13. Dlaczego mnie nie obudziłeś, Omego?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Było mi strasznie gorąco, duszno. Leżałem wtulony w czyjś bok, dodatkowo owinięty ramieniem. Ostrożnie poruszyłem się, próbując odsunąć. Nie chciałem  obudzić osoby śpiącej obok. W powietrzu unosił się zapach gorączki. Przypomniałem sobie o wszystkim, co zaszło minionej nocy. Ja naprawdę to zrobiłem, pozwoliłem zająć się sobą obcemu Alfie, dotykać tak, jak dotychczas robił to tylko Aiden. Teraz już nie mogłem się zadręczać, czasu nie cofnę.

Spojrzałem w stronę okna. Rolety zasłonięte były tylko do połowy. Powoli na zewnątrz robiło się jasno, lecz w dalszym ciągu w pokoju panował półmrok. Przekręciłem głowę w lewo i zacząłem wpatrywać się w śpiąca Alfę. Harry, podobnie jak ja nie miał ani jednego ubrania na sobie. Do połowy przykryty był narzutą. Jego włosy  roztrzepane były na poduszce. Oddychał spokojnie, czego nie można było powiedzieć o mnie. Czułem, jak gorączka znów daje o sobie znać. W moje ciało uderzyła fala gorąca, przez co cicho jęknąłem. Między pośladkami poczułem śluz. To tak, jakby moje ciało przygotowywało się do kolejnego przyjęcia Alfy. Zacząłem znów twardnieć, mój penis pulsował, domagając się spełnienia. Sapnąłem, kiedy otarłem się nim o bok mężczyzny. Przewróciłem się na plecy, chcąc być od niego jak najdalej. Musiałem sam sobie poradzić, nie chciałem budzić Harry'ego.

Zrzuciłem z siebie nakrycie, ciesząc się z chwilowej ulgi, jaką sprawiło chłodne powietrze. Pragnąłem, aby ta gorączka już się skończyła. Chciałem wrócić do swojego mieszkania, do swojej Alfy. Niestety wiedziałem, że potrwa to jeszcze przez kilka dni. Spojrzałem na twarz Harry'ego upewniając się, że nadal spał. Sięgnąłem dłonią do swojego penisa, który pragnął uwagi. Chciałem szybko załatwić tę sprawę. Zacząłem sobie obciągać, cichutko przy tym skomląc. To było za mało. Pragnąłem wypełnienia, knota Alfy. Przekręciłem się na prawy bok i drugą dłoń poprowadziłem do swojego wejścia. Wytwarzałem sporo śluzu, dzięki czemu pierwszy palec bez trudu wśliznął się do środka. Głośno sapnąłem, zamykając oczy. Wykonywałem powolne, rytmiczne ruchy, jak to robił Styles. Moje ciało było nieznośnie gorące, chciałem, aby nieprzyjemne uczucie zniknęło. Męczyłem  się z tym kilkanaście minut, ciężko dyszałem, a na skórze powstały krople potu. Potrzebowałem zimnego prysznica, a przede wszystkim spełnienia.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś, Omego? - usłyszałem głos dochodzący zza siebie. - Przecież wiesz, że ci pomogę.

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem jego dłonie w dole swoich pleców. Sięgnął do mojej ręki nakazując mi, abym ją zabrał. Posłuchałem go, cicho sapiąc na uczucie pustki. Harry po raz kolejny się mną zajął. Wiedział, co należy zrobić. Co chwilę składał drobne pocałunki na mojej szyi i odkrytym torsie. Powtarzał też czułe słówka, szepcząc mi je tuż przy uchu.

Zanim nastał ranek, a promienie słońca wtargnęły do sypialni, leżałem brudny, a przede wszystkim spełniony. Harry gdzieś zniknął, przedtem wskazując gdzie znajduje się łazienka, bym mógł wziąć prysznic. Nie musiał jednak tego robić, gdyż poprzednim razem już tam byłem. Korzystając z jego nieobecności pozwoliłem sobie na kąpiel. Trwała ona zaledwie kilka minut, lecz podczas nich mogłem zmyć z siebie cały brud, przez co poczułem się o wiele lepiej. Zapomniałem wziąć ze sobą swoich ubrań, więc owinąłem się ręcznikiem w pasie i opuściłem pomieszczenie. Liczyłem, że Alfa jeszcze nie wrócił, lecz było inaczej.

- Pomyślałem, że będziesz potrzebował ubrań, więc przyszykowałem ci kilka kompletów - powiedział, przekładając w dłoniach materiał jakiejś bluzki.

- Och, to miłe z twojej strony - wymamrotałem, zupełnie zaskoczony. - Dziękuję.

- I bieliznę - dodał znacznie ciszej.

Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Czy on sugerował, abym nosił jego bokserki? Fakt, nieszczególnie przygotowałem się na spędzenie gorączki poza domem, ale to był przesada. Zastanawiałem się, jak powiedzieć to w łagodny sposób Alfie stojącej przede mną. Wyglądał na szczęśliwego, kiedy na mnie spoglądał.

- Nie sądzę, aby...

- W tym tygodniu je kupiłem! - zawołał, widząc moje zwątpienie. - Chyba nie myślałeś, że... Wiem, że może być to dla ciebie dziwne, ale podszedłem poważnie do sprawy twojej gorączki. Wiesz, że ona nie trwa przez jeden dzień. Postanowiłem kupić kilka przydatnych rzeczy, na wypadek, gdybyś o czymś zapomniał.

- Ja wcale o tym nie pomyślałem - wymamrotałem, zdając sobie sprawę, jaki byłem bezmyślny. - Gdy tylko ona się zaczęła, Aiden zadzwonił do ciebie i od razu przyjechaliśmy. Usprawiedliwiał się tym, że gdyby z tym zwlekał, sam by się na mnie rzucił, a przecież...

- Nie szkodzi. Przygotowałem się wcześniej. - odparł, posyłając mi delikatny uśmiech. - To tylko bielizna, nie znam twojego rozmiaru, więc z ubraniami się wstrzymałem. Będą musiały wystarczyć moje jeansy lub dresy z których wyrosłem, a leżały na dnie szafy. I oczywiście koszulki, one mogą być trochę za długie.

Podszedł do mnie i wręczył mi komplet ubrań, który dla mnie przygotował. Były to szare dresy oraz zwykła, biała koszulka z nadrukiem z jakąś postacią z kreskówki. Otrzymałem również bokserki. Po raz kolejny podziękowałem i zawróciłem do łazienki. Miałem już zamykać drzwi, kiedy uniemożliwił mi to Harry.

- W szafce pod umywalką są wkładki higieniczne dla Omeg podczas gorączki... Tak sobie pomyślałem, że nie musimy spędzać całego czasu w łóżku, oczywiście nie mam nic przeciwko, ale pomyślałem, że moglibyśmy... porobić coś zupełnie innego.

Patrzyłem na niego uważnie. Kiedy dalej tłumaczył mi, jak moglibyśmy spędzić czas, jego głos był coraz bardziej niepewny. Zgaduję, że to przez to, że nic nie powiedziałem, kiedy on ciągle nawijał. Był ostrożny z każdym słowem, jakie wypowiedział. Głównie patrzył się na swoje stopy. Nerwowo oblizywał usta przy każdym zawahaniu. Jego dłoń wciąż trzymała drzwi, o które się opierał.

- Podoba mi się ten pomysł, dziękuję, że o mnie pomyślałeś, Harry. Naprawdę to doceniam - powiedziałem, a zielone tęczówki skupiły się teraz na mnie. Twarz mężczyzny rozświetliła się z radości. Szeroki uśmiech  zagościł na jego twarzy.

- To nic wielkiego - zapewnił, wzruszając ramionami. - Chciałem, abyś czuł się najbardziej komfortowo, jak tylko możesz w tej sytuacji. Jakby co, będę w kuchni. Robię śniadanie, będą tosty o ile nie spaliłem właśnie pieczywa.

Po tych słowach wyrwał od razu do drzwi prowadzących na korytarz. Zgaduję, że pobiegł do kuchni, sprawdzić stan naszego śniadania. Jego reakcja mnie rozbawiła. Uśmiechnąłem się delikatnie i tym razem bez przeszkód zamknąłem drzwi. Poluzowałem ręcznik, przez co opadł mi do stóp. Zacząłem powoli się ubierać. Na bokserki nakleiłem wkładki higieniczne, które były idealne, gdy przechodziłem gorączki. Nie musiałem obawiać się, że wytworzony śluz zmoczy moją bieliznę i spodnie. Teraz mogłem bez obaw siadać na kanapie czy łóżku, nie zostawiając po sobie plam. Harry naprawdę przygotował się do mojej gorączki. Włożyłem ręcznik do kosza na brudną bieliznę i opuściłem łazienkę.

Gdy dotarłem do kuchni, wyczułem zapach spalenizny. Harry stał przy kuchence i coś mieszał w garnku. Okna były pootwierane, a zwęglone tosty pływały w wodzie w zlewozmywaku. Na mój widok Alfa nieznacznie się uśmiechnął, równocześnie drapiąc w tył głowy.

- Bardzo cię przepraszam, ale nie będzie tostów - powiedział ze smutkiem w głosie. - Zbytnio się podpiekły...  Lubisz płatki z ciepłym mlekiem?

- Bardzo - odparłem, podchodząc bliżej niego, by podejrzeć, co robi z tym garnkiem.

- Mieszam, aby nie przywarło - powiedział, odpowiadając na pytanie o którym pomyślałem. - Możesz usiąść przy stole i wybrać jakie chcesz płatki. Mleko trochę się podgrzeje i już podaję. Nie myśl proszę, że jestem takim beznadziejnym kucharzem, na co dzień nie zdarzają mi się takie wpadki.

- W porządku - zapewniłem. - Każdemu mogło się zdarzyć, wiele razy spaliłem kurczaka.

- Nawet najlepszym się to zdarza - zgodził się ze mną. - No cóż... mleko już gotowe. Wsypujesz płatki, czy najpierw mleko?

- Płatki, zdecydowanie - odparłem.

Złapałem opakowanie czekoladowych muszelek, wsypując do miski. Harry wlał do niej mleka, to samo robiąc ze swoją miską. Gdy odstawił garnek na kuchenkę, wrócił do stołu, siadając naprzeciwko mnie.

- Najpierw mleko, później płatki - powiedział poważnie, dopiero teraz uzupełniając miskę czekoladowymi płatkami. - Kukurydziane najlepsze są do jedzenia na sucho.

- Zdecydowanie - pokiwałem głową, wybuchając śmiechem z chwilą, gdy on zaczął się śmiać.

W jego towarzystwie czułem się naprawdę dobrze. Nawet nie zauważyłem, kiedy przestałem się stresować czy krępować. Jeszcze w trakcie brania prysznica miałem sporo wątpliwości i ogromną chęć powrotu do mieszkania. Teraz już nie. Harry był zabawnym mężczyzną i niezwykle miłym. Myślałem, że wszyscy biznesmeni są snobami z wygórowanym mniemaniem o sobie. Na szczęście Styles taki nie był.

Nasze śniadanie przeciągnęło się w czasie. Kiedy skończyliśmy posiłek, zaczęliśmy rozmawiać na różne luźne tematy. Trochę się dowiedziałem o życiu Harry'ego. Nie wiedziałem, że nasz Alfa stada jest jego bardzo dobrym przyjacielem. W zasadzie Liam Payne stanowił dla mnie zagadkę. Rzadko kiedy go widywałem, nie miałem bezpośredniej styczności z jego osobą. Raz na dwa miesiące organizował obowiązkowe spotkania watahy. Mówił wtedy o granicach i bezpieczeństwie naszego stada. Uważałem go za nudziarza, kiedy godzinami słuchaliśmy o tym samym. Może gdy poznało się go bliżej nie był taki zły. Na razie nie miałem porównania. Znałem go od tej oficjalnej, nudnej strony.

- Co ty na to, aby popołudnie spędzić w ogrodzie? - zapytał Harry, podnosząc się od stołu.

Ja również wstałem i zacząłem z przyzwyczajenia zbierać po nas naczynia. Harry chwycił mnie za dłoń i zmarszczył brwi. Spojrzałem na niego ze strachem w oczach. Czy go to zdenerwowało? Zbyt sobie pozwalałem? Nie chciałem go rozgniewać, naprawdę!

- Jesteś moim gościem, Lou - powiedział spokojnie, zabierając ode mnie miski, by włożyć je do zlewu. Dołączyły do dryfujących, spalonych tostów. - To ja zajmuję się takimi rzeczami, nie zawracaj sobie głowy błahostkami. A wracając do ogrodu, to jak myślisz?

Oparł się o blat, spoglądając na mnie. Przez chwilę zacząłem rozważać jego propozycję. Brzmiała naprawdę dobrze. Zacząłem nawet się ekscytować na samą myśl, że zobaczę ogród.

- Byłoby naprawdę fajnie, mieszkam w bloku i nie mam ogrodu - odparłem szczerze. - Chciałbym kiedyś taki. Myślę, że praca przy kwiatach byłaby ciekawa. I jeszcze warzywa! Mógłbym sam je wyhodować, a później przygotowywać z nich potrawy i... przepraszam. Czasami gadam bez sensu, Aiden ciągle mi to powtarza.

- Nie przeszkadza mi to, lubię słuchać twojego głosu - powiedział, posyłając lekki uśmiech. - Poza tym masz ciekawy plan na życie. Proszę, opowiadaj dalej.

- Możemy już pójść do ogrodu? - zapytałem, zmieniając temat. Naprawdę nie chciałem nic dalej mówić o swoich planach. To były tylko moje głupie, niedoścignione marzenia. Wiedziałem, że potrzeba lat, zanim wraz z Aidenem kupimy swój własny, wymarzony dom. Ogród będzie ostatnim, czym będę się martwić.

- Tak, co tylko zapragniesz - powiedział, a na mojej skórze powstała gęsia skórka przez ton, jakim to powiedział.

Harry przeszedł obok mnie, znikając na korytarzu. Ruszyłem chwilę po nim nie chcąc zostawać w tyle. Szykował się naprawdę ciekawy dzień.

*****

Witajcie, kadeci!


Miłego dnia :D

Rozdział sprawdzany na szybko, więc z góry przepraszam za błędy ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro