43. Cieszę się, że tu ze mną jesteś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry


Byłem na spotkaniu biznesowym, kiedy zadzwonił mój telefon. Zwykle miałem go wyciszony, ale ostatnio to się zmieniło.  Louis lada moment miał rodzić. Zbliżał się jego termin, a ja musiałem być gotowy. Nie chciałem opuszczać naszego domu, ale Louis zawsze powtarzał, abym niepotrzebnie nie panikował i normalnie funkcjonował. Musiałem się z tym zgodzić, ale kazałem mu przyrzec, że jeśli cokolwiek będzie się z nim dziać, ma dzwonić. To był chyba ten moment.

- Przepraszam, zróbmy przerwę - powiedziałem, podrywając się ze swojego fotela.

Szybkim krokiem ruszyłem w stronę drzwi. W międzyczasie wyciągałem telefon z kieszeni i zobaczyłem kto dzwoni. Nie czekając już ani sekundy dłużej nacisnąłem zieloną słuchawkę. Zacząłem się już denerwować. To na pewno było coś bardzo ważnego.

- Co się dzieje, Zayn? - zapytałem, chodząc nerwowo. - Czy coś z Louisem?

- W zasadzie to o niego właśnie chodzi - powiedział. - Zaczęły się skurcze i powinien znaleźć się już w szpitalu. Wraz z Liamem właśnie go tam zawozimy i...

- Zaraz tam będę!

- Harry... Harry nie panikuj - teraz w słuchawce usłyszałem głos swojego męża. - Mamy jeszcze dużo czasu, nie spiesz się i jedź powoli. Will został z opiekunką, jest u chłopaków wraz z Zackiem i małą.

- Będę najszybciej jak się da i...

- Harry... - usłyszałem pretensje  jego głosie.

- I będę jechał powoli, niedługo się zobaczymy - westchnąłem. - Kocham cię.

Gdy usłyszałem odpowiedź uśmiechnąłem się delikatnie i rozłączyłem. Szybo odnalazłem swojego nowego asystenta i poprosiłem, aby kontynuował to ważne spotkanie. Nie mogłem go przełożyć, ale sam nie mogłem na nim być. Mężczyzna obiecał, że wszystkim się zajmie i nie muszę się o nic martwić. Wiedziałem, że mogę mu zaufać. Ruszyłem szybkim krokiem do windy, a potem, gdy znalazłem się na parkingu, wsiadłem do samochodu.

Droga do szpitala dłużyła się niemiłosiernie. Zgodnie z obietnicą jechałem ostrożnie, ale niezbyt stosując się do ograniczeń prędkości. Chciałem być przy narodzinach swoich dzieci. Nie miałem okazji być przy Louisie, kiedy na świat przyszedł nasz syn, ale teraz nie mogłem tego przegapić.

Kiedy dotarłem na miejsce, ruszyłem biegiem w stronę wejścia do szpitala. Nie wiedziałem ile mam czasu. Tam zapytałem się, gdzie odnajdę swojego ukochanego.  Louisa odnalazłem w jednej z sal, zgodnie z tym, czego wcześniej się dowiedziałem. Był przebrany w szpitalną koszulę i leżał na łóżku.

- Jak się masz, skarbie? - zapytałem. - Jak dzieci?

- Chyba spieszy im się na ten świt - powiedział, uśmiechając się delikatnie.

Z  Liamem i Zaynem wymieniliśmy tylko skinienie głowy, po którym opuścili tę salę, by dać nam odrobinę prywatności.

- Już niedługo będą z nami - powiedziałem, przykładając swoją dłoń do dużego brzucha swojego męża. - Dobrze się czujesz?

- Tak - odpowiedział i chwycił moją drugą dłoń, gładząc kciukiem jej wierzch. - Cieszę się, że tu ze mną jesteś.

- Nigdzie się nie wybieram, będę tu z tobą, kochanie - powiedziałem i na dowód swoich słów złożyłem pocałunek na jego małym nosku, następnie ustach. - Kocham cię, mój mały.

Po dłuższym czasie przyszła położna oraz lekarz i zaczęli przygotowywać Louisa do cesarskiego cięcia. Trwałem przy nim przez cały czas. I tak, po godzinie osiemnastej na świat przyszedł Nathaniel, a kilka minut po nim jego brat - Alexander. Mieliśmy już trzech ukochanych synów.

Nie mogłem się doczekać, aby zabrać swoich ukochanych chłopców do domu. Will na pewno będzie  bardzo szczęśliwy, kiedy dowie się o swoich dwóch braciach. Byłem bardzo dumny ze swojej rodziny.

****

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro