Rozdział 64

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Dlaczego wydaje mi się, że nie będzie to dla mnie przyjemne? - mruknęła do siebie dziewczyna. Bliźniacy tylko uśmiechnęli się szeroko.

- Z naszych poufnych źródeł wiemy, że nasza droga Księż...

- Fred, - przerwała chłopakowi. - jeśli chcesz dożyć świtu, nie kończ.

- ... Suzanne jest uzdolniona artystycznie. - dokończył niepewnie.

- Podobno umie grać na wielu instrumentach. - dodał George. - Czy to prawda moja droga?

- Tak, ale co w związku z tym? - zapytała zaniepokojona. Bliźniacy natomiast uśmiechnęli się z zadowoleniem.

- Czy zechciałabyś zagrać nam coś? - zapytał Fred, albo George.

- Nie mam na czym. - odparła. Miała nadzieję, że dadzą jej spokój. Jak bardzo się myliła.

- Spokojnie, my to załatwimy. - powiedział jeden z rudzielców.

- Jaki instrument preferujesz? - zapytał drugi.

- Ach, - westchnęła zrezygnowana. - niech będzie fortepian.

Fred albo George, trudno stwierdzić który podszedł do stołu i zabrał z niego kieliszek. Położył go na środku pomieszczenia, po czym przetransmutował go w piękny, biały fortepian. Drugi bliźniak użyczył jej ramienia i zaprowadził dziewczynę do instrumentu.

- Wszystko w twoich rękach. - szepnął jej na ucho bodajże Fred.

Po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiewał wspaniały dźwięk fortepianu do którego dołączył głos Suzanne.

There was a time, I used to look into my father's eyes
In a happy home, I was a king I had a golden throne
Those days are gone, now the memories are on the wall
I hear the sounds from the places where I was born

Up on the hill across the blue lake
That's where I had my first heart break
I still remember how it all changed
My father said
Don't you worry, don't you worry child
See heaven's got a plan for you
Don't you worry, don't you worry now, yeah

Don't you worry, don't you worry child
See heaven's got a plan for you
Don't you worry, don't you worry now, yeah

There was a time, I met a girl of a different kind
We ruled the world,
Thought I'll never lose her out of sight
We were so young
I think of her now and then
I still hear the songs, reminding me of a friend

Up on the hill across the blue lake
That's where I had my first heart break
I still remember how it all changed
My father said
Don't you worry, don't you worry child
See heaven's got a plan for you
Don't you worry, don't you worry now, yeah

Ooh, ooh, ooh, ooh
Ooh, ooh, ooh, ooh
Ooh, ooh, ooh, ooh
See heaven's got a plan for you
Don't you worry, don't you worry child
See heaven's got a plan for you
Don't you worry, don't you worry now, yeah

Ooh, ooh, ooh, ooh
Ooh, ooh, ooh, ooh
Ooh, ooh, ooh, ooh, yeah*

Gdy już skończyła, jedyne co usłyszała to burza oklasków. Ukłoniła się i odeszła od instrumentu. Potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza. Do tej pory nie grała, ani nie śpiewała przed publicznością. Nie było źle, ale nie chciała tego ponownie przechodzić. Nieświadomie zaczęła oddalać się od Nory. Gdy już wyrwała się z rozmyśleń, zdała sobie sprawę, że jest gdzieś w lesie nieopodal domu Weasley' ów. Nagle usłyszała za sobą trzask gałęzi, obróciła się i stanęła oko w oko z Mistrzem Eliksirów. Czuła jak jego czarne tęczówki lustrują ją od góry do dołu. Po chwili poczuła wszechogarniający chłód, zaczęła dygotać z zimna. Snape podszedł do niej i zarzucił na jej ramiona swoją pelerynę.

- Nie powinnaś się oddalać, lepiej wracajmy. - powiedział, na co Suzanne skinęła głową. Gdy szli tak w ciszy do głowy wpadła jej jedna myśl.

- Panie profesorze, czy mogę o coś zapytać?

- Właśnie to zrobiłaś, ale proszę.

- Pamięta Pan co mi obiecał? - była szczerze tego ciekawa. Snape natomiast przystanął i spojrzał na dziewczynę.

- Oczywiście.

- Mógłby mi Pan o niej opowiedzieć? Proszę. - było to dla niej ważne, bardzo mało wiedziała o swojej mamie. Profesor Snape był jej przyjacielem, on znał ją najlepiej, miała wielką nadzieję, że się zgodzi.

- Niech będzie. - odparł i ruszył dalej, a Suzanne zaraz za nim. - Zanim poznałem twoją matkę, zaprzyjaźniłem się z Lily Evans, to było jeszcze przed Hogwartem. Gdy oboje dostaliśmy list ze szkoły zżyliśmy się jeszcze bardziej. Wspólnie dostaliśmy się na peron i staraliśmy się zająć wolny przedział. W końcu, po długich poszukiwaniach znaleźliśmy taki w którym była tylko jedna osoba. Dziewczyna siedziała spokojnie i czytała jakieś opasłe tomiszcze, zapytaliśmy jej czy możemy się dosiąść. Zgodziła się. Przedstawiliśmy się, a ona nam zawtórowała. Uwierz, gdy poznałem jej nazwisko byłem nieźle zdziwiony. Znaleźliśmy wspólne tematy do rozmów, interesowaliśmy się podobnymi rzeczami, była to bardzo miła podróż, ale tylko do czasu.

- Do czasu? - zapytała zaniepokojona.

- Pod koniec jazdy do naszego przedziału zajrzała piątka uczniów. James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew, no i Lucas Black. Dwaj pierwsi bardzo się narzucali, a Peter ich naśladował. Dwóch pozostałych siedziało cicho i tylko obserwowało. Gdy zabrali książkę Mari to stanąłem w jej obronie. Prawie doszło do bójki, ale twój ojciec i chrzestny załagodzili sytuację. Jeśli chodzi o Lucasa to nigdy nic do niego nie miałem, a on zawsze stawał po mojej stronie. Przyznam to dziwne, że przyjaźnił się z nimi nawet jeśli tak się stawiał. Wracając. Ja zostałem przydzielony do Slytherin' u, a one do Gryffindoru. Z Mari przyjaźniliśmy się aż do końca szkoły, potem kontakt nam się urwał. Z Lily pokłóciłem się w piątej klasie. Gdyby nie twoja matka stoczyłbym się już dawno, zawsze służyła mi radą. Po mojej kłótni z Lily opowiadała mi o niej, żebym wiedział czy wszystko z nią w porządku. Nie zdąrzyłem się z nią pogodzić. - powiedział, po czym spojrzał na Suzanne. - Nawet nie wiesz, jak bardzo ją przypominasz, tylko oczy macie inne. - Snape nie powiedział już nic więcej. Gryfonce to nie przeszkadzało, dowiedziała się dość dużo, jak na pierwszy raz. Chwilę później byli już w Norze. Weszli do środka i pierwsze co rzuciło im się w oczy to zegar, który wskazywał za pięć dwunastą. Wszyscy wyszli na zewnątrz, ponieważ bliźniacy obiecali im pokaz fajerwerków. Równo o północy wszystkie sztuczne ognie wystrzleiły tworząc spektakularny pokaz świateł.

Dopiero po północy rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Każdy odpadł w innym momencie. Harry podobno zasnął przy drugiej butelce Ognistej Whiskey, Ron niedługo po nim. Draco wytrzymał o dwie butelki dłużej, jednak dziewczyny przebiły ich. Może dlatego, że zaczęli od czegoś lekkiego, ale one padły po pięciu. Jedno jest pewne nikt nie pamięta dokładnie co się tam wydarzyło. Rano, jeśli w ogóle wstaną obudzą się z kacem stulecia.

*swedish house mafia: don't you worry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro