TOM 2 - Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Praca nad barierami szła pomyślnie, czego Suzanne nie mogła powiedzieć o eliksirze Księcia Półkrwi. Zbliżał się koniec lipca, a jej nie udało się dotrzeć do żadnych przydatnych informacji. Powoli traciła wiarę w to, że w ogóle coś znajdzie. Największy problem tkwi w tym, że nie miała pojęcia, jak działa mikstura, starała się dokładnie zbadać co mogą wywoływać zmieszane razem składniki, jednak z naukowego punktu wiedzenia nie możliwym jest połączyć ze sobą te konkretne ingrediencje. Z każdą godziną jej frustracja rosła, a dodatkowy zawód spowodowany błędem w kombinacji run tylko ją dobił. Czując jej przygnębienie Felix starał się ją pocieszyć swoją pieśnią. Odkąd to dziewczyna przestała pojawiać się w swoich kwaterach feniks nie opuszczał jej, ani na chwilę. Obecność chowańca podnosiła Gryfonka na duchu, jednak nie zmieniła jej żałosnego położenia.

Suzanne z całych swoich sił próbowała unikać duchów i nauczycieli, a w szczególności Albusa i Minerwy. Od czas ich ostatniego spotkania, czyli od Zebrania Zakonu Feniksa stali się oni nieznośnie nadopiekuńczy. Za wszelką cenę starali się ją złapać i dopilnować by pojawiała się na każdym posiłku. Założyciele wcale nie byli lepsi. Wiąże się z nimi dość zabawna historia. Podczas ich ostatniej rozmowy na temat Potter' ów, która miała miejsce zaraz po zebraniu Zakonu, starali się zapieczętować Komnatę swoją magią i zamknąć ją wewnątrz. Dlaczego? Wspólnie stwierdzili, że to jedyna szansa by zadbać o zdrowie dziewczyny, cała czwórka zauważyła, jak się przepracowuje i przeklinali siebie z powodu swojej bezsilności. Jednak jak zostało wspomniane próbowali, lecz nieskutecznie. Suzanne szybko zorientował się o co chodzi i zaczęła uciekać, po drodze udało jej się obrzucić Godryka i Salazara kilkoma zabawnymi klątwami. Zielonooki mężczyzna od teraz musiał się męczyć z silną czkawką, przez którą nie był w stanie rzucić żadnego zaklęcia do końca. Natomiast szarooki czarodziej stał się całkiem łysy, jego wąsy i broda, którą zapuszczał od przeszło tysiąca lat również zniknęły. Był to nie zapomniany widok! Młoda Gryfonka wiedziała, że te zaklęcia nie zatrzymają na długo Założycieli, w jej głowie uformował się sprytny plan godny samego Slytherin' a. Zdawała sobie sprawę, że nie może się wiecznie ukrywać, ale miała szczerą nadzieję na przynajmniej tydzień samotności, ciszy i spokoju, połączonego z nieopisaną frustracją z powodu zawalonej roboty.

Przeglądała już kolejną księgę z rzędu i nic, wściekła zatrzasnęła tomiszcze, a następnie za pomocą magii posłała je na ogromną kupkę książek, które okazały się bezużyteczne. Ukrywała się w tajnej części biblioteki dzięki czemu miała nad nimi przewagę. Oczywiście Sal, Godryk, Rowena i Helga wiedzą, że w bibliotece jest ukryte przejście do tajnych zasobów szkoły, jednak żadne z nich nie pamięta gdzie jest wejście. Skąd to wiedziała? Gdy ukrywała się tu ostatnio, nikt jej nie znalazł. Cała czwórka była nieźle zaskoczona kiedy dowiedzieli się, że ukrywała się w bibliotece, próbowali ją podpytać, jak się tam dostała, ale ona milczała. No i całkiem słusznie.

Kolejne godziny poszukiwań okazały się równie bezsensowne, jak i poprzednie. Niesamowicie wkurzona rzuciła książką o ścianę. Stwierdziła, że nie ma co czekać do końca lipca, to i tak tylko kilka dni. Zabrała swoją różdżkę, po czym wróciła do swoich kwater. Jak zwykle stanęła twarzą w twarz z chodzącym koszmarem, nie czekając na żadne słowo z jego strony wypowiedziała hasło i weszła do salonu, Salazar ruszyła zaraz za nią. Gdzieś w tle słyszała jego krzyki i groźby skierowane w jej stronę, jednak niezbyt się tym przejęła, szukała czegoś zawzięcie w szufladzie. Kiedy w końcu jej się udało, na jej twarzy pojawił się uśmiech pełen triumfu. Nie zwracając uwagi na postać z portretu, która zachowywała się nadzwyczaj głośno Suzanne pogrążyła się w lekturze. Popełniła nie mały błąd ignorując jednego z największych czarodziei na świecie. Salazar opuścił swój portret w komnatach dziewczyny i udał się do Komnaty zawiadomić o wszystkim resztę.

Suzanne jak w transie czytała strony księgi zapisane w łacinie, nie zorientowała się nawet kiedy to Slytherin zniknął. Cisza, która panowała w jej kwaterach była niezwykle uspokajająca. Chwilę później odłożyła książkę na stolik, po czym spojrzała na swojego pupila, która smacznie spał sobie na żerdzi. Szczerze mu zazdrościła, od dawna nie miała okazji porządnie się wyspać. Niechętnie wstała z fotela, rozciągnęła się, po czym wyszła ze swoich kwater. Ruszyła powoli w stronę wyjścia na błonia, uważając by przypadkiem na kogoś nie wpaść. Minęła chatkę Hagrida i stanęła na granicy Zakazanego Lasu, przemieniła się w białego wilka i ruszyła w głąb lasu, postanowiła sobie trochę pozwiedzać.

Kiedy jeszcze była mała zdarzyło jej się być w lesie razem z gajowym, dobrze wiedziała gdzie zaczynają się i kończą terytoria różnych magicznych stworzeń. Szerokim łukiem ominęła jaskinię Aragoga, odkąd zmarł jego dzieci stały się bardzo... frywolne. Uważała także na tereny należące do centaurów, nie chciałaby być z nimi na wojennej ścieżce, szczególnie teraz kiedy wszystko jest tak skomplikowane. Niedługo potem pojawiła się na polanie pomiędzy drzewami, która oświetlona była przez światło księżyca. Wróciła do swojej człowieczej postaci i usiadła pod wielowiekowym dębem, oparła się o korzeń i westchnęła zmęczona. Potrzebowała tego. Siedziała tak rozmyślając o nadchodzących wydarzeniach i o tym co dalej, kiedy to poczuła jak ktoś ją obserwuje. Zerwała się na równe nogi i zaczęła rozglądać się chaotycznie, dostrzegła ruch po drugiej stronie polany. Wyszła z ukrycia, powoli zbliżając się do tajemniczego stworzenia. Nie czuła strachu, czy niepewności, wręcz przeciwnie. Poczuła ogromny spokój i szczęście. Nagle z cienia wyszło najwspanialsze i najpiękniejsze stworzenie jakie dane było jej widzieć. Był to jednorożec, który zaczął się do niej zbliżać, od razu go poznała.

- Arion... - mruknęła pod nosem. - No dawno się nie widzieliśmy. - mówiła na tyle cicho by nikt z zewnątrz jej nie słyszał, nie chciała przypadkiem sprowadzić na siebie niebezpieczeństwa. - Miło mi Cię znowu widzieć. - podeszła bliżej i pogłaskała go po grzbiecie. Jednorożec zarżał entuzjastycznie i polizał ją po dłoni co skwitowała delikatnym śmiechem. - Widzę, że z tobą wszystko w porządku. To dobrze. W tych czasach nic nie jest pewne, a niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Nawet magiczne stworzenia są zagrożone. - powiedziała, patrząc smutno na towarzysza. Ten wydawał się wszystko rozumieć i lekko skłonił łeb w geście zrozumienia. - Wyszłam pobiegać, potrzebowałam odpoczynku. Mam zamiar nie długo zacząć pracę nad bardzo ciężkim eliksirem. Nie wydaje mi się, że będę miała choć chwilę wytchnienia. Jeszcze te bariery. - westchnęła, a na jej twarzy widać było prawdziwe zmęczenie. Ciemne wory pod oczami i nadnaturalna bladość, teraz to może konkurować ze Snape' em o tytuł wampira. Snape. To dziwne, ale zaczęła go postrzegać inaczej, wcześniej wydawał się zimny i nieczuły, bez poczucia humoru. Myliła się tylko w jednej rzeczy. Poczucie humoru miał, ale niesamowicie spaczone. Jednorożec trącił ją rogiem przez co otrząsnęła się z rozmyślań. - Wybacz, zamyśliłam się. Te bariery mnie dobijają. - wyznała i ponownie rozpoczęła swój monolog. - Muszę znaleźć odpowiednią kombinację run, co za cholerę mi nie wychodzi. Zawsze na końcu okazuje się, że jedna runa w ogóle nie powinna się tam znajdować. To naprawdę wkurzające. - biały koń patrzył na nią zaciekawiony, po czym zniżył łeb i zaczął coś skrobać po ziemi. Suzanne szybko rozpoznała narysowany przez stworzenie kształt. Gdy jednorożec skończył, spojrzała na niego zdziwiona. - Niesamowite... - na ziemi znajdowała się idealnie odwzorowana Runa Łącząca. Jej zadaniem, jak sama nazwa wskazuję było łączenie różnych rzeczy że sobą. "Że też wcześniej na to nie wpadłam!" pomyślała. Mogła użyć tej runy do połączenia całej kombinacji i nie ważne czy by ze sobą współgrała, czy też nie musiała by zadziałać. - Dziękuję Ci, Arionie. Bardzo mi pomogłeś. - odparł i uściskała jednorożca. - Będę już uciekać, na pewno się jeszcze spotkamy. - ukłoniła się zwierzęciu na pożegnanie, a to uczyniło to samo. Chwilę później wróciła do zamku mając nadzieję na spokój i miły sen, niestety zawiodła się kiedy po wejściu do kwater zauważyła czwórkę założycieli. Zapowiada się ciężka noc.

*-*-*
Nie wiem co brałam, gdy to pisałam, więc błagam nie hejtujcie za mocno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro