TOM 2 - Rozdział 81

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak myślisz, na co wpadnie tym razem?

Suzanne siedziała w swoich komnatach w towarzystwie Grindelwald'a, zgodnie z rozkazem Riddle'a mieli tam na niego czekać.

Przez ten krótki czas do Gryfonki dotarło, jak bardzo jej życie się skomplikowało, nie żeby nie było tak wcześniej. Po prostu w tym momencie czuła się jakby ktoś zagonił ją w ślepy zaułek. Sama z niego nie ucieknie. Potrzebuje pomocy. I kto by pomyślał, że jej wybawicielem okaże się sam Gellert Grindelwald.

- Pewnie będzie chciał się czegoś dowiedzieć. Przemyśl lepiej co możesz mu przekazać. - poradził jej spoglądając na widok za oknami. Było już całkiem ciemno, nawet księżyc nie oświetlał nocnego nieba sowim blaskiem. W pomieszczeniu panował mrok, jednak żadne z nich nie odważyło się zapalić kominka.

- Uważasz, że jak wspomnę o osłonach zamku to się ucieszy? - zapytała, patrząc, jak jej się przynajmniej wydawało, na czarnoksiężnika.

- Powiesz prawdę, czy skłamiesz?

- Półprawdę. - odparła.

- Jeśli cię nie zapyta nie mów o tym. To drażliwy temat, bardzo łatwo się w nim zgubić, jeśli dowie się, że wiesz za dużo...

- Rozumiem. - przerwała mu. - Mam udawać niewinną idiotkę, która nie wiem o niczym, tak?

- Gdyby to tylko zadziałało. - westchnął zmęczony mężczyzna. - Nawet pod działaniem eliksiru, nie byłabyś tak głupia. Eliksir nie pozbawiłby cię twojego wewnętrznego ja, stłumił by je. No i na pewno nie zabrałby twojej wiedzy. Riddle wie, że jesteś geniuszem. - na to słowa dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. - Zna twoją determinację w dążeniu do celu, nawet ja bym nie uwierzył, że gdybyś nie była dopuszczana do zebrań, to nie próbowałabyś dowiedzieć się czegoś na boku.

- Racja. - przyznała blondynka przeczesując ze zdenerwowaniem włosy. Myślała, że to już koniec ich konwersacji, jednak Grindelwald wtrącił coś jeszcze.

- Wymyśl co powiedzieć mu o Snapie.

- C-co? - spytała jąkając się.

- Słyszałaś mnie. - warknął rozdrażniony.

- Ale skąd ty...

- Snape słabo ochronił swój umysł. - dziewczyna zbladła, czego mężczyzna nie mógł dostrzec, ale zdołał to wyczuć. - Wymknęło mu się pewne wspomnienie. Niby niewinne, ale tworzące wiele pytań bez odpowiedzi.

- Konkretnie.

- Siedzieliście razem w jego kwaterach o czymś rozmawialiśmy, ale było to nie słyszalne. Marvolo uznał, że jesteś nim zainteresowana. Dlatego... - nie zdołał dokończyć zdania.

- ...dlatego tak go wtedy pokiereszował. - pojęła zmartwiona. - Czy on myślisz, że Severus...

- Nie. - przerwał jej. - Porównał go do siebie. Poszedł wam na rękę. Ale musisz się spodziewać pytań o ten dzień. Postaraj się znaleźć jakieś wytłumaczenie do tego wspomnienia i do faktu, że Snape przeżył.

- To nie będzie trudne. - stwierdziła.

Severus kiedy tylko poczuł ból w lewym przedramieniu zerwał się gwałtownie z fotela i czym prędzej zmierzał w kierunku wyjścia z zamku. Przemierzając korytarze Hogwartu w jego głowie kotłowa się nawał myśli, jednak jedna z nich wybijała się ponad je wszystkie. W amoku wysłał patronusa z informacją do Albusa i gdy tylko przekroczył bariery zamku aportował się.

Przemierzając zawiłe korytarze Dworu Malfoy'ów miał nikłą nadzieję na to, że spotka jedną bliską jego sercu osobę. Niestety, nie miał tyle szczęścia. Dlatego pełen rezygnacji, ale nadal ze stalową maską na twarzy i genialnie zabezpieczonym umysłem zapukał do hebanowych drzwi. Usłyszał przytłumione pozwolenie i wszedł do pomieszczenia.

Stał przed Voldemortem starając się nie rozglądać na boki. Było to wyjątkowo trudne, szczególnie, że jego intuicja aż krzyczała o pozwolenie na sprawdzenie dokładnie całego pomieszczenia. Nie da się ukryć, że w gabinecie Czarnego Pana bywał rzadko, taka sytuacja miała miejsce zaledwie trzy razy, zawsze kiedy Czarny Pan chciał ustalić z nim coś bardzo tajnego.

- Panie, wzywałeś.

- Zdaję sobie z tego sprawę Severusie, w końcu z jakiegoś powodu tu przede mną stoisz. - stwierdził rozbawiony. Jednak Snape'owi nie było do śmiechu. Jeśli Riddle ma dobry humor to oznacza, że jakiś jego plan się udał, a dla niego i Zakonu nie wróży to dobrze. - Wezwałem cię w pewnej sprawie. A konkretniej chodzi mi o Eliksir Uwiązania*.

- Panie, jeśli chodzi o postęp w tej sprawie...

- Zdaję sobie sprawę, że nie udało Ci się tu wiele zdziałać. - przerwał mu. - Zastanawia mnie czy ktoś za wyjątkiem Arcymistrzów jest w stanie go uwarzyć.

- Nie wiem, Panie. To zależy od zdolności danej osoby. - wyjaśnił Snape lekko się spinający. - Kiedy informowałem cię, Panie o eliksirze ostatnio i przyznałem, że nie potrafię go uwarzyć założyłem, że jedynie Arcymistrzowie byli by do tego zdolni. Myślisz o kimś konkretnym, mój Panie?

- A taka, panna Dumbledore? - zapytał zaintrygowany brunet wpatrując się w swoją różdżkę, którą przekładał z jednej dłoni do drugiej. - Czy byłaby w stanie go uwarzyć?

- Szczerze w to wątpię, Panie. - odparł prześmiewczo. - Dziewczyna jest zdolna, ale jeśli chodzi o eliksiry nie dorównuje swoim poziomem mnie.

- Z tego co wiem ty jej nie uczysz. - zauważył Lord, a Severus przeklął w myślach. - Horacy podobno się nad nią zachwyca, jest na każde jej skinienie, podobnie jak kiedyś w moim przypadku. To znaczy, że jednak musi coś wiedzieć. Może ją o to zapytamy?

Nim dotarły do niego słowa Czarnego Pana, on już posłusznie jak piesek szedł za nim krok w krok, do miejsca gdzie podobno znajduje się Suzanne. Idąc za czarnoksiężnikiem starał się uspokoić swoje lekko rozbiegane myśli. Nie widział swojej partnerki od paru dni, dlatego sama wzmianka o niej powodowała u niego osłabienie barier oklumencyjnych, za bardzo się martwił o nią, a niewiedza na pewno nie działała tu na jego korzyść.

Dotarli pod drzwi, które Severus widywał już wcześniej. Czarny Pan bez wahania wszedł do środka, a czarnowłosy podążał za nim krok w krok. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły do jego rozproszonego umysłu dotarło, że w komnacie panuje całkowity mrok. Przez chwilę pomyślał, że to pułapka. Że Voldemort dowiedział się o jego roli, i że to tu czeka jego koniec. Odruchowo sprowadził, czy różdżka jest na swoim miejscu. Był już gotów się bronić, skoro i tak został odkryty może spróbować uratować Gryfonkę, nim zdołał zrobić jakiś bezmyślny i głupi ruch, po pomieszczeniu rozniósł się echem głos Lorda.

- Gellercie, mogłeś rozpalić w kominku.

Nagle w ciemności rozbłysła mała iskra, która rozświetliła ludzką twarz Voldemorta i następnie poleciała wprost do gzymsu kominka gdzie zaczął tlić się ogień. W pokoju od razu zrobiło się jaśniej. I dzięki temu Snape zdołał dostrzec, że oprócz dwóch Czarnych Panów w komnacie znajduje się jeszcze ktoś. Kiedy jego wzrok padł na dziewczynę, miał ochotę rozpłakać się z ulgi. Wyglądała tak pięknie, jak zawsze, jej długie blond włosy opadały falami na jej plecy, a kilka niesfornych pasem przysłaniało pełną powagi twarz niebieskookiej, która swój wzrok utkwiła w Riddle'u. W głowie Severusa kotłowała się złośliwa i samolubna myśli, dlaczego to nie on jest głównym źródłem atencji Suzanne?

- Mój Panie...

Przez chwilę pomyślał, że oprócz nich w pomieszczeniu znajduje się jeszcze ktoś, a on tak zajęty podziwianiem Gryfonki to przeoczył, jednak kiedy dyskretnie rozejrzał się po pokoju zrozumiał, że są sami a te dwa słowa zostały wypowiedziane, właśnie przez blondynkę. Kiedy to do niego dotarło zalał go zimny pot, ogromna komnata nagle wydała mu się zdecydowanie za mała, a cały świat gwałtownie zawirował.

- ...cieszę się, że już do nas dołączyłeś. - dokończyła dziewczyna, a na jej twarzy rozkwitł przepiękny uśmiech, którym to zazwyczaj obdarowywała jego. Poczuł niesamowity ból. Nie rozumiał co tu się dzieje. Starał się zachować kamienny wyraz twarzy i chyba mu się udało, bo nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nawet ona.

- Moja droga, mam nadzieję, że z chęcią odpowiesz mi na kilka moich pytań. - Riddle wydawał się całkiem zignorować jej entuzjazm.

- Oczywiście, mój Panie. - odparła skinając pokornie głową.

- Wspaniale. Severusie, może usiądziesz?

Suzanne starała się zignorować uczucie ekscytacji i radości, które rozbudziło się w niej na imię jej partnera. Naprawdę próbowała nie wpatrywać się w swojego nauczyciela, ale nie mogła nic na to poradzić, że rzuciła mu krótkie spojrzenie. Zalała ją fala ulgi i szczęścia, gdy tylko dostrzegła znajomą sylwetkę mężczyzny. Wyglądał tak jak zawsze, jedyną różnicą były ciemne cienie pod oczami, które świadczyły o kilku bezsennych nocach. Westchnęła w duchu na ten widok i od razu pomyślała o ochrzanieniu Dana za to, że nie dopilnował Severusa.

Czarodziej zasiadł na wolnym miejscu w fotelu, który był oddalony na pewną odległość od Gryfonki, natomiast Lord całkiem przeciwnie, usiadł zaraz obok dziewczyny, Snape mógłby rzec, że nawet za blisko. Miał ochotę warczeć jak Lupin podczas pełni na ten widok. Suzanne była przecież jego, tylko jego.

- Moja droga Suzanne, wszyscy w tym pomieszczeniu wiemy, że jesteś potężną czarownicą, twoja wiedzą jest naprawdę niesamowita, a potencjał magiczny ogromny. - zaczął Voldemort, wpatrując się w Gryfonkę jakby chcąc wyczytać coś z jej wyrazu twarzy. - Chciałbym, jednak wiedzieć na jakim poziomie mają się twoje umiejętności w dziedzinie eliksirów.

- Profesor Slughorn bardzo mnie chwali, więc nie mogą być one tragiczne. - odparła dziewczyna patrząc prosto w zimne oczy bruneta, które niespodziewanie zabłysnęły czerwienią. - Nie mam zbyt dużego problemu z tą dziedziną magii, jeśli o to chodzi.

- To dobrze. - mruknął do siebie Lord. - Czy warzyłaś już kiedyś jakiś eliksir na poziomie zaawansowanym lub wyższym?

- Wielosokowy, Veritaserum, Wywar Żywej Śmierci i Felix Felicis mogę zaliczyć do tych trudniejszych. - przyznała.

- Hm... - Riddle wpatrywał się w niebieskie oczy blondynki, i wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Nagle machnął w powietrzu ręką, a po chwili w jego dłoni znalazł się kawałek pergaminu. Sekundę później wylądował on na kolanach Suzanne. - Mogłabyś spojrzeć okiem na ten przepis?

Gryfonka bez zbędnych farmazonów wzięła kartkę i zaczęła dogłębnie analizować tekst na niej zawarty. Na początku stwierdziła, że to eliksir, jak każdy inny przynajmniej do czasu, aż dotarła do pewnego momentu, który zapalił światełko w jej umyśle. Znała tą recepturę, widziała ją już wcześniej. Zetknęła przelotnie na Mistrza Eliksirów co nie zostało pominięte prze Voldemorta.

- Och, widziałaś już kiedyś ten przepis, nieprawdaż? - zapytał podchwytliwe. Grindelwald po raz pierwszy zainteresował się ich rozmową, wyraźnie zaintrygowany wpatrywał się w nią. A Suzanne nie wiedziała co odpowiedzieć. To będzie koniec, nie może przecież powiedzieć prawdy... Chociaż...

- Tak, widziałam. - przyznała, po chwili milczenia, na co Snape lekko zbladł.

- Jeśli mogę wiedzieć, gdzie? - dopytywał Voldemort.

- Ta sama receptura zapisana była na luźnej kartce w wypożyczonym przeze mnie podręczniku. Który należał do profesora Snape'a za czasów szkolnych. - wyjaśniła, spoglądając lekko niepewnie na sparaliżowanego nauczyciela, który jednak nie pozbył się swojej maski szpiega z twarzy.

- Czy próbowałaś uwarzyć tą miksturę? - zadał kluczowe pytanie.

- Tak, jednak nieskutecznie. Nieźle się przez to poturbowałam. - skłamała, a czarnowłosy spojrzał na nią lekko zdziwiony, jednak błyskawicznie to zamaskował. Wyraźnie coś tu mu nie pasowało, przecież to się nigdy nie wydarzyło. Oczywiście, pamiętał jak Suzanne próbowała zdobyć składniki na eliksir, ale szybko wybił jej to z głowy. Czyżby coś przeoczył? - Profesor Snape znalazł mnie w jednej z opuszczonych sal. Nieprzytomną. Gdy odkrył co próbowałam zrobić, najpierw mnie skarcił, a następnie wytłumaczył, dlaczego nie powinnam tego robić.

Teraz Snape był już pewien, że Gryfonka to zmyśliła, ale skoro przeszła na stronę Czarnego Pana to jaki miała w tym cel. Chyba, że... to tylko gra.

- Rozumiem. - podsumował jej wypowiedź wyraźnie zawiedziony Czarny Pan. Zabrał pergamin z jej rąk, a już po chwili kartka rozpłynęła się w powietrzu. - Jak wnioskuję rozmawialiście w prywatnych kwaterach Severusa?

- Zgadza się. - odpowiedziała. - Później jeszcze chwilę rozmawialiśmy i profesor mnie odprawił.

- Dobrze, w takim razie ten temat uważam za zamknięty. Przynajmniej na tą chwilę. - dodał spoglądając na Snape'a posyłając mu porozumiewawczej spojrzenie. Mężczyzna skinął głową ze zrozumieniem.

- Czy chciałbyś wiedzieć coś jeszcze, mój Panie? - spytała lekko podekscytowana.

- Interesuję mnie wszystko związane z Zakonem. Severus jest od dawna podejrzewany o szpiegostwo i mimo tego, że Dumbledore mu ufa, wszyscy inni są przy nim wyjątkowo ostrożni, nie mówią mu za wiele. - wytłumaczył. - Z tego co mi wiadomo ty jesteś w Zakonie, nieprawdaż? Brałaś nawet udział w kilku akcjach, nie mylę się?

- To prawda, mój Panie. Jednak przez ostatni czas miała dość ograniczone pole do popisu. Nie uczęszczałam również na większość zebrań. Przed nami, w sensie uczniami Hogwartu, i tak wiele ukrywają, na niektóre spotkania nikt z nas nie miał wstępu, a starsi członkowie nie byli zbyt skorzy do zwierzeń. - Riddle wysłuchał jej cierpliwie, po czym spojrzał na Mistrza Eliksirów, aby upewnić się ile w tym prawdy. Ten jedynie potwierdził słowa blondynki.

- Rozumiem. Jednak z tego co udało mi dowiedzieć od Scrimgeoura brałaś udział w dwóch rozprawach w Ministerstwie. - zauważył. Suzanne zbladła na wspomnienie byłego Ministra, całkiem o nim zapomniała. Jednak porzuciła szybko myśl o tym człowieku, kiedy dotarł do niej sens słów Voldemorta. - Byłaś na nich z niejakim Lordem Morningstar'em. - Gryfonka miała ochotę się rozpłakać z bezsilności. Nie wiedziała jak z tego wybrnąć, przecież Riddle, jak nikt inny wiedział, że nie ma innej rodziny. - Rufus Scrimgeour wyraźnie zaprzecza, żeby Suzanne Dumbledore pojawiła się na pierwszym zebraniu, które zostało przez niego zoorganizowane, więc wnioskuję, że pojawiłaś się na nim zakamuflowana. Razem z NIM. Chcę wiedzieć kim tak naprawdę jest ten słynny Lord Morningstar.

- Nikt taki naprawdę nie istnieje. - odparła starając się maskować jak najlepiej swoje emocje. - Minister wymagał ode mnie obecności Lorda Morningstara, więc sobie owego znalazłam.

- Chyba nie rozumiem. - odezwał się tym razem Gellert. - Przecież to nie ma w ogóle sensu. Jak mógł wymagać obecności kogoś kto nie żyje od lat.

- Po śmierci mojego dziadka ktoś musiał przejąć tytuł Głowy Rodu. - zauważyła dziewczyna. - Wypadło na mojego ojca, po jego śmierci, nikt nie mógł sprawować tej roli. Jednak Minister ma wgląd do akt i listy rodów, a przy tym wie kto i kiedy sprawował daną rolę. Jeszcze niedawno nikt nie posiadał tego tytułu, ale teraz się to zmieniło. Scrimgeour dowiedział się, że ktoś objął to stanowisko i założył, że wiem kto to jest, dlatego zażyczył sobie obecności tej osoby.

- Ale kim jest ta osoba!? - krzyknął sfrustrowany.

- Niestety, tego nie wiem, mój Panie. - odparła potulnie. - Tytuł mógł trafić, do kogoś z bocznych linii rodu. Nie udało mi się na razie odkryć do kogo. Potrzebowałam kogoś na zastępstwo, dlatego poprosiłam jednego z kolegów ze szkoły.

- Czyli ktoś teraz sprawuję pieczę nad rodem i może nawet o tym nie wiedzieć!?

- Na pewno gobliny go powiadomiły. - zauważył Grindelwald.

- Ukrywa się. - stwierdziła Suzanne wzruszając ramionami. - Najbezpieczniejsza opcja w tym wypadku to się nie wychylać.

- Co jest przeszkodą dla nas. - warknął Riddle. - Czy to możliwe, że ta sama osoba sprawuję również rolę Lorda Slytherina?

- Na pewno. - odpowiedziała blondynka.

- A czy ty masz dostęp do krypty Slytherina w banku Gringotta? - zapytał z nadzieją.

- Nie. Tylko Głowa Rodu może wydać takie pozwolenie.

- Jesteś bardzo zależna od Lorda Morningstara, dlaczego go nie szukasz. - spytał zaintrygowany Gellert, a Snape który starał się pozostać niezauważony, bardzo usilnie próbował się nie roześmiać. On znał prawdę, i była ona dla niego przekomiczna. Szczególnie w tej sytuacji. - W końcu to do Głowy Rodu należą wszystkie ostateczne decyzję. Twój posąg, majątek, to za kogo wyjdziesz za mąż. Albo tak przyziemne rzeczy jak twoja moc magiczna. Przecież to daje takie możliwości! Mógłby zrobić z ciebie charłaka od tak. A ty nawet nie próbujesz go znaleźć!?

- Średnio mnie to interesuję. - przyznała Gryfonka. - Póki nie wchodzimy sobie w drogę raczej nie będzie niczego próbował.

- Jesteś pewna, że...

Grindelwald nie zdołał dokończyć zdania, ponieważ przerwało mu trzaśnięcie drzwi. Do pomieszczenia wszedł wyraźnie zdyszany Śmierciożerca, miał na twarzy maskę, która lekko się przekrzywiła ukazują kawałek twarzy czarodzieja, który pozwolił Suzanne wywnioskować, że owym Śmierciożercą jest Nott.

- Panie, przepraszam, że ci przeszkadzam, ale Lestrange wróciła.

*-*-*
*Mowa tu o eliksirze, który Suzanne znalazła w podręczniku Księcia Półkrwi, i o którym wspominał Riddle'owi Slughorn w jednym ze wspomnień. Eliksir Uwiązania pozwalał łączyć duszę i magię czarodziei. Jeden z nich uzyskiwał duszę i magię tego drugiego, zaś tamten stawał się kukiełką bez wolnej woli, zwykłym niewolnikiem.

Jezuuu... Nareszcie, po ponad miesiącu udało mi się skończyć ten rozdział. Nie wiem czemu tyle z tym zwlekałam, ale jestem naprawdę zadowolona z efektu.

Ogólnie to jak tam Wam minął Sylwester i Nowy Rok? Ja odsypiałam ostatnie dwa dni, i ogólnie mój zegar biologiczny się rozregulował, i teraz śpię w dzień, a w nocy choć nie ważne jak mocno próbuję nie mogę nawet się zdrzemnąć. Brak profitu.

Ogólnie jak wiecie, bo wspominam już o tym nie wiem który raz, (i jak wejdziecie w prolog to macie wielki jebitny napis) robię poprawki moich starych rozdziałów i teraz pracując nad dwoma z nich, zdałam sobie sprawę, jak wiele rzeczy będę zmieniać. Miejmy nadzieję na lepsze.

Teraz, aż nie mogę przestać pisać, bo tak miło mi tu do Was wrócić🥰❤. Mam nadzieję, że wy wszyscy wiecie, że ja Was uwielbiam, wszystkich bez wyjątku.

Pozdrawiam i życzę szczęścia w Nowym Roku,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro