TOM 2 - Rozdział 58

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Suzanne była znudzona, bardzo znudzona. Powoli miała dość tej monotoni, każdy dzień wyglądał tak samo. Severus wstawał rano, ogarniał się i szedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Później budziła się Gryfonka, wykonywała poranną rutynę, jadła śniadanie i czytała jakąś książka, przerwa na obiad i powrót do poprzedniej czynności. Po zajęciach wracał Sev, spędzali ze sobą trochę czasu wspólnie czytając, albo rozmawiając o głupocie uczniów i niektórych nauczycieli, czasem poruszyli jakieś tematy naukowe, które prowadziły do zaciętej dyskusji. Przed kolacją Sev musiał zająć się warzeniem eliksirów dla Zakonu. Wtedy Suzanne znowu zostawała sama. Jadła kolację, trochę poczytała, a później wykonywała wieczorną toaletę i szła spać. Mistrz Eliksirów zawsze koło północy kończył pracę i dołączał do niej, zasypiał przy jej boku i od nowa to samo. I tak przez trzy dni. Suzanne miała po prostu dość. Oczywiście cieszyła się, że może spędzić czas ze swoim partnerem, jednak nie mogła znieść tego stanu bezczynności. Powoli dostawała bzika. Próbowała namówić Severusa, żeby ten pozwolił jej wrócić do warzenia eliksirów podając przy tym masę argumentów przemawiających na jej korzyść, jednak on stał twardo przy swoim.

Na szczęście już niedługo miała wrócić na zajęcia. Lekcje miały okazać się jej wybawieniem, co nie oznacza, że areszt dobiegnie końca. Severusowi jakoś się nie spieszyło, właściwie cała ta sytuacja bardzo mu się podobała i pewnie gdyby nie fakt, że Suzanne nadal jest uczennicą Hogwartu, nigdy by jej nie wypuścił. Podobało mu się, gdy wiedział, że nie wraca po pracy do pustych komnat. Miał ochotę spędzać z Gryfonką każdą najmniejszą chwilę, ale trwała wojna, a oni znajdowali się w samym jej centrum.

Suzanne wstała rano w świetnym humorze, myśl, że choć na kilka godzin wyjdzie do ludzi napawała ją optymizmem. Wstała z łóżka i udała się do łazienki, aby wykonać poranną rutynę. Założyła na siebie przygotowany przez skrzaty mundurek i szatę z godłem Gryffindor'u, po czym ruszyła do salonu. Jak zdążyła zauważyć, Severus jeszcze nie wyszedł. Siedział na fotelu spokojnie pijąc kawę, wręcz napawając się jej smakiem, jego wzrok utkwiony był w płomieniach w kominku, jak zahipnotyzowany obserwował ogień, który powoli trawił drewno zmieniając je w popiół. Był tak pogrążony w swoich myślach, że nawet nie usłyszał, jak wchodzi.

- Cześć. - przywitała się z nim, mężczyzna gdy tylko usłyszał głos dziewczyny, spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. Suzanne zaczęła powoli iść w jego stronę, po czym rozsiadła się wygodnie na jego kolanach, z zadowoleniem rejestrując dłoń Severusa na swojej tali.

- Dzień dobry. - wymruczał jej prosto do ucha lekko zachrypniętym głosem, po całym jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. - Jak się spało?

- Dobrze. - odparła wtulając się w niego mocniej. - Nie idziesz do Wielkiej Sali? Za niedługo będzie śniadanie.

- Miałem zaraz wychodzić. - powiedział, po czym spojrzał na jej ubranie lekko zdziwiony. - Dlaczego masz na sobie szkolne szaty?

- Mundurek jest obowiązkowy na zajęciach, Sev. - odrzekła z rozbawieniem. - Jesteś nauczycielem, a o tym nie wiesz?

- Oczywiście, że wiem. - burknął obrażony. - Ale po co ci on?

- Sev, dzisiaj wracam na zajęcia, pamiętasz? Chyba nie zapomniałeś? - zapytała, patrząc na niego ze zdziwieniem. Mężczyzna zmarszczył brwi, a po chwili spojrzał na nią przepraszająco.

- Całkiem wyleciało mi to z głowy. - mruknął zły na siebie. - Przepraszam, musisz jeszcze dzisiaj zostać.

- Co!? Ale dlaczego...

- Moody ma przyjść po Amortencje. - przerwał jej. - Nie chce prosić Albusa o przekazanie mu jej, bo nic mu nie wytłumaczy, a wolałbym, żeby nie wyniknęły z tego żadne niepotrzebne komplikację. - wyjaśnił. - W tym zamku tylko trzy osoby mają potrzebne do tego kwalifikacje, z czego ja i Slughorn mamy zajęcia. Więc zostajesz tylko ty. Uwierz mi, - dodał widząc jej zbolałą minę. - że najchętniej sam bym się tym zajął, ale niestety dzisiaj zapowiedziałem test dla trzeciego rocznika.

- Rozumiem. - westchnęła ciężko ze zrezygnowniem. - Zostanę.

- Dziękuję. - powiedział całując ją krótko. Dziewczyna z zadowoleniem przyjęła posmak czarnej kawy na języku, który kojarzył jej się tylko z jej partnerem. Po chwili oderwał się od niej i zciągnął ją ze swoich kolan. - Szalonooki powinien pojawić się w czasie zajęć, żeby przypadkiem na kogoś nie trafić. Wiesz co robić. Eliksiry są na półce w moim laboratorium. A teraz muszę już iść.

Kiedy Severus opuścił swoje kwatery Suzanne poszła do sypialni się przebrać w swoje codzienne ubrania, które przyniosła jej Mróżka. Z ulgą przyjęła widok spodni i butów na płaskej podeszwie.

Następne godziny minęły jej nadzwyczajnie nudno. Większość książek w kwaterach Severusa niezbyt ją interesowała, eliksiry - wiedziała o nich praktycznie wszystko, transmutacja - większość ksiąg już przeczytała, zaklęcia - ten dział nie był w zakresie jej zainteresowań, obrona przed czarną magią - nuda... Poza nimi było jeszcze parę dzieł historycznych i kilka związanych z czarną magią, nie dziwiło ją to zbytnio, przecież dobrze wiedziała kim jest jej partner. Nie odstraszało jej to, pogodziła się z tym, a co do mrocznych zaklęć... Już od dawna studiowała czarną magię, no ale na pewno nie w takim stopniu jak Severus. Ona stawiała na teorię, a nie praktykę, chciała zwyczajnie wiedzieć z czym przyjdzie jej walczyć. Oczywiście, zdarzyło jej się użyć jakiegoś czarnomagicznego zaklęcia, ale dzięki swojej silnej woli potrafiła się powstrzymać, znała umiar i swoje zdolności. Wiedziała, że wiele z tych zaklęć mogłoby ją zwyczajnie przerosnąć.

Nie mając nic ciekawego do zrobienia postanowiła zacząć coś bazgrać ołówkiem na pergaminie. Nie była niewiadomo jaką artystką, zdecydowanie wolała grę na skrzypcach, jednak z barku laku i to był dobry sposób na zabicie nudy. Siedział przy kominku opierając się o sofę i szkicowała jakiś krajobraz z jej głowy. Po około godzinie, gdy już skończyła stwierdziła, że jej rysunek bardzo przypomina hogwardzkie błonia. Uśmiechnęła się delikatnie na tą myśl, nawet jej podświadomość chce się wyrwać z tych lochów. Szybko jednak wróciła na ziemię, kiedy usłyszała pukanie do drzwi gabinetu Severusa. Zerwała się z miejsca, jak najszybciej, wiedziała, że Moody nienawidzi tracić czasu. Przeszła do gabinetu Mistrza Eliksirów i podeszła do drzwi wyjściowych. Otworzyła je i zdziwiona patrzyła na osobę stojącą w progu.

- Co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona, widząc przed sobą Cho Chang. Dziewczyna patrzyła na nią z delikatnym grymasy niezadowolenie na twarzy, ręcę miała złożone na piersi, a w dłoni ściskał jakąś pogniecioną kartkę.

- Mogłabym zapytać o to samo. - odparła azjatka. - Możesz zawołać Snape'a, mam do niego sprawę.

- Niby jaką? - spytała Suzanne patrząc na starszą dziewczynę nieufnie.

- Nie powinno cię to obchodzić. - odwarknęła ciemnowłosa. - Zawołaj Snape'a.

- Profesor Snape ma obecnie zajęcia. - odparła najspokojniej, jak potrafiła, nie chciała dać się zdenerwować. - Powiedz o co chodzi to może ci pomogę.

- Ty masz mi niby pomóc? - zapytała z kpiną. - Ty!? - roześmiała się złośliwe. - Jesteś tylko głupią uczennicą, której się po prostu poszczęściło, udało ci się dostać w łaski Wybrańca i już uważasz się za najmądrzejszą. Dziewczynko, wątpie żebyś cokolwiek zrozumiała. Moody wysałał mnie po eliksiry od Snape'a i chce je zabrać, więc mnie przepuść, żebym mogła ich poszukać. -  próbowała się przepchnąć, ale Suzanne skutecznie zablokowała jej drogę.

- Skąd mam wiedzieć, że Szalonooki wysłał akurat ciebie? - całkiem zignorowała słowa byłej Krukonki, jakoś nie ruszyły jej za bardzo, może to dlatego, że wszystko co o niej powiedziała Chang było kłamstwem. Dalej nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna jest w Zakonie Feniksa.

- A co cię to w ogóle interesuje!?

- Dla twojej wiadomości po coś tu jestem. - powiedziała lekko zirytowana blondynka. - Profesor Snape poprosił abym przekazała Alastorowi eliksiry, jako że ty nim nie jesteś, odejdź. Jeśli Moody rzeczywiście cię przysłał to chcę dowodu, na pewno dał ci coś co mogło by potwierdzić twoje słowa, a jak nie to powiedz mu, żeby sam się pofatygował.

Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Suzanne leżała by już dawno martwa na ziemi. Cho cała czerwona ze złości wcisnęła jej w dłonie kawałek zapisanego pergaminu. Gryfonka przyjrzała mu się podejrzliwie, po czym odczytała jego treść.

Snape,
Musiałem zostać w kwaterze, nie będę wdawać się w szczegóły, wszystkiego i tak się dowiesz. Przysyłam tego żółtodzioba, Cho Chang, ona się tym zajmie, wytłumacz jej wszystko co potrzebne. I tak Amortencje miała trafić do niej.

Szalonooki

Koło podpisu widniały zaschnięte krople krwi. Pewnie po to, żeby potwierdzić, że to Moody napisał list. Szybko zbadała sygnaturę autora i z ulgą przyznała, że był nim Alastor.

- Wchodź. - mruknęła blondynka, wpuszczając dziewczynę do środka. - Poczekaj tutaj. - poprosiła Suzanne, po czym ruszyła w stronę drzwi do kwater profesora, otworzyła je i pełna złych przeczuć weszła do środka. Przeszła przez korytarz aż doszła do salonu, a stamtąd udała się prosto do pracowni Mistrza Eliksirów. Szybko znalazła poszukiwany przez nią eliksir, schowała go do specjalnego pudełka przedtem jeszcze rzucając czar na fiolki, aby się nie stłukł podczas przenoszenia i opuściła laboratorium nie oglądając się za siebie. Za bardzo ją kusiło, żeby uwarzyć choćby najprostszy eliksir. Jej mały odwyk działał na nią dziwnie odprężająco, ale jednak powodował on u niej nieustanne znudzenie. Bardzo źle działało ono na jej huncwockiego ducha, który aż wyrywał się na wolność.

Gryfonka wcale się nie zdziwiła, gdy zobaczyła Cho w salonie Severusa. Od początku wiedziała, że będą z nią same problemy. No ale nie mogła tak tego zignorować, tym bardziej kiedy zauważyła, że dziewczyna zmierza w kierunku sypialni.

- Miałaś zostać w gabinecie. - odezwała się, zwracając na siebie uwagę byłej Krukonki.

- I czekać tam niewiadomo ile? Chyba sobie ze mnie kpisz. Poza tym... byłam ciekawa, jak żyje nasz "kochany" nietoperz z lochów. - powiedziała uśmiechając się, chyba w jej mniemaniu, słodko.

- Nie powinno cię tu być. - odparła blondynka układając pudełko na stoliku.

- A niby ty masz większe prawo do przebywania tu niż ja? - zapytała unosząc brwi.

- Ja tu jestem na prośbę gospodarza, ciebie nie powinno być nawet w Hogwarcie. - powiedziała bardzo spokojnie, sama się sobie dziwiła, że potrafi zachować spokój nawet w obecności tak irytującej osoby. - A teraz jeśli łaska, możesz mnie wysłuchać, żeby nie zrobić sobie krzywdy w przyszłości? - brak odpowiedzi uznała za potwierdzenie. - Chyba wiesz jak działa Amortencja. Nie będę ci tłumaczyć wszystkiego, powiem tylko to co najważniejsze. Nie przekraczaj ustalonej dawki. Zawsze miej przy sobie antidotum, w pudełku są tylko trzy fiolki, więc oszczędzaj. Jeśli ktoś jest pod wpływem jakichś zaklęć lub eliksirów, nie podawaj Amortencji, bo może to być tragiczne w skutkach.

- Jakieś konkretne zaklęcia? - spytała lekko znudzonym głosem.

- Imperius i Confundus na pewno się wliczają. Jeśli ktoś został ogłuszony lub uśpiony z pomocą zaklęcia także nie należy podawać eliksiru, nie chce nawet mówić jakie by mogły być tego skutki. - lekko się wzdrygnęła na myśl o tym. - To tyle, możesz już iść. - powiedziała wskazując na drzwi. Cho spojrzała na nią dziwnie, po czym zabrała pudełko i ruszyła w stronę wyjścia. Suzanne miała nadzieję, że to już koniec, ale dziewczyna tuż przed drzwiami zatrzymała się i obróciła w jej kierunku.

- Zastanawiam się co on w tobie widzi?

- Przepraszam? - zaskoczona spojrzała na azjatkę. Nie za bardzo wiedziała o co jej chodzi, przez chwilę nawet pomyślała, że Chang dowiedziała się o jej związku z Severusem, ale szybko wybiła to sobie z głowy. Przecież jej słowa nie mają żadnego sensu. Dopiero po chwili przyszło zrozumienie. Harry.

- Nie jesteś niewiadomo jak ładna, inteligencją nie grzeszysz. Jesteś przeciętna. - patrzyła na nią z pogardą, co trochę uderzyło w blondynkę. Jeszcze nigdy nie czuła na sobie takiego spojrzenia. Pełnego zazdrości. - Nie mogę pojąć, jak Harry może na ciebie patrzeć, a co dopiero się z tobą spotykać. No chyba, że jesteś dobra w łóżku i tylko dzięki temu go przy sobie trzymasz.

- Jesteś żałosna. - odparła beznamiętnie. - Wyjdź, nie chce na ciebie więcej patrzeć. - była Krukona chwyciła za klamkę, jednak zatrzymał ją głos Gryfonki. - Mam nadzieję, że ta Amortencja nie znajdzie się przypadkiem w kubku Harry'ego, bo jak tak, to będę wiedzieć.

Cho Chang z trzaskiem opuściła kwatery Mistrza Eliksirów. A Suzanne? Gryfonka przez chwilę patrzyła na drzwi za którymi zniknęła dziewczyna, po czym roześmiała się głośno. Nie sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji, jakaś dziewczyna obraża ją, bo odbiła jej chłopaka, który nawet nie jest jej chłopakiem, mało tego nie mógłby nim być, bo jest gejem. Ta sytuacja sama w sobie jest przekomiczna. Śmiała się tak mocno, że rozbolał ją brzuch, od dawna nic tak jej nie rozbawiło. I wtedy zdała sobie sprawę, że brakuje jej łamania wszystkich zasad i robienia żartów. Ile to jej sprawiało frajdy! Jednak teraz, gdy wojna już rozgożała na dobre nie było na to czasu, no i może warto to teraz zmienić.

Już czas, żeby Huncwoci wrócili do akcji!

*-*-*

Ten rozdział w ogóle nie chciał mi wyjść!

Niby zawarłam w nim wszystko co chciałam, ale wiem, że coś jest z nim nie tak. I to mnie bardzo denerwuje!

No ale nic, następny rozdział zapowiada się ciekawie. Mam nadzieję, że go nie zepsuje🤣

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro