Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałam się ostatni raz na Defne. Teraz to ja pokazałam, że wygrałam.
-Pani-zaczęła Mira.-Jesteś najlepszą sułtanką.
-Wiem o tym. Pójdę do Kösem-zdecydowałam.
Drogą mijałam wszystkich, którzy nie byli mi wierni. Było ich trochę, ale mało mnie to obchodziło. Najważniejsze, że to ja jestem tu najlepszą sułtanką. Czy oszczedzę życie Kösem? Pewnie, że tak. Będzie cierpiała do końca swoich dni. Nie pozwolę jej się zabić.
-Biedna Kösem-szepnęłam sarkastycznie, kiedy ją widzę.-Zginiesz w cierpieniu-zdecydowałam i idę do sułtana Abdullaha.
-Pani, oszczędzimy ją?-zapytała się Rosalia.
-Tak-odpowiedziałam.-Będzie cierpiała do końca życia. Nie pozwolę jej umrzeć. Nigdy nie założy rodziny. Umrze sama bez nikogo.
-Dobry pomysł.
-Wiem-oznajmiłam.-Panie-podeszłam do Abdullaha i udaję, że płaczę.-Mój synku ukochany. Nareszcie jesteś przy mnie.
-Moja mama to Defne-oznajmił Abdullah.
-Nie. Ona nas rozdzieliła, ponieważ nigdy nie zostałaby mamą... Syneczku, nareszcie mogę być przy tobie. Zobaczę jak dorastasz, jak ci idzie w pisaniu czy czytaniu... Wreszcie nadszedł czas, w którym mogę wyznać ci prawdę. Byłeś okłamywany przez tyle lat-ocieram łzy z twarzy.-Widocznie Bóg chciał, aby prawda wyszła na jaw, kiedy będziesz miał dziesięć lat.
-Mamusiu-Abdullah przytula się do mnie.-Kocham Cię mamusiu.
-Powiedziałeś do mnie mamo?
-Tak mamusiu. A gdzie sułtanka Defne?
-Niestety zmarła podczas napadu na pałac synku.
-I dobrze jej tak.
-Mój syneczku, mój lwie- przytulam go.-Mam dla Ciebie jeszcze jedną złą wiadomość. Wcześniejszy sułtan Ahmed nie żyje.
-Mamusiu, to znaczy, że teraz ja jestem sułtanem?
-Tak teraz Ty nim jesteś. Ale jesteś za młody, więc ja będę Ci pomagała, jako regentka tego imperium. Kiedy osiągniesz pełnoletność będziesz sam rządzić tym imperium.
-Dziękuję mamusiu-Abdullah całuje mnie w policzek.
-Naiwny syn Defne. Ale przynajmniej po mojej stronie-myślę.

Oczami Kösem...
Obudziłam się leżąc na podłodze. Okropnie bolała mnie szyja. Wstałam trzymając się łóżka i usiadłam na nim. Rozejrzałam się po mojej komnacie i przypomniałam sobie ostatnie wydarzenie. Bez zastanowienia wyszłam ze swojej komnaty. Kiedy przechodziłam przez harem widziałam kolejne ciała niewinnych ludzi. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy?
-Defne?!-zdziwiłam się, kiedy przechodzę obok komnaty Nurbanu.-Co ona Ci zrobiła?!
Dalej biegłam do komnaty mojego ukochanego Ahmeda.
-Wpuszczajcie!-krzyczę, kiedy strażnicy chwycili mnie.-Sułtan na pewno chce, abym tam była!
-Zapytam się sułtana-oznajmił strażnik.-Sułtan i sułtanka matka zapraszają-powiedział strażnik, kiedy wychodzi z komnaty sułtana.
-Ahmed nic Ci nie jest?-zapytałam, kiedy wchodzę do komnaty Ahmeda.-Abdullah?! Nurbanu?!
-Niestety Ahmed nie żyje-oznajmiła Nurbanu.
-Zabiję Cię!-krzyczę rozpłakana i podbiegam do niej.
-Straże!-krzyczy Nurbanu, a oni mnie chwytają.-Abdullah, mój syn, jest sułtanem! Jest jeszcze niepelnoletni, więc ja będę rządziła państwem, jako regentka!
-Syn?! Widać ty dla nikogo nie masz litości!-powiedziałam.-Abdullah, to nie jest twoja mama! Sułtanka Defne jest nią, ale nie żyje!
-Nie sułtanko-powiedział Abdullah.-Moją mamą jest sułtanka matka Nurbanu!
-Uwierzyłeś jej?!-zdziwiłam się.-A gdzie Ahmed? Przecież sułtan Ahmed żyje!-krzyczę rozpłakana.
-Nie żyje-oznajmił Abdullah.-Dlatego, aby zapobiec buntom, to ja stałem się sułtanem.
-Ahmed żyje! Nie uwierzę, dopóki go nie zobaczę!-krzyczę.-Puszczajcie!
-Straże trzymajcie ją dalej-rozkazała Nurbanu.-Rosalia, Mira, przynieście nam ciało Ahmeda.
-Ahmed żyje, nasz sułtan żyje!-krzyczę.-To nieprawda! Pożałujecie tego co robicie! Ahmed żyje!
-Nie oszukuj się-ostrzegła Nurbanu.
-Nie oszukuję się! Mówię tylko prawdę!
-Zobaczymy. Wejść!
Kolejny raz rzucili koło mnie ciało Ahmeda. Służąca Nurbanu odsłoniła twarz i wtedy ujrzałam swojego ukochanego.
-Ahmed! Otwórz oczy! Błagam!-krzyczę próbując się wyrwać strażnikom.-Puszczajcie!
-Puścić ją-rozkazała Nurbanu.
-Ahmed-glaszczę go po włosach.-Wezwijcie medyka! Na co czekacie?!
-Zróbcie co wam karze.
-Ahmedzie, żyjesz. Kocham Cię. Mój ukochany...
-Panie, pani-ukłonił się Muhsin.
-Muhsin zbadaj sułtana Ahmeda-rozkazałam.
-Pani, sułtan Ahmed nie zyje-oznajmił Muhsin po zbadaniu Ahmeda.
-Nie żyje?!-zdziwiłam się, a łzy spływają mi po policzkach.-Ahmed, otwórz oczy! Błagam! Ahmed, Ahmed! Otwórz oczy! Nie wygłupiaj się! Ahmed! Ahmed!-krzyczę rozpłakana.-Zabiję Cię! Zabiję Cię Nurbanu!-krzyczę i uderzam ją w twarz.-Ty podła żmijo! Zabiłaś go!
-Straże!-krzyknął Abdullah.
-Puszczać!-krzyczę.-Zabiję Cię Nurbanu!-wyrywam się strażnikom.-Ahmed, otwórz oczy. To ja Kösem-kładę swoją głowę na jego rękę.-Nie żyjesz. To najgorsze kłamstwo jakie słyszałam...-szepnęłam ostatkiem sił i zamykam oczy.

Obudziłam się w swojej komnacie. Obok mnie siedziała Elif i Zeynep.
-Pani-zaczęła Elif.-Lepiej się czujesz?
-Ahmed żyje, prawda?
-Pani-Zeynep głaszcze mnie po włosach.-Już dobrze, już po wszystkim.
-On nie żyje?! Dobrze było myśleć, że zaraz go zobaczę. Wejdzie tutaj i mnie przytuli...
-Pani nie płacz-poprosiła Elif.
-Sułtanka Firuze wie o tym?-zapytałam.
-Zaraz ma tutaj przyjechać-odpowiedziała Zeynep.
-Kösem-do mojej komnaty wbiegła rozpłakana Firuze.
-On nie żyje! Zabiję Nurbanu! Wiesz co ona zrobiła?! Wmówiła Abdullahowi, że to jej syn!-krzyczę.-Sułtanka Handan jest zamknięta w Starym Pałacu... Dzisiaj jest pogrzeb Ahmeda... Co jeszcze?! Ja już nie mam po co żyć!
-Kösem-Firuze otarła łzy.-Zaraz pożegnamy mojego brata. Idź się przygotować. Pójdę już.

Kiedy Firuze wyszła, wstałam powoli i ubrałam czarną suknię bez żadnych zdobień. Na głowę nalożyłam czarny welon i poszłam do haremu, aby ustawić się na swoim miejscu.
-Destur! Sułtanka Kösem!-krzyknął strażnik.
Wszyscy ukłonili się przede mną, a ja ustawiłam się obok siostry Ahmeda.
-Kösem...-szepnęła rozpłakana Firuze.
-Firuze, Ahmed mówił, że podczas jego panowania żadna trumna nie opuści tego pałacu. Miał rację-powiedziałam, a z moich oczu spłynęły kolejne łzy.
Najpierw przez harem była przeniesiona trumna sułtanki Defne, mamy sułtana Abdullaha. Później zaufani ludzie przenosili trumnę mojego ukochanego sułtana Ahmeda.
-Ahmed!-krzyknęłam rozpłakana i przytulam jego trumnę.
-Braciszku...-szepnęła Firuze ocierając łzy z twarzy i także przytula trumnę brata.
-Firuze...-Mehmet Pasza objął swoją żonę.-Chodź kochanie...
Firuze spojrzała się na niego i przytuliła się do niego.
-Pani-zaczęła Elif.-Chodźmy stąd.
-Ahmed, mój ukochany-powtarzałam ocierając łzy z twarzy.
-Pani...-szepnęła Zeynep.
-Widać szczęście nie było nam pisane.
-Nie mów tak pani-poprosiła Elif.
-Wnuku!-krzyknęła Handan.
-Destur! Sułtanka Matka Nurbanu!-krzyknął strażnik.
-Co ty tu robisz Handan?! Kösem, Handan i Firuze nie zatrzymujcie...-zaczęła Nurbanu, ale przerywam jej mówiąc:
-Zabójczyni nie da nam chwili na pożegnanie sułtana Ahmeda?!
-Nie jestem zabójczynią!-krzyknęła Nurbanu.-Straże! Zabrać Handan do Starego Pałacu!-krzyczy Nurbanu i czeka aż odejdzie stąd Nurbanu.-Firuze, Mehmecie Pasza i Ibrahimie, jedźcie do swojego pałacu. Tylko Ty Mehmecie możesz tutaj przyjeżdżać, ale ty nie! A Ty Kösem będziesz mogła mieszkać w tym pałacu, ale zostaną Ci odebrane wszystkie rzeczy. Wybierz sobie kilka, które chcesz zostawić. Nikt przed tobą nie będzie się kłaniał, ponieważ nie masz syna lub córki, ani męża! Jeśli ktoś ukłoni się przed tobą zginie, a ty dostaniesz karę! Możecie odejść!
-Ahmed-całuję jego trumnę nie słuchając Nurbanu.-Kocham Cię...-szepnęłam, a strażnicy ciągną mnie do komnaty.-Ahmed! Sułtanie Ahmedzie!...
Podeszłam do swojej szafy i wyrzuciłam wszystko co w niej miałam. Pod swoją poduszkę schowałam błękitną suknię, ponieważ to ulubiony kolor mój i Ahmeda.
-Elif, wezwij do mnie krawcową Tulay.
-Oczywiście pani-Elif ukłoniła się.
-Elif, Zeynep, nie kłaniajcie się przede mną. Nie chcę was stracić. A po pierwsze co za różnica czy się ukłonicie czy nie?! Nie potrzeba mi tego. Wszyscy są na równi i nikt nie jest lepszy lub gorszy.
Elif i Zeynep uśmiechnęły się do mnie i wyszły.
-Pani-ukłoniła się Tulay.
-Nie klaniaj się przede mną.
-Zasługujesz na to pani.
-Nie trzeba... Tulay, chcę, żebyś uszyła mi kilka czarnych sukien.
-Jak sobie życzysz pani.
-W nagrodę wybierz dla siebie trzy suknie.
-Pani, ale nie trzeba.
-Trzeba, a mi nie są już potrzebne.
-Dziękuję pani-powiedziała Tulay po wyborze trzech sukien.
-Możesz odejść.
-Pani-powiedziała Tulay i wychodzi.
-Elif, Zeynep! Wybierzcie sobie po trzy suknie.
-Nie trzeba pani.
-A mi po co są potrzebne?! Kiedy wybierzecie sobie suknię, resztę zanieście do haremu i rozdajcie.
-Jak sobie życzysz pani.

-Droga Kösem! Moja Kösem, najdroższa moja przyjaciółko. Tak bardzo stęskniłem się za twoim pięknym uśmiechem, za twoimi prześlicznymi oczami, za twoim poczuciem humoru... Tak bardzo chciałbym ujrzeć Ciebie i spędzić z Tobą trochę czasu... Od kilku dni mam sny o tobie i o Firuze. Bardzo się o Was boję. Proszę napisz mi co u Was, abym był spokojny. Mam nadzieję, że Rüja oraz Nurbanu nic wam nie zrobiły. Uważajcie także na Safiye i Mahfiruz. Ahmed-czytam.-Już nigdy nie zobaczę Ciebie, nie ujrzę Twojego uśmiechu, nie przytulę Ciebie. Już nic nie zrobię... Tak bardzo chciałabym wrócić do tamtych czasów, kiedy żyłeś. Ahmed, mój ukochany, mój Ahmed, mój najmilszy...

Oczami Nihan...
-Aurelia, plan wyszedł?
-Pewnie, że tak Nihan-oznajmiła Aurelia.-Nie martw się, dokończymy to co kazała nam zrobić sułtanka Defne. Nie martw się.
-Oby-powiedziałam.-Kiedy się ujawnimy?
-Za dwa miesiące-odpowiedziała Aurelia.
-Wolałabym za miesiąc. Nie chcę, aby Nurbanu wzrosła w siły. Pamiętaj, że musimy chronić Abdullaha nawet za cenę własnego życia.
-Wiem-powiedziała Aurelia.

______________________________________

Cześć! Jak Wam się spodobał rozdział? O co może chodzić Nihan i Aurelii?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro