TOM 2 - Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Suzanne obudziła się rano przez nieziemski ból głowy, z początku nie wiedziała nawet gdzie jest i co się stało. Dopiero po kilku minutach doszła do siebie na tyle, aby zrozumieć, że leży na czymś twardym. Tym czymś okazał się podłoga w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, lekko nieprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu i pewnie gdyby nie ból głowy oraz obawa, że zwróci całą zawartość żołądka, roześmiała by się głośno. Nie tylko ona skończyła na ziemi, tylko nieliczni szczęśliwcy zajęli sobie fotele i kanapę. Harry spał zaraz obok niej, przez to, że leżał bliżej kominka jego szata była cała w popiele. Draco okupował kanapę z butelką Whiskey w ręce. Gdzieś dalej udało się jej zauważyć Deana i Seamusa, którzy spali pod ścianą. Neville miał to szczęście, że zasnął na fotelu, jego głowa spoczywała na blacie stolika. Cały Pokój Wspólny swoim wyglądem przypominał obecnie chlew, ale czemu się tu dziwić. Wczoraj imprezowali na całego, chociaż i tak większość nie wiedziała nawet z jakiej to okazji. Suzanne miała tylko krótkie przebłyski wczorajszych wydarzeń, pamiętała dobrze jedynie początek zabawy.

Chwilę później usłyszała cichy jęk po swojej prawej, spojrzała z delikatnym uśmiechem na skacowanego Harry'ego. Chłopak z grymasem na twarzy usiadł i nieprzytomnie rozejrzał się dookoła. Widząc skutki wczorajszej popijawy od razu się rozbudził.

- Jasny Merlinie! - zawołał, jak na jej gust zdecydowanie za głośno. Z kanapy dobiegł ich wyraźny jęk sprzeciwu. - Co tu się w ogóle stało!? - zapytał już trochę ciszej.

- Niezła zabawa. - odparła Gryfonka.

- Trzeba to ogarnąć za nim młodsze klasy tu przyjdą. - powiedział Harry wstając chwiejnie na nogi. - Która godzina?

Suzanne nie zdążyła nawet sięgnąć po zegarek, kiedy to przejście za obrazem otworzyło się i do Pokoju Wspólnego Gryfonów weszła wściekła nauczycielka transmutacji. Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym spojrzała z mordem w oczach na sprawców całego wydarzenia.

- Gdy tylko zobaczyłam, że was nie ma na śniadaniu, byłam święcie przekonana, że coś się stało. - zaczęła nadwyraz spokojnie, powoli idąc w ich stronę. - Na początku pomyślałam, że macie dzisiaj jakiś ważny test i zarwaliście noc, żeby się pouczyć, jednak Albus szybko wyprowadził mnie z błędu. - McGonagall stała teraz na wprost dwójki skruszonych Gryfonów. - Czy wyście całkiem zgłupieli!? - krzyknęła, przez co reszta całkiem skacowanego towarzystwa zaczęła się wybudzać. - Taka impreza w środku tygodnia! Myślałam, że macie więcej oleju w głowie. Już pomijam fakt, że niektórzy są niepełnoletni, a w szkole nie wolno spożywać alkoholu, tym bardziej uczniom! Jestem absolutnie oburzona waszym brakiem myślenia i niedojrzałym zachowaniem! Nie dość, że daliście zły przykład młodszym uczniom, to na dodatek skompromitowaliście swój dom! Jestem zawiedziona waszym zachowaniem, tym bardziej, że oboje jesteście już dorośli. Ale nie tylko na was się zawiodłam, cały dom zostanie ukarany. - zastrzegła i popatrzyła groźnie po wszystkich uczniach. Widząc ich całkiem blade i przestraszone twarze prawie się uśmiechnęła. - Nie zabiorę wam punktów, bo bylibyśmy na minusie, ale uważam, że posprzątanie Wielkiej Sali bez użycia czarów to odpowiednia kara. Zaczniecie jutro popołudniu. - Suzanne była pewna, że oczy profesorski błyszczą z satysfakcji, jeszcze chwila i mogłyby zacząć świecić, jak reflektory. - Macie dwadzieścia minut, żeby przygotować się do zajęć, jeśli dowiem się, że któreś z was spóźniło się na lekcje, zostaniecie ukarani. Wszyscy. - zaznaczyła, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Draco, który udawał, że śpi odetchnął z ulgą, jednak na jego nieszczęście nauczycielka go usłyszała. - A! Panie Malfoy, Pan dołączy się do moich wychowanków. W końcu Pan także brał udział w tym... przedsięwzięciu.

Przez kilka minut wszyscy w Pokoju Wspólnym patrzyli tępo na przejście, za którym zniknęła ich Opiekunka Domu. Po czym, jak za sprawą magicznej różdżki, na raz wstali ze swoich miejsc i pobiegli do swoich dormitorii, na pewno żadne z nich nie chciało dodatkowej kary. Jedynie Harry, Draco i Suzanne pozostali w Pokoju Wspólnym.

- No... to nie źle nam się oberwało. - stwierdził Potter, z delikatnym grymasem. Wyciągnął swoją różdżkę, machnął nią, a jego szata, którą nota bene miał jeszcze na głosowaniu, znów była czysta i wyprasowana.

- Ale i tak uważam, że było warto. - dodała od siebie blondynka, po czym ruszyła w ślady chłopaka. Draco skorzystał z pomocy swojego narzeczonego i już po chwili miał na sobie czyste ubrania.

- Nie wiem czy zdążę wrócić do lochów.

- Podrzucić cię? - zapytała Suzanne.

- Eee... Co? - spytał Ślizgon nie wiedząc o co może chodzić dziewczynie.

- Złap mnie za ramię. - zwróciła się do blondyna, gdy ten zrobił to o co prosiła, spojrzała na swojego przyjaciela i powiedziała. - Do zobaczenia na Obronie. - chwilę potem zniknęli z cichym trzaskiem.

Suzanne udało się dostać do sali Obrony przed Czarną Magią idealnie przed dzwonkiem. Harry czekał na nią zaraz przy drzwiach, koło niego stał Draco, który nadal nie wyglądał najlepiej i Ron. Rudzielec nie pojawił się na imprezie. Z tego co zdołała się dowiedzieć całą noc czuwał przy Hermionie.

- Hej, Ron. - przywitała się z nim, lekko zdyszana. - Co tam u Hermiony? - na twarzy Gryfona od razu pojawił się szeroki uśmiech.

- Jest świetnie! - zawołał. - Rana już prawie się zagoiła. Madame Pomfrey uznała, że będzie mogła wyjść w przyszłym tygodniu.

- To na prawdę świetne wieści. - przyznała z równie szerokim uśmiechem. - Może uda mi się ją dzisiaj odwiedzić.

- Coś mi się wydaje, że jednak nie. - odparł Harry wskazując na jakiś punkt za nią. Odwróciła się i jęknęła w duszy, właśnie w ich stronę zmierzał Dan w towarzystwie Nietoperza z Lochów. Cortez powiedział coś do nauczyciela eliksirów, na co ten się... zarumienił? Było to na pewno dziwne i niepokojące, ale Suzanne nie miała zbytnio ochoty, aby nad tym się rozwodzić. Snape zwyzywał drugiego profesora od kretynów, po czym ruszył w jej kierunku.

- Dlaczego mam wrażenie, że to się źle dla mnie skończy? - zapytała samą siebie.

- Dumbledore! - krzyknął nauczyciel, przez co wszyscy uczniowie zwrócili na nich uwagę.

- Dzień dobry, profesorze. Miło Pana widzieć. Czy coś się stało? - powiedziała jak najuprzejmiej potrafiła.

- Jeszcze się pytasz!? - Gryfonka miała nie jasne wrażenie, że wczoraj musiało się coś stać, ale biorąc pod uwagę ile wypiła poprzedniego wieczoru, nie było nawet sensu próbować sobie tego teraz przypomnieć. - Chce Panią dzisiaj widzieć w moim gabinecie, o 18. Proszę mi wierzyć, że kociołki do czyszczenia już na Panią czekają. - przez chwilę przyglądał się jej wnikliwie, a następnie odszedł posyłając wszystkim wokół zabójcze spojrzenia. Suzanne stała jak słup soli, patrząc się cały czas w jeden punkt na ścianie i zastanawiała się co ona wczoraj mogła zrobić, żeby tak wkurzyć swojego nauczyciela. Nawet nie pamiętała czy w ogóle się z nim widziała. Jednak zauważając zadowolenie i satysfakcję na twarzy Corteza, od razu zrozumiała, że on wie o co chodzi. Postanowiła z nim porozmawiać zaraz po lekcji, to była sprawa życia i śmierci.

Dan wpuścił uczniów do klasy i z jakąś chorą satysfakcją obwieścił, że dzisiaj będą walczyć w parach na zaklęcia niewerbalne. Gryfoni jęknęli zgodnie, wiedząc, że będzie to dla nich samobójstwo. Na dodatek mieli walczyć w parach między domowych, czyli Ślizgon przeciwko Gryfonowi. Ktoś tu chce zapełnić łóżka w Skrzydle Szpitalnym. Nauczyciel szybko podzielił ich w pary, po czym nakazał ćwiczyć. Niestety, uczniów Slytherin'u było mniej, dlatego Suzanne została bez pary, ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Dan dobrze znał umiejętności dziewczyny, był pewien, że poradziła by sobie z każdą osobą w tej klasie, jeśli nie szkole. Zobligował ją do pomocy przy sprawdzaniu esejów młodszych klas. Wiedza dziewczyny zdecydowanie przekraczała szkolny materiał, dlatego nie bał się, że popełnił jakiś błąd. Siedzieli razem przy biurku w ciszy przerywanego jedynie dźwiękiem rzucanych zaklęć. W końcu lekcja dobiegła końca, na szczęście bez żadnych poważnych wypadków. Wszyscy uczniowie w pośpiechu się spakowali i opuścili klasę. Kiedy Suzanne była pewna, że została sama z nauczycielem, podeszła do niego i z powagą zapytała.

- Co ja wczoraj zrobiłam?

Dan spojrzał na nią lekko zaskoczony, ale już po chwili uśmiechnął się i patrzył na nią z ciekawością.

- O co ci tak konkretnie chodzi? - zapytał udając głupiego. - O waszej hucznej zabawie jest w szkole dość głośno, ale niestety nie było mnie tam, więc...

- Wiesz, że nie o to chodzi. - przerwała mu rozdrażniona i usiadła na jego biurku, patrząc na niego z góry. - Musiałam coś zrobić Snape'owi, nie wstawił by mi szlabanu od tak. Tym bardziej, że nadal obowiązuje mnie ten, który otrzymałam w wakacje.

- Czyli nic nie pamiętasz? - spytał wyraźnie zawiedziony.

- Tylko przebłyski, ale nie przypominam sobie, żebym się wczoraj widziała ze Snape'em. - odparła, zakładając ramiona na piersi. - Oświecisz mnie?

Dan przez chwilę, jakby się zastanawiał, po czym westchnął głośno i powiedział.

- Przyszłaś do jego kwater pijana. - zaczął, na co Gryfonka delikatnie zbladła. - Akurat tam byłem, rozmawialiśmy o... - "tobie" dodał w myślach, ale wczas się powstrzymał.

- O? - zapytała zaciekawiona.

- O szkole, lekcjach i takich tam. - odpowiedział od niechcenia, widząc minę dziewczyny wiedział, że nie jest to zbyt przekonująca ją odpowiedź, jednak postanowił to zignorować i kontynuował. - Kiedy przyszłaś, Sev wyszedł, a ja zostałem w salonie. Kiedy przez trochę nie wracał, poszedłem za nim. Wtedy zobaczyłem jak rozmawiacie o czymś, a potem... - przerwał na chwilę.

- Co!? - zawołała zdenerwowana. - Co potem!? Dan, muszę wiedzieć!

- Pocałowaś go. - odparł, na co Suzanne zbladła, a po chwili mocno się zarumieniła.

- Nie... - szepnęła ze spuszczoną głową.

- Obawiam się, że jednak tak.

- Ale, że ja jego. A nie on...

- Nie, ty jego. - powiedział z delikatnym uśmiechem.

- Merlinie! - krzyknęła. - To ja się nie dziwię, że on jest na mnie taki wściekły. - dodała, zeskoczyła z biurka i zaczęła chodzić w tą i z powrotem.

- Raczej zawstydzony. - sprostował.

- Zawstydzony? - zapytała zdziwiona. - On!?

- Wiesz, ty mu się od dawna podobasz. - powiedział na jednym wdechu, modląc się, że Sev nie dowie się o tym kto go wydał.

- Ja jemu? - jej oczy były teraz szeroko otwarte, a policzki wydawały się jeszcze bardziej zarumienione. - Niemożliwe. - mruknęła zawstydzona. - Przecież jestem jego uczennicą...

- I to jest twój argument? Trochę słaby, nie uważasz?

- Dan, wiesz o czym mówię.

- Nie, nie wiem. - odparł wstając z miejsca. - Suzanne, jesteś piękną, dobrą i niesamowicie mądrą kobietą. Nie wiem, czy ktokolwiek jest w stanie oprzeć się twojemu urokowi. - na jego słowa, jej policzki stały się niesamowicie gorące. - Sev nigdy nikogo nie kochał, oczywiście zdarzało mu się spotykać z innymi kobietami, ale na żadną nie patrzył tak, jak na ciebie. Znam go naprawdę długo i wiem, że to jest to. W sumie, nie tylko ja. - roześmiał się głośno, a do dziewczyny coś dotarło.

- Chcesz mi powiedzieć, że wszyscy wiedzieli o tym, że on coś do mnie...

- Tak. - odpowiedział od razu. - To jest przezabawne, że zrozumieliście to jako ostatni w zamku.

O osiemnastej stanęła przed drzwiami do gabinetu Mistrza Eliksirów i niepewnie zapukała w nie. Usłyszała aksamitny głos profesora mówiący "Wejść", po czym z duszą na ramieniu nacisnęła klamkę. W pomieszczeniu było ciemno, ale i tak Suzanne wyraźnie widział siedzącego za biurkiem Snape'a. Nagle poczuła, że jest jej zdecydowanie za gorąco, lekko poluzowała krawat, ściągnęła swoją szkolną szatę i przewiesiła ją przez oparcie czarnego, skórzanego fotela.

Snape nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę, kiedy stanęła na wprost niego zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, napawał się jej widokiem i pewnie robił by tak dalej, gdyby nie melodyjny głos Gryfonki.

- Prosił Pan profesorze, żebym przyszła.

- Tak, prosiłem. - odparł, patrząc prosto w jej piękne, błękitne oczy. Kiedy zobaczył na jej policzkach różowe rumieńce, poczuł jak robi mu się zdecydowanie za gorąco, a pewna część jego ciała sztywnieje. Miał teraz w ustach pieprzoną Saharę. Ta dziewczyna nie zdawała sobie sprawy co z nim robiła i to przez coś tak prozaicznego, jak rumieńce. - Khm... - ochrząknął, po czym podniósł się z wygodnego fotela i zbliżył się do niej. Gryfonka przez chwilę wyglądała, jakby chciała się cofnąć, jednak się powstrzymała. Stanął kilkanaście centymetrów od niej i już stąd mógł wyczuć jej piękne kwiatowe perfumy. Znał je bardzo dobrze, ponieważ odkąd poczuł je pierwszy raz, wyczuwał je już zawsze przy warzeniu Amortencji. Zapach, który najbardziej go pociąga. Kwiatowe perfumy, czekolada i nowy pergamin. Dobrze wiedział czyj zapach czuje wąchając Amortencję, było to dla niego zarówno zbawieniem, jak i przekleństwem. Co mógł powiedzieć, czuł coś do tej denerwującej, blondwłosej Gryfonki i świadomość, że to jej zapach wyczuwa w eliksirze pozwalała mu się rozluźnić, czuł się wtedy, jakby była razem z nim. Czy ją kochał?

Tak, kochał.

Jednak czy ona kochała jego? Zapewnienia Minerwy i Dana nic nie dadzą jeśli nie usłyszy tego od niej.

Patrzył na nią, a w jego głowie kotłowało się multum myśli. Nie potrafił zapytać jej wprost, w końcu nie chciał się przypadkiem wygłupić. Wiedział też, że musi poruszyć temat wczorajszego wydarzenia. Wtedy to do niego dotarło. Była pijana. Nie wiedziała co robi. Spochmurniał na tą myśl, co nie umknęło dziewczynie.

- Profesorze? - przyglądała się mu w skupieniu. Nie wiedziała co miała powiedzieć. Lubiła przebywać ze Snape'em, warzyć z nim eliksiry, rozmawiać, pojedynkować się, czy wymieniać inwektywami. Czuła się przy nim dobrze, tak... bezpiecznie. Znali się stosunkowo od niedawna, jednak ona mu bezgranicznie ufała, może nie tak jak Harry'emu, ale jednak mu ufała. Była nim zainteresowana od początku, tajemniczy, przystojny i diabelnie inteligentny. Jego nazwisko było jej znane od najmłodszych lat, kto by pomyślał, że człowiek, którego prace i artykuły czytała jako dziecko, stoi teraz przed nią. Nie potrafiła określić co konkretnie do niego czuje. Czy go kochała?

Nie wiedziała, jednak była gotowa go pokochać.

Severus zastanawiał się jeszcze przez chwilę, jak zacząć konwersację, żeby nie wyjść na idiotę, kiedy w końcu postanowił to wszystko olać.

- Musimy porozmawiać o wczorajszym wieczorze. - powiedział głosem wypranym z emocji. Od razu miał ochotę się przekląć, nie tak to miało zabrzmieć.

- Och, rozumiem. - odparła dziewczyna. - O czym konkretnie? - zapytała zgrywając niewiniątko, a Snape musiał przyznać, że całkiem nieźle jej to wychodzi.

- O tym... pocałunku. - wyjaśnił z niewielką trudnością.

- Chyba nie rozumiem. - stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Nadal nie pamiętała ich wczorajszego spotkania, więc nie była pewna dlaczego postanowiła pocałować swojego nauczyciela. Jednak mimo wszystko niczego nie żałowała, no może jednej rzeczy. Że tego nie pamięta.

- Jesteś moją uczennicą... - zaczął.

- Przepraszam, ale co to ma do rzeczy? - zapytała lekko zdezorientowana.

- Nie powinno do tego dojść. Rozumiem, że byłaś pijana, więc cię nie winię. To moja wina, jestem twoim nauczycielem. Powinienem cię odsunąć, a nie...

- Proszę się nie zadręczać, nie ma to żadnego sensu. - stwierdziła. - Poza tym, nie ma co zwalać winy na alkohol.

- Proszę? - spytał zaskoczony.

- Alkohol jedynie dodał mi odwagi.

- Nie myślałaś trzeźwo, nie byłaś sobą. Ten pocałunek nic nie znaczył. - powiedział, stojąc o wiele bliżej niż chwilę temu.

- Dobrze, jeśli tak Pan uważa. - odparła, wzruszając ramionami. Stali teraz zaledwie kilka centymetrów od siebie, musiała zadrzeć głowę, aby spojrzeć w jego niesamowite, czarne oczy. Była od niego dużo niższa, przynajmniej o 30 centymetrów. - Jednak teraz, jestem całkiem trzeźwa. Zdrowa na ciele i umyśle, prawda?

- Z tym ostatnim bym się kłócił. - zgromiła go wzrokiem, na co ten uniósł prawy kącik ust lekko ku górze. - Teraz jesteś trzeźwa, ale co to ma do naszej rozmowy?

- O to. - odparła, po czym stanęła na palcach i pocałowała go.

Severus kiedy tylko poczuł jej miękkie i gorące wargi na swoich ustach nie wahał się ani chwilę, od razu oddał pocałunek z całą swoją zawziętością.

Suzanne sama nie do końca wiedział co w ogóle robi, w tym momencie nie poznawała samej siebie, jednak nie przeszkadzało jej to. Kiedy przylgnęła do zimnych i wąskich ust swojego nauczyciela, czuła się głupio, ale gdy ten odpowiedział na jej pocałunek, w swoim brzuchu poczuła motylki, a przed oczami pojawiły się gwiazdy. Całkiem zatraciła się w tym uczuciu, a kiedy poczuła gorący język profesora napierający na jej usta, bez sprzeciwu pozwoliła mu wejść. Było to tak odurzające i uzależniające, że nie chciała tego kończyć. Nawet się nie zorientowała kiedy Snape posadził ją na swoim biurku i przylgnął do niej na tyle blisko, że była w stanie poczuć jego silną erekcję.

Nie chcieli się od siebie oderwać, jednak w końcu zabrakło im powietrza i musieli na chwilę przerwać. Dyszeli głośno patrząc sobie prosto w oczy, ich oddechy mieszały się ze sobą, byli bardzo blisko siebie, zdecydowanie za blisko jak na uczennice i nauczyciela. Suzanne mocno obejmowała Severusa bojąc się, że jeśli choć trochę poluźni uścisk to upadnie na ziemię. Snape ani na chwilę nie pomyślał o tym, żeby odsunąć się od dziewczyny. Była dla niego, jak narkotyk, najsilniejszy afrodyzjak, czuł, że jego członek boleśnie opina się na jego spodniach, ale potrafił się powstrzymać. To za wcześnie. Dopiero dotarło do niego, że obiekt jego westchnień odwzajemnia jego uczucia, nie miał zamiaru od razu zaciągnąć jej do sypialni. Choć obstawiał, że jeśli miałoby do czegoś dojść, to nie dotarli by nawet do kanapy w salonie.

- Jak rozumiem... - zaczęła cicho. - to wystarczający dowód na to, że wiem co robię?

- A żebyś wiedziała. - odparł i chciał ją ponownie pocałować kiedy to drzwi do gabinetu otworzyły się i z trzaskiem uderzyły o ścianę. Odskoczyli od siebie, jak oparzeni. Suzanne miała na twarzy wyraźne rumieńce, a na dodatek dalej siedziała na biurku Mistrza Eliksirów, jej spódniczka była podwinięty, przez co odsłaniała ciut za dużo, natomiast koszula była cała pomięta. Snape wyglądał całkiem normalnie, patrzył na przybysza z mordem w oczach, jednak dobry obserwator od razu zauważyłby, że próbuje ukryć swój "mały" problem przy pomocy peleryny.

- Och, przerwałem wam w czymś? - zapytał Cortez z cwaniackim uśmiechem.

- Nie, nie przerwałeś. - odparła Suzanne, poprawiając swój mundurek i krawat. - Jeszcze nie zaczęłam szlabanu.

- Ta... szlabanu. - mruknął pod nosem.

- Co tam mruczysz? - zapytał niby spokojnie Snape.

- Nic, nic. - powiedział, unosząc dłonie w geście kapitulacji.

- Właściwie, po co ty tu przyszedłeś?

- A! No tak! - zawołał najwyraźniej coś sobie przypominając. - Niestety będziecie musieli przełożyć szlabanu na inny dzień, ponieważ Albus prosił, aby Suzanne zjawiła się w jego gabinecie. Teraz.

- No to trudno. Przełożymy ten szlaban na sobotę wieczorem. Ma Pani jakieś zastrzeżenia? - zapytał przyglądając się jej wnikliwie.

- Żadnych. - odparła z małym uśmiechem. - Teraz wybaczą Panowie, ale dyrektor nie może czekać.

Zabrała swoją szatę z fotela i wyszła z gabinetu kołysząc delikatnie biodrami. Obaj nauczyciele musieli mocniej wciągnąć powietrze, a dziewczyna słysząc to roześmiała się w głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro