19. Nic nie powiem Aidenowi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Kiedy potwierdziło się moje przypuszczenie odnośnie ciąży, nie wróciłem więcej do pracy. Mój szef nie był zbyt zadowolony, że nie będę przychodził by zmywać naczynia. Zwolnił mnie. To było do przewidzenia. Za kilka miesięcy gdybym przyszedł do restauracji, ona miałaby już taką osobę na moim miejscu. Nie byłem zaskoczony, lecz czułem się źle. Nie wiedziałem, gdzie udałoby mi się znaleźć pracę po urodzeniu dziecka. Ale miałem jeszcze czas. Na razie liczyła się mała istotka, którą nosiłem pod sercem. Byłem w dziewiętnastym tygodniu ciąży. Poród przewidziany był na drugą połowę stycznia.

- Mam nadzieję skarbie, że masz ochotę na spaghetti z klopsikami, bo mamusia ma na nie ogromną ochotę - powiedziałem, głaszcząc swój lekko odstający brzuszek.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem. Byłem taki głupi... Stałem przy kuchence i robiłem sos, by polać nim kluseczki. Z przygotowaniem całego obiadu troszkę się zeszło, gdyż nie kupowałem gotowego makaronu, a sam go robiłem, podobnie jak sos czy klopsiki. Całymi dniami przesiadywałem w mieszkaniu, więc nie miałem nic innego do roboty. Aiden był za granicą. Dodam, że po raz kolejny. Ciągle miał jakieś wyjazdy, przez co byłem sam. Nie lubiłem tego, lecz nie miałem na to wpływu. Teraz Aiden musiał sam zatroszczyć się o nas i nasze małe mieszkanko. Musiałem jakoś wytrzymać. Jeszcze trzy dni i będzie  w domu. Nie mogłem się doczekać.

Po obiedzie uciąłem sobie krótką drzemkę na kanapie przed telewizorem. Kiedy się obudziłem, doszedłem do wniosku, że nie była wcale ona taka krótka. Zrobił się już wieczór, słońce powoli zachodziło, a pomarańczowe promienie wdzierały się przez niezasłonięte okno. I tak nie miałem żadnych planów na dzisiejszy dzień, więc nie czułem się winny temu, że przespałem tyle godzin.

Przeciągnąłem się na kanapie, okropnie się rozpychając. Powinienem wstać i zająć się chociażby porządkami w szafie, ale nie miałem ochoty. Ubrania mogły poczekać jeszcze jeden dzień. Może jutro najdzie mnie ochota na porządki?

Zanim jednak zacząłem planować sobie jutrzejszy dzień, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi i sięgnąłem po komórkę, by sprawdzić czy ktoś napisał mi esemesa lub dzwonił. Nic. Aiden powiadomiłby mnie o tym, że wcześnie wraca, więc nie mógł być to on. Westchnąłem ciężko i powoli podniosłem się z kanapy.

Idąc w stronę drzwi zacząłem poprawiać swoją bluzkę, która nie wyglądała najlepiej. Była zmięta i wygnieciona. W sumie i tak siedziałem w domu, więc nie musiałem specjalnie się stroić. Zawsze będąc w mieszkaniu wolałem wygodne dresy od cisnących ubrań.

- Jeszcze chwileczkę! - zawołałem, gdy rozległo się tym razem pukanie w drzwi.

Sięgnąłem do zamka i otworzyłem drzwi. Po drugiej stronie stał znajomy mężczyzna. Na mój widok jak zwykle się rozpromienił, ukazując szeroki uśmiech, typowy tylko dla niego. Przywitał się, a ja zaprosiłem go do środka. Obaj przeszliśmy do salonu, kiedy tylko ten zdjął swoje buty.

- Już się bałem, że nie ma cię w mieszkaniu - powiedział mężczyzna, siadając na kanapie.

- Uciąłem sobie małą drzemkę - odparłem. - Napijesz się czegoś, Niall?

- Nie rób sobie kłopotu - odparł. - Postanowiłem cię odwiedzić, gdy wracałem z pracy. Nawet nie wiesz, jak okropnie za tobą tęsknię. Brakuje mi ciebie.

- Mnie ciebie też, Irlandzki skrzacie - powiedziałem szczerze. - Co tam w pracy, znaleźli kogoś na moje miejsce?

Niall nie znał powodu, dla którego zrezygnowałem z pracy. Bałem się powiedzieć komukolwiek. Zaraz zaczęłyby się niezręczne pytania. Chciałem tego uniknąć.

- Zgłosiła się jakaś Beta - odpowiedział. - Ale ta kobieta jest niemiła, ma okropny charakter i nie można z nią normalnie porozmawiać.

- Przywykniesz - odparłem jedynie, nie wiedząc co powiedzieć. - Zawsze możesz mnie odwiedzać tutaj, w mieszkaniu. Wpadaj kiedy chcesz, ostatnio ciągle jestem sam i nie pogardzę towarzystwem. Przynajmniej mam z kim porozmawiać. Dobrze wiesz, że przez zaborczość Aidena nie mam zbyt wielu przyjaciół.

- Fakt - westchnął. - Mam do ciebie pytanie, tylko nie zrozum mnie źle...

- Wal śmiało, Horan - zachęciłem go, uważnie na niego patrząc.

- Czy ty przypadkiem nie jesteś... no wiesz...  - zaczął plątać się w swoich słowach. - Przed wyjazdem tego nie czułem, a teraz wydaje mi się...

- Nie za bardzo rozumiem...

- Czy ty i Aiden robiliście ten tego i... - Jego paplanina stała się coraz bardziej niezrozumiała. - Jesteś w ciąży, Louis?

Na twarzy blondyna pojawił się krwisty rumieniec. Nie wiedziałem, że chłopak może aż tak się zawstydzić. Zawsze znałem go od tej śmiałej strony.

- Uch... tak, spodziewam się dziecka - odparłem, i nie wiedząc czemu na moje policzki również wkradł się rumieniec.

- Moje gratulacje, Loulou! - zawołał, rzucając mi się na szyję. - W końcu Aiden postąpił jak prawdziwy mężczyzna i dorósł do tego, by założyć rodzinę.

- Niezupełnie... - westchnąłem, od razu spuszczając wzrok.

- Teraz to ja nie rozumiem - odparł blondyn, puszczając moją szyję i siadając tak jak wcześniej. - To nie jesteś w ciąży?

- Jestem, tylko... uch... to skomplikowane. Aiden nie jest ojcem.

- O bracie! Czy on o tym wie? - zapytał od razu. - Czyje to dziecko?

- Aiden wie - wymamrotałem cicho pod nosem.

Po chwili farbowany blondyn zaczął żądać odpowiedzi na swoje pytania. Co chwila zadawał ich coraz więcej. Ja nie chciałem słuchać jego ciągłych namów, więc zgodziłem się mu wszystko opowiedzieć. Był moim jednym przyjacielem, ufałem mu. Nie pominąłem ani jednego szczegółu. Powiedziałem o Harrym, przedstawiłem go w dobrym świetle. Mężczyzna był naprawdę dobrym Alfą i nie chciałem narazić go na gniew Nialla tylko dlatego, że wykorzystał mnie do tego, bym urodził mu potomka.

- Kutas - powiedział na koniec Horan, siadając po turecku na kanapie. - Zwykły gnojek.

- On był naprawdę dobry i delikatny. Nie zrobił nic wbrew mojej woli, liczył się z moim zdaniem. Traktował mnie tak, jakbym był dla niego ważną osobą. I jeśli bym postanowił się wycofać, nie nalegałby.

- Nie mówię o Stylesie, chociaż on też nie jest taki całkiem bez winy. Mówię o Aidenie, to podła szuja. Jak on mógł w ogóle zaproponować tobie coś takiego? W życiu nie pozwoliłbym mojej dziewczynie przespać się z moim szefem. Kocham ją i szanuję, a coś takiego... Aiden to marna podróba Alfy. Powinieneś go kopnąć w cztery litery, zasługujesz na kogoś lepszego.

- Zgodziłem się, to był mój wybór  - odparłem, nie zgadzając się ze słowami przyjaciela. - Nie mów tak proszę o moim Alfie, kocham go.

- Jesteś bardzo naiwny, Lou - westchnął. - Wiem, że znasz go od szkoły, ale to nie znaczy, że jest on jedynym Alfą na świecie. Nie możesz bać się tego, że zostaniesz samotny. To dlatego tak trzymasz się Aidena, boisz się zostać sam, prawda? Ale nie będziesz, jesteś mądrym, przystojnym mężczyzną. Musisz tylko przestać się bać.

- Ty nic nie rozumiesz - wymamrotałem, urażony słowami przyjaciela.

Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Straciłem swój dobry humor, który miałem jeszcze przed przyjściem przyjaciela. Czy naprawdę było tak trudno mu zrozumieć, że nigdy nie zamieniłbym Aidena na kogoś innego? To Grimshawa znałem przez tyle lat, on był dla  mnie dobry, kochał mnie. Już tworzyliśmy rodzinę, nawet, jeśli brakowało nam naszego dziecka.

- Nie przyszedłem się tutaj kłócić, przepraszam - odezwał się po jakimś czasie Niall.  - Już nic nie będę mówił o twoim partnerze. Obiecuję.

- Opowiedz lepiej co u ciebie słychać. Nie widzieliśmy się od czasu mojego zwolnienia. Wiesz ile to tygodni?

- Wyjechałem do rodziny do Irlandii. Wróciłem dopiero kilka dni temu. Ogólnie to po staremu, praca, dom, praca...

Zaczął opowiadać różne ciekawe historie z pobytu w rodzinnej miejscowości. I jeśli myślałem, że nic ciekawego się u niego nie działo, byłem w błędzie. Niall potrafił gadać godzinami. I pewnie by tak było, gdyby nie przeszkodził nam dzwonek do drzwi. Zdziwiony spojrzałem w stronę dobiegającego dźwięku. Niall urwał w połowie opowieści o swoim wuju i grze w golfa.

- Spodziewasz się gości?  - zapytał.

- Nie, może to sąsiadka - odparłem, niechętnie zrywając się z kanapy.

Podszedłem do drzwi i otworzyłem. Za nimi na wycieraczce stał Harry. Uśmiechał się delikatnie,  a w dłoniach trzymał czekoladki, zamiast bukietu kwiatów. Zaprosiłem go do środka. Nie zdążyliśmy przejść do salonu, gdyż koło nas pojawił się blondyn. Przypatrywał się uważnie nieznanej osobie. Zmrużył lekko oczy, co wyglądało dziwnie. Już domyśliłem się, że rozważał to, czy może mu zaufać. Taki był Horan. Liczyła się pierwsza minuta, jeśli ktoś przypadnie mu do gustu, zostanie jego przyjacielem, a jeśli nie, to mógł się liczyć z ciągłym, przeszywającym wzrokiem Irlandczyka na sobie.

- Jestem Harry - odezwał się Alfa, wyciągając przed siebie dłoń.

- Niall - odparł mój przyjaciel, ściskając jego dłoń. - Przeszkodziłem wam, prawda? Byliście umówieni na randkę?

- C-co?! - wykrztusiłem z siebie zbyt zaskoczony jego słowami. - Nie, co ty wygadujesz?!

- Wiem, kiedy należy się zbierać - kontynuował uparcie Horan, nie słuchając moich słów wyjaśnień.

Harry stał w milczeniu i wcale nie wyprowadzał chłopaka z jego błędu. Wydawał się rozbawiony rozgrywającą się sceną. Drobny uśmieszek pojawił się na jego twarzy.

- Nic nie powiem Aidenowi, nie będę wam przeszkadzał - dodał, schylając się po swoje trampki, które szybko nasunął na stopy. - Ale wezmę czekoladki, miłego wieczoru.

Stałem oniemiały i patrzyłem, jak Niall odbiera pudełko czekoladek od Harry'ego i tak po prostu wychodzi z krótkim ,,pa" na pożegnanie. Drzwi się za nim zamknęły, a w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Zamrugałem szybko powiekami. Niall Horan był dziwnym człowiekiem, ale lubiłem go. Był moim przyjacielem, troszkę pokręconym, ale jednak.

- Osobliwy chłopak - powiedział Harry, przerywając ciszę. - Ciekawa z niego osoba.

- Ugh... tak - westchnąłem, drapiąc się w policzek. - Przepraszam za niego. Wpadł do mnie z wizytą, dawno się nie widzieliśmy i...

- Nie musisz mi się tłumaczyć, Lou. Nie wiedziałem, że masz gościa, powinienem zadzwonić i cię uprzedzić. Myślałem, że jesteś sam.

- Nie szkodzi - zapewniłem. - Dziękuję, że mnie odwiedziłeś, zwariowałbym, gdybym musiał siedzieć sam w czterech ścianach.

Tak, Harry pod nieobecność Aidena stał się dość częstym gościem. Przywykłem do jego towarzystwa. Z początku mnie to drażniło i nie czułem się dobrze z jego ciągłymi wizytami, lecz to się zmieniło. Mężczyzna był niezwykle przyjazny i wspaniale wypełniał moje nudne dni. Wyjście razem na drobne zakupy czy na kawę (dla mnie herbatę) nie były niczym złym. Cieszyłem się, że miałem do kogo się odezwać, nie wliczając w to niemiłych sąsiadów, z którymi po prostu musiałem utrzymywać jakieś stosunki.

- Dlatego właśnie dziś chciałbym zaproponować spacer, co ty na to? Masz ochotę chwilę się przejść?

Popatrzyłem na niego uważnie sprawdzając, czy nie żartuje. Uwielbiałem spacery, lecz nie było w tym nic fajnego, gdy chodziłem na nie sam. Aiden nieraz mi towarzyszył, ale nie był zwolennikiem powolnych spacerów, myślę, że to przez pracę tak zawsze gnał do przodu.

- Chętnie - odparłem, posyłając mu lekki uśmiech. - Tylko musisz zaczekać, muszę się przebrać. Chodź proszę do salonu.

Po zmienieniu ubrania i szybkiej toalecie mogliśmy wyjść. Zamknąłem za nami mieszkanie, a klucz wsadziłem do kieszeni. Udaliśmy się powoli w stronę najbliższego parku. Zbliżał się jesień. Liście na drzewach nie były pięknie zielone, lecz zmieniały swoją barwę na żółć i czerwień. Niedługo wszystkie opadną, zostawiając nagie gałęzie drzew.

Po drodze mijaliśmy również spacerujące pary. Niektórzy trzymali się za ręce, idąc powoli i napawając się swoim towarzystwem. My szyliśmy obok siebie w milczeniu. Nie spieszyliśmy się, mieliśmy czas. Gdy dotarliśmy do niewielkiego stawu pośrodku parku, Harry zaproponował, abyśmy odpoczęli chwilę na ławce. Od razu przystałem na ten pomysł. Nie byłem w zaawansowanej ciąży, lecz i tak szybko się męczyłem. Nigdy nie zapomnę pierwszych tygodni, kiedy okropnie chorowałem i co chwila wymiotowałem. Potrzeba było trochę czasu, aby organizm się przystosował i zaakceptował fakt, że w brzuszku rósł mały wilczek.

- Zdecydowanie uwielbiam spacery - westchnął Harry, odchylając głowę do tyłu. - Muszę ci się przyznać, że zawsze nie mogę doczekać się końca pracy, by po niej przebrać się w luźne ciuchy i spotkać się z tobą. Uwielbiam spacery - powtórzył, a na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech.

- Też je bardzo lubię - odparłem. - Umm... Harry?

- Tak? - Skierował twarz w moją stronę.

Cierpliwie czekał, aż zacznę mówić. Próbowałem pozbierać myśli. Chciałem poprosić go o coś ważnego, ale bałem się, że mi odmówi. Starałem się zacząć tę rozmowę już wcześniej, ale w ostatniej chwili rezygnowałem. Teraz wiedziałem, że nie mogę z tym zwlekać. To było dla mnie ważne.

- Chodzi o Aidena... - zacząłem.

- O co dokładnie? On jest za granicą.

- Właśnie o to - powiedziałem nieśmiało. - Nie chcę, aby on ciągle wyjeżdżał. Potrzebuję go przy sobie. Nie chcę być sam.

- Wyjazdy są częścią jego pracy - zaczął, rozważając swoje słowa. - Aiden sam zgodził się na pomysł wyjazdu.

- Rozumiem, tylko... ciężko mi bez niego. Jestem prawie w połowie ciąży, później będzie mi coraz ciężej. Potrzebuję kogoś, kto będzie przy mnie w razie potrzeby. Potrzebuję swojej Alfy...

- Aiden sam wybrał sobie wyjazdy, na jakie może wyjechać. Dałem mu pełną listę, chcąc się dostosować do niego i waszej sytuacji. Zaznaczył większość tych wyjazdów. Myślałem, że uzgodniliście to ze sobą.

- Nie miałem pojęcia - wybełkotałem cicho, będąc zażenowany.

Byłem przekonany, że to sprawka Stylesa, że Aiden musiał być tyle poza domem. Okazało się, że sam Aiden chciał uczestniczyć w wyjazdach. Byłem... zawiedziony. Przecież doskonale wiedział, że nienawidziłem tych dni, kiedy nie wracał do domu. Zawsze go prosiłem, by szybko wracał.

- Aiden po powrocie ma tydzień, zanim wyleci do Turcji w delegację. Jeśli chcesz, porozmawiam z nim i wyślę kogoś innego na to miejsce. Poza tym wiedz, że możesz dzwonić do mnie o każdej porze dnia, pomogę ci ze wszystkim. Nie musisz wcale się krępować, jestem tu dla ciebie, Lou.

- Dziękuję - odparłem. - Byłbym wdzięczny, gdybyś sprowadził Aidena do domu.

Harry tylko skinął głową. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Kiedy zaczęło się ściemniać, postanowiliśmy wrócić. Mężczyzna odprowadził mnie pod same drzwi mieszkania. Pożegnał się i życzył dobrej nocy.

*****

Witajcie, kadeci!

Tak jak wspominałam, na urlopie planowałam podgonić z rozdziałami i mi się udało.

Obecnie zaczynam pisać 27 rozdział ^.^

Nie musicie się bać, że zapomniałam o tym ff. Ciągle piszę kolejne rozdziały :D

Dobranoc xx

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro