Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Myślisz, że Albus będzie miał nam za złe, że zabraliśmy Harry'ego ze sobą?

Syriusz zwrócił się do Remusa, co chwilę zerkając na swojego chrześniaka, który wyraźnie ucieszony szedł zaraz za nimi. Gryfon nie skupiał się na rozmowie dwóch Huncwotów, bardziej był zajęty oglądaniem pustych korytarzy zamku. Poraz pierwszy był w Hogwarcie podczas wakacji i był szczerze zainteresowany tym jak wygląda Hogwart w czasie przerwy letniej.

- Wątpię. - odparł Lupin. - Może co najwyżej być zaskoczony... i lekko zdenerwowany tym, że go nie poinformowaliśmy. - dodał krzywiąc się nieznacznie.

- Wiem, że nie jestem najodpowiedzialniejszym człowiekiem na świecie, ale nie potrafiłem mu odmówić. - wytłumaczył, patrząc na nastolatka z bezgraniczną miłością. - Nie chciałem mu odbierać tej radości. On i Suzanne nie widują się za często, a Weasley'owie już byli na Pokątnej.

- Syriuszu, wiesz dobrze, że Harry'emu nie wolno opuszczać Kwatery. - przypomniał mu. - I to z twojej winy. - zaznaczył, patrząc na mężczyznę z niezadowoleniem.

- Nie wiedziałem, że nie radził sobie z oklumencją. Smarkerus nic nam nie mówił o jego postępach. - zauważył Black, wyraźnie się spinając na wspomnienie nauczyciela eliksirów. - Bitwa w Departamencie Tajemnic była wypadkiem, do którego by nie doszło gdyby Harry wiedział o wszystkim.

- Syriuszu...

- Remusie, wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie.

- Poleciałeś za Glizdogonem zamiast skupić się na ochronie swojego chrześniaka! - skarcił go szeptem zdenerwowany Lupin. - Mówiłeś, że ci na nim zależy, a zamiast go ratować skupiłeś się na pomszczeniu śmierci James'a i Lily.

- Wiedziałem, że da sobie radę. - powiedział równie wkurzony. - Poza tym, ty tam byłeś.

- Tak, zajęty walką z trzema Śmierciożercami. - przypomniał mu z wyrzutem. - Harry poleciał zaraz za tobą. Gdyby Moody go nie złapał, oberwał by tak jak ty.

- Ale nic mu się nie stało. Za to Knot zauważył Petera i dzięki temu teraz stoję tu przed tobą jako wolny człowiek. - powiedział Łapa pusząc się przy tym niemiłosiernie.

- Ale Glizdogon dalej jest na wolności.

Cała duma Blacka ulotniła się z ostatnimi słowami Lupina. Remus uśmiechnął się złośliwie, po czym zwrócił się w kierunku młodego Gryfona.

- Harry... - chłopak przeniósł spojrzenie swoich zielonych oczu na byłego nauczyciela. - ...będę wdzięczny jeśli nie będziesz sprawiał problemów. Wiem, że zazwyczaj sam, razem z Ronem i Hermioną robicie zakupy, ale nalegam, żebyś dzisiaj trzymał się blisko nas, szczególnie, że ostatnio na ulicy Pokątnej nie jest bezpiecznie. Mam nadzieję, że rozumiesz?

- Jasne. - odparł, uśmiechając się z wymuszeniem.

- Nie przejmuj się tym sztywniakiem, Szczeniaku. - powiedział z szelmowskim uśmiechem Syriusz. Jednak widząc karcące spojrzenie Remusa lekko się skulił, po czym dodał szeptem, starając się by Lupin go nie usłyszał. - Postaram się go zająć by dać Wam trochę prywatności. - mrugnął do czarnowłosego porozumiewawczo.

- Nawet się nie waż, Łapo! - zawołał zdenerwowany wilkołak.

Black taktownie go zignorował i sprawnie wyminął, po czym podał hasło do strzeżącego przejścia gargulca. Po chwili całą trójką weszli po schodach wprost do gabinetu dyrektora. Na swoim miejscu zasiadał Dumbledore, jak zwykle zajęty papierkową robotą. Słysząc skrzypnięcie zardzewiałych zawiasów podniósł wzrok i uśmiechnął się delikatnie na widok dwójki czarodziejów.

- Och! Cieszę się chłopcy, że już jesteście. Suzanne powinna zaraz... - przerwał na chwilę, dostrzegając, że dwójka Huncwotów nie przybyła sama. - Miło mi cię widzieć, Harry. Nie sądziłem jednak, że zobaczymy się przed rozpoczęciem roku szkolnego. - stwierdził mierząc Syriusza wzrokiem, ten lekko się skulił przez co na ustach Remusa ukazał się lekki, złośliwy uśmiech.

- Ja też nie myślałem, że dane nam będzie się zobaczyć, profesorze Dumbledore. - powiedział delikatnie rozbawiony. - Mam nadzieję, że to nie problem, żebym wybrał się na Pokątną razem z Suzanne.

- Nie masz się czym martwić, Harry. - dodał uśmiechnięty. - Myślę, że dobrze ci zrobi taka mała wycieczka. - po chwili spoważniał i przejechał wzrokiem po gościach. - Ale gdzie moje maniery. Cytrynowego dropsa? - zapytał wyciągając w ich stronę opakowanie z cukierkami.

Zanim którekolwiek z nich zdążyło odmówić, drzwi ponownie skrzypnęły, a w gabinecie pojawiła się wyczekiwana przez wszystkich nastolatka.

- Dobrze, że już jesteś! - zawołał z ulgą Syriusz.

Suzanne spojrzała na niego lekko zaskoczona, jednak widząc wyciągnięty w stronę gości opakowanie z cukierkami uśmiechnęła się rozumiejąc entuzjazm Blacka.

- Mam nadzieję, że nie czekaliście za długo. - powiedziała rozglądając się po zebranych. - O! Cześć, Harry.

- Cześć. - odparł jej rozbawiony chłopak. - I spokojnie. Dopiero przyszliśmy.

- Skoro wszyscy już wszystko wiemy, to może już wypadało by wybrać się na zakupy zanim zastanie nas zmrok. - zauważył Remus, spoglądając za okno, po czym zwrócił swój wzrok do pary nastolatków. - No to co? Do kominka.

Suzanne i Harry podeszli w stronę paleniska, gdzie wirował mały płomień. Blondynka wyciągnęła dłoń w stronę małego dzbanka, w którym znajdował się szary, błyszczący proszek. Wzięła garść proszku Fiuu i podała naczynie zielonookiemu. Chłopak poszedł w jej ślady, a następnie wskazał dłonią na kominek w zapraszającym geście.

- Panie przodem. - powiedział z zawadiackim uśmiechem.

- Ale z ciebie dżentelmen. - fuknęła i rzuciła proszek w ogień. - Na Pokątną!

Weszła w zielony płomień, poczuła delikatny powiew ciepłego powietrza, zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła znalazła się w ciemnym barze. Przesunęła się na bok w idealnym momencie, bo zaraz po niej z kominka wyszedł Harry, a za nim Remus i na końcu Syriusz. Czarnowłosy nastolatek był całkiem blady.

- Jak rozumiem za podróżowaniem kominkiem, też nie przepadasz. - stwierdziła.

- Za pierwszym razem wylądowałem na Nokturnie. Zakrztusiłem się popiołem. - wyjaśnił zawstydzony. - Nie mam dobrych wspomnień z tym środkiem transportu.

- Wszyscy jesteśmy? - zapytał Black, otrzepuje się z sadzy. - To świetnie. Przejdziemy na zaplecze, a stamtąd... Och, witaj Tom.

- Syriusz. Witaj, jak się czujesz? - przywitał go barman, uśmiechając się.

- Całkiem dobrze, a jak ci się interes kręci?

- Nie jest najgorzej, raz jest więcej, raz mniej klientów. Tak jak było zawsze, nie wiele się zmieniło. Ale co ty tu robisz? Czyżbyś cieszył się wolnością? - zagadał ze szczerą radością.

- Można tak powiedzieć. - odparł zadowolony. - Jestem tu w sprawach Hogwartu. Pomagam Harry'emu i tej młodej damie w zakupach. - wytłumaczył wskazując dłonią na dwójkę uczniów.

- Dzień dobry. - przywitali się zgodnie.

- Witam, panie Potter. I panią także, panienko. - odparł przyglądając się Suzanne z ciekawością. - Przepraszam, za swoją śmiałość panienko, ale chyba się wcześniej nie poznaliśmy.

- Byłabym szczerze zaskoczona, gdyby tak było. - powiedział uprzejmie. - Jestem tu pierwszy raz.

- W takim razie, liczę, że jeszcze dane nam będzie się spotkać, panno...

- Dumbledore. - dokończyła za barmana nastolatka, uśmiechając się z satysfakcją, na widok zdziwienia na twarzy mężczyzny.

- No dobrze. Chodźmy już na te zakupy, bo nigdy nie wrócimy do zamku. - wtrącił Remus.

- Ach tak, rozumiem wasz pośpiech. W takim razie życzę państwu miłego dnia... - schylił głowę z szacunkiem. - Panie Black, Panie Lupin, Panie Potter, Panno... Dumbledore.

- Do widzenia.

Wszyscy czworo ruszyli w stronę zaplecza odprowadzani przez czujny wzrok właściciela lokalu. Wyszli na tyłach baru, gdzie znajdowało się małe podwórko. Pod ścianą stały kubły na śmieci, a w rogu, z ziemi wyrastały chwasty. Lupin wyciągnął różdżkę i podszedł w stronę ceglanego muru. Zaczął wskazywać końcem różdżki poszczególne cegły, a te zaczęły zmieniać swoje położenie. Po chwili, po ścianie nie było śladu. Zamiast niej ukazało im się przejście na zatłoczoną ulicę.

- No to tak już oficjalnie. - zaczął Syriusz zwracając na siebie uwagę zebranych. - Witaj, Suzanne, na ulicy Pokątnej.

Blondynkę zatkało. Wszędzie było pełno ludzi. Przed sklepami stały kociołki, klatki z ptakami i innymi zwierzętami, a gdzieś mignęło jej akwarium z druzgotkiem i doniczki z kłaposkrzeczkami, które wylegiwały się z zadowoleniem na słońcu. Ale nie tylko one przyciągnęły wzrok Suzanne. Witryny sklepowe także robiły wrażenie. Na wystawach znajdowały się przeróżne urządzenie, składniki do eliksirów, a w sklepie ze sprzętem do quidditcha dostrzegła jakąś nowo wydaną miotłę i strój do gry. Ulica wydawała się zacofana o parę wieków, tak jak i cała magiczna Brytania, wszystko tu aż krzyczało ŚREDNIOWIECZE. Jednak niebieskooka nie mogła ukryć swojego zachwytu tym miejscem, zwiedziła niemały kawałek świata, ale żadna lokalizacja do tej pory nie wydawało jej się tak normalna, co samo w sobie było dziwne.

- Tu jest... niesamowicie. - tylko tyle była w stanie powiedzieć.

- Cieszę się, że ci się podoba. To dokąd najpierw, Mała? - zapytał Syriusz, wyrywając tym dziewczynę z zachwytu.

- Na początku wypadało by się wybrać do Gringotta. - zauważył rozsądnie Remus.

- A od kiedy ty jesteś "Mała"? - mruknął zaczepnie Łapa. Lunatyk zmierzył go groźnym wzorkiem i czarnowłosy mężczyzna odpuścił. - Niech będzie. Masz rację, najpierw musimy wypłacić potrzebne środki. Masz klucz do skrytki Suzanne?

- Mam.

- Moja skrytka? - zapytała zdziwiona dziewczyna.

- Tak, po rodzicach. - wytłumaczył Black. - Wszystko co znajduje się wewnątrz jest Twoje. - zakończył gdy stanęli przed schodami banku.

Dziewczyna przyglądała się dokładnie wielkiemu, białemu budynkowi. Gdy weszli do środka jej oczom ukazało się długie wyłożone marmurem pomieszczenie, gdzie po obu jego stronach, w dużych, drewnianych ławach siedziały gobliny. Oświetlały je kilka kryształowych żyrandoli, gdzieś w tle Suzanne zdołała dostrzec straż w lśniących zbrojach. Zatrzymali się dopiero przed jednym bankierem, który znajdował się na środku i stał na podwyższeniu.

- Pani Suzanne Dumbledore chciała by wypłacić pieniądze ze swojej skrytki. - zwrócił się do goblina Remus. Stworzenie spojrzało na nich leniwie, dokładnie przyjrzało się przybyłym, a kiedy jego wzrok padł na nastolatkę, uśmiechnął się krzywo.

- Której? - zapytało stworzenie.

- 417.

Goblin ostatni raz spojrzał na dziewczynę i jej towarzyszy. Przywołał innego pracownika banku, który wyprowadził ich z pomieszczenia. Stworzenie poprowadziło ich przez skalne korytarze w stronę wagonika do którego kazał im wsiąść. Po zapytaniu o miejsce docelowe ruszyli w drogę. Jechali niezwykle szybko. Na niektórych zakrętach Suzanne czuła, że za chwilę zwróci śniadanie. Chwilę potem zatrzymali się w odpowiednim miejscu. Goblin zabrał kluczyk od Remusa i otworzył skrytkę. Była dość duża, wypełniona złotem aż po sam sufit, jednak uwagę dziewczyny zwróciły stare księgi i woluminy, których było całkiem sporo, zajmowały one większą część skrytki. Syriusz schował trochę galeonów, sykli i knutów do sakiewki i podał je nastolatce. Po wyjściu ze skrytki poprosili goblina o zawiezienie ich do krypty Harry'ego, żeby i on zabrał środki na zakupy szkole. Gdy już dokonali wypłaty udali się w drogę powrotną. Jak tylko opuścili bank głowę dziewczyny zaczęła zaprzątać jedna myśl.

- Mogę zadać Wam jedno pytanie?

- Pytaj śmiało. - odparł Black.

- Dlaczego goblin zapytał nas o którą skrytkę chodzi? - spytała. - Rzadko się zdarza, żeby rodzinie przypadała więcej niż jedna. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

- Racja. - stwierdził Harry, który jak do tej pory był wyjątkowo milczący. - Jest to raczej niewygodne.

- Widzicie, wiele rodzin czystej krwi ma swoje krypty rodowe. W ten sposób Mała, masz trochę więcej skrytek. - zaczął tłumaczyć Lupin. - Nie tylko po rodzicach. W twoim posiadaniu są skrytki rodowe Dumbledore'ów, Morningstar'ów i zapewne innych przodków, które Ci przysługują przez twoje pochodzenie. Niektóre zapewne należą do tych najlepiej chronionych.

- Ma to teraz więcej sensu. - przyznał młody Potter.

- Nie da się ukryć. - dodała dziewczyna. - No to gdzie teraz?

- Może zacznijmy od księgarni. - stwierdził Lunatyk.

W księgarni zakupiła "trochę" więcej pomocy naukowej, a w aptece oprócz standardowych składników dokupiła także, te potrzebne na silniejsze eliksiry. Przez następne kilka godzin Harry i Suzanne zaopatrywali się w potrzebne im wyposażenie do szkoły. Nastolatka była niesamowicie wdzięczna za pomoc kolegi, bo dzięki niemu udało jej się zakupić wszystko co mogło jej się przydać w Hogwarcie. Jako, że nie miała okazji być „standardowym" uczniem szkoły magii, pomoc Gryfona była nieoceniona. Tak samo jak wsparcie Syriusza i Remusa, którzy zwrócili uwagę, że oprócz rzeczy do szkoły może też potrzebować przedmiotów codziennego użytku. I mimo, że jej dziadkowie zadbali o to, żeby miała się w co ubrać to nie dało się ukryć, że brakowało tam kilku rzeczy. Dlatego u Madame Malkin, po dokładnej przymiarce oprócz szat szkolnych, zamówiła także kilka kompletów szat codziennych.

- To chyba już wszystko. - powiedział z ulgą Black. Nie dało się ukryć, że były to długie zakupy i wszyscy liczyli już na ich koniec. - Zostało nam coś jeszcze?

- Nie mam już tylko różdżka. - stwierdziła Suzanne po dokładnym sprawdzeniu listy.

- No to ciekawie się zapowiada. - odparł Łapa wymieniając się spojrzeniem z pozostałymi panami w towarzystwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro