Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 tygodnie później...
Tego dnia sułtan z Ahmedem i Selimem wyruszają na wojnę. Razem z Firuze czekałyśmy już w komnacie sułtana. Po chwili dołączyły jeszcze do nas: Nurbanu, Rüja, Mahfiruze oraz Safiye. Żona Mustafy stanęła przed nami.
-Sułtan i jego synowie wyjeżdżają, a więc taraz ja tutaj rządzę.
-I co? Mamy się niby bać?-zapytałam.
Nurbanu i Rüja roześmiały się i od razu poszły ustawić się na swoje miejsce.
-Ale na pewno mojemu synkowi nic się nie stanie?-usłyszałam głos Rüji.
-A czy kiedykolwiek Cię okłamałam?-szepnęła Nurbanu.
-Nie-odpowiedziała Rüja.
-No więc znasz odpowiedź-oznajmiła Nurbanu.
Po chwili drzwi otworzyły się i wszedł sułtan, a za nim jego synowie. Wszyscy ukłoniliśmy się i czekaliśmy na pożegnanie się z nimi. Na koniec dołączył do nas jeszcze Ibrahim, syn Nurbanu i Mustafy.
-Ahmed, uważaj na siebie-poprosiła Firuze.
-Wiem siostrzyczko. Ty również uważaj i dbaj o siebie.
-Ahmed...-w moich oczach pojawiły się łzy.
-Kösem, już tęsknię...-szepnął Ahmed i całuje mnie w policzek.-Moja ukochana przyjaciółko, mam złe przeczucia...
-Dlaczego?
-Miałem sen-zaczął Ahmed.-Kiedy wróciliśmy z wojny poszedłem od razu na grób i zacząłem płakać. Boję się, że chodziło o Ciebie lub o Firuze.
-Nie zamartwiaj się tym. Nic się nikomu nie stanie.
-Na pewno?
-Na pewno. Ahmedzie, uważaj na siebie.
-Będę uważać-Ahmed przytulił mnie.
Spojrzeliśmy się na siebie z szerokim i szczerym uśmiechem, ale w oczach Ahmeda zauważyłam smutek i strach. Bałam się o niego. Bez zawahania oddałabym życie za niego, aby go uratować... Najtrudniejszym moment był czasu odjazdu sułtana i jego synów. Kiedy zniknęli z pola widzenia, Nurbanu spojrzała się na nas podejrzanym wzrokiem. Przestraszyłyśmy się.
Kolejnego dnia, z samego rana, postanowiłam odwiedzić Firuze. Zapukałam do drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Przestraszyłam się.
-Zeynep, Elif! Widziałyście dzisiaj sułtankę Firuze albo jej służące Anastazję i Fatimę?
-Nie-odpowiedziały.
-Oby nic jej się nie stało!-oparłam się o ścianę-Firuze, gdzie mogłaś pójść!

Oczami Firuze...
Kiedy obudziłam się, od razu rzuciło mi się w oczy dziwne pomieszczenie. Było ono ciemne i brudne, a nie przytulne jak moja komnata. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy: zostałam porwana. Chciałam wstać, ale uniemożliwił mi to łańcuch, do którego byłam przywiązana. Chciało mi się płakać. A jeśli Kösem albo Ahmed...Jeśli coś im się stało... Wolę o tym nie myśleć. Po chwili ciszy usłyszałam krzyki mojej służącej.
-Pomocy! Pani! Oby Ci nic nie zrobili!-krzyczała Fatima.
-Fatima...-szepnęłam ze łzami w oczach.-Boże, ochroń ją.
-Nic się nie stanie. Nie krzycz tak-powiedział jakiś mężczyzna.-Anastazja przyszła.
-Fatima...-szepnęła, rozpłakana, Anastazja.
-Anastazjo...-szepnęła Fatima.

Oczami Anastazji...
Moje serce biło mi coraz szybciej, a do tego nie umiałam oddychać. Fatima stała na krześle, a przed nią wisiał sznur. Nagle obraz, przed moimi oczami, zamazał się. Później, chyba, zemdlałam, ponieważ kiedy się ocknęłam, na rękach trzymał mnie gwardzista. Na szczęście Fatima żyła. Po chwili porywacz podszedł do mnie bliżej i pociągnął mnie za włosy, tak żebym patrzyła na swoją przyjaciółkę. Kiedy spojrzałam się na niego, kiwnął głową i wtedy strzelono do Fatimy. Ona spadła z krzesła i uderzyła się o podłogę. Z moich oczu spływały łzy, których nie umiałam powstrzymać.
-Anastazjo, uważaj na naszą sułtankę. Nic jej się nie może stać-powiedziała Fatima, co chwilę dobierając powietrze.
-Fatimo, razem ją uratujemy.
Po moich słowach na twarzy Fatimy pojawił się delikatny uśmiech, a potem jej oczy zamknęły się.
-Fatima! Fatima! Fatima!-krzyczałam wyrywając się z rąk porywacza.
Powoli odwróciłam się do tyłu i zauważyłam jak jeden gwardzista wyciągnął pistolet i strzelił nim we mnie. Poczułam ogromny ból, a później zabrakło mi powietrza i upadłam na ziemię.

Oczami Firuze...
Mamo, sułtanko Mihrimah! Moja ukochana mamusiu. Nie chcę umierać, boję się... Proszę uratuj mnie! Tak bardzo Cię proszę... Krzyki Anastazji, strzał i cisza... Straciłam je obie. Daj Boże im życie wieczne. Daj Boże, żeby nie cierpiały nigdy więcej. Kiedy wyjdę, pochowam je z godnością...
Ahmedzie, mój ukochany braciszku... Obyś żył oraz ty moja najdroższa przyjaciółko Kösem... Straciłaś i widziałaś śmierć swoich braci, ojca i mamy. Wiem, że to pozostanie dla Ciebie traumą do końca życia... Ostatnie chwile życia są najgorsze...
-Wstawaj!-krzyknął porywacz.
-Czy Anastazja i Fatima żyją?
Porywacz uśmiechnął się do mnie tak irytującym uśmiechem, że aż chciałam go uderzyć.
-W połowie-odpowiedział porywacz.
-Ale co w połowie?
-Idziemy!
Wyszliśmy z więzienia. W moje oczy od razu rzuciło się miejsce śmierci. Na podłodze leżała Fatima, a obok niej Anastazja. Zakręciło mi się w głowie, ale nie upadłam. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości.
-Puszczajcie mnie! Firuze!-krzyknęła Kösem.
-Kösem?-zdziwiłam się zrozpaczona.-Nic jej nie zrobicie! Jeśli choć włos z głowy jej spadnie, będziecie mieć doczynienia z sułtanem!
-Nie denerwuj się-oznajmił porywacz.-Wszystko zależy od twojej przyjaciółki.
Spojrzałam się pytajaco na porywacza.
-Głucha jesteś?! Wszystko zależy od tej co tu idzie.
-Firuze, żyjesz...-szepnęła Kösem.
-Ty mała!-krzyknął porywacz i podaje Kösem małą buteleczkę.-To trucizna. Ten kto ją wypije, umiera w cierpieniach przez rok. Wybieraj.
-Kösem, daj mi ją.
-Jeśli nikogo nie wybierzesz, razem umrzecie-oznajmił porywacz.
Kösem spojrzała się na mnie z delikatnym uśmiechem i otworzyła buteleczkę.
-Kösem! Daj mi ją! Masz Ahmeda! Masz dla kogo żyć!
-Ty też-powiedziała, ze łzami w oczach, Kösem.
Moja przyjaciółka przybliżyła do swoich ust truciznę i wypiła jej całą zawartość. Widziałam, że nie umie oddychać. Nagle zobaczyłam, że zamyka powoli oczy i upada na ziemię uderzając się delikatnie w żelazny stół.
-Kösem! Kösem! Kösem! Otwórz oczy!
-Możesz już do niej iść.
-Patrz Ahmed już jest!-krzyknęłam i podbiegam do niej.-Kösem! Nie rób nam tego! Jesteś silna! Twoi rodzice i bracia nie chcą twojej śmierci, lecz szczęśliwego życia! Nie opuszczaj mnie! Nie opuszczaj nas! Swoją śmiercią dasz satysfakcję naszym wrogom! Proszę wstań...

Oczami Anastazji...
Porywacze gdzieś odjechali. Dobrze, że w celi mam medyczkę.
-Defne jeszcze raz Ci dziekuje.
-Trzeba uratować jeszcze sułtanki. Strażnicy! Proszę, chcę tylko pomóc sułtankom. Pamiętacie, że dzięki mnie żyjecie? Dowody jeszcze mam, więc...
-Macie pozwolenie!-oznajmił porywacz i wpuszcza nas do celi Firuze.
-Sułtanko-szepnęłam.
-Jestem już w niebie? Anastazjo...
-Pani! Ja żyję, ale Fatima niestety nie-oznajmiłam.-Uratowała mnie Defne.
-A Kösem?-zapytała się Firuze.
-Jeszcze do niej nie poszłyśmy-oznajmiłam.
-Idźcie! Ona musi żyć! Proszę, uratujcie ją!
-Dosyć spotkania. Macie teraz chwilę czasu w celi tej, która wypiła truciznę-oznajmił porywacz.
-Pani!-podbiegłam do sułtanki Kösem.
-Musi stać się cud, żeby sułtanka przeżyła. Anastazjo, ona utraciła dużo krwi-zauważyła Defne.-Co jej się stało?
-Wypiła truciznę. Ten kto ją wypije, umiera w cierpieniach przez rok. Następnie brakło jej powietrza i uderzyła się w żelazny stół. Później sułtanka Firuze podbiegła do niej i zemdlała, a później ja.
-Ma marne szanse, ale zawsze warto spróbować-oznajmiła Defne i zabiera się do roboty.

______________________________________
Hej! Czy Kösem przeżyje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro