TOM 2 - Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Suzanne siedziała właśnie w swoich kwaterach, po raz pierwszy od początku wakacji. Nie za bardzo przepadała za tym miejscem, głównie przez to, że nawet u siebie nie miała chwili wytchnienia, a gdy taka się znalazła musiała słuchać ględzenia Salazara, który jak na złość nie miał najmniejszego zamiaru opuszczać portretu w jej salonie. Z tego co udało się jej dowiedzieć w całym zamku znajdowało się co najmniej 5 portretów Slytherin' a, ale on przesiadywał tylko w trzech, no chyba, że działo się coś ciekawego. Jednak najczęściej bywał właśnie u niej, gdy jej nie było przechodził do swojego portretu w Pokoju Wspólnym Slytherin' u. W ostateczności pojawiał się w gabinecie Mistrza Eliksirów. Co ciekawe Salazara nie było, więc mogła się nacieszyć chwilą samotności, jednak nie na długo. W kominku błysnęły zielone płomienie, a z nich wyszła nauczycielka transmutacji. Suzanne jęknęła w myślach, nie dadzą jej nawet chwili spokoju. Spojrzała na swoją babcię zmęczona i zrezygnowana.

- O co chodzi? - spytała znudzona.

- Zebranie Zakonu. - tyle jej wystarczyło, wstała gwałtownie, bez słowa przywołała różdżkę i weszła do kominka zaraz za McGonagall. Zaledwie chwilę później pojawiła się na Grimmauld Place 12. Pierwsze co usłyszała to krzyki i trzaski, które dobiegały z kuchni. Spojrzała znacząco na swoją babcię, po czym razem z nią udała się do źródła hałasu. Kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia wszystkie rozmowy ucichły. Suzanne od razu zauważyła ruch po swojej prawej, zanim zdążyła zareagować została zamknięta w szczelnym uścisku. Do jej nozdrzy napłynął zapach świeżo ściętej trawy, który kojarzył jej się tylko z jedną osobą.

- Harry, zaraz mnie udusisz. - powiedziała z nie małym trudem. Chłopak po chwili odsunął się od niej, ale nie na tyle żeby mogła mu uciec.

- A odpisać to nie łaska? - spytał rozdrażniony i zirytowany. - Żadnej wiadomości od początku wakacji. Żadnej! Gdybym nie dostał od czasu do czasu listu od Sala to pomyślałbym, że znów jesteś w śpiączce.

- Chwila! Jak to znów!? - zapytała Minerwa patrząc na dwójkę Gryfonów. - I kto to ten Sal?

- Nikt. - odparli zgodnie. Szybko uciekli z zasięgu wzroku McGonagall i zajęli wolne miejsca koło swoich przyjaciół. Harry rozgościł się na kolanach Dracona, na co nikt za bardzo nie zwracał uwagi. Suzanne przywitała się z Ronem i Hermioną, po czym zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Jak już zdążyła zauważyć nic się nie zmieniło. Przy stole oprócz ich piątki siedzieli Lupin w towarzystwie Łapy i Tonks, Szalonooki Moody, Kingsley, McGonagall, Lily i James, Fred, George, Bill wraz z jakąś blondynką której jeszcze nie zdążyła poznać, Charlie, Ginny oraz Państwo Weasley' owie, było też kilku czarodziei i czarownic, których nie poznała, ale nawet teraz mogła stwierdzić, że brakuje dwóch osób. Dumbledore' a i Snape' a. Trochę ją to zaniepokoiło. Mistrz Eliksirów był szpiegiem i w każdej chwili mógł zostać odkryty, nieobecność Albusa tylko wzmogła jej obawy. Koło siedemnastej w Kwaterze pojawili się obaj czarodzieje z dość ponurymi minami.

- Hestia nie żyje. - oznajmił beznamiętnie, tak jak zawsze Snape. - Dzisiaj została złapana i torturowana, jednak nie powiedziała nic istotnego. Bellatrix zabiła ją po kilku godzinach bez skutecznych tortur.

- O co ją wypytywała? - zapytał Moody głosem wypranym z emocji.

- O pannę Dumbledore. - odparł. Wszyscy wciągnęli powietrze ze świstem, wszyscy oprócz Suzanne. - Próbowała ją wypytać o jej miejsce pobytu, albo gdzie najczęściej bywa.

- Powiedziała coś? - spytała z łzami w oczach Molly, widać po niej, że jest jej ciężko.

- Tylko tyle, że nie wychodzi z Hogwartu. - odpowiedział zaciskając dłonie w pięść. - To i tak dużo. Póki nie wzmocnimy osłon, szkoła jest łatwym celem tak jak i panna Dumbledore. - dodał spoglądając na dziewczynę, jakby chciał jej przekazać, że ma się pospieszyć. Dobrze o tym wiedziała, jednak to nie było takie proste.

- Pracuję nad tym. - powiedziała ledwo słyszalnym głosem. - Znalazłam już sposób zostało tylko go dopracować.

- Radzę się pospieszyć.

- No dobrze, przejdźmy do zebrania. - zaczął Dumbledore zwracając na siebie uwagę Zakonu. - Zacznijmy od Lily i James' a, a konkretniej gdzie ich ukryć.

- Może niech zostaną tutaj. - zaproponował Black z błaganiem w głosie.

- Wybacz Syriuszu, to nie wchodzi w grę. Nie długo zaczniesz pracę w Ministerstwie, a nie chciałbym, żeby ktoś przypadkiem tutaj zawitał, kiedy James i Lily tu będą. - odparł dyrektor. - Wolałbym ukryć Was w tylko sobie znanym miejscu, ale wiem, że się na to nie zgodzicie. Nie po tym co się stało. Jednak nie mam innego pomysłu.

- A Hogwart? - spytała blondwłosa Gryfonka.  - Czemu nie tam? W zamku jest w miarę bezpiecznie, mamy na tyle komnat dla nauczycieli, że spokojnie mogą zostać tam zakwaterowani. Będę miała towarzystwo. - wyszła z propozycją.

- A jak ktoś ich zobaczy? - zapytała McGonagall. - Pamiętaj, że Lily i James nie powinni żyć od kilkunastu lat, co kiedy ktoś się dowie?

- To może tam gdzie wcześniej. - zaproponował Harry ściągając na siebie uwagę wszystkich przy stole. Nikt nadal nie wie gdzie ukrywali się Potter' owie od czasu ich powrotu. O tym wiedzą tylko oni sami, Suzanne, Harry i Wielka Czwórka.

- Nie chcielibyśmy się narzucać. - powiedziała pani Potter spoglądając na blondynkę.

- Porozmawiam z nimi, ale raczej się zgodzą. - odparła. - Może w końcu dadzą mi spokój. - myślała na głos. - Poza tym ktoś musi pilnować Harry' ego. Przykro mi, ale moje towarzystwo jest dla nich wszystkich deprawujące. - mówiąc to wskazała na swoich przyjaciół, na co dorośli parsknęli śmiechem.

- Ej! - zawołała naraz cała czwórka obok niej, z młodym Potter' em na czele, wywołując tym śmiech Gryfonki.

- Ale uważam, że na pewno będą zachwyceni. - dodała, gdy już się opanowała.

- Dobrze, przejdźmy dalej. - powiedział Dumbledore patrząc podejrzliwie w stronę swojej wnuczki. - Jako że Syriusz odchodzi ze stanowiska nauczyciela Obrony, potrzebujemy kogoś innego. Gdyby nie ta cała sytuacja prawdopodobnie poprosiłbym o to ciebie Severusie, - zwrócił się w stronę Mistrza Eliksirów. - ale myślę, że to odpowiednia sposobność, żeby sprowadzić do Hogwartu naszego wspólnego znajomego.

- Chyba nie masz na myśli JEGO? - spytał z rezygnacją w głosie, o co on prosił. Snape dobrze wiedział o kogo chodzi Albusowi, nie było mowy o pomyłce. - Błagam Cię, ktokolwiek tylko nie ON.

- Severusie... - zaczął z lekkim uśmiechem, a Snape już wiedział, że przegrał. - ...ON może się okazać bardzo przydatny.

- Zapamiętaj tylko, że Cię ostrzegałem. - odparł odwracając wzrok od dyrektora.

- O kogo Wam chodzi? - spytała ciekawa McGonagall, lecz nie tylko ona chciała wiedzieć kim jest ta osoba.

- Nie ważne. Dowiesz się w swoim czasie. Suzanne, - zwrócił się do Gryfonki. - zostań po zebraniu.

Spotkanie toczyło się swoim rytmem i wreszcie po kilku godzinach dobiegło końca. Było to błogosławieństwem dla Suzanne, jednak ta szybko przypomniała sobie o tym, że musi zostać. Westchnęła cierpiętniczo i gdy wszyscy wyszli zbliżyła się do Albusa i profesora Snape' a. Już jej się to nie podobało.

- Suzanne, w tamtym roku pracowałaś razem z Severusem nad eliksirami i byłbym Ci wdzięczny gdybyś od nowego roku szkolnego to kontynuowała. Potrzebujemy sporych zapasów, które same się nie zrobią. Więc...

- Jasne. - wtrąciła bez zastanowienia, jedyne o czym teraz myślała to ciepłe łóżko i może jakaś przyjemna lektura.

- Jeszcze tylko jedno. - odparł widząc, jak jego wnuczka zasypia na stojąco. - Rok temu pracowaliście nad eliksirem Extremum fato, prawda?

- Tak, ale musieliśmy przerwać pracę. - wyjaśnił szybko Snape, nie pozwalając Gryfonce dojść do słowa.

- Chce żebyście wznowili nad nim badania, a najlepiej zrobili jego zapas. - powiedział dyrektor z szerokim uśmiechem.

- Jasne. - odparła Suzanne ledwo stojąc na nogach. Mistrz Eliksirów spojrzał na nią z mordem w oczach, natomiast staruszek zaklaskał szczęśliwy.

- Wspaniale. To już wszystko, możecie...

Nie czekając aż skończy zdanie Suzanne wybiegła z pomieszczenia, używając sieci Fiuu wróciła do swoich kwater. Zasnęła na fotelu nie zdając sobie nawet sprawy, że nieświadomie skazała się na całoroczne towarzystwo Nietoperza z Lochów, który nie był zadowolony z decyzji dyrektora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro