TOM 2 - Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Suzanne była wściekła, a to nawet za mało powiedziane. Właśnie wróciła do swoich kwatery prawie podpalając portret Salazara. Ten stary piernik uśmiechał się złośliwie wiedząc, że jej próby odblokowania ksiąg spełzły na niczym. Przed kilkoma minutami w Komnacie Tajemnic, starała się spokojnie rozmawiać ze Slytherin' em na temat tej piekielnej blokady, niestety nie przekonał go argument o tym, że od sierpnia ma zacząć pracę nad barierami. Tłumaczył się tym, że nie obchodzi go decyzja Dumbledore' a skoro on potrafi myśleć za siebie. Sal zastrzegł, że jeśli Gryfonka nie zacznie odpoczywać to nigdy nie zrzuci zaklęcia. Nie mając wyboru, odpuściła poprzysięgając mu straszliwą zemstę. Zawsze istniała mała szansa, że jutro pożyczy potrzebną jej książkę od Hermiony. Może i dziewczyna nie miała tak okazałego księgozbioru, jak Suzanne, lecz na pewno był równie cenny.

Już jutro miało odbyć się wesele Bill' a. Nie była pewna czy chce na nie iść, ale jednak nie wypada jej odmówić, tym bardziej, że zna chłopaka od 13 lat. No i nie za bardzo ma co robić. To dopiero drugi dzień jej "odwyku", jak zaczęła go złośliwie nazywać Minerwa, a ona już nie miała pomysłów. Wczoraj wyczerpała większość możliwości. Wycieczka do Hogsmead, rozmowy z profesorami, odwiedziny, spacerki, herbatki, kawki, dropsy! Kończyły jej się dostępne opcje. Niestety pięć półgodzinnych wizyt u dziadków nie zniechęciło ich do odpuszczenia jej. Albus zablokował bibliotekę, by mieć pewność, że będzie odpoczywać. Suzanne, jednak postanowiła dostosować się do sytuacji. Złość na Salazara powoli jej przechodziła, kiedy to do głowy wpadła jej wspaniała myśl, którą musiała sprawdzić, i to teraz! Niestety nikt nie chciał jej użyczyć materiałów, dlatego to następnego dnia pojawiła się u Slytherin' a. Po nieskutecznych próbach namowy na zniesienie blokady zostawiła zapisane na pergaminie pomysły u niego prosząc, żeby je przejrzał. Jednak to nie znaczy, że mu wybaczyła, o nie! Miała swój plan, który miała zamiar zrealizować w niedługim czasie.

Wstała bardzo wcześnie rano. Musiała przyznać, że pierwszy raz od dawna tak dobrze jej się spało. Zabrała wczoraj przygotowaną sukienkę oraz bieliznę, po czym udała się pod prysznic. Po około godzinie wyszła z łazienki już całkiem gotowa. Na twarzy miała delikatny makijaż, który podkreślał jej niebieskie oczy. Włosy zostawiła, jak zwykle rozpuszczone, bo według niej tak wyglądała lepiej. Po wczorajszych, burzliwych rozmyślaniach zdecydowała się na krótką rozkloszowaną u dołu sukienkę w kolorze butelkowej zieleni z długim rękawem. Jeśli chodzi o buty, wybrała czarne szpilki na wysokim obcasie. Dopełnieniem stylizacji była złota biżuteria i sygnet rodowy Morningstar' ów. Co prawda Założyciele powierzyli jej i Harry' emu swoje pierścienie, jednak Ci wspólnie zdecydowali, że będą je nosić tylko w trakcie wyjątkowych uroczystości. Głównie reprezentacyjnie. Nagle ją olśniło, spojrzała na kalendarz i aż sapnęła zaskoczona. 31 lipca, dzisiaj Harry kończy 17 lat! Otrzymuje tytuł Lorda. "Czyli sygnety będą potrzebne" pomyślała i ruszyła w stronę skrytki. Zabrała z niej cztery pierścienie, po czym założyła je na obie ręce. Były nie widoczne dla niepowołanych osób, więc nie miała się czym martwić. Spojrzała na swój zegarek, który zawsze miała ze sobą i upewniwszy się, że to już czas udała się w stronę gabinetu dyrektora, po drodze zabierając specjalny prezent dla Potter' a i swoją różdżkę.

W gabinecie czekali już na nią Albus i Minerwa, każde z nich w szacie wyjściowej. Uroczystość zaczynała się dopiero o 16, a była 14, jednak Dumbledore miał przeprowadzić ceremonię, dlatego właśnie musieli zjawić się trochę wcześniej. Po kolei wchodzili do kominka i lądowali w Norze. Gdy tylko przekroczyła próg domu usłyszała krzyki i trzaski, domyśliła się, że to Pani Weasley tak panikuje. Albus od razu udał się na dwór, a Minerwa pomóc Molly. Suzanne nie wiedziała co ze sobą zrobić, dlatego poszła w ślady dziadka i wyszła na zewnątrz. Naprzeciw Nory został ustawiony ogromny, biały namiot, a pod nim kilka osób ustawiało krzesła i stoliki. Już z tej odległości poznała swoich przyjaciół, szybkim krokiem ruszyła w ich stronę.

- Harry! Ron! Hermiona! Draco! - zawołała, a cała czwórka i jeszcze kilka innych osób spojrzało w jej stronę. Ta nie zważając na nic prędko pokonała dzielącą ich odległość i mocno uściskała. - Jak mi Was brakowało!

- Nam Ciebie też. - szepnął Potter. Po chwili odsunęli się od siebie, a Harry zlustrował Gryfonkę od góry do dołu. - Dla kogo się tak wystroiłaś, no chyba nie dla mnie? - spytał, a sekundę później kulił się z bólu kiedy to oberwał z łokcia od Malfoy' a. - Kochanie tylko żartowałem! - próbował się bronić. Szybko otrząsnął się, gdy zobaczył sygnety na dłoniach dziewczyny. - Ślub Bill' a zalicza się do specjalnej okoliczności? Nie wiedziałem.

- Nie. - odparła, a widząc jego zdziwioną minę dodała. - Masz urodziny kołku.

- A tytuł! - powiedział i strzelił sobie facepalm' a. - Ale kiedy moi rodzice żyją, czy to przypadkiem nie... - rozumiała o co mu chodzi.

- Nie wiem. - wtrąciła. - Wiesz, że musimy czekać na moje urodziny, żeby wszystko załatwić u Gringotta. Wtedy się dowiemy.

- Jasne.

- O czym wy do diabła mówicie!? - krzyknął Ron, a dwójka Gryfonów szczerze się roześmiany wprawiając resztę w zakłopotanie.

Suzanne została poproszona by pomóc przy czymś pannie młodej. Myślała, że chodzi o makijaż lub fryzurę, ale nie była przygotowana na to co zobaczyła. Panna Delacour była w rozsypce, płakała, a makijaż był całkiem rozmazany. Zastanawiała się O co mogło chodzić.

- Cześć. - powiedziała miło i weszła do środka zamykając dobrze drzwi, młoda kobieta spojrzał na nią, ale nic nie odpowiedziała. - O co chodzi? To twój wielki dzień, nie powinnaś się cieszyć?

- Cieszy się! - wykrzyknęła przez łzy. - Ale i boi, że Bill mnie nie chce!

- A czemu miałby Cię nie chcieć? - spojrzała na francuzkę zdziwiona. - Oświadczył Ci się, ty się zgodziłaś. Nie odwołał swoich słów nie zerwał z tobą, czyli ma zamiar dzielić z tobą życie. Macie stanąć na ołtarzu i powiedzieć sobie to sakramentalne tak. Jeśli nie uciekł do tej pory to już tego nie zrobi.

- Skąd masz ta pewność? - spytała powoli się uspokajając.

- Fleur, znałam Bill' a, gdy jeszcze był uczniem w Hogwarcie. Mieszkałam tam i choć miałam zaledwie trzy lata wiedziałam, że mogę mu zaufać. On i jego młodszy brat Charlie, byli moimi pierwszymi przyjaciółmi oprócz profesorów w szkole. Bill zawsze dotrzymuje słowa, nie tchórzy i jest odpowiedzialny, zawsze potrafił ponieść konsekwencje swoich działań. - wyjaśniła dziewczynie. - Gdyby Cię nie kochał, nie stałby tam, jak kołek i nie czekał na Ciebie. I pamiętaj o najważniejszym. On nie wybrał jakiejś pierwszej lepszej dziewczyny, wybrał Ciebie i musisz być niezwykle wartościową osobą, jeśli udało Ci się go do tego namówić.

Fleur wstała i podbiegła do dziewczyny przytulając ją z całej siły, w jej oczach nadal połyskiwały łzy, ale nie smutku i rozpaczy tylko szczęścia.

- Dziękuję. - powiedziała.

- No to czas na poprawki. - odparła Gryfonka odsuwając od siebie młodą kobietę.

Bill był przerażony. Fleur powinna się zjawić jakieś dziesięć minut temu, ale jej nie ma. Może uciekła, nie chce go, znalazła sobie kogoś innego. Poczuł na swoim ramieniu dużą, ciepłą dłoń. Obejrzał się za siebie i spojrzał w oczy swojego mentora.

- Niech się Pan nie martwi Panie Weasley, Suzanne wie co robi. - pocieszył go staruszek. I rzeczywiście podziałało. Dobrze znał tą dziewczynę, jeśli ona się za coś zabrała to nie było mowy o porażce. Chwilę później usłyszał dźwięk muzyki, a drzwi do Nory otworzyły się, a z nich wyszła najpiękniejsza kobieta na całym świecie. Fleur wyglądała niesamowicie, jej ojciec podszedł do niej i podał jej ramię, ta ufnie je przyjęła i ruszyła z Panem Delacour w jego stronę. Ani na chwilę nie spuszczała z niego oczu. Ocknął się dopiero kiedy stanęła przed nim. Z tej odległości wydawała się jeszcze piękniejsze, jeśli to w ogóle możliwe.

- Witam wszystkich zebranych! - zaczął Dumbledore, a wszystkie głosy ucichły, tak jak i muzyka. Gdzieś w tle Bill zauważył przemykającą Suzanne, która usiadła obok Harry' ego. Musiał jej podziękować. Dzięki niej jego żona wygląda, jak anioł. - Spotkaliśmy się w tym szczególnym dla tej pary dniu, żeby połączyć ich życie, duszę i magię na wieczność. Jeśli ktoś ma coś przeciwko niech ogłosi to teraz lub zamilknie na wieki. - wszyscy wstrzymali oddech, ale nikt się na szczęście nie odezwał. Na twarzach młodej pary pojawiły się szerokie uśmiechy. - Dobrze, a więc przejdźmy do ceremonii. Wyciągnijcie różdżki i podajcie sobie lewe dłonie.- oboje wypełnili jego polecenie dalej nie odrywając od siebie wzroku. Staruszek kontynuował z szerokim uśmiechem. - William' ie Arturze Weasley, czy przysięgasz na swoje życie, duszę i magię kochać, dbać i szanować swoją przyszłą żonę. Obiecujesz, że będziesz jej wierny, aż do końca. Nie przestaniesz jej kochać nie zważając na przeciwności losu, będziesz robił co w twojej mocy, żeby uczynić ją szczęśliwą?

- Przysięgam na moje życie, duszę i magię. - odpowiedział bez zawahania, był pewien, nie chciała tego zniszczyć. Zrobi co w jego mocy, żeby Fleur była szczęśliwa. Z jego różdżki wystrzelił złoty promień, który oplótł ich splecione dłonie.

- Wspaniale. Fleur Isabelle Delacour, czy przysięgasz na swoje życie, duszę i magię kochać, dbać i szanować swojego przyszłego męża. Obiecujesz, że będziesz mu wierna, aż do końca. Nie przestaniesz go kochać nie zważając na przeciwności losu, będziesz robiła co w twojej mocy, żeby uczynić go szczęśliwym?

Fleur była pewna swojego wyboru, Suzanne pomogła jej zrozumieć, jak bardzo kochała Bill' a. Był on najważniejszą osobą w jej życiu i po raz pierwszy miała kogoś komu mogła powiedzieć i powierzyć wszystko. Teraz tak pomyślała, że ta dziewczyna z którą rozmawiała ma zaledwie 16 lat, niesamowicie młoda i mądra zarazem, ciekawi ją co też los jej przyniesie. Będzie czekać i sama doradzi jej w potrzebie. Ta chwila, jednak zbyt się przeciągała widziała to po minie ukochanego. Uśmiechnęła się do niego pocieszająco i odparła.

- Przysięgam na moje życie, duszę i magię.

Drugi snop światła oplótł ich dłonie, po czym oba zabłysły białym światłem i zniknęły. Na ich lewych dłoniach pojawiły się złote obrączki, które stały się symbolem ich miłości.

- Możesz pocałować pannę młodą. - dodał radośnie staruszek, a Bill' owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pocałował swoją żonę przekazując jej, że nigdy jej nie opuści i, że już zawsze będzie ją kochał. Później rozpoczęła się zabawa.

Ołtarz został usunięty, na środku powstał parkiet. Młoda para rozpoczęła tańce, a po chwili do zabawy włączały się następne pary. Suzanne wraz z przyjaciółmi zajęli stolik na uboczu i rozmawiali, dopóki to Bill nie porwał Suzanne do zabawy. Fleur natomiast zabrała na parkiet Harry' ego, Ron i Hermiona oraz Draco i Ginny dołączyli do nich chwilę później.

- Wiesz, że dzięki Tobie mam piękną i wspaniałą żonę? - spytał w trakcie tańca Weasley.

- Przeceniasz mnie. - odparła blondynka wykonując delikatny obrót. - Ja tylko podałam jej racjonalne argumenty.

- No i zadziałało. Teraz czas na Ciebie. - dodał złośliwie.

- Jasne... a świnie latają. - powiedziała nie przekonana.

- Co?

- Mugolskie przysłowie. - wyjaśniła krótko. - Obstawiam, że to Harry będzie pierwszy, bo na Rona to nie ma co liczyć.

- Tu się zgodzę. A ty masz kogoś?

- Coś się tak uparł? - zapytała rozdrażniona, ten tylko wzruszyła ramionami. - Nie, nie spotykam się z nikim. Nie mam czasu. Chyba, że za randki uznasz warzenie eliksirów ze Snape' em.

- Snape' em?

- Praca dla Zakonu. - powiedziała. - Wiele mnie to kosztuje, szczególnie nerwów.

- Profesor jest tutaj, pewnie chowa się gdzieś w ciemnym kącie. - odparł z tajemniczym uśmiechem, który bardzo nie podobał się dziewczynie. - Może wypada rozruszać starego profesora?

- O nie! Nie zgadzam się! - próbowała się mu wyrwać, ale było już za późno.

- Dzień dobry profesorze Snape. Miło, że się Pan zjawił. - przywitał go uprzejmie dalej mocno trzymając Suzanne.

- Witam, panie Weasley. Dziękuję za zaproszenie. Czy mogę wiedzieć, dlaczego panna Dumbledore próbuje się wyrwać z pańskiego uścisku? - spytał chłodnym i opanowanym tonem.

- Och wstydzi się! - zawołał, na co Gryfonka spojrzała na niego z mordem w oczach.

- Bill, nie odważysz się!

- Ach tak. - na twarzy profesora pojawił się złośliwy grymas, który chyba miał być uśmiechem. - A czegoż to się wstydzi nasza panienka?

- Zaprosić Pana do tańca. - odparła Bill, na tyle głośno by zagłuszyć protesty blondynki.

- No to może ja okaże się na tyle odważny. - Snape podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do Suzanne. - Czy mogę Panią prosić o jeden taniec?

- Nie wypada mi odmówić profesorze. - przyjęła jego dłoń i rzucając Bill' owi nieprzychylne spojrzenia ruszyła na parkiet. Leciała teraz spokojna piosenka, więc nie za bardzo się zmęczą. Dopiero teraz przyjrzała się Snape' owi. Wyglądał inaczej, jakby nie spał od tygodnia, ale nie tak tragicznie, jak ona jeszcze dwa dni temu. Nie miał na sobie swoich "nietoperzych" szat, tylko czarną koszulę i w tym samym kolorze spodnie. Teraz wydawał się strasznie chudy, jednak przez koszulę, która opinała się na jego ciele można było dostrzec zarys mięśni.

- Skończyła się już panienka przyglądać? - spytała ją, szepcząc jej do ucha. Przeszedł ją przyjemny dreszcz.

- Niech Pan nie zaprzecza, że sam mi się nie przyglądał. - odparła. Nie wywinie się. - Czułam na sobie pański wzrok odkąd zakończyła się ceremonia.

- Masz mnie. - wyszeptał, a ona wyczuła w jego oddechu nutkę alkoholu. Teraz już rozumiała jego zachowanie.

- Może usiądziemy. - zaproponowała z nadzieją, że się zgodzi.

- No dobrze. - Snape pociągnął ją w stronę wcześniej zajmowanego stolika. Zaproponował jej trochę alkoholu, ale odmówiła. Nie chciała się spić na samym początku imprezy. - Powiedz mi Dumbledore, masz już pomysł na bariery?

- Mam. - odparła zgodnie z prawdą, a profesor spojrzał na nią z wysoko uniesioną brwią i kpiącym uśmiechem na ustach.

- Jaki? - zapytał szczerze zaciekawiony.

- Runy. Mam zacząć pracę w sierpniu. - wyjaśniła, Snape skinął ze zrozumieniem i polały sobie jeszcze trochę Whiskey, miał już wypić zawartość szklanki kiedy to usłyszał za sobą bardzo znajomy głos.

- Tylko ty umiesz się spić w ciągu dwóch godzin.

- Witaj Draco. - mężczyzna ignorując go wypił całą szklankę alkoholu na raz. - Mogę wiedzieć, dlaczego zakłucasz mój spokój?

- Nie przeceniaj się, szukałem Suzanne. - odparł, a jego spojrzenie padło na Gryfonkę, która od razu wszystko pojęła.

- Musi mi Pan wybaczyć, Draco potrzebuje pilnie mojej pomocy. Mam nadzieję, że jeszcze się dziś zobaczymy profesorze. - pożegnała go wstając.

- Ja także na to liczę Dumbledore. - odparł.

Draco i Suzanne siedzieli w kuchni w Norze, rozmawiali na bardzo poważny temat, który nie mógł zostać pominięty.

- Ale czy to nie za wcześnie? - zapytał przerażony Ślizgon.

- Mamy wojnę, Draco. Nie wiesz ile czasu mu zostało. Pamiętaj, że on jest Wybrańcem, znajduję się w samym centrum tego chaosu. - wytłumaczyła mu na spokojnie.

- A jeśli odmówi?

- To spróbujesz jeszcze raz na Boże Narodzenie. - zażartowała, żeby rozluźnić atmosferę.

- No dobra, daj m to pudełko. - Suzanne podała mu czerwony, kwadratowy pakunek. - Dlaczego tak się uparłaś, żeby sama wybrać?

- Bo wiem co mu się spodoba, na pewno będzie zadowolony. - zapewniła go. Po chwili w kuchni pojawiła się Pani Weasley.

- A co wy tu robicie? - spytała ich wyciągając ogromny tort urodzinowy z lodówki.

- Rozmawiamy o prezencie dla Harry' ego. - wyjaśnił lekko speszony blondyn.

- To świetnie! - zawołała. - Draco, pomożesz mi zanieść ten tort pod namiot?

- Ja to zrobię Pani Weasley, Draco musi coś jeszcze przygotować.

Suzanne i Molly opuściły kuchnie, ruszyły w stronę wyjście zostawiając Draco samego ze swoimi ponurymi myślami.

Kiedy kobiety pojawiły się pod namiotem od razu zobaczyły Gryfona stojącego na środku parkietu z zakrytymi oczami. Gdy tort był już na swoim miejscu, Suzanne podeszła do chłopaka i ściągnęła jego przepaskę. Kiedy tylko założył okulary w jego oczach pojawiły się łzy szczęścia. Przytulił swoich przyjaciół, jednak nigdzie nie widział Malfoy' a, to go trochę zaniepokoiło. Po chwili wszyscy zaczęli śpiewać sto lat, a później składali mu życzenia. Już miał iść pokroić tort kiedy zatrzymał go dźwięk dzwonienia w kielich.

- Proszę o uwagę! - zawołała Suzanne z szerokim uśmiechem. Kiedy wszyscy się już uspokoili, kontynuowała. - Harry jesteś dla mnie, jak brat którego nie dane mi było mieć, wiesz, że dziś mija już rok odkąd się znamy, a ja zdążyłam Cię pokochać, jak mojego rodzonego brata. Dzisiaj osiągnąłeś już pełnoletniość, choć w małym stopniu możesz decydować o swoim życiu. Razem z Draco przygotowaliśmy dla Ciebie wyjątkowy prezent. Proszę żebyś mi zaufał, bo zrobię wszystko co dla Ciebie najlepsze i będę zacięcie walczyć u twojego boku o twoje, jak i moje szczęście oraz możliwość na lepszą przyszłość. Chcę być pewna, że Lord Voldemort nie zakłóci naszego szczęścia, jednak żyjemy w niepewnych czasach dlatego za chwilę staniesz przed ważnym wyborem, który zmieni Twoje życie. Draco, chodź! - zakończyła z uśmiechem. Potter od razu spojrzał w kierunku swojego chłopaka. Widział, że jest zestresowany, może nawet się boi. Nie byli parą od dawna, ale już teraz wiedział, że go kocha. Młody Malfoy stanął przed nim, był tak biały, jak papier. Zastanawiał się o co może chodzić.

- Harry... - zaczął słabym głosem. Szybko odchrząknął i jego ton wrócił do normy. - Harry znamy się od dawna, ale dopiero od niespełna roku się przyjaźnimy, od lutego jesteśmy parą, a ja wiem, że to szybko, ale ta wariatka uważa inaczej. - powiedział wskazując na Suzanne, która uśmiechała się złośliwie. - Chce zadać Ci jedno pytanie, prawdopodobnie jedno z najważniejszych w twoim, jak i moim życiu. - Draco nagle uklęknął na jedno kolano i wyciągnął coś z kieszeni spodni. Większość zebranych sapnęła zaskoczona. - Harry James' ie Potterze czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?

Gryfon patrzył na niego ze łzami w oczach. "To się nie dzieje na prawdę!" krzyczał w myślach. Do tej pory jedynie mu się to śniło, ale teraz to nie był sen. Draco klęczał przed nim ze złotym, skromnym pierścionkiem w dłoni. Podkradł jego pomysł! To on chciał się oświadczyć, ale nie dziś. Na Boże Narodzenie, miał kupić pierścionek i się oświadczyć. No cóż wyprzedził go. Ale wiedział co ma powiedzieć, kochał go i nie chciał go stracić. Będzie walczył o ich wspólną, lepszą przyszłość.

- Tak, Draco. Wyjdę za Ciebie! - wykrzyknął i rzucił się na chłopaka. Ten pocałował go namiętnie, po czym nałożył pierścionek na jego lewą dłoń, przed tym musiał ściągnąć sygnet Roweny, ale raczej nie będzie się o to złościć. Wokół nich rozległy się gromkie brawa. Po chwili podnieśli się na nogi i przyjęli gratulację od wielu osób, w tym od rodziców Potter' a, którzy byli na przyjęciu ukryci dzięki Eliksirowi Wielosokowemu. Na końcu podeszli do swoich przyjaciół, dziewczyny otwarcie płakały ze szczęścia, a Ron podał im dłoń i lekko przytulił. Harry pomyślał, że to są jego najlepsze urodziny w życiu, szczerze wątpił, że coś je przebije.

*-*-*
Krótkie info! Maraton wygrał, więc na 100 rozdziałów zrobię maraton.

Druga informacja. Ministerstwo nie upadło, przynajmniej na razie nie mam takich planów. Dumbledore przeżył, a najlepsi śmierciożercy są zamknięci co na pewno utrudnia przejęcie Ministerstwa przez Voldemorta. Raczej nie będzie upadku i śmierci Ministra, ale może mnie wkurzy i trzeba go będzie ukatrupić, kto wie?

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro