2. Nie jesteście połączeni?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Nacisnąłem za klamkę od drzwi naszego mieszkania. Zamknięte. Mogłem się tego spodziewać. To przecież mój chłopak wychodził ostatni do pracy. Ja byłem na nogach już od piątej. Byłem zmęczony i marzyłem jedynie o tym, by móc położyć się na kanapie i choć przez chwilę odpocząć, zanim wezmę się za gotowanie obiadu dla swojej Alfy. Aiden będzie zły, jeśli po raz kolejny nic nie przygotuję. Mężczyzna był dosyć marudny jeśli chodziło o te sprawy, czasem potrafił się pokłócić o głupi gar nieugotowanej zupy. Ale taki już był. Przywykłem do jego ciężkiego charakteru. Pomimo tego go kochałem, byłem dobrą Omegą. Troszczyłem się o ukochanego i o nasze malutkie mieszkanko. A Aiden mnie kochał i to mi wystarczyło.

Sięgnąłem dłonią do kieszeni spodni, ale i tam nigdzie nie znalazłem kluczy. Niech to! Westchnąłem sfrustrowany. I co ja teraz zrobię? Miałem czekać na klatce schodowej jakieś... trzy godziny? Aiden mniej więcej za tyle powinien wychodzić z firmy w której był asystentem szefa. Nie mogłem bezczynnie siedzieć. Musiałem posprzątać salon, ugotować, zaścielić łóżko.

Po krótkim namyśle wyciągnąłem telefon. Zadzwoniłem do swojej Alfy. Odebrał dopiero za trzecim razem. Szorstko zapytał czemu zawracam mu głowę. Z zażenowaniem zacząłem opowiadać o tym, że moje klucze były w mieszkaniu i nie mogłem się do niego dostać. Przez dłuższą chwilę słyszałem krótki śmiech i słowa o tym, jak nieporadny byłem. Kazał mi przyjść do firmy, gdzie da mi swoje klucze.

Rozłączyłem się, zagryzając dolną wargę. Nie chciałem iść tyle drogi na piechotę. Samochodu nie miałem, a na taksówkę nie wystarczyłoby mi pieniędzy, by dotrzeć na miejsce. Po raz kolejny sięgnąłem do kieszeni w nadziei, że cokolwiek się w niej pojawi. Niestety. Może Aiden miałby trochę, bym mógł zapłacić taksówkarzowi? To była myśl. Zadzwoniłem po taryfę.

Po wykonanym telefonie ruszyłem schodami na dół, wychodząc na ulicę. Ciemne chmury jakie zawisły nad Londynem nie zwiastowały dobrej pogodny. Lada moment mogło się rozpadać. Tak, po raz kolejny przyznałem, że taksówka będzie najlepsza. Gdy już podjechała, wsiadłem do niej. Na szczęście kierowca zgodził się zaczekać chwilę przed firmą, abym doniósł pieniądze. Planowałem również wrócić. Musiałem naprawdę bardzo szybko znaleźć Aidena.

- Za chwilę wrócę! - zawołałem, szybko wydostając się z taksówki, kiedy byliśmy na miejscu.

Pognałem do głównego wejścia budynku. Podszedłem do osoby siedzącej za biurkiem. Poprosiłem o wskazanie mi miejsca, gdzie była Alfa, ale otrzymałem jedynie krytyczne spojrzenie starszej kobiety. Wiem, że nie wyglądałem najlepiej, mój strój nie prezentował się wyśmienicie. Wszyscy ludzie w tym budynku mieli eleganckie ubrania, mężczyźni w garniturach pod krawatem, a ja? Porozciągane dresy Aidena i zniszczone trampki, które obiecywałem zmienić już od miesiąca.

- Bardzo panią proszę - powiedziałem błagalnie. - To ważne, czeka na mnie taksówka i muszę wziąć klucze od Aidena Grimshawa.

- Kim pan jest? - zapytała z niechęcią, kartkując jakąś książkę.

- Jestem jego chłopakiem, to naprawdę ważne.

- Czemu pan do niego nie zadzwoni? W tej firmie pracuje dużo ludzi, nie wiem o kim mowa.

- Nie odbiera, Aiden jest asystentem pana Stylesa, proszę...

Nerwowo zaciskałem dłonie na długich rękawach swojej bluzy. Czułem się okropnie stojąc przed nią i niemal prosząc na kolanach, aby okazała choć odrobinę miłosierdzia. Nie miałem czasu na jej długie zastanawianie się.

- Ktoś mnie wzywał? - usłyszałem za sobą przyjemny dla ucha głos. - Pan do mnie?

Odwróciłem się i spojrzałem na nieznajomego. Był znacznie wyższy ode mnie. Długie, ciemnobrązowe włosy opadały na szary garnitur w który był ubrany, a w dłoni trzymał czarną, skórzaną aktówkę z dokumentami. Wpatrywał się we mnie dość intensywnie, przez co spuściłem swój wzrok. On był Alfą, a ja tylko Omegą. Nie mogłem się na niego gapić. To było niegrzeczne.

- Przyszedł do pana Aidena Grimshawa - powiadomiła go kobieta.

- Uch... Aiden jest obecnie na spotkaniu. Niedawno co zaczęli, to długie spotkanie. Niestety musi pan zaczekać do przerwy.

- Nie mogę! - zawołałem, po chwili oblewając się krwistym rumieńcem z zażenowania. - Przepraszam, ja... czeka na mnie taksówka, potrzebują kluczy do mieszkania, to po nie tu przyjechałem.

Moje buty rzeczywiście wyglądały tragicznie, jak im się przyjrzałem. Przeszły ze mną wiele. Już od dawna nie byłem na porządnych zakupach. Chyba wynikało to z braku czasu. Chodziłem do pracy, a potem zajmowałem się domem i tak powoli mijały dni.

- Możesz zaczekać w bufecie - podsunął mężczyzna. - Skoro i tak nie dostaniesz się teraz do mieszkania, może przynajmniej czegoś się napijesz? Jak tylko skończą spotkanie, Aiden do nas zejdzie.

- Przepraszam, panie... Styles? Ale naprawdę nie mam czasu, taksówkarz...

- Zaraz komuś powiem, aby go odwołał. Mam na imię Harry - przedstawił się, wyciągając w moją stronę rękę.

- Louis - odparłem, delikatnie ściskając dłoń.

I zanim zdążyłem zaprotestować, pojawił się przy nas kolejny mężczyzna. Harry dał mu banknot i coś powiedział. Po słowach Stylesa wyszedł z budynku. Zapewne po to, by odwołać mój środek transportu. Przecież nawet nie zapłaciłem za kurs taksówki, a Styles...

- Niczym się nie martw - zapewnił mężczyzna, delikatnie się uśmiechając. - Zapraszam, tędy proszę.

Wskazał odpowiedni kierunek, czekając aż się ruszę z miejsca. Rozejrzałem się po otoczeniu. Recepcjonistka patrzyła na mnie  spod przymrużonych powiek. Nie powinno mnie tu być, sam doskonale o tym wiedziałem. Czułem się zażenowany, że musiałem wpaść akurat na właściciela całej tej firmy. Co on sobie o mnie pomyślał?

Okazało się, że zaprowadził mnie do windy, która zabrała nas na odpowiednie  piętro. Gdy usiadłem przy stoliku, próbowałem wymyślić jakąś wymówkę, by jak najszybciej stąd wyjść. Poziom mojego zażenowania i skrępowania przekroczył skalę.

- Mają tu bardzo dobrą kawę, jak nie najlepszą. Powinieneś spróbować - powiedział na wstępie.

Skinąłem tylko głową, znów rozglądając się po pomieszczeniu. Zwykła kawiarenka, lecz było tu zdecydowanie więcej osób niż w miejscu, gdzie chwilę temu byliśmy. Pracownicy spoglądali z zaciekawieniem w naszą stronę. Co sobie o mnie pomyśleli? Wyglądałem inaczej niż oni, nie pasowałem tu. W tym miejscy każdy miał eleganckie ubrania, coś znaczył, a ja byłem jak obdartus i  na dodatek siedziałem przy stoliku z samym Stylesem. Chyba gorzej być nie mogło.

- Skoro nie możesz się zdecydować, to może weźmiemy po kawałku szarlotki z kawą? Co ty na to?

- Nie wziąłem portfela - odparłem, choć było to kłamstwo. W życiu nie przyznałbym się, że nie stać było mnie na głupią kawę z ciastem. Przynajmniej w obecnej chwili.

Nie byliśmy biedni. Aiden przecież pracował jako asystent znanego człowieka jakim był Harry Styles. Zarabiał całkiem nieźle, w przeciwieństwie do mnie - pomywacza. To mój chłopak dysponował wszystkimi zarobionymi pieniędzmi tłumacząc, że ja bym je wszystkie wydał. I może miał rację, nie wiedziałem. Wydzielał mi raz w tygodniu gotówkę, którą przeznaczałem na podstawowe zakupy. Nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Nie potrzebowałem pieniędzy do szczęścia. Wystarczyło mi nasze małe mieszkanko i wzajemna miłość. Nic więcej. Może... malutka istotka, lecz wiedziałem, że nie miałem co na to liczyć, bo Aiden podchodził dość sceptycznie do tematu dzieci.

- To nie problem - zapewnił mężczyzna. - Przepraszam, że pytam, ale jak długo znacie się z Aidenem? Nigdy o tobie nie wspominał... Nawet nie wiedziałem, że znalazł sobie Omegę.

- Od liceum - powiedziałem zasmucony słowami jakie padły z ust Harry'ego.

Aiden o mnie nie mówił? Kiedyś opowiadał mi, jak to każdy zazdrości mu tego, że ma drugą połówkę i chce się ustatkować. Musiałem chyba źle zrozumieć.

- Nie jesteście połączeni? Wiem, że to nie moja sprawa, ale...

- Przepraszam, ale na mnie już czas - powiedziałem, szybko wstając od stolika.

- Przepraszam, Louis! - zawołał Alfa, również wstając z krzesła. - To było nieodpowiednie, wybacz. Zaraz będzie nasza kawa.

- Muszę naprawdę iść, przepraszam pana.

Może przesadnie zareagowałem, ale było mi przykro. Aiden nigdy nie chciał mnie oznaczyć. Tłumaczył to tym, że wolał poczekać do naszego ślubu, a z nim również się schodziło. Miałem dwadzieścia trzy lata i wciąż się łudziłem, że pewnego dnia stanę się panem Grimshawem.

Poczekałem na Aidena przed budynkiem firmy. Alfa przyszedł jak tylko powiedziałem mu, gdzie jestem. Dał mi klucze i dwa banknoty mówiąc, abym po drodze zaszedł do sklepu, bo on nie da rady. Zgodnie pokiwałem głową i powoli ruszyłem chodnikiem. Wtedy rozpadał się deszcz. Co za pech...

*****

Witajcie, kadeci!

Dłuższy rozdzialik :D

Dobrej nocy ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro