Rozdział 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pierwszy raz od kilku dni Suzanne znalazła czas dla przyjaciół. Non stop była zajęta opracowywaniem planów. Jedna myśl nie dawała jej spokoju. A konkretnie chodziło o Horkruksy. Zauważyła, że Voldemort wybiera przedmioty wartościowe lub ważnego dla niego. Zastanawiała się, ile ich może być? Zniszczyli dwa, a nie wiadomo ile pozostało do odnalezienia. Tego dnia Kieł wraz z Rogaczem, Pers i Jackiem udali się do Pokoju Życzeń. Od kiedy odkryli swoje formy animagiczne intensywnie ćwiczyli przemianę. Złote Trio od dawna próbowało namówić Małą, żeby przyjrzała się ich postępom. Każdy z nich jest coraz bliżej swojej przemiany. Przy ostatniej próbie Harremu wyrosły rogi, Ron zyskał uszy i ogon, a Hermiona charakterystyczny płaski pyszczek i puchaty ogon. Nie długo powinni być w stanie przemienić się w pełni. Gdy byli na siódmym piętrze, Kieł przeszła 3 razy wzdłuż ściany i myślała intensywnie o konkretnym pomieszczeniu. Po wejściu do środka zastali dość ciemne pomieszczenie, które oświetlało tylko kilka świec. Na środku pomieszczenia znajdowały się cztery wygodne fotele.

- No dobrze, pokazujcie co tam Wam wyszło. - powiedziała Suzanne, gdy już usiedli wygodnie, jak na zawołanie, Drużyna Marzeń uzyskała najbardziej charakterystyczne cechy swojego zwierzęcia. - No, no, no. Nie źle. Skupcie się bardziej na zwizualizowaniu swojej formy, to powinno pomóc.

Po kilku godzinnym treningu wyczerpani doszczętnie Gryfoni zrobili sobie przerwę. Cała trójka była coraz bliżej pełnej przemiany. Suzanne wezwała jednego skrzata z kuchni i poprosiła o coś do picia. Po odpoczynku, jeszcze bardziej zmotywowani uczniowie próbowali się przemienić. Co ciekawe całej trójce się udało. Przed Suzanne siedział jeleń, kot i pies.

- Wspaniale! Udało się Wam. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Jeśli chcecie się odmienić pomyślcie o tym, jak dokładnie wyglądacie. - wytłumaczyła, a po chwili na fotelach znów siedzieli Huncwoci.

- Wow... to było takie... - zachwycał się Harry.

- Niezwykłe. - wtrącił Ron.

- Niesamowite. - dodała Herm.

- Ekscytujące. - mówił dalej Jackie.

- Satysfakcjonujące. - zakończyła Kieł i uśmiechnęła się do towarzyszy. - Teraz zostało tylko ćwiczyć, żeby sprawnie się przemieniać. Spróbujcie jeszcze raz. - po kolejnej godzinie bardzo owocnych ćwiczeń zaczęły nachodzić ich dziwne pomysły.

- Huncwoci. - powiedział po długiej ciszy Rogacz. - Mam pomysł.

Następnego dnia na śniadaniu było nadzwyczaj spokojnie. Nic nie wskazywało na to by miało dziać się coś niepokojącego. Wszyscy uczniowie w spokoju udali się na swoje lekcje. Tego dnia do szkoły zawitało kilku członków Zakonu, w tym Remus Lupin. Niczego niespodziewający się uczniowie i nauczyciele chodzili korytarzami dopóki coś nie zwróciło ich uwagi. Chodziło o dwa można by powiedzieć najzwyklejsze zwierzęta domowe, rudego kota i psa. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie zachowanie owych zwierząt. Oba zwierzaki wyglądały jakby kogoś szpiegowały. Jednak te myśli szybko uciekała z głów uczniów, no bo jak kot i pies jako szpiedzy. Przecież to śmieszne. Lecz nic bardziej mylnego. Kot gdy tylko wyłowił swoją ofiarę zniknął, podobnie jak pies.

Po swoje lekcji Syriusz chciał ruszyć na obiad, jednak coś zwróciło jego uwagę. Był to jeleń. Black miał tylko jedno skojarzenie z tym stworzeniem. Gdy tylko zwierzę zaczęło się oddalać, Łapa ruszył za nim.

Remus po wyjściu z gabinetu dyrektora trafił na coś dziwnego, a konkretnie na białego wilka polarnego. Lupin miał tylko jedno skojarzenie z tym stworzeniem. Gdy tylko zwierzę zaczęło się oddalać, Lunatyk ruszył za nim.

Obaj połknęli haczyk.

Wilk i jeleń poprowadziły Syriusz i Remusa wprost do Wielkiej Sali. Oba zwierzaki stanęły na środku pomieszczenia, jakby na coś czekając. Po chwili zjawił się jeszcze rudy kot perski i pies Jack Russell Terrier. Cała czwórka stała naprzeciw stołu prezydialnego. Nagle w całej sali rozległ się głośny huk, a nad stołem nauczycielskim zaczął się pojawiać bardzo widoczny napis.

"Panowie Jackie i Rogacz oraz Panie Kieł i Pers,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nowe pokolenie Huncwotów."

Gdy pojawił się już cały napis wystrzeliły fajerwerki, a na wszystkich w pomieszczeniu, z wyjątkiem Huncwotów wylał się kubeł zimnej wody. Black i Lupin stali jak spetryfikowani w drzwiach Wielkiej Sali. Spoglądali raz na napis, a raz na zwierzęta na środku pomieszczenia. Nie wiedzieli, jak zareagować. Jednak ktoś ich wyręczył.

- Panie Potter, Panie Weasley, Panno Granger i Panno Dumbledore! - krzyknęła McGonagall wywołując wszystkich z otępienia. Jeleń patrzył na nią zaciekawiony. - Do mojego gabinetu, już! - jednak Huncwoci nie zamierzali jej słuchać, przynajmniej w tej konkretnej chwili. Kieł zawyła, co było znakiem do odwrotu. Cała czwórka wybiegła z Wielkiej Sali nie zważając na krzyki za nimi. Pobiegli na błonia, stamtąd Suzanne pokierowała ich do Wierzby Bijącej. Używając tajnego przejścia znaleźli się we Wrzeszczącej Chacie. Gdy już zgodnie stwierdzili, że jest wystarczająco bezpiecznie odmienili się i od razu pokładali się ze śmiechu.

- Nie wierze, że na prawdę za nami poszli. - mówiła nie dowierzając Suza. - Byłam pewna, że nas zignorują i wmówią sobie, że to przywidzenia.

- Też tak myślałem. - przyznał Harry. - Są bardzo sentymentalni.

- Jak to Gryfoni. - dodał Ron. - Szczerze ich miny były po prostu piękne. - powiedział próbując odwzorować wyraz twarzy dawnych Huncwotów, a reszta zaczęła się śmiać jeszcze głośniej.

- Wiecie, że nas zabiją? - zapytała Miona. - Mamy przerąbane. Jeszcze McGonagall nas rozpoznała.

- Nie było trudno. - stwierdził Jackie, co wywołało kolejną salwę śmiechu.

- O nie... - powiedziała Kieł kiedy coś sobie przypomniała.

- Co się stało? - zapytał lekko zestresowany Rogacz.

- Poszłam z babcią na układ, że nie zrobimy żadnego kawału przez dwa tygodnie. - odpowiedziała z przestraszoną miną. - Mam przesrane. Teraz nie da mi żyć.

- Szczerze Ci współczuje siostrzyczko. - powiedział złośliwie.

- Nie ciesz się tak. Ty idziesz na dno ze mną, braciszku. - siedzieli w Chacie jeszcze godzinę, po czym wrócili do zamku gdzie od razu złapała ich McGonagall. Stanęło na miesięcznym szlabanie i utracie 50 punktów. Ale było warto.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro