TOM 2 - Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwszym celem ich wycieczki było wybranie się po komplet szat do Madame Malkin, ich zeszło roczne szaty w większości przypadków były za małe lub niezdolne do użytku, tak było przynajmniej w przypadku Suzanne. Dziewczyna żyła w założeniu, że nie potrzebuje szat roboczych, dlatego podczas swoich prac nad eliksirami zawsze była w szkolnej szacie...która w końcu nie wytrzymała. Wspólnie weszli do sklepu, a na wstępie naskoczyła na nich przesadzista kobieta, ubrana w jaskrawo różowe szaty.

- Och, nowi klienci! - wykrzyknęła uradowana. - Czyżby Hogwart kochaneczki? Zapraszam! Panienka pierwsza! - zza dużym entuzjazmem, jak na kobietę w tym wieku pociągnęła Suzanne, która napatoczyła się pod jej ręce w stronę stołka na który została zmuszona stanąć. - Wspaniale, szaty szkolne będą gotowe za niespełna kilka minut, coś jeszcze kochana? - blondynka przez chwilę się zamyśliła, perspektywa szaty roboczej była, aż nazbyt kusząca. Miał tylko swoją, zeszłoroczną, która nie przetrwała próby. Wbrew sobie odparła.

- Nie, to wszystko. - powiedziała, po czym zeszła z krzesła i wróciła do przyjaciół. Po chwili na przymiarkę ruszyła kolejną osoba.

Po godzinie wszyscy uczniowie zostali dokładnie wymierzeni, Madame Malkin zapowiedziała, że wszystko będzie gotowe za około godzinę, dlatego nie chcąc tracić czasu udali się dalej. Ruszyli w stronę Esów i Floresów w ostatniej chwili rezygnując z tego pomysłu. Niestety chłopcy aż za dobrze znali Hermione i Suzanne, wiedzieli, że niezbyt szybko wyjdą z tego sklepu, dlatego księgarnie postanowili zostawić na sam koniec. Zamiast tego ruszyli do Apteki po składniki na lekcje eliksirów dla dziewcząt, Harry'ego i Dracona, Ron stanowczo zaprzeczał kontynuowania tego przedmiotu. Następnym ich przystankiem były artykuły piśmiennicze Scribbulusa, gdzie zaopatrzyli się w zapas pergaminu, atramentu i piór. Potem wrócili po szaty do Madame Malkin, no i na końcu do księgarni.

Spędzili tam bite trzy godziny, a nie powinni więcej niż pół! W sklepie nie było nawet kolejki. Najgorsze było to, że nie tylko dziewczęta były zajęte przeszukiwaniem półek w nadziei na znalezienie interesujących tytułów, ale także założyciele. Po istnych torturach upewnili się, że mają wszystko z listy, kiedy potwierdzili swoje przypuszczenia z małą pomocą Wielkiej Czwórki odesłali swoje zakupy do Komnaty Tajemnic. Planowali udać się do mugolskiego Londynu gdzie ilość tylu magicznych ksiąg nie była mile widziana. Zanim jednak ruszyli do niemagicznej części miasta, postanowili zjeść lody w Lodziarni Floriana Fortescue' a. Po wyśmienitym deserze ruszyli na podbój mugolskiego świata. Wychodząc z Dziurawego Kotła stanęli na całkiem niemagicznej ulicy, która stała się początkiem niesamowitej wycieczki.

Jako, że wszyscy pamiętali o urodzinach Suzanne postanowili zrobić coś szalonego i wspaniałego, coś czego dziewczyna nigdy nie zapomini. Co ciekawe, udało im się!

Zanim Gryfonka zdążyłaby zaprzeczyć, została zaciągnięta do wesołego miasteczka, które zostało otwarte niedaleko Londynu. Zamiast zacząć na spokojnie postanowili od razu skoczyć na głęboką wodę, udali się na największą i najszybszą kolejkę jaka była. Po spędzeniu kilku minut w potężnie długiej kolejce wsiedli całą dziewiątką do wózka i... mało się nie posikali po drodze. Wszyscy zgodnie krzyczeli ze strachu, a kiedy wreszcie wyszli z wózka to ledwo stali na nogach, jednak adrenalina zaczęła krążyć w ich żyłach, przez co przestały ich przerażać inne kolejki, no przynajmniej naszych Gryfonów i Godryka. Reszta postanowiła pójść coś zjeść i się czegoś napić. Zapowiedzieli, że będą czekać na nich przy stanowisku z jedzeniem. Natomiast nasi dzielni śmiałkowie korzystali z okazji i udawali się na WSZYSTKIE atrakcje jakie napotkali. Od tych strasznych po te poświęcone głównie dla dzieci.

Po około trzech godzinach dołączyli do reszty, która wydawała się w ogóle nie przejmować światem dookoła i w spokoju prowadziła miłą konwersację. Suzanne na ten widok odetchnęła z ulgą, cieszyła się, że założyciele zaakceptowali Draco, i że dziedzic Malfoy' ów polubił ich.

- Jestem potwornie głodny! - zawołał brunet i dosiadł się do przyjaciół, a za nim ruszyła reszta. - Zamawiamy coś?

- My już jedliśmy. - odparła Rowena. - Ale możecie coś zjeść, czeka nas jeszcze trochę atrakcji.

- My już wszystkie tu zwiedziliśmy. - zakomunikował Ron, na co czwórka niegryfonów spojrzała na nich zdziwona.

- W-w trzy... godziny? - zapytała niepewnie Helga.

- Każdą po raz. - odpowiedział Harry, jakby to miało być wytłumaczenie na ich wszystkie pytania.

- Gryfoni, kto ich zrozumie. - stwierdził Salazar, a Rowena, Helga i Draco go poparli.

- Czuję się wielce urażona! - zakomunikowała Suzanne, dramatycznie łapiąc się za pierś. - Łamiesz moje biedne serduszko.

- Na mnie to nie działa. - odparł Slytherin z rozbawieniem.

- No to co zamawiamy? - dyskretna zmiana tematu.

Kiedy zjedli syty posiłek postanowili wybrać się do centrum na "małe" zakupy, w tym przypadku nie dla Suzanne. Helga uparła się, żeby kupić kilka ubrań dla Rona, który cały czerwony stanowczo odmawiał, ale niestety nie udało mu się wygrać z Helgą. Po dwóch godzinach owocnych poszukiwań, chłopak otrzymał kilka par koszulek, spodni i butów. Było już późne popołudnie, dlatego udali się do ostatniego punktu tej wycieczki. Założyciele aportowali uczniów z jednej pustej uliczki, żaden z nastolatków nie wiedział gdzie wylądują.

Gdy nie przyjemne uczucie zniknęło Suzanne poczuła przyjemny zapach trawy i łąkowych kwiatów, do tego usłyszała ciche kwaczenie, co oznaczało, że gdzieś nie daleko znajdowało się jezioro lub staw. Niepewnie otworzyła oczy, a po chwili jej usta otworzył się w szoku. Znajdowali się w przepięknym miejscu, nad dużym jeziorem na powierzchni którego pływały kaczki i łabędzie. Miejsce w którym byli, było odizolowane od reszty wielkimi drzewami, wszędzie było pełno zieleni, która przywoływała u dziewczyny miłe wspomnienia.

Sal przetransmutował jakiś kamień w koc i rozłożył go niedaleko brzegu, wszyscy gładko się na nim zmieścili. Wygodnie ułożyli się oraz napawali się cieszą i wszechogarniającym spokojem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a Suzanne miała ochotę tu zostać na zawsze. Siedzieli tak cicho rozmawiając i śmiejąc się z żartów, nie czuli jak szybko płynie czas. Otrząsnęli się dopiero, gdy zaczęło robić się chłodno. Przywrócili koc do poprzednie postaci, jednak zanim aportowali się z powrotem, czwórka przyjaciół zabrała Suzanne na stronę.

- Kieł... - zaczął Harry. - z okazji twoich urodzin zrobiliśmy dla Ciebie prezent.

- Słuchajcie, całe nasze wyjście było jednym z najlepszych prezentów w moim życiu, nie potrzebuje niczego innego. - powiedziała z szerokim uśmiechem. Hermiona uśmiechnęła się zadziornie i zapytała.

- Ach tak, więc nie chcesz tego? - wskazała na przepiękną, srebrną bransoletkę z wilkiem w jej ręce. - Szkoda.

- Ale... - blondynka spojrzała na nich w szoku, po czym mocno przytuliła każde z osobna, kiedy przytuliła dziewczynę ta przekazała jej błyskotkę. - Dziękuję, jest przepiękna.

- To nie jest zwykła bransoletka. - strącił Ron, podniósł rękę na której również widniała srebrna biżuteria, tylko zamiast wilka widniał na niej pies. - Są połączone. - reszta grupy pokazała swoje na których również znajdowały się różne zwierzęta, były one odpowiednie do formy animagicznej każdego z osobna, oprócz Draco u którego był to patronus, czyli smok.

- Ron ma rację. - przyznał Malfoy. - Kiedy jedno jest w niebezpieczne sygnał wysyła wiadomość do reszty. Jest to również awaryjny świstoklik, aportuje nas do Komnaty.

- Sal załatwił sprawę z barierami, więc nie masz się o co martwić. - dodał Harry z uśmiechem. - Więc...jak się podoba?

Dziewczyna ze łzami w oczach wciągnęła ich do kolejnego, tym razem grupowego uścisku i wyszeptał cicho. - Dziękuję.

Po chwili odsunęli się od siebie i udali się w stronę czekających założycieli. Suzanne podeszła do nich i szczerze podziękowała za wspaniały dzień, po czym w wyśmienitych humorach aportowali się na Pokątną.

Na miejscu czekało na nich piekło, wszędzie było pełno śmierciożerców, a ludzie próbowali uciekać przed nimi w popłochu. Cała grupa szybko otrząsnęła się z otępienia i przygotowała się do walki. W umyśle Suzanne pojawiła się jedna złośliwa myśl. To wszystko było za piękne.

*-*-*
Szczerze przepraszam, że robię przerwę w takim momencie...

Albo nie. 😈

*edit: zrobiłam małą gafę w tym i ostatnim rozdziale, mówiłam, że jest ich ósemka, a była ich ósemka razem z Suzanne, czyli w sumie dziewiątka. Jak znajdziecie błąd to proszę poprawcie mnie w komentarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro