Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na łące...
-Kösem...-powiedziałam, kiedy podchodzę do Kösem.
-Mahfiruze, coś się stało?-zapytała się Kösem.
-Cieszę się, że Ahmed wyzdrowiał-kłamię.-Ale mój ojciec zachorował. Jak uważasz, czy moja mama może przyjść i pobyć z nim chwilę. Za to co on jej zrobił... Moja mama nadal go kocha.
-Nie wiem-odpowiedziała Kösem.-Zależy czy sułtan chciałby ją zobaczyć.
-Kösem, ona martwi się o niego. Nic nie je, a medycy mówią, że musi coś zjeść, bo opadnie z sił-kłamię.
-Jak chcesz to może na chwilę pójść, ale dosłownie na chwilę. Tylko po to chciałaś się spotkać?
-Nie-odpowiedziałam.-Straże!
-Mahfiruze, dlaczego oni mają sznur?-zapytała się przerażona Kösem.
-Jesteś żmiją, która zniszczy nas! Zależy tobie tylko na władzy!-krzyknęłam.-Wybrałam miłość. Kocham Selima i poświęcę dla niego wszystko!
-Mahfiruze, nie chcę władzy! Zaufałam tobie i żałuję tego! Myślałam, że jesteś inna niż twoja mama!

Po chwili kaci założyli na szyję Kösem sznur. Nie chciałam na to patrzeć, więc odeszłam.

Oczami Kösem...
Nałożyli mi na szyję sznur. Nie boję się śmierci, ale tego, że nigdy nie zobaczę już Ahmeda, mojego ukochanego...
Ja Kösem, córka sułtana Sulejmana i sułtanki Rose, siostra Mehmeta i Ahmada. Przeżyłam wiele śmierci w tym pałacu. W każdym roku jakaś trumna opuszczała osmański raj i trafiała do lepszego świata. Boże błagam Cię, aby mój ukochany wujek Mustafa przeżył, a Ahmed zawsze był szczęśliwy...
Z moich oczu popłynęły łzy. Nie umiałam już nabrać powietrza, obraz stał się czarny, a ja upadłam na ziemię...

Oczami Ahmeda...
-Ojcze, jak się czujesz?
-Dobrze-odpowiedział sułtan.-Mój syneczku, chcę żebyś został sułtanem po mojej śmierci.
-Ojcze nie umrzesz.
-Doskonale wiesz, że tak się stanie.
-Nie stanie się tak. Wyzdrowiejesz. Uwierz mi. Miałem Ci jeszcze nie mówić, ale Muhsin znalazł lekarstwo. Tylko nie mów, że wiesz to ode mnie, dobrze?
-Jakim cudem?
-Cuda się zdarzają.
-Wejść!-rozkazał sułtan, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
-Panie, książę-ukłonił się Muhsin.-Panie, mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Znalazłem lekarstwo na twoją chorobę.
-Co chcesz wzamian?-zapytał się sułtan.
-Tylko twoje zdrowie panie-odpowiedział Muhsin i podaje sułtanowi lekarstwo.-Za pozwoleniem pójdę już.
-Możesz odejść.
-Też już pójdę, odpoczywaj-oznajmiłem i wychodzę.-Muhsin, dziękuję. Podniosłeś mojego ojca na duchu.
-Chciałbym zrobić więcej, ale nie da się.
-Najważniejsze, że mój ojciec myśli pozytywnie. Może dzięki temu wyzdrowieje.
-Oby tak się stało-powiedział Muhsin.-Za pozwoleniem pójdę już.
-Możesz odejść-oznajmiłem i idę do komnaty Kösem.-Gdzie sułtanka Kösem?
-Wyjechała-odpowiedziała Elif.
-Gdzie?
-Książę, sułtanka nic nam nie powiedziała-oznajmiła Zeynep.
-Sama wyjechała?!
-Z dwoma strażnikami-oznajmiła Elif.
-Dajcie mi znać kiedy wróci.
-Jak siebie życzysz książę-powiedziała Zeynep.
-Książę, sułtanka Handan Cię wzywa-powiedział strażnik.
-Już idę-powiedziałem i idę do babci.-Babciu, coś się stało?
-Mój ukochany wnuku usiądź-rozkazała Handan.-Mam dla Ciebie złą wiadomość, ale nie mów o niej nikomu, na pewno nie swojemu ojcu. Nie chcę, aby przed śmiercią doznał szoku.
-Nie rozumiem.
-Chodzi o Nurbanu. To ona otruła Mustafę.
-Co?! Pożałuje, że żyje!
-Ahmed, nic nie rób! Ona nie może dowiedzieć się, że ktokolwiek o tym wie!
-Babciu, wiesz gdzie poszła Kösem? Od rana w ogóle nie umiem jej znaleźć-zmieniłem temat, aby nie denerwować babci.
-Na pewno zaraz przyjdzie.

Wieczorem...
-Elif, Zeynep! Kösem wróciła?
-Niestety nie-odpowiedziała Elif.
-Babciu!-krzyknąłem, kiedy wchodzę do jej komnaty.-Kösem jeszcze nie wróciła!
-Straże, wezwijcie Nurbanu!-krzyknęła Handan.
-Pani, książę-ukłoniła się Nurbanu.-Coś się stało?
-Gdzie Kösem?-zapytałem.
-To na pewno twoja sprawka!
-Powiem wam czy porwałam Kösem pod jednym warunkiem-zaczęła Nurbanu.
-My stawiamy warunki, a nie ty!-krzyknęła Handan.
-Nie to nie-oznajmiła Nurbanu.-Widać w ogóle wam nie zależy na Kösem.
-Co proponujesz?-zapytała się Handan.
-Po śmierci Mustafy mój Ibrahim zasiądzie na tronie-odpowiedziała Nurbanu.
-W ogóle nie kochasz mojego syna, ale zgoda-powiedziała po chwili namysłu Handan.
-Kösem dawno już nie żyje. Leży na łące, na tej, na której chciałaś mnie kiedyś zabić Handan-powiedziała Nurbanu i wychodzi.
-Straże! Zabrać Nurbanu do lochu! Przygotujcie powóz!-krzyknęła Handan.-Ahmed, dobrze się czujesz?
-Jeśli Kösem nie żyje, ja też nie chcę.
-Mój ukochany wnuku-zaczęła Handan.-Ona żyje, czuję to.
-Babciu, obyś miała rację.

Na łące...
-Kösem!-krzyczę.-Gdzie jesteś? Odezwij się!
-Kösem!-krzyczy Handan.-Kochanie, gdzie jesteś?
-Sułtanko, tutaj jest-zauważył po chwili strażnik.
-Kösem!-krzyknęła rozpłakana Handan.-Co oni Ci zrobili?
Kiedy podszedłem do mojej ukochanej, zobaczyłem ją. Jej twarz była poraniona, a z rąk leciała krew. Przykucnąłem przy niej i położyłem jej głowę na moich nogach. Pogłaskałem jej piękne włosy i nagle zauważyłem ślad na szyi.
-Babciu, Kösem ma ślad od sznura na szyi.
-Pewnie ją dusili-powiedziała zrozpaczona Handan.
-Raczej chcieli, ale tego nie zrobili-szepnąłem.-Czy Ci strażnicy są od nas?-zapytałem, gdy się rozejrzałem.
-Ta dwójka nie, ale jeden tak.
-Kösem żyje, a on musiał ją jakoś uratować-oznajmiłem i sprawdzam jej puls.-Kösem oddycha.
-Dzięki Ci Boże.
-Ale Wy tak szybko nie uciekniecie-usłyszałem nagle głos Mahfiruze.-Ja ją kazałam udusić. Straże!
-Puszczaj!-krzyknęła Handan.
-Puszczajcie!-krzyczę.-Mahfiruze, pożałujesz, że żyjesz! Zdradziłaś nas! Zdrajca!
-I kto to mówi?! Ahmed, przecież każdy wie jak bardzo zależy Ci na władzy.
-To kłamstwo.
-Niech ci będzie. Będę taka dobra i zmniejszę wam karę. Tylko dziesięć uderzeń tym metalowym patykiem.
-Mi daj dwadzieścia, ale sułtankę Handan zostaw!
-Niech Ci będzie!-zgadza się Mahfiruze.-Pięć dla sułtanki Handan, a piętnaście dla księcia Ahmeda. Uwaga! Przygotujcie się! Raz! Dwa!... Piętnaście!-krzyczy Mahfiruze, a ja upadam na ziemię.-Żegnam-uśmiechnęła się Mahfiruze i odchodzi.
-Ahmed! Wnuku!-krzyknęła Handan i przytula mnie.
-Nic mi nie jest babciu-powiedziałem, choć ból jest okropny.
-Ahmed, sułtanka Handan?-zdziwiła się Kösem, kiedy otworzyła oczy.
-Moja ukochana-szepnęła Handan i przytula ją.
-Co tobie się stało?-zapytałem.
-Dusili mnie, ale ktoś mnie uratował-wytłumaczyła Kösem.-Później zostałam uderzona czymś metalowym w twarz, a w moje ręce wbili igłę. Więcej nie pamiętam-opowiedziała Kösem.-A wam co się stało? Skąd wiedzieliście, że mnie tu znajdziecie?
-Nurbanu nam powiedziała. Zrobiła Ci to Mahfiruze-powiedziała Handan.-Później schwytali nas i mieliśmy dostać po dziesięć uderzeń metalowym patykiem, ale Ahmed mnie obronił. Wziął na siebie dodatkowe pięć, aby pomóc mi. Dziękuję Ci wnuku, ale wolałabym, abyś tak nie cierpiał.
-Ahmed-Kösem przytula się do mnie.-Bardzo boli?
-Nie aż tak-odpowiedziałem.
-Masz całe poranione plecy-zauważyła Kösem.-To moja wina. Gdybym nie zaufała Mahfiruze, nic by się nie stało!
-To nie twoja wina-powiedziałem i przytulam ją.

W pałacu...
-Pani, opatrzyliśmy już rany sułtanki i księcia-oznajmił Muhsin.-Na szczęście nie są poważne. Sułtanka czuje się już lepiej, ale książę będzie mógł mieć bóle kręgosłupa dopóki nie zagoją mu się rany.
-Dziękuję Ci za wszystko-powiedziała Handan i wychodzi z mojej komnaty.
-Kösem-delikatnie obejmuję moją ukochaną.
-Mój Ahmedzie-szepnęła Kösem i całuje mnie w policzek.-Bolą Cię plecy?
-Przy tobie nic mnie nie boli.
-Ahmed, pytam się naprawdę.
-Mówię prawdę-powiedziałem i przytulam ją jeszcze mocniej.

3 tygodnie później...
-Sułtan umiera. Za kilka chwil stracimy go-powiedział Muhsin.-Nic już się nie da zrobić. Przepraszam...
Po słowach medyka sułtanka Handan, Nurbanu, Safiye, Mahfiruze, Ibrahim, Rüja z Selimem, Defne z Abdullahem, Fahriye z Galibem, Firuze, Kösem i ja weszliśmy do komnaty sułtana Mustafy. Po raz ostatni ujrzymy go wesołego...
Kto teraz będzie mi pomagać, doradzać, kiedy mój tata odejdzie? Wszystko się zmieni na gorsze. Świat nie będzie już piękny, lecz ciemny, pogrążony w żałobie. Boże uratuj mojego ojca! Błagam! Odbierz mi życie!
-Synku, mój dzielny Mustafo. Mój osmański lwie, ostojo moja...-powiedziała rozpłakana Handan głaszcząc syna po włosach.
-Choć odrzuciłeś mnie od siebie nadal Cię kocham-powiedziała Nurbanu.
-Ojcze, nie zostawiaj nas-poprosiła Safiye.
-Nie opuszczaj nas-dopowiedziała Mahfiruze.
-Tatusiu...-szepnął Ibrahim.
-Panie wytrzymaj-powiedziała Rüja.
-Panie, przezwycięż tą chorobę-poprosił Selim.
-Braciuszku...-szepnęła Fahriye.
-Bracie...-Defne otarła łzy z twarzy.
-Tatusiu, nie rób mi tego. Nasza mama nas zostawiła, ale ty nie zrobisz tego, prawda?-powiedziała rozpłakana Firuze.
-Wujku, obiecałeś swojemu bratu, że nie zostawisz mnie, więc nie rób tego-poprosiła Kösem.
-Tato, błagam Cię nie odchodź. Mój ukochany braciszku...-powiedziałem ocierając łzy z twarzy.
-Mój ostatni rozkaz...-zaczął sułtan.-Ahmed, Ty zostaniesz sułtanem-skończył mój tata i zamyka oczy.
-Tato! Synku! Mustafa! Panie! Wujku! Nie!-krzyczą wszyscy.
Tylko takie słowa było słychać przez większość czasu w komnacie sułtana. Wszyscy krzyczeli i płakali. Niektórzy tylko patrzyli się w jeden punkt, jakby przetwarzali sobie co właśnie się wydarzyło.
-Ahmed...-zapłakana Firuze przytula się do mnie.-On umarł!
-Firuze-przytuliłem mocniej swoją siostrę.-Nikomu nie będzie już teraz łatwo-otarłem łzy z twarzy.
-Mustafo, otwórz oczy. To ja twoja mamusia. Wstań, pójdziemy do taty. Mahmud na pewno się ucieszy-powiedziała zapłakana Handan i mdleje.
______________________________________
Hej! Jak uważacie, kto zostanie sułtanem po śmierci sułtana Mustafy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro