Czarna kawa i ból głowy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O godzinie ósmej dwadzieścia w kuchni Longbottoma zaczęły się przygotowania do śniadania. Ledwo żywy pan domu próbował za wszelką cene zrobić sobie kawę, jednak jego stan dość mocno mu to utrudniał. Potter mający okropną potrzebę zapalenia skierował się do salonu, aby wyjść na dwór. Tam zastał swoich najlepszych przyjaciół w dość dwuznacznej pozycji.

— Uznam, że się tak narąbaliście, że nie byliście w stanie wejść na górę — wtulony w Lupina Black odmruknął coś niezrozumiale i bardziej nakrył się kocem. — Chyba, że ja o czymś nie wiem.

Syriusz uniósł prawą rękę pokazując przyjacielowi środkowy palec. Jednak po kilku minutach postanowił usiąść i leniwie się przeciągnąć.

— Jedyne czego pragnę to teraz zapalić.

— Prawidłowo.

Chłopcy wyszli na taras aby zapalić upragnione papierosy. 

— Widziałeś Petera? — Potter usiadł na najbliższym krześle nie będąc w stanie dłużej ustać.

— Wydawało mi się, że zasnał gdzieś na dworze. — Black odpalił papierosa, rozkoszując się smakiem tytoniu.

— Nie ma go nigdzie, może już wyszedł.

— Glizdogon? Tak bez pożegnania? To raczej niemożliwe. —  Black mocno się zaciągnał i odrazu wypuścił z płuc biały dym.

— Mówił, że ma coś do załatwienia. Ma się z kimś spotkać czy jakoś tak.

— Nie sądzisz, że to dziwne? Ciągle gdzieś znika. — Syriusz, który, był nałogowym palaczem odpalił kolejnego papierosa.

— Może kogoś ma ? Chociaż to by było niemożliwe, bo podoba mu się Mary. — James poprawił wiecznie spadające mu okulary. — Nie palisz tego za dużo?

— Odezwało się niewiniątko. — Syriusz podszedł do Pottera, aby zwichrzyć mu włosy.

Ta czynność była już dla nich tak normalna, że James nie zwracał na nią uwagi. Odkąd Syriusz u niego zamieszkał ich więź stała się jeszcze mocniejsza. Potter i Black byli jak prawdziwi bracia. Rodzice okularnika traktowali chłopców tak, jakby obaj byli ich synami. Syriusz czasem w żartach mówił, że nazywa się Potter. James zawsze wiedział w tych momentach, że Łapa nie żartuje i traktuje jego dom jak swój. Rogaczowi w żaden sposób to nie przeszkadzało, gdyż zawsze chciał mieć brata.

— Po prostu tak mówię. Myślę, że Lunatyk tego nie lubi.

— Co ma do tego Remmy?

Rozmowę chłopców przerwał rozbawiony Frank.

— Chłopaki chodźcie! Nasze ukochane panie przygotowały nam śniadanie.

W kuchni panował lekki tłok. Każda z dziewcząt wyglądała dobrze w porównaniu do męskiej części imprezy. Frank choć cały czas się uśmiechał, tak naprawdę był okropnie zmęczony. James i Syriusz po porannym paleniu poczuli się o wiele lepiej, a Remus nawet nie wysilał się, aby ukrywać swoje zmęczenie. Gideon, który jako jedyny wyglądał przyzwoicie, zawzięcie prowadził rozmowę z Dorcas.

— Nasze kochane anioły. — James ucałował ręke Lily, która lekko się uśmiechnęła. —  Jesteście naszym zbawieniem.

— Jak wy to robicie co? Zawsze wyglądacie kolejnego dnia jak nowo narodzone.

—  Sekret. — Alice podeszła do Franka całując go w czoło. — Jedzmy bo zaraz wszystko wystygnie.

Każdy usiadł przy stole zabierając się za jedzenie. Syriusz zajął miejsce koło Remusa, który tylko patrzył na pusty talerz.

— Jak się czujesz?

— Dobij mnie.

— Ktoś tu chyba ma kaca. — Syriusz lekko popchnał Lupina, a ten się lekko uśmiechnął. — Powinieneś jeść, zwłaszcza ty.

— Nie mam ochoty — jedyną rzeczą którą szatyn był w obecnym stanie zrobić, było napicie się kawy. Zdecydowanie wolał czekoladę, ale Longbottom jej niestety nie posiadał.

— Bo zaraz cię sam nakarmię.

— Zakochani co tam szepczecie? — Gideon jak zawsze potrafił doprowadzić do niezręcznej sytuacji.

— Nie jesteśmy zakochani — szatyn spojrzał na Prewetta który mu puścił oczko.

— Ja bym nie narzekał. — Black za to został obdarzony uśmiechem Dorcas.

Remus przypomniał sobie ich wczorajszy moment. To co zrobili było winą alkoholu i przypadku. Lupin miał ogromną nadzieję, że Syriusz nie pamięta ich zbliżenia. Black dość szybkko usnął, więc istniała możliwość, że nawet nie wiedział co się działo.

Całe rozmyślanie Lunatyka, przerwała ręka Syriusza znajdująca się na jego udzie.

— Co ty robisz? — szepnął Remus, nie patrząc na chłopaka obok.

— Nic. Opieram ręke, bo tak mi wygodnie. — Black zaczął powoli gładzić nogę swojego przyjaciela.

— Przestań.

— Jedz.

Remus nie chcąc, aby ktokolwiek zauważył jego zaczerwienioną twarz, zaczął nakładać na swój talerz jedzenie. Syriusz dobrze pamiętał co się wczoraj działo i celowo prowokował Lupina. Robił to samo co na piątym roku podczas imprezy z okazji wygranej Pucharu Domów. To był pierwszy raz kiedy Remus postanowił się napić i obiecał sobie, że będzie ostatni. Jednak jak zwykle nie wyszło. Lupin zbyt się wtedy upił i zamiast pocałować Marlene, pocałował Syriusza. Ten wypomniał mu to za każdym razem. Zresztą robił to do dziś.

— Widzieliście gdzieś Petera? — James kończąc już śniadanie spojrzał na wszystkich zebranych przy stole.

— Nie był na dworze? — Frank, który już skończył swój posiłek, podszedł do okna szukając wzrokiem Petera.

— On nie zostałby na śniadanie? Kto jak kto, ale on? — Dorcas, która osobiście nie przepadała za Pettigriew jak zwykle lekko go ośmieszała.

— Dor...

— Lily, Dorcas ma rację Peter zostałby chociaż na śniadanie. — Gideon, który od dłuższego czasu okazywał dość dużo zainteresowanie pannie Meadows i nie mógł jej nie poprzeć.

Huncwoci mimo, że byli grupą, dość mocno się różnili. Jedynie James i Syriusz byli praktycznie jak bliźniacy, ale jak ktoś ich poznał bliżej to mógł zauważyć miedzy nimi różnice. Wśród znanym wszystkim kwartecie, panowała widoczna hierarchia. Główne miejsce zajmował Rogacz i Łapa, dzięki swoim żartom, charakterom, a także nie oszukując —wyglądowi. Widoczna również była pozycja Lunatyka, który zdecydowanie zajmował wyższe miejsce niż Glizdogon. Był on dość nieśmiały, ale napewno nie najcichszy w grupie. Remus jak chciał to potrafił komuś dopiec, a także głośno wyrazić swoje zdanie, czego w przeciwieństwie nie potrafił zrobić Peter. Najmniej widoczny chłopak, za wszelką cenę próbował być jak James, co mu kompletnie nie wychodziło. Pozostała trójka zawsze starała się mu udowodnić, że on sam ma dobre cechy i nie musi nikogo udawać. Jednak Pettegriew i tak zawsze wolał być na siłę ,,fajnym".

— Może musiał wcześnie wrócić do domu. — Alice zaczęła się trochę martwić.

— Peter? On nie lubi siedzieć w domu. — Syriusz nie bardzo rozumiał, gdzie jest ich czwarty Huncwot i nieudolnie szukał rozwiązania.

— A ty co sądzisz Remus?

Lupin podniósł głowę znad talerza. Z ciężkim sercem musiał przyznać, że nie bardzo go obchodziło o czym mówili jego przyjaciele. W głowie miał okropny szum i czuł jak go mdli. Picie alkoholu przed pełnią zdecydowanie nie było mądrą decyzją. W dodatku poił się czarną kawą. Nie bardzo rozumiał jak ludzie mogą to pić. Gorzki posmak powodował u niego jeszcze większe mdłości. Teraz kiedy każdy nie niego patrzył, skupiał się tylko na tym, aby nie zwymiotować.

— Nie mam pojęcia.

— Remus wszystko dobrze? — Lily podeszła do chłopaka, kładąca mu rękę na czole. — Jesteś rozpalony.

— Wszystko w porządku — rudowłosa nie bardzo uwierzyła słowom przyjaciela. — Naprawdę. — Syriusz spojrzał na niego z takim samym niedowierzaniem jak Lily. — Serio.

Lupin nienawidził jak ktoś go pytał czy wszystko w porządku i się o niego martwił. Wolał już żeby nikt się tym nie interesował, niż koło niego chodził i sprawdzał czy czuje się dobrze.

— Chodź, pójdziesz ze mną sprawdzić czy nie ma Petera w altanie. — Frank zaciągnął Remusa na taras i dał mu szklankę wody.

— Dzięki — szatyn po napiciu się wody, poczuł jak znika okropny smak kawy.

— Widzę, że ledwo żyjesz. — Longbottom który również nie wyglądał najlepiej zajął miejsce na krześle obok Lupina. — Nie wiem gdzie Peter i nie mam siły go szukać. Napewno miał jakiś ważny powód, żeby wyjść wcześniej.

Po wyjściu obu chłopców z kuchni, można było dalej usłyszeć toczącą się rozmowę.

— Może już nas nie lubi? — Potter zaczął kręcić widelcem w talerzu.

— Dosyć! Przestańcie już o nim gadać. Wróci i powie. — Dorcas która nie była w stanie więcej słuchać ich rozmyślań, w końcu wybuchła, wszystkich automatycznie uciszając.

— Dor ma racje. — Syriusz wstał od stołu, zasuwają za sobą krzesło.

Reszta podążyła w jego ślady i wspólnie zaczęła sprzątać. Nikt z nich nie był jednak świadomy, jak bardzo poważne było zniknięcie Petera i do czego potem doprowadzi.

[ Kolejny rozdział za tydzień; Wleciał też kolejny rozdział Wolfstara. ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro