być dalej z Sukuną?
- Przecież sam powiedziałeś, że i tak byś z nim był... Nie chce mi sie ciebie ciągle kontrolować, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż pilnowanie, żeby jakiś frajer nie dobierał się do dupy mojego syna...
- Jak to wytłumaczysz mamie?
- Ona nie wie, jaką karę ci dałem. Jak się nie wygadasz, będzie dalej myślała, że dostałeś taki opierdol, że ci już wystarczy wygłupów...
- Mhm... - niepewnie spuścił zmieszany wzrok w dół, prosto na pozostałe mleko w misce.
- Ale, Megumi - teraz rzekł poważniej - Naprawdę, nie odpierdalaj już nic więcej. Nie jest to korzystne ani dla mnie, ani dla ciebie...
- Spróbuję... - burknął.
- A gdzie Sukuna? - nagle zmienił temat, spoglądając na zegarek na ręce - Powinien już być...
- Sam go zaprosiłeś? - spytał zaskoczony - Kiedy?
- Wtedy, gdy do niego dzwoniłem, żeby go ochrzanić...

Nagle do drzwi ktoś zadzwonił, a dwójka domyśliła się, że przyszedł właśnie wcześniej omawiany chłopak. Młodszy brunet niemal zerwał się z krzesła, po czym pobiegł prosto na spotkanie ze swoim ukochanym. I ledwo otworzył, a jego serce natychmiast zabiło mocniej na widok Sukuny w tradycyjnym stroju rodziny Zenin. Aż uniósł kąciki ust subtelnie, podziwiając, jak dobrze w tym wygląda szatyn, który właśnie wchodził do środka. Gdy Megumi zamknął, od razu wtulił się w starszego, na co ten z uśmiechem odwzajemnił ciepły uścisk, wsuwając ciężką dłoń we włosy młodszego. Zaraz jednak zauważył, że spod koszulki bladoskórego można zauważyć nieznaczne zaczerwienienie w miejscu, gdzie wczoraj został ugryziony. Zaniepokojony chłopak od razu spytał spokojnym głosem:

- Boli?
- Co? - spojrzał na niego zaskoczony.
- No... Wczoraj...
- Aaa... Mi nic nie jest - zapewniał go. - A z twoimi plecami jest dobrze?
- Wiesz... - zaśmiał się nerwowo - Trochę szczypie, ale nie takie rzeczy przeżyłem...
- Znów ładnie pachniesz... - zaśmiał się cicho, zauważając, gdy jego nos zahaczał gdzieś o szyję starszego.
- To specjalny zapach, od którego się we mnie zakochasz, Megumi... - odpowiedział przejmująco, jakby na serio.
- Ale ja już jestem...

Tę miłą rozmowę przerwał im czepialski kaszel Tojiego, na co dwójka niechętnie się od siebie oderwała, spoglądając na starszego. Sukuna nieco drgnął, czując na sobie ciężkie spojrzenie mężczyzny. W końcu nie byli już sobie obcy, a nawet zbliżyli się do siebie, przez co szatyn samoczynnie nabrał nieco respektu do ojca swojego chłopaka. Nie chciał jednak tego okazać i dlatego postanowił dalej grać tego samego Sukunę co wcześniej.

- Co? Taki ładny jestem, że nie da się oderwać wzroku? - Ryomen rzekł zuchwale, spoglądając na śniadoskórego pewnie.
- Niby piłkarz, a ten podskakuje, jakby był jakimś  koszykarzem... - prychnął Toji, spoglądając na młodszego kątem oka z pewną pogardą - Dziwne, że kosza nie zaliczyłeś...
- Zaliczyłem, ale nie kosza... - odpowiedział z zadziornym uśmiechem.
- Znów pokazujesz, że masz jaja, żeby mówić to mi.. - aż pokręcił głową z lekkim śmiechem.
- Zaliczyłem wiele bramek.
- Ta? - spojrzał na niego, mrużąc oczy z zaciekawieniem. Spodobało mu się, jak ten manipuluje czyimiś skojarzeniami.
- A jedną z nich był Megumi - dalej miał ten sam wyraz twarzy, kiedy oburzony chłopak na niego spojrzał, jak ten mógł go tak porównać - To moja ulubiona bramka, więc przy niej bawię się najczęściej...
- Ciekawe czy ona przy tobie też jest równie zadowolona, co ty...
- Możecie przestać? - westchnął Megumi z irytacją, czując się nie dość, że upokorzony, to jeszcze zawstydzony.
- Wystarczy spojrzeć na moje plecy... - odpowiedział Sukuna, zadzierając nos do góry przy tym swoim uśmiechu - Nikt nie ma lepszej zabawy niż moja bramka...
- A chcesz zobaczyć moje plecy? - teraz Toji uśmiechnął się krzywo.
- Żona nie będzie zazdrosna, że rozbierasz się przed obcymi facetami?
- Zamknijcie się już! - wrzasnął Megumi, marszcząc twarz ze złości - Nie macie nic lepszego do roboty niż pierdolenie o jakichś głupotach? - warknął, po czym wziął Sukunę pod rękę i zaczął ciągnąć.
- Nie zdążycie - oznajmił Toji, również idąc w jakimś kierunku.
- A się zdziwisz... - odpowiedział Megumi pod nosem.
- Co? - spojrzał na syna.

Ale młodszy brunet tylko przewrócił oczami, idąc już z chłopakiem na górę, do swojego pokoju.

Jakiś czas później, gdy dwójka Fushiguro już zdążyła założyć swoje ciuchy i się przygotować, do domu wróciła odświeżona mama Megumiego w delikatnym, lecz przyjemnym dla oka makijażu oraz w nowej fryzurze. Wprawdzie nie była to jakaś wielka metamorfoza, ale jednak to zawsze coś innego niż, gdyby miała sama coś zrobić z włosami...

Toji właśnie siedział w salonie i robił coś na telefonie, a kiedy zauważył swoją żonę, szybko się zerwał i do niej podbiegł, żeby zaraz ją mocno przytulić. Wsuwając nos gdzieś w zgięcie jej szyi i obejmując kobietę w biodrach, zaczął cicho mruczeć:

- Stęskniłem się, wiesz?
- Nie było mnie tylko kilka godzin, Toji... - zaśmiała się, idąc w stronę sypialni, a mężczyzna razem z nią.
- Ale bardzo cię kocham...
- Co ci się stało?
- Co miało się stać?
- Jak tylko przyszłam, rzuciłeś się na mnie i cały czas mnie trzymasz...
- Może jednak nie pójdziemy, co? - uśmiechnął się niewinnie.
- Wiedziałam... - pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem - I co powiemy?
- Powiedz, że mamy epidemię jakiejś choroby w domu...
- Czemu ja? - zaśmiała się.
- Ciebie lubią i zrozumieją. Jak ja powiem to od razu stwierdzą, że kłamię, żeby się wymigać od spotkania.
- Bo właśnie to chcesz zrobić...
- Ale oni nie muszą tego wiedzieć.
- Nie możemy tak zrobić, Toji - zmarszczyła brwi z poważną miną - Nie możemy uciekać od rodziny!
- Nawet Megumi nie chce jechać...
- Mówiłam, że to cały ty - zaśmiała się, po czym kontynuowała - Ale nie, jedziemy i koniec.

Brunet tylko westchnął z niezadowoleniem. I kiedy modelka się przebierała już u siebie, wtedy na dół zszedł Megumi razem z Sukuną, trzymając się za ręce jak to mieli w zwyczaju. A bardziej to brunet łapał dłoń starszego, za to ten nie odtrącał młodszego. Para podeszła do Tojiego, a wtedy bladoskóry spytał:

- Już jedziemy?
- Zaraz... - syknął starszy brunet - Ale w sumie możecie już iść do auta... - przy czym wręczył chłopakowi kluczyki - Tylko żadnych numerów. Siadacie z tyłu i grzecznie czekacie.
- Tak, tak... - przewrócił oczami, idąc z szatynem na zewnątrz.

Dwójka szybko wsiadła do pojazdu, po czym Megumi od razu wtulił się w swojego ukochanego, który postanowił coś sprawdzić na telefonie. To jednak nie za bardzo pasowało młodszemu i zaczął jawnie przeszkadzać szatynowi, aby ten tylko zwrócił uwagę na bruneta. To zaczepiał go, to klikał coś na ekranie i wiele innych, co nawet już nie denerwowało Sukuny, tylko go bawiło, aż w końcu odpuścił i złapał rękę Fushiguro, a wtedy rzekł ciepło:

- Co chcesz, szczeniaczku? Nudzi ci się?
- Daj mi się pobawić twoim paskiem... - wyszeptał, jakby prowokująco.
- Co? - zaśmiał się - Chcesz, żeby mi stanął akurat jak twoi starzy tu przyjdą?
- Chcę, żebyś doszedł w moich ustach...
- Tobie naprawdę ciągle się chce... - pokręcił głową, spoglądając na młodszego z łagodnym uśmiechem - Kiedy cię poznałem, myślałem, że jesteś tak niewinny jak mały chłopiec...
- A ja jestem bardzo, bardzo niegrzecznym chłopcem... - uniósł zadziornie kąciki ust, sprawnie przechodząc na kolana starszego, po czym przylgnął wargami do ciepłej szyi śniadoskórego, którą zaczął muskać, a przy tym  poruszał ciałem zmysłowo, żeby jak najczęściej ocierać się o starszego.
- Megumi... - warknął Sukuna, automatycznie łapiąc go w biodrach i przechylając głowę w bok. Wręcz przygryzł wargę i zmrużył powieki, przesuwając dłoń aż do włosów bruneta, kiedy poczuł, że ten postanowił mu robić malinki.

Fushiguro był jak przekonywujący, że piłkarz uległ jego urokom, pozwalając robić ze sobą wszystko, co tamten tylko chciał. Za to Megumi z zadowoleniem kontynuował swoje niecne zamiary, kiedy nagle dwójka usłyszała, że rodzice wychodzą już z domu. Wtedy Sukuna odruchowo zepchnął z siebie młodszego, po czym pośpiesznie ściągnął kurtkę i rozłożył ją na nogach tak, aby wyglądało naturalnie. Bladoskóry aż spojrzał na niego z wymownym uśmiechem, doskonale rozumiejąc, co się stało starszemu i wcale nie chodziło o to, że jest mu za ciepło w aucie...

Do samochodu pierwszy wszedł Toji, a spoglądając na Sukunę, niemal natychmiast uśmiechnął się tak samo jak wcześniej Megumi.

- Nawet byłoby mi ciebie szkoda... - zaczął brunet, robiąc coś na swoim miejscu kierowcy, kiedy młodszy brunet oddał mu kluczyki - Gdyby nie chodziło o mojego syna...
- Po prostu chce mi się sikać - warknął szatyn, spoglądając w okno dla uspokojenia myśli.
- Ta, jasne... - wyśmiał go - A to co masz na szyi to wypadek...
- Uderzyłem się...
- O usta Megumiego...
- Przestań! - wrzasnął jego zawstydzony syn, również patrząc w okno ze skrzyżowanymi rękoma i grymasem na twarzy.
- Tak niewyżyci jesteście, że musicie to robić w każdym możliwym miejscu?
- Odezwał się ten spokojny... - burknął.
- Megumi... - rzekł, jakby ostrzegawczo.
- Mówię prawdę... Ja ciągle słyszę, co wy tam robicie...

Nagle do samochodu wsiadła także modelka, która od razu spojrzała pytająco na męża i syna, a ci jedynie pokręcili głowami, że o niczym nie gadali.
***

Po dwóch godzinach Toji dojechał pod wielką posiadłość, której wygląd robił ogromne wrażenie, przynajmniej na Sukunie. Za to Megumi tylko westchnął i przewrócił oczami, znając to miejsce na pamięć, a tym bardziej Toji. I tylko mama Megumiego miała na sobie ten sam przyjazny wyraz twarzy, co zawsze, a nawet była całkiem miła dla Sukuny, jak na nią.

Mężczyzna ledwo stanął na parkingu, a już w ich stronę zaczął ktoś iść.

- Oho, zaczyna się... - westchnął Toji.
- Co? - spytał Sukuna.
- Zaraz zobaczysz...

Wszyscy zaczęli powoli wychodzić z auta, a do mamy Megumiego podbiegł jakiś mały, uroczy chłopiec o typowej urodzie Zeninów.

- Wujek też jest? - zawołał malec, spoglądając na kobietę swoimi wielkimi oczami.
- Tak - zaśmiała się brunetka - Właśnie wychodzi z samochodu, widzisz?
- Wuuujeeek! - szybko pobiegł do Tojiego, który już szukał oczami drogi ucieczki przed małym dzieckiem.

Zaraz podeszła też część rodziny, która zaczęła się witać z brunetką oraz Megumim, będąc przy tym bardzo przyjemnymi. Z tym, że trochę ignorowali Sukunę, co ten nie wiedział sam czy ma uznać za obelgę czy co... Wprawdzie był tu obcy... Nagle ktoś spojrzał w jego stronę i spytał co to za chłopak, a wtedy Toji z wielkim entuzjazmem rzekł:

- Pamiętacie jak mówiłem, że Megumi nie interesuje się dziewczynami? To właśnie jego chłopak!

Wtedy część rodziny spojrzała z pogardą na szatyna, po czym z wyrzutem na bruneta. On za to odpowiadał mu swoim zadziornym uśmiechem, który mówił oczywistą rzecz. Chodziło o to, że ci nie mogą wszystkiego kontrolować i tak dalej...

Potem wszyscy poszli do sali głównej, w której już zbierali się goście, a także dwie najważniejsze osoby tego dnia. Z tym, że jednej z nich towarzyszyła pewna, ruda dziewczyną, którą Megumi od razu zauważył.

- Co ty tu robisz, Nobara? - spytał bezpośrednio brunet, widząc swoją przyjaciółkę.
- Ja... Y... - dziewczyna zaczęła szukać wymówek, uśmiechając się nerwowo - A ty... Z nim? - nagle zauważyła Sukunę, na co oburzyła się.
- To mój chłopak - odpowiedział bez zawahania, co rozczuliło Ryomena, że ten się go w ogóle ne wstydził - A jestem tu, bo... Tak jakby to moja rodzina... Ale ty czemu?
- Zaprosił mnie ktoś...
- Maki?
- Skąd wiesz? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Bo odkąd tu jestem ciągle widzę was razem.
- To... Skomplikowane...
- Jesteście razem.
- Tak.
- Jak cię przywitali?
- Normalnie... - zdziwiła się - Jak mieliby mnie przywitać?
- Oni nie lubią obcych, a tym bardziej jak coś jest inaczej niż zostało przyjęte. Woleliby, żebym ja miał dziewczynę, a Maki chłopaka.
- Nie wiem, mi nic nie mówili, byli mili i w ogóle...
- Sukunę zabijają wzrokiem - zaśmiał się - Ale może dlatego, że go już kojarzą z moim starym...

Dwójka jeszcze chwilę rozmawiała, po czym poszli w swoje strony. Wszyscy rozmawiali w swoich gronach i tak dalej, aż wreszcie zebrano ludzi i zawołano na ten wyjątkowy moment, w którym Mai i Maki miały zdmuchiwać świeczki. Wszyscy śpiewali sto lat i tak dalej, po czym dostali po zasłużonym kawałku tortu.

Jakiś czas później znów każdy poszedł w swoje strony, za to Megumi i Sukuna stali podejrzanie blisko kobiety z dzieckiem. Niemowlak spojrzał z wielką uwagą na szatyna, a ten chcąc nie chcąc zauważył to dziecięce spojrzenie i sam zerknął kątem oka. Ale wtedy dziecko zaśmiało się, wyciągając rączki w stronę chłopaka, co nieco rozśmieszyło Megumiego. Matka małego próbowała go przekonywać, że nie wolno tak po prostu chodzić do innych ludzi, ale o dziwo Ryomen się zgodził wziąć dzidzię na ręce, czym zaskoczył samego Fushiguro. Również zaskoczona kobieta mimo wszystko dla dobra dziecka oddała je pod opiekę młodszego, a wtedy ten na wszelki wypadek usiadł z nim gdzieś na małej sofie, a Megumi obok.

I tak dwójka zaczęła się zajmować dzidzią. Ta z radością patrzyła na nich, reagując na każdy dotyk lub minę. Wyglądali tak przyjemnie, że aż niektórzy zaczęli im się przyglądać, między innymi Toji ze swoją żoną. Kobieta nieznacznie unosiła kąciki ust na widok pary, co brunet natychmiast wyłapał. Objął niższą od tyłu, a wtedy rzekł czule:

- Pasują do siebie...
- Co... - nagle oprzytomniała, patrząc speszona na mężczyznę przez ramię - Nie wiem...
- No przestań, przecież widzę...
- Sukuna potrafi być opiekuńczy...
- No... Dlatego go nie skreślaj... Może to pajac i idiota, ale nasz syn go kocha...
- No przecież go nie skreślam - zaśmiała się - Pozwoliłam mu z nami przyjechać i tak naprawdę cały czas przychodzi do nas...
- Cieszę się, że go akceptujesz - uśmiechnął się, składając krótki pocałunek na delikatnym policzku kobiety. Potem nagle zmienił temat, patrząc na bobasa w rękach szatyna - Może zrobimy sobie drugą dzidzię?
- Co? - zaśmiała się ponownie - Przed chwilą nie chciałeś drugiego dziecka...
- Przemyślałem to... - spojrzał w bok.
- Wiesz przecież, że nie możemy...
- Widziałem modelki w ciąży, a ty byłabyś najpiękniejszą z nich...
- Toji... - pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem - Kiedy dowiedziałeś się o mojej pierwszej ciąży, przepadłeś na trzy dni...
- Panikowałem! To była niespodzianka dla mnie...
- Chcesz drugiego dziecka, żebym z tobą została, prawda? - nagle spojrzała na niego, przekonana o swojej racji.
- Nie! - oburzył się - Chcę drugiego dziecka, bo Megumi jest już prawie dorosły i mnie nie potrzebuje...
- Od kiedy jesteś taki rodzinny, co?
- Przecież wiesz, że nasza rodzina jest dla mnie najważniejsza... Gdyby pojawił się w niej ktoś nowy, byłoby całkiem zabawnie... - zaśmiał się.
- Jesteś niepoważny... - pokręciła głową, odwzajemniając lekki śmiech.

Nagle niemowlak na rękach Sukuny zwymiotował prosto na koszulę chłopaka, na co ten ledwo powstrzymał krzyk, nie chcąc wystraszyć dzidzi. Mimo to ta zaraz zaczęła płakać, a zszokowany szatyn nie wiedział co ma ze sobą zrobić... Na szczęście matka szybko zabrała dziecko, a wtedy piłkarz czym prędzej pobiegł z Megumim do łazienki, prawdopodobnie, żeby przeprać ubranie.

Tymczasem mama Megumiego poszła z kimś tam porozmawiać, a pan Fushiguro został sam. Jednak nie na długo. Zdążył jedynie usiąść i odetchnąć, kiedy nagle podszedł do niego mały chłopiec i spytał swoim dziecięcym głosem:

- Wujku, pójdziesz ze mną siku?
- Ech... - westchnął cicho, po czym wstał, łapiąc dziecko za rękę - Chodź...

Ciemnowłosy chłopiec złapał mocno znacznie większą dłoń mężczyzny, a w jego wielkich oczach tańczył zachwyt i podziw, wszak Toji to był jego ulubiony wujek i prawie jak super bohater...

Dwójka powoli szła w kierunku łazienki, a, gdy już tam podeszli, zauważyli otwarte drzwi od niej. Wtedy chłopiec oznajmił z powagą:

- Wujku, tam ktoś jest!
- To tylko Megumi i jego chło... - zawahał się, nie chcąc mieszać dziecku w głowie. Wprawdzie uwielbiał niszczyć idealny obraz Zeninów, ale chłopiec niczemu nie był winny - Megumi i jego przyjaciel... Wstydzisz się i poczekamy aż wyjdą?
- Nie wytrzymam, wujku... - mówił z tą swoją niewinnością.
- To wchodzimy teraz?

Chłopiec niepewnie pokiwał głową, po czym obydwaj weszli do łazienki, a poprzednio Toji jeszcze zapukał jak najgłośniej, wiedząc, że parę można zastać w najróżniejszym momencie. A chciał tego zaoszczędzić kuzynowi swojego syna...

Megumi i Sukuna tylko zerknęli na dwójkę, po czym kontynuowali próbę odratowania koszuli. Za to chłopiec najniewinniej na świecie po prostu ściągnął spodnie i majtki, po czym z małą pomocą starszego wspiął się na ubikację. Toji w tym czasie wzdychał cicho, próbując zachować cierpliwość w stosunku do dziecka. Nie to, że mu przeszkadzała pomoc młodszemu, ale nie chciało mu się tam siedzieć ogólnie, w sensie na tym rodzinnym spotkaniu.

Czas mijał, a chłopiec powoli, z przerwami załatwiał swoją pierwszą potrzebę, kiedy nagle spojrzał na bruneta i spytał z dziecięcym zdumieniem:

- Wujku, a wiesz, że chłopcy mają siusiaka?
- Tak, wiem... - odpowiedział Toji ze spokojem.
- I ty też masz?
- Tak.
- A Megumi i jego kolega? - wskazał palcem na zaskoczoną dwójkę.
- Niektórzy to mogliby nie mieć... - rzekł pod nosem, po czym dodał już głośno - A to chłopcy czy dziewczynki?
- Chłopcy! - odpowiedział dumnie.
- No właśnie...
- A dziewczynki nie mają siusiaka? - jeszcze bardziej spojrzał z ciekawością na mężczyznę.
- No nie mają... - westchnął, czując wewnętrzny stres. Mimo, że powinien, to wciąż nie wiedział, jak rozmawiać z dzieckiem na temat różnic płciowych, a przecież to nie było nic takiego. Miał to szczęście, że jego własny syn szybko rozumiał wiele rzeczy i nie oczekiwał głębszego tłumaczenia.
- A dlaczego? - nagle odezwał się sam Megumi z podstępnym uśmiechem, chcąc się zemścić za poprzedni tekst.

Toji spojrzał na niego z wyrzutem, już szykując na bruneta coś gorszego niż jakiś tam tygodniowy celibat... Ale zaraz chłopiec powtórzył pytanie, co już totalnie sparaliżowało mężczyznę. Posłał młodszemu lekki uśmiech, a po chwili zastanowienia odpowiedział:

- Dlatego, żeby można było odróżnić dziewczynki od chłopców. Chłopcy mają siusiaka, a dziewczynki nie...
- Ktoś im obciął! - zaczął się śmiać.
- Ta... - odpowiedział skołowany, przesuwając dłoń po karku.
***

Po imprezie, a dokładnie tuż przed pierwszą, cała czwórka wróciła bezpiecznie pod dom Fushiguro, gdzie pierwsza wysiadła mama Megumiego i szybko pobiegła do domu. Potem wyszła pozostała trójka. Toji już miał także wracać, kiedy rzekł jeszcze:

- Nie żegnajcie się zbyt długo i bez żadnych krzywych akcji, jasne?

Megumi zmarszczył brwi i spojrzał na ojca z oburzeniem, ale ten jedynie jeszcze pokazał im palec, oznajmując, że mają być grzeczni, po czym poszedł do domu.

Dwójka tylko czekała aż mężczyzna zniknie za drzwiami, a wtedy brunet natychmiast wtulił się mocno w Sukunę, na co ten tylko wzmocnił uścisk, układając dłonie na głowie i plecach młodszego. 

- Dziękuję, że byłeś tam ze mną... - wyszeptał Megumi ciepło, wdychając zapach starszego na zapas.
- To ja dziękuję, że mnie zabraliście ze sobą...
- Nie nudziłeś się za bardzo?
- Hm... Pomyślmy... - zaczął wymieniać z uśmiechem - Było tam dobre żarcie, ładne widoki, ludzie ujdą, ale przede wszystkim miałem przy sobie swojego małego szczeniaczka. Co mogło być nie tak...
- Byli trochę niemili dla ciebie... - burknął smutno.
- Naprawdę? Nie zauważyłem...
- Sukuna... - spojrzał mu w twarz poważnie.
- Hm?
- Chciałbym cię pocałować, ale wiem, że mój ojciec gdzieś tam się czai przy oknach i nas podgląda... Krępuje mnie to.
- W samochodzie możemy zrobić więcej... - uśmiechnął się wymownie.

Po czym chwycił czule dłoń młodszego i razem zawędrowali prosto do auta Sukuny na tylne siedzenia, gdzie niemal od razu rozpoczęli pocałunek, ale ten o dziwo był dość spokojny. Przy czym Megumi delikatnie sunął dłońmi po ciepłych policzkach starszego, a ten trzymał rękę przy szyi młodszego. Przez chwilę prowadzili ciepły pocałunek, aż wreszcie skończyli. Brunet przylgnął policzkiem do torsu piłkarza, za to ten wsunął palce gdzieś we włosy ukochanego i tak zaczęli odpoczywać po dniu pełnym wrażeń.

- Muszę zaraz wrócić do domu... - nagle rzekł Megumi - Nie chcę... Chcę zostać z tobą.
- Możesz wrócić do mojego domu, szczeniaczku - śmiał się - Mam wygodne łóżko, dużą lodówkę... Nie zginiesz ze mną. Nie no, Megumi, poważnie... Ten dzień tak szybko minął, a my nawet nie mieliśmy za bardzo czasu ze sobą pobyć... Tyle co rano u ciebie w pokoju, ale twój stary ciągle przychodził i pierdolił o czymś...
- Zachowuje się tak, jakby chciał zapobiec mojej nastoletniej ciąży... - westchnął brunet.
- Wyobraź sobie, co by było, gdybyś faktycznie był dziewczyną... - zaśmiał się.
- Zamknąłby mnie w jakiejś wieży i nie wypuszczał nawet do szkoły...
- A wtedy zakradłby się tam łobuz Sukuna i zrobił dziecko tej ślicznej królewnie...
- Najpierw musiałby ją wziąć sobie za żonę - Megumi zmarszczył brwi.
- Dobrze, najpierw ślub, potem ruchanie i ciąża - uśmiechnął się, po czym zbliżył usta do skroni młodszego, którą delikatnie pocałował i wyszeptał - Kocham cię, Megumi...
- A ja ciebie, Sukuna... - ten z kolei objął żuchwę starszego, po czym złożył na jego ustach krótki pocałunek - Bardzo mocno...

Niedługo potem do Megumiego zadzwonił Toji, który kazał mu wracać na chatę, bo coś na długo siedzi w samochodzie Sukuny, sugerując, że chyba posunęli się za daleko. Tymczasem brunet tylko siedział spokojnie z szatynem, chcąc z nim pobyć sam na sam, nie robiąc zupełnie nic... Mimo to oburzony Fushiguro szybko pożegnał się z ukochanym, po czym wyszedł z auta i od razu popędził do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro