30. On nie jest ptakiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry

*****

Stałem w dużym korku. Wracałem właśnie do domu. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Miałem niezłe urwanie głowy. Dodatkowo dzisiaj był pierwszy dzień mojego nowego asystenta. Chłopak był młody, ambitny i byłem myśli, że będzie nam się dobrze współpracować. Sprawiał dobre pierwsze wrażenie.

Gdy po kilku minutach dotarłem do domu, zaparkowałem samochód w garażu. Nie miałem zamiaru nigdzie dziś wyjeżdżać. Chciałem spędzić czas z Louisem. Uwielbiałem nasze wspólne popołudnia czy wieczory. Teraz gdy wszedłem do domu, panowała cisza. Zwykle szatyn witał mnie w salonie lub w kuchni, gdzie gotował. Oczywiście nie wymagałem tego od niego.

Zdjąłem buty i przeszedłem wgłąb salonu. Ściągnąłem górną część garnituru i przewiesiłem ją przez oparcie fotela. Swoje kroki skierowałem następnie do kuchni. Na blacie stało szklane naczynie z zapiekanką ziemniaczaną. Nie było jeszcze w piekarniku. To było dziwne. Wyszedłem z kuchni i skierowałem się do pokoju gościnnego, który zajmował przez ten czas Louis. Pchnąłem ostrożnie uchylone drzwi i zajrzałem do środka. Szatyn leżał na łóżku zwinięty w kłębek. Podszedłem bliżej i przyjrzałem mu się uważnie. Dłonią obejmował swój wystający brzuszek. Dookoła niebieskookiego leżały porozrzucane ubrania. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby należały one do Omegi. Ale nie. Były to moje koszule, bluzki a nawet ręcznik, który wczoraj wyrzuciłem do kosza na brudną bieliznę. To mnie najbardziej zdziwiło. Po co szatyn trzymał brudne ubrania w swoim pokoju? Czy znów chciał zrobić pranie, ale przysnął?

Tak, musiało o to chodzić.

Louis poruszył się niespokojnie, przez co zrobiłem szybko dwa kroki w tył. Nie chciałem, aby przyłapał mnie na tym, że się w niego wgapiam. Szybko opuściłem pokój, uchylając drzwi tak, jak były zanim tu wszedłem.

Poszedłem do siebie. Skorzystałem z łazienki i odrobinę się odświeżyłem po całym dniu pracy. Przebrałem się w wygodne, szare dresy i biały T-shirt. Zszedłem na dół do kuchni by wstawić zapiekankę do piekarnika. Jak szatyn się obudzi, jedzenie powinno być gotowe. W międzyczasie umyłem brudną miskę, w której musiał jeść rano śniadanie. Cieszyłem się, że w końcu dobrze się odżywiał. Nie mogłem doczekać się naszego dziecka. Na pewno będzie piękne i miałem nadzieję, że oczy odziedziczy po Louisie. Jego były przepiękne.

Kiedy zapiekanka była gotowa, nie musiałem nawet budzić szatyna. Właśnie wszedł do kuchni, przecierając zaspane oczy. Na mój widok uśmiechnął się i przywitał.

- Przepraszam, zapomniałem dokończyć obiad, ale byłem zmęczony i...

- Wszystkim się już zająłem - zapewniłem. - Pamiętaj, że nie musisz zajmować  się domem, powinieneś odpoczywać, a ja nigdy nie będę miał ci za złe, jeśli prześpisz nawet cały dzień. Liczycie się dla mnie tylko wy. A teraz zapraszam do stołu, już podaję jedzenie.

Chłopak posłusznie zajął miejsce w którym zwykle jadał posiłki i cierpliwie ciekał, aż rozdzielę zapiekankę. Sztućce znajdowały się już na stole, zadbałem o to wcześniej. Po chwili przed nami znalazły się talerze z parującym jedzeniem.

 - Smacznego - powiedziałem, chwytając widelec.

- Smacznego - odpowiedział  i zaczął jeść.

Zapanowała cisza przerwana jedynie odgłosami uderzania sztućców o talerz. Nie była ona jednak wcale niekomfortowa. Każdy z nas zajął się jedzeniem. Musiałem przyznać, że zapiekanka, którą przygotował Lou była przepyszna. I skłamałbym, gdybym powiedział, że nie była najlepsza jaką dotychczas jadłem.

- Jak minął ci dzisiejszy dzień? - zapytałem, kiedy kończyliśmy posiłek.

- Leniwie, jak zwykle - odparł, cicho się śmiejąc. - Przesadziłem dwa kwiatki do większych doniczek i w sumie... odpoczywałem. Na pewno ty miałeś o wiele ciekawszy dzień.

- Kilka spotkań z nudnymi ludźmi... - zacząłem się zastanawiać. - O! I wylałem na siebie kawę. Byłem taki zły, bo to było tuż przed spotkaniem. Trochę się też poparzyłem.

- Och Harry - pokręcił głową, próbując ukryć rozbawienie.

- Niezdara ze mnie - podsumowałem.

Zabrałem się za sprzątnięcie naczyń, abyśmy po chwili mogli przejść do salonu. Zapowiadał się kolejny filmowy wieczór. Louis wraz ze swoim ulubionym kocem i poduszkami znajdował się na kanapie. Ja włączyłem telewizor i zająłem miejsce obok. Jak zwykle chwyciłem jego łydki i umieściłem na swoich udach. Chciałem, aby szatynowi było wygodnie, a z kolei mi to nie przeszkadzało. Byłem szczęśliwy, że szatyn czuł się przy mnie swobodnie.

- Lou, musisz o czymś wiedzieć - powiedziałem po chwili, kiedy na ekranie pojawiła się reklama pasty do zębów.

- Hm? - spojrzał na mnie uważnie, trzymając w dłoni skrawek koca.

- Ja... niedługo powinienem dostać rui - zacząłem powoli, skupiając się na wyrazie twarzy szatyna. - Będzie najlepiej, kiedy spędzę ją sam, gdyż nie chcę zrobić czegoś głupiego.

- Rozumiem. - Pokiwał powoli głową, przygryzając przy tym wargę. - Wrócę do swojego mieszkania. Czy powinienem spakować się dzisiaj?

- Nie, absolutnie nie! - zawołałem. - Źle mnie zrozumiałeś. Chcę, abyś ty tutaj został. Będę spokojniejszy, kiedy tu będziesz. Ja wynajmę sobie pokój w hotelu.

- Nie mogę na to pozwolić - odparł. - To twój dom, nie musisz tułać się po hotelach. Nie zgadzam się na to.

- Ale...

- Absolutnie nie - powtórzył moje słowa z wcześniej. - Mogę zatrzymać się na trochę u Nialla, to nie powinno stanowić problemu.

- Pomyślimy o tym jeszcze - westchnąłem, wiedząc, że teraz nie przekonam Louisa.

Omega potrafiła być naprawdę uparta. Nie zamierzałem się z nim kłócić. Nie mogłem również pozwolić, aby wrócił do mieszkania w tej koszmarnej dzielnicy. Musiał zostać tutaj, dla dobra swojego i dziecka. Miałem jeszcze trochę czasu na wymyślenie rozwiązania tej sytuacji. Teraz cieszyłem się chwilą.

Następnego dnia spotkałem się z Liamem. Od kilku dni chodził dumny niczym paw. Zostanie ojcem wiele dla niego znaczyło. Od zawsze pragnął syna, więc rozumiałem to, jak bardzo się cieszył. Zayn też nie mógł narzekać. To Alfa przejął więcej obowiązków rodzicielskich. Liam przeważnie zmieniał pieluchy małemu Zackowi, kąpał czy usypiał go. Taka pomoc była przydatna, gdyż Zayn mógł nieco odpocząć po porodzie i powrócić do sił.

- Tylko jednego nie rozumiem, Li... - zwierzałem się swojemu najlepszemu przyjacielowi. - Nie mam pojęcia, dlaczego Louis śpi na rozrzuconych ubraniach czy ręcznikach. Za pierwszym razem myślałem, że robił pranie i przysnął, ale to się powtórzyło kilka razy. Oczywiście nie wydałem się z tym, że o tym wiem. Kiedy Lou opuszcza pokój gościnny w którym śpi, wszystko starannie sprząta... a raczej wrzuca... pod łóżko. Zaczynam się martwić. Z mojej sypialni zniknęła poduszka i jestem pewien, że to sprawka Omegi, ale nie chcę nic mówić, by go nie spłoszyć...

- Skończyłeś? - zapytał wyraźnie rozbawiony Payne.

- Ostatnio nie trzeba robić prania, bo wszystkie rzeczy jakie miałem na sobie danego dnia nagle znikają z kosza na brudną bieliznę.

- To dość spotykane, Harry - odparł, starając się powstrzymać napad śmiechu. Zapewne miał ze mnie niezły ubaw, kiedy wypluwałem z siebie masę słów, nie pozwalając mu dojść do głosu.

- Jak to?

- Myślę, ba! Jestem nawet pewien, że Louis przygotował sobie gniazdo.

- To nie jest śmieszne. On nie jest cholernym ptakiem. Ja naprawdę się martwię, Liam.

- Mówię całkowicie poważnie - odparł, a na jego twarzy nie było nawet cienia rozbawienia. - Wiem, bo Zee również to przechodził. Wolał całymi dniami przesiedzieć w łóżku otoczony poduszkami czy moimi koszulkami.

- Mów jaśniej - poprosiłem.

- Louis jednym słowem buduje swoje małe, bezpieczne gniazdko. To coś w rodzaju... fortecy z poduszek, koców. Omegi robią coś takiego po to, aby poczuć się bezpiecznie. Do tego te wszystkie ubrania, które ci podbiera są dla zapachu. Widocznie twój zapach go uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa, dlatego to robi.

- Dlaczego mi nie powiedział? Po co to ukrywa, ja przecież bym zrozumiał i...

- Może się wstydzi? - podsunął. - Zayn też na początku nie chciał mi powiedzieć po co mu te dodatkowe poduszki i masa moich t-shirtów. To naprawdę nic złego, Zee zapewniał, że to naturalne. Mało miałem czasu dla niego, pracowałem, a on potrzebował bliskości, poczucia bezpieczeństwa. Ty również pracujesz, przez połowę dnia Louis jest zostawiony sam sobie.

- Nigdy o tym tak nie pomyślałem. - Podrapałem się po głowie, całkowicie zaskoczony słowami przyjaciela. - Co powinienem teraz zrobić?

- Mógłbyś z nim porozmawiać i zapewnić go, że nie złościsz się za podkradanie ubrań. Po twoich słowach mogę się domyślić, że źle mu z tym, że bierze bez pytania twoją odzież.

Liam miał rację. Powinniśmy porozmawiać. Zapamiętałem sobie, aby to zrobić zaraz po kolacji. Chciałem też poczytać jakąś książkę na temat tego całego gniazdowania Omeg. Nie sądziłem, że mogłem przeoczyć coś tak ważnego. Przygotowując się do roli ojca przeczytałem masę encyklopedii czy poradników. Nie spotkałem się jednak z tym jedynym, ważnym terminem o którym wspomniał Payne.

Gniazdowanie, co? To chyba nic, z czym sobie nie poradzę.

*****

Witajcie, kadeci!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro