5. Można wiedzieć co tutaj się stało?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga, która normalnie trwała by dla mnie wieczność, tym razem trwała dla niecałe pięć minut. Całą drogę zaciskałam dłonie na kierownicy, podobnie zęby. Czułam jak ból szczęki rozchodzi się po żuchwie. To zabawne jak na wszystkie sposoby próbuje się zniwelować stres. Nawet moje ulubione piosenki puszczane podczas drogi mi nie pomogły.   

Widoki zieleni za oknem przyprawiały mnie o dreszcz, wcale mnie nie uspokajały. Im więcej widziałam zielonych terenów czułam, że jestem coraz bliżej miejsca, w którym od dziś będę mieszkać. Starałam się nie zwraca uwagi na otoczenie, a na siebie i swoje emocje.

Po drodze zajechałam do kawiarni i wzięłam kawę na wynos. To ona zawsze była dla mnie przyjemnością. Zamiast tego czułam narastający ból brzucha, wiedziałam, że była to reakcja mojego organizmu na stres. Choć próbowałam sobie wmówić, że to od kawy.

Próbowałam zachować spokój, nie chciałam nastawiać się negatywnie i pozytywnie. Czułam w sobie stres, który nie pozwolił mi się rozluźnić. Naprawdę chciałam to zrobić, poczuć rozluźnienie. 

Wjechałam przez bramę i zaparkowałam przed wielką willą. Posesja Monetów duża, ale śliczna. Idealnie przyszczyzony zielony trawniki, piękne drzewa i jedna wierzba, która opadała gałęziami na małą fontannę.

— To teraz, teraz mogę spełniać marzenia. —  pomyślałam

Wyszłam z samochodu, obeszłam go i otworzyłam bagażnik. Walizki prawie się na mnie przewróciły. Delikatnie zestawiłam je na kostkę. 

Ciężar tego początkowego strachu zmalał wraz z pierwszą odłożoną walizką. Cichy trzask drzwiami poinformował mnie, że ktoś wyszedł z willi. 

— Pomogę Ci! — doszedł do mnie krzyk Willa. Zaraz później był huz przy mnie — Cześć Blanca.

— Cześć! — przywitałam się

Will wziął moje walizki, prowadził mnie do pokoju. Wnętrze było spójne, jasne i minimalistyczne. Ciężko było uwierzyć, że mieszka tu aż sześć osób w takim porządku. Pokój, do którego Will mnie zaprowadził był była piętrze. Każda sypialnia miała białe drzwi, na których była złota tabliczka z inicjałami danej osoby. Minęliśmy drzwi z inicjałami "W" co świadczyło o sypialni Willa. Zaraz stanęliśmy, na tych drzwiach także były inicjały, moje. Postawił je pod drzwiami.

Nie czuł nawet jak wali mi serce. Starałam nie okazywać zdenerwowania samą jego obecnością, bo był sympatyczny i ciepły.  

— O osiemnastej przyjdę do ciebie, oprowadzę cię po domu, omówimy wszystkie szczegóły i zjemy wszyscy kolację.

— Jasne, będę pamiętać. 

— Potrzebujesz jakiejś pomocy? — zapytał i oparł się bokiem o ścianę. Uśmiechnął się do mnie.

— Nie, powinnam dać sobie radę. — powiedziałam, ale czułam, że sobie nie poradzę.

Pokój był duży i przestronny. Taki jak mój stary. Od wejścia zobaczyłam duże okna, które ciągnęły się od podłogi do sufitu. Ściany były jasne, na środku przy ścianie stało łóżko. Była na nim szara pościel, dwie duże poduszki i trzy mniejsze, które służyły do ozdoby. Obok łóżka stała szafka nocna, na której leżała lampa w stylu grzyba. W pokoju było też biurko, komoda i szafa. Na równoległej ścianie od łóżka były drzwi, które prowadziły do łazienki. Był nawet lepszy niż w poprzednim domu. Podobały mi się wielkie okna i łóżko.

Pod odstawieniu walizek i zamknięciu drzwi, pierwsze co zrobiłam to otworzyłam okno. Później zaczęłam powoli odpakowywać rzeczy. Segregowalam je tak żeby osobno mieć rzeczy do łazienki, do pokoju i ubrania.

To był mój nowy dom, moje nowe miejsce na ziemi. Niedaleko starego, ale jednak w sercu czułam, że daleko. Odnosiłam wrażenie, że bez tej zmiany moje życie stało by w miejscu, czego chyba nikt nie lubił czuć. Dzięki temu rozwijałam się, z czego się się cieszyłam.

Półki powoli zapełniały się przez co czułam, że jestem bliższa spotkania się z domownikami. Na osobną  sobie ubrania, zwykły sweter w kolorze kawy i spodnie czarne mom jeansy. Podobały mi się w szczególności dlatego, że były luźne co pasowało do moich krótkich nóg, bo wydłużały je trochę.

Pisałam z Ericą po skończonym rozpakowywaniu się, chciałam aby doradziła mi jak mam zachowywać się na wspólnej kolacji z Monetami. Choć ona sama nie wiedziała jak mi pomóc życzyła mi powodzenia. Byłam jej wdzięczna, pomogła mi przed rozmową o pracę, w klubie i w pakowaniu się. Zosi też byłam wdzięczna, ale nie pasowała mi.

Ubrana czekałam na łóżku na Willa, próbowałam zająć się przeglądaniem social medii i robieniem sobie zdjęć. Napisałam też krótka wiadomość do taty "Jestem już na miejscu, nie musicie się martwić. Jest tu dobrze, o osiemnastej mam kolacje z Monetami. Mam nadzieję, że mnie choć trochę polubią. Jak chcecie to piszcie. Kocham was."

Ciężko było mi po poranku, rozmowy z rodzicami były czasem dosyć burzliwe, ale na pewno nie czułam się po nich tak ciężko. Czułam jakby ktoś obciążył moje serce wielkimi kamieniami, które gniotą mi czerpanie przyjemności z czegokolwiek. 

Miałam tylko dwa razy taką sytuację, wtedy kiedy pokłóciłam się na śmierć z rodzicami. Nie pamiętam o co poszło, ale przez tydzień mijaliśmy się bez słowa. Miałam wtedy siedemnaście lat, była dosyć głupia i próbowałam łamać zakazy, które rodzice na mnie nakładali. 

Druga taka sytuacja była poważniejsza, w dniu moim osiemnasta chyba urodzin pokłóciłam się z rodzicami, którzy kupili mi drogi prezent, którego nie chciałam. Krzyki niosły się po całym domu. Oni krzyczeli, że jestem gówniarą, która nie docenia jak długo musieli na to pracować. A ja wykrzykiwałam im jak bardzo ich nienawidziłam. Wyprowadziłam się w tym czasie do Davies'a. Wspominam ten czas świetnie, mimo przepłakanych kilku nocy cieszyłam się, że wtedy udało mi się to zrobić.

Ktoś pukał do drzwi, z wyczekiwaniem otworzyłam je. Po drugiej stronie drzwi stał Will opartego o framugę drzwi. Był ubrany w delikatną beżową kamizelkę, pod tym koszule i czarne spodnie. 

— Hej — przywitałam się 

Serce zabiło mi mocniej, sama nie wiedziałam co czułam. Była zdenerwowana, ale próbowałam wmówić sobie, że jestem spokojna. Nie wiedziałam czy to od towarzystwa Willa, czy może po prosty przez nową sytuację w moim życiu. 

— Cześć — przywitał się ze mną uśmiechem. — Jesteś już gotowa? — zapytał 

— Tak, oprowadzisz mnie? 

— Po to tu przyszedłem. — zaśmiał się

Byliśmy w salonie, był duży. Miał wielkie kanapy, piękne białe ściany i ogromny telewizor. Pokój dzienny wyglądał jak wyciągnięty z filmu.

— Tu często przesiadujemy, zwykle jest to Hailie, Dylan, Tony i Shane. Czasem też dołączę, ale raczej tylko nasza piątka siedzi tu na dłużej. Ty też możesz jeśli będziesz chciała w godzinach po pracy. Powiem tylko, że możesz korzystać ze wszelkich udogodnień takich jak siłownia. Jednak masz zakaz wchodzenia do części pracowniczej, wstęp tam ma wąskie grono. Rozumiesz? — zapytał na co pokiwałam głową. Dalej chodziliśmy po domu, pokazywał mi gdzie jest wspomniana siłownia. Aż doszliśmy do kuchni. 

— Pięknie pachnie. Sami gotowaliście? — zapytałam na co mężczyzna zaśmiał się ze mnie. — Co powiedziałam? Mam coś na twarzy? — zapytałam, a on znów parsknął śmiechem.

— Nasza gosposia, Eugenia to ugotowała. Będziecie pracować razem. Nie chcesz wiedzieć jak skończyła kuchnia po gotowaniu kolacji wigilijnej. — powiedział i uśmiechnął się szerzej. — Pójdę już zawołać chłopaków, Eugenia mogę cię tu prosić. — zawołał gosposię — Eugenia to Blanca, Blanca to Eugenia. Będzie tobie pomagać pomagać obowiązkach. 

— Miło mi poznać. — kobieta uśmiechnęła się szerzej.

— Mnie też miło poznać cię poznać. . — odpowiedziała starsza pani. Wydawała się naprawdę miła, dlatego również uśmiechałam się. 

— Zostawię was, Eugenia powie ci wszystko. Jeśli będziesz potrzebowała z czymś pomocy to pamiętaj, że mam pokój obok ciebie. Za piętnaście minut powinni być wszyscy. — powiedział Will, w tym samym momencie zadzwonił jego telefon, odebrał go i wyszedł.

— Na tej kartce są wypisane wszystkie alergie, zalecenia odnośnie posiłków. — wskazała na białą kartkę, na Pan Will mówił ci jaki masz zakres obowiązków?  — zapytała Eugenia

— Tak, wszystko wiem. — powiedziałam 

— Pan Will opowiadał o tobie. Zachwycał się jaka nie jesteś piękna. — starsza pani oparła się o blat, a ja poczułam jak zaschło mi w gardle. — Przepraszam, jak czujesz się w domu? — zmieniła temat, było mi miło, że Eugenia wyczuła, że nie za bardzo chciałam rozmawiać o Williamie.

— Jest tu pięknie, bardzo podobnie jak w domu moich rodziców. — rzekłam i spojrzałam na piekarnik. Mięso w nim zaczynało powoli się za mocno przypiekać. Dlatego podeszłam i wyłączyłam piekarnik.

— A jak twoje relacje z rodzicami? Ja już się z wnukami bawię i prawnuka wyczekuje. Pamiętam jak moje przewijałam w pieluchy. — opowiadała z zafascynowaniem.

— Mam wrażenie, że moi rodzice mnie nie chcą. — pomyślałam 

— Dobrze, ale przed wyjazdem z domu trochę się pokłóciliśmy. — odpowiedziałam. 

Dalej czułam suchość w gardle, którą postanowiłam zapić wodą. Eugenia pokazała mi gdzie są szklanki, talerze i miski. Za jednym zamachem pokazała mi gdzie znajduje się zmywarka, garnki i patelnie. Przeanalizowałam również plan lekcji każdego z Monetów. Rano miałam szykować im śniadania, po wyjściu sprzątałam, po południu gotowałam obiad i sprzątałam, a od osiemnastej miałam wolne.

Sięgnęłam sobie szklankę, do której nalałam wody. Zanim wzięłam ją do ręki, usłyszałam śmiech i krzyk z dochodzący z korytarza. Było słychać głosy czterech mężczyzn, które śmiały się z czegoś i jeden mocny, który przypominał coś groźnego. Usłyszałam odsuwanie krzeseł, oznaczało to, że siadali do stołu, czyli zaraz przyjedzie tu Will. Nie myliłam się, wszedł z rękoma w kieszeni. Poczułam jak wszystkie mięśnie spinają się, a w brzuchu powstaje supeł.

— Już wszyscy są. —poinformował nas Will

Wzięłam do ręki wodę i wypiłam ją duszkiem. Chciałam odłożyć szklankę do zlewu, który stał nieopodal. Szklanka była na tyle krucha, że gdy lekko walnęłam nią o kant zlewu pękła. Próbowałam ją złapać, ale czułam tylko jak szkło rani mi dłonie. Zestresowana hałasem jaki narobiłam, spróbowałam spojrzeć nad zlew czy mam aż tak pocięte ręce. Cichy jęk wydobył się z moich ust, bałam się krwi. Średnio znosiłam miesiączkę, krew zawsze pachniała metalem, który po prostu mnie obrzydzał. Odwróciłam głowę i przeklęłam pod nosem. Tuż obok mnie stał już Will, musiałam wyglądać komicznie. Ręce miała wysunięte jak najbardziej do zlewu i odwrócona głowę.

— Spokojnie, to nic takiego. — powiedział, stanął po mojej prawej stronie. — Eugenia podasz mi bandaże, plastry i pęsetę, Blanca spokojnie. Oprzyj głowę. — dodał, zrobiłam to co Will mówił. Włączył wodę i zaczął polewać mi dłonie wodą. Na kontakt z wodą syknęłam. — Boli? — zapytał

— Trochę — odpowiedziałam i znów westchnęłam, gdy zaczął wyciągać ze skóry malutkie odłamki szkła. Byłam zdenerwowana takim zdarzeniem, nie chciałam zbić tej szklanki, a na pewno nie poranić się. Z jadalni dobiegł krzyk:

— Wszystko w porządku? — zapytała dziewczyna, a ja mogłam się tylko domyślać, że była to Hailie. Kiedy nie usłyszała odpowiedzi Willa, przyszła do kuchni.  — Dobry wieczór. — przywitała się

— Cześć — powiedziałam za ramienia jej brata.

— Coś się stało? Martwimy się. — rzekła, na co z jadalni odpowiedział jej jeden z braci.

— Tylko ty się martwisz! 

Zaśmiałam się, przyjemnie było mi patrzeć na relacje jakie miało to rodzeństwo. Żałowałam, że nie mogłam mieć rodzeństwa. Zazdrościłam osobom, które miały się komu wygadać.

— Nic mi nie jest, szklanka wyślizgnęła mi się dłoni. — powiedziałam na jednym wdechu, gardło i żołądek zawiązały mi się w słupeł. Hailie czekała na nas. Dopiero teraz zrozumiałam, że stoję prawie, że przytulona do Willa. Ta myśl wywołała u mnie szybsze bicie serca. 

Za Hailie przyszedł najstarszy z braci, Vincent. Szedł dumnie, z wysoko podniesioną głową. Był elegancko ubrany. Miał delikatny zarost, o który widać było, że dba. Spojrzenie miał ostre, przypominał trochę tatę. Widziałam w nim podobieństwo.

— Dobry wieczór, Pani Blanco. — powiedział, podobnie jak spojrzenie, jego głos brzmiał jak spowity lodem. — Vincent Monet. 

Nie chciałam wyjść na nieuprzejmą. Czułam, że nie pasuje stać tu i miałam wrażenie, że tak mnie odbierają w tym domu.

— Dobry wieczór, Blanca. Miło mi pana poznać. — powiedziałam, nie wiedziałam czy będzie to dobrze brzmieć, ale musiałam zaryzykować.

— Można wiedzieć co tutaj się stało? — zapytał, stał koło Hailie, która tylko przyglądała się jak Will opatruje mi rany.

— Blanca opuściła szklankę. — powiedział bez wzruszenia Will, starszy brat w odpowiedzi tylko spojrzał w naszą stronę i poszedł. 

— Skończone — rzekł i odsunął się kawałek, ale mimo to był dalej bardzo blisko.

— Długo będą rany? — zapytałam i poczułam jakbym była małym dzieckiem.

— Będą na tyle długo, ile będziesz chodzić smutna. — zaśmiał się, a ja poczułam jak uśmiecham się. 

Czy William Monet ze mną flirtował?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro