Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry


Wieczorem wraz z Lou udaliśmy się do lasu. Nie obyło się bez wygłupów ze strony młodszego. Dziwiłem się, że różnica naszego wieku wynosiła jedynie trzy lata. Louis co chwila skakał wokół mnie i łapał zębami moje uszy. Zachowywał się jak malutki szczeniak, któremu tylko zabawy w głowie. Mi to nie przeszkadzało. Byłem szczęśliwy, że byłem powodem radości wilka o karmelowej sierści.

Kiedy zabawa dobiegła końca usiedliśmy razem przy kupce liści. Byłem zmęczony całym dniem i jedyne o czym myślałem to pójść spać. Po kilku minutach położyłem się w tym samym miejscu, co zawsze. Czekałem aż wilk położy się obok mnie, lecz ten nie miał takiego zamiaru. Jeszcze przez chwilę gonił swój własny ogon. Następnie usiadł obok mnie, lecz szybko zerwał się na równe łapy z piskiem, kiedy przypomniał sobie o puchatym ogonie.

Zaśmiałem się w duchu na jego zachowanie. Był uroczy i już nawet nie byłem w stanie zaprzeczyć, że bardzo go polubiłem. Z początku chciałem jedynie, aby poczuł się dobrze wśród nas. Teraz chcę dla niego jak najlepiej. Chcę być powodem jego szczęścia.

Zabolały mnie słowa Nialla. Wiem, że nie powiedział tego złośliwie, przecież nie wiedział, że Louis był Omegą Aarona. Przez tyle lat byli ze sobą. Zastanawiałem się jedynie dlaczego jeszcze nie mieli szczeniąt. Gdybym znalazł Omegę, która by mnie pokochała na pewno chciałbym je mieć.  Widząc Louisa wraz z Liv aż miękło serce. Tomlinson na pewno byłby dobrym rodzicem.

Z rozmyśleń wyrwało mnie lekkie podgryzanie. Louis złapał zębami za moją tylną nogę i ją sobie żuł. Trąciłem go nosem, lecz ten był uparty. Gdy tylko się podniosłem, przestał. Planowałem znów się położyć, lecz ten zaczął ciągnąć mnie za ogon. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Zacząłem się cofać, aby jak najmniej ucierpiał na tym mój ogon. Louis był chyba zadowolony z siebie, bo podniósł dumnie łeb i zaczął dreptać z moim ogonem między zębami. Ja sam wyglądałem idiotycznie idąc tyłem. Po dziesięciu metrach się zatrzymałem. Warknąłem, na co Omega się wystraszyła i przylgnęła do podłoża, kuląc uszy i ogon. Liznąłem go po nosie i znów skierowałem się w stronę naszej kupki liści. Zanim jednak tam dotarłem, Lou zagrodził mi drogę. Zaczął trącać nosem, abym poszedł w przeciwnym kierunku. I tak popychał mnie aż do rzeki. Przekroczyliśmy ją w najpłytszym miejscu i znaleźliśmy się przy budynkach. Tam pewność siebie Louisa nieco zmalała, lecz się nie zatrzymał. Dotarliśmy pod mój dom. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że zaproponowałem mu mieszkanie u mnie. Czyżby się zgodził?

Przemieniłem się w ludzka postać i otworzyłem drzwi. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, wilk wbiegł do środka. Doskonale zapamiętał rozmieszczenie pokoi. Swoje kroki skierował wprost do kuchni. To tam niezdarnie łapą otworzył sobie lodówkę. Zostawił ślady pazurów na niej, ale tym się nie przejmował. Nosem popchał już otwarte drzwiczki i zębami złapał opakowanie karkówki. Nawet plastikowe opakowanie go nie powstrzymało. Rzucił to na ziemię i z pomocą łap i zębów szybko wydostał mięso.  Podłoga w kuchni pokryła się pomarańczowym kolorem od marynaty. Nawet pysk i łapy zostały pobrudzone.

Złapałem się za głowę i chwilę po prostu przyglądałem się wilkowi. Pierwsze co chciałem zrobić to nakrzyczeć na niego i wykopać za drzwi, ale przecież dopiero co udało mi się namówić go do wejścia do zamkniętych pomieszczeń. Wstrzymałem powietrze i odliczyłem do dziesięciu. W międzyczasie Lou dorwał się do upieczonego steku, który miał być moją kolacją. Gdy tylko się najadł, chciał pobiec do salonu. Złapałem go w ostatniej chwili za niebieską bandanę, którą wciąż miał zawiązaną na szyi. Wilk spojrzał na mnie skruszony, jakby dopiero teraz zrozumiał swój błąd.

- Jeśli chcesz zostać, musimy cię wykapać. - powiedziałem stanowczo. - Zostawiasz za sobą tłuste plamy...

Niebieskooki zaczął się wyrywać. Warczał i szarpał na wszystkie strony. Myślałem, że zaraz udusi się na bandanie.

- Louis! - powiedziałem ostrzej, na co wilk się uspokoił.

Musiałem przyznać, że Zayn miał rację. Tomlinsonem trzeba czasem wstrząsnąć, aby się uspokoił. Nie mogę ciągle traktować go jak dziecko. Muszę też od niego wymagać, zamiast ciągle się litować.  Głos Alfy na coś się przydał. Wilkołak potulnie szedł za mną w stronę łazienki. Niepewnie zerkał na moją twarz, lecz pozostałem niewzruszony. Gdzieś w środku miałem ochotę się zaśmiać.

Nalałem letniej wody do wanny. Gdy zakręciłem kurki, wskazałem na przygotowaną kąpiel. Wilkołak stanął na dwóch łapach i powąchał wodę. Wystawił język i zaczął pić. Dałem mu pstryczka w nos, gdyż do kąpieli dodałem płyn o zapachu truskawek. Nie chciałem, żeby się zatruł. Wilk zmarszczył pysk i po chwili wskoczył do wanny. Woda rozprysła się na boki i zalała pół łazienki, w tym mnie. Na szczęście po przemianie nie zakładałem ubrań.

- Tylko stój grzecznie, Louis. - powiedziałem stanowczo.

Odkręciłem się do szafki pod szampon, jakiego używam do mycia włosów. Uważam, że do wilczej sierści się nada. W najgorszym przypadku Louis wyłysieje. Tego oczywiście bym nie chciał...

Gdy ponownie spojrzałem na wilka, chłeptał wodę. Westchnąłem i podniosłem mu głowę. Zdjąłem brudną i zamoczoną bandanę. Postanowiłem, że założę mu nową, jak tylko wyschnie. Dokładnie zmoczyłem go wodą i zacząłem wmasowywać mu szampon. Wilk cichutko mruczał, gdy drapałem go za uszkiem.  Woda w wannie zrobiła się wręcz czarna od ziemi. Na powierzchni pływały fragmenty suchych liści i mała gałązka, która musiała gdzieś się zaplątać. Spłukałem pianę i zabieg powtórzyłem kolejny raz. Wziąłem słuchawkę, dokładnie pozbywając się piany. Teraz wilkołak pachniał miętą.

Rozłożyłem dwa ręczniki na podłodze i pokazałem mu, aby wyszedł z wanny. Wyskoczył z niej, lecz zanim zdążyłem okryć go ręcznikiem, ten zdążył się pozbyć wody na psi sposób. Zaczął się otrząsać, dzięki czemu już  cała łazienka była mokra. Gdy skończył, otworzył pysk  wystawiając język i merdając ogonem.

- Następnym razem czeka cię kąpiel w rzece. - przyznałem. - Nawet w zimę!

Uklęknąłem na podłodze i zacząłem go wycierać. Mokre ręczniki rzuciłem w kąt i stwierdziłem, że później nastawię pranie. Sięgnąłem teraz po suszarkę. Musiałem jakoś wysuszyć wilka, zanim zamoczy resztę pomieszczeń. Gdy tylko włączyłem urządzenie zaczął się koncert. Niebieskooki usiadł i łeb skierował do góry wyjąc przy tym okropnie. Był strasznie głośny i nawet na chwilę nie chciał zamilknąć. Dopiero gdy wyłączyłem suszarkę, spojrzał na mnie, upewniając się, że więcej jej nie włączę. Gdy był w miarę suchy otworzyłem drzwi łazienki. Od razu z niej wybiegł, merdając przy tym ogonem.

Sam powycierałem podłogę mopem i wstawiłem pranie ze zużytymi ręcznikami i brudną bandaną. Spuściłem też wodę i popłukałem wannę, gdyż został w niej piasek i cały brud. Sam wskoczyłem pod prysznic. Po nim wyszedłem z łazienki w samym ręczniku opasanym wokół bioder. Mógłbym wyjść kompletnie nago i nie zrobiłoby to na nikim wrażenia. W świecie wilkołaków to normalne spotkać nagiego człowieka. Nikt się nie wstydzi ani nie krępuje.

Louisa spotkałem dopiero w kuchni. Stał przy lodówce i zlizywał marynatę po karkówce, którą wcześniej zjadł i została po niej tylko plama.

- Zostaw, Louis. Nie liż tej podłogi. Idź do salonu, zaraz przyniosę ci jakieś jedzenie. - powiedziałem. - O ile w ogóle zostało jakieś mięso. - dodałem bez cienia nadziei.

Wilk od razu się mnie posłuchał. Wyminął mnie, polizał po ręku po czym pobiegł przed siebie. Zacząłem sprzątać kuchnię. Gdy było czysto, zajrzałem do lodówki. Na samej górze znalazłem jeszcze słoik nieotwartych klopsików. Lepsze to, niż nic. Wyciągnąłem go i zawartość przełożyłem do miski. Zanim zaniosłem to Louisowi, zrobiłem też kolację dla siebie. Na patelni podsmażyłem warzywa, głównie marchewkę i brokuły. Ostatnio próbowałem namówić Louisa do zjedzenia warzyw, lecz stanowczo odmówił jedzenia. Teraz korzystając z okazji, przekroiłem pulpety i powtykałem tam kilka brokuł i marchwi.  Złączyłem połówki ze sobą, aby nie było niczego widać. Umyłem ręce i zaniosłem naszą kolację do salonu. Na puszystym dywanie leżał niebieskooki. Gdy usłyszał moje kroki uniósł łeb i zamerdał ogonem. Postawiłem mu miskę przed nosem, życząc smacznego. Zanim sam zacząłem jeść, poszedłem do sypialni po ubrania. Założyłem bokserki, luźną bluzkę i szorty. Odszukałem w szufladzie bandanę.

Wróciłem do salonu, kiedy Lou skończył wylizywać swoją miskę. Uśmiechnąłem się i usiadłem na kanapie. Wilk wskoczył na mebel i zajął obok mnie miejsce. Położył głowę na moich kolanach. Korzystając z okazji zawiązałem mu czystą, zieloną bandanę. Sięgnąłem po swój talerz i uśmiech powoli schodził mi z twarzy.

- Lou!  - zawołałem. - Gdzie są moje marchewki?!

Wilk podniósł głowę, przekrzywiając ją na bok. Polizał mnie po nosie, po czym zeskoczył z kanapy i wybiegł z pokoju. Westchnąłem i chcąc czy nie, zjadłem same brokuły. Odniosłem talerze do zlewu i szybko po nas pozmywałem. Z tym chłopakiem nie można było się nudzić.

Louisa zastałem w sypialni. Leżał na łóżku i już spał. Z kołdry zrobił sobie małe legowisko, takie jak miał w lesie z liści. Wokół był zwinięty materiał, a w środku leżała Omega. Westchnąłem i poszedłem po koc. Dopiero wtedy wszedłem na łóżko.

- Dobranoc, Loueh. - powiedziałem cicho i pocałowałem go w głowę, delikatnie drapiąc go za uszkiem.

Miałem nadzieję, że gdy się obudzę będę miał okna całe. Nie będzie stłuczonej szyby czy obdrapanych drzwi.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilki!

Udało mi się znaleźć chwilę czasu i oto powstał kolejny rozdział.

Dziś nie planowałem niczego pisać ani wstawiać.

Ciągle denerwuje was Loueh, mała kuleczka szczęścia? ^.^

Uwierzcie, Harry ma z nim gorzej :D

#75 pozycja w ff, dziękuję <3

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro