6. Kolacja, na której straszą...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolacja z Monetami nadal wpływała na mnie okropnie. Sprawiała, że jedyne co czułam to stres i strach.

Wejście do jadalni było dla mnie ciężkie. Na środku pokoju stał stół, przy nim stały krzesła. Zajęte były pięć krzeseł. Miałam ochotę już usiąść.

- Blanca Villin... - zaczął najstarszy z braci, miał lodowate spojrzenie, surowy ton i włosy zaczesane do tyłu. - Musieliśmy na Panią trochę poczekać. - stwierdził, poczułam w tym zdaniu atak, tak jakbym zrobiłam coś złego.

- Nie przedstawiliśmy jeszcze Dylana, Tony'ego i Shane. To Blanca nasza nowa pomoc domowa. - powiedział Will, czułam, że próbuje odwrócić ode mnie uwagę.

- Usiądź. - powiedział stojący z mną Will. Były wolne tylko dwa miejsca, obok Vincenta i obok Tony'ego. Wybór był dla mnie oczywisty, wybrałam miejsce obok Tony'ego. Mimo, że Vincent wydawał mi się straszniejszy, to Tony także napawał mnie strachem. Spod podwiniętych rękawów widniały jego tatuaże. Wyglądały na całkiem świeże.

Na stole pojawiła się pieczona kaczka zrobiona przez Eugenię, sałatkę colesław i pieczone ziemniaczki. Każdy nałożył sobie kolację w ciszy. Mimo, że nie siedziałam blisko Willa, czułam jego wzrok, który sprawiał wrażenie jakby chciał mnie pocieszyć.

- May mówiła nam o Pani... - przerwałam wypowiedź Vincenta, co nie umknęło uwadze chłopców i Hailie. W tamtym momencie czas zatrzymał się, wzrok wszystkich był skierowany na mnie. Wzrok Hailie sprawiał wrażenie wystraszonego. Zaczęłam żałować, że przerwałam Monetowi.

- Przepraszam, ale proszę mówić do mnie po imieniu.

- Dobrze, Blanco. - powiedział, jego głos był jak sztylet wbijany w skórę. - May mówiła nam o Twoich planach na przyszłość. Najpierw praca u nas... - zaczął kolejny raz, tym razem przerwał mu Hailie. Chłopcy przyglądała się tylko co się dzieje.

- Jeżeli się mogę wtrącić... - powiedziała i przerwała, aby się namyśleć.

- Nie, nie możesz - zaśmiali się pod nosem Tony z Dylanem.

- Zabawne - westchnęła Hailie poprawiając włosy zęby nie wpadły jej do jedzenia. - Nie rozmawiajmy przy stole o przyszłości. Nie wiemy co może się stać.

Przyszłość z Monetami wydawała się męcząca, już teraz mogłam stwierdzić z kim z posiadłości się dogadamy, a kogo raczej unikała. Vincent, Tony i Dylan wydawali się oschli, wręcz lodowaci. Sprawiali wrażenie, tych wrednych starszych braci.

Mimo, że Vincent nie dokończył nie dane było mu skończyć. Rozmowa zjechała na inny tor. Z mojego tematu przeskoczyli na temat szkoły oraz nowych zainteresowań Hailie. Według braci zaczęła interesować się gotowaniem. Od razu zaproponowałam pomoc w nauce gotowania co poparł Tony siedzący koło mnie.

- Eugenia! - krzyknął Tony, starsza pani weszła do jadalni. Jej spokojne i delikatne ruchy onieśmielały mnie. W towarzystwie Monetów byłam cała spięta, mimo uprzednich prób zrelaksowania się. - Jedną czarną - powiedział, zrozumiałam, że miał na myśli kawę.

- Nie zapytałeś się czy ktoś jeszcze chce. - zaśmiała się oskarżycielsko Hailie, po czym sama poprosiła o kawę: - Ja poproszę Latte macchiato, Blanca chcesz coś do picia? - zapytała

- Podwójne espresso.

Każdy wziął coś do picia, rozmowa ciągnęła się dalej. Tym razem temat zszedł na szkole i plany na następny tydzień.

- Na ile wyjeżdżasz Will? - zapytała zatroskana Hailie, po niej było widać, że nie chce aby Will wyjeżdżał. Choć mi nic nie było wiadomo o żadnym wyjeździe.

- Dwa miesiące. Wyjeżdżam za tydzień. - odpowiedział, a ja poczułam się gorzej.

Wejście do willi Monetów było jak wejście w paszczę lwa. Will, którego pierwszego poznałam był miły i taki rodzinny. Tylko takie określenie mi do niego pasowało. Jego uśmiech w porównaniu do uśmiechu Tony'ego był szczery i ujmujący, a Tony'ego drwiący i szyderczy.

Hailie za to wydawała się o wiele radośniejsza i serdeczna niż pozostali jej bracia. Miała w sobie takie ciepło. Historię Monetów znała każda osoba z Organizacji oraz bliskich kręgów.

Wsłuchiwanie się w rozmowę pochłonęła mnie na tyle, że nie zauważyłam kiedy podano tartę owocową. Kwaskowate nadzienie i słodkie ciasto świetnie się komponowało. Lubiłam tarty owocowe, choć nadal na pierwszym miejscu było dla mnie tiramisu.

- Jakie jest twoje popisowe danie Blanca? - zapytał Dylan, w jego głosie wyczułam coś miłego.

Zrobiło mi się ciepło na sercu, że zapytał mnie o coś, co nie było wredne. Może i on będzie chciał się kiedyś przyłączyć do gotowania? Zawsze lubiłam gotować w kilka osób.

- Robię świetne żeberka w sosie barbecue i tiramisu. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Koniecznie musisz zrobić nam tiramisu, uwielbiam je! - zachwyciła się Hailie.

Miło było mi słyszeć, że mam coś z nią wspólnego.

Kolacja skończyła się w tym momencie, kiedy Vincent wstał od stołu i wyszedł z pomieszczenia bez słowa. Miałam wrażenie, że mimo braku Vincenta atmosfera była lodowata. Brak czujnego spojrzenia na sobie na pewno dał mi jakiś komfort, ale łagodne spojrzenia ze strony Hailie i Willa.

Ich spojrzenia odwróciły się ode mnie, zawiesili je na Tonym, który szturchał się z Dylanem. Był to zabawny widok, kiedy młodszy próbował zadać starszemu ciosy pod żebro.

Godzina wskazywała dwudziestą trzydzieści. Pomimo wczesnej godziny poczułam zmęczenie, które dawało w kość. A zraniona dłoń doskwierała mi przy każdym ruchu. Ból był tępy i rozchodził się po całej dłoni, aż po paznokcie.

- Ja pójdę już do siebie, dobranoc. - wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia. Po drodze każdy oprócz Tony'ego odpowiedzieli mi. Jeden z bliźniaków próbował zatrzymać cios Dylana.

Przy schodach doszła do mnie Hailie, razem poszłyśmy schodami na górę. Przy swoim pokoju zatrzymała się i odezwała do mnie:

- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to możesz do mnie przyjść.

- Jasne, dobranoc.

Cicha odpowiedź ze strony Hailie była ostatnim co usłyszałam. Zamknęłam drzwi za sobą.

Ten dzień był dla prawdziwym wyciskiem. Wzięłam ze sobą piżamę i poszłam się umyć. Przed wejściem pod prysznic zmyłam makijaż. Czułam jak oczy powoli zaczynają mi same opadać. Jedyne o czym marzyłam to ciepła kąpiel.

Weszłam pod prysznic, chłodną woda spływała po moich rękach. Użyłam lekko pomarańczowego płynu pod prysznic. Ceniłam go sobie za delikatny zapach i naturalność. Nie pachniał jak sztuczna pomarańcza.

Krótka kąpiel pozwoliła rozluźnić się. Mięśnie choć dalej mnie bolały wydawały się rozluźnione. Na wytartą skórę psiknęłam kakaową mgiełką.

W łóżku położyłam się wygodnie. Pomimo, że było wygodne czułam w sobie narastające napięcie i natłok informacji. Wydarzenia z dzisiaj skumulowały się we mnie. Zawsze w takich momentach robiłam sobie ciepłe mleko i zapisywałam na kartce co czuje - czy są to negatywne, czy te pozytywne uczucia. Nie chciałam zgodzić na dół, dlatego jedyne co to wzięłam zeszyt, w którym zapisywałam najróżniejsze rzeczy dotyczące mojego życia i zaczęłam pisać.

Ostatnia notatka była z przed dwóch tygodni. Zapisywałam swoje cele i marzenia. Co jakiś czas potrzebowałam zapisać to o czym marzę. Z czasem czytałam stare notatki i myślałam jak mogłam rozwiązać taką sytuację.

Jedna z notatek była specjalnie doklejona, opisane na niej emocje dotyczyły imprezy urodzinowej Judy. Miałyśmy może po dziesięć lat. W segregatorze, który ze sobą wzięłam miałam wszystkie takie notatki.

Pierwsze co to podzieliłam kartkę a4 na trzy części. Po jednej stronie zaczęłam pisać o rozmowie mamy i taty. Czułam się dziwnie, nie umiałam opisać tego uczucia. Zapisałam to co mama powiedziała do taty i co myślę. Jedyne co myślałam to, to że coś przede mną ukrywają i jest to ściśle powiązane ze mną. Miałam tyle pytań.

Zapisałam imię Adriena, jego wspomnienie dalej we mnie żyło. Ulizane włosy i papieros w dłoni. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się. Byłam ciekawa czy rozpoznał Zosię. Czy dlatego był miły? A może po prostu taki jest, a wszyscy inni się mylą? To był kolejny temat, na który nie miałam żadnych odpowiedzi.

W trzeciej rubryce napisałam nazwisko Monet. Oni wszyscy wydawali się znośni, choć już po samej kolacji wiedziałam, że Vincent ma ciężki charakter, a Will ma najlepszy. Hailie też była miła i sympatyczna.

Ciche pukanie do drzwi obudzili mnie z ciągu pisania. W drzwiach stanęła Hailie z dwoma kubkami, z których wydobywała się para.

- Przechodziłam koło twojego pokoju i zobaczyłam, że nie śpisz. Zrobiłam kakao. - wytłumaczyła i wyciągnęła w moją stronę kubek ze stokrotką.

- Dziękuję, że o mnie pomyślałaś. - powiedziałam i zabrałam od niej kubek. - Wejdź

Było mi bardzo miło, przepuściłam ją drzwiach po czym je zamknęłam.

- Możesz usiąść na łóżku, miałam za niedługo się kłaść, ale fajnie, że wpadłaś. - Dodałam, postawiłam na biurku kubek

- Cieszę się, że to ty odpowiedziałaś na ofertę pracy. Myślałam, że wprowadzi się jakaś starsza osoba. - stwierdziła Hailie i upiła łyk kakao.

- Ja też, twoi bracia są specyficzni. - rzekłam i podobnie upiłam łyk kakao. Ciepłe, czekoladowe mleko było jak lekarstwo na ten ciężki dzień.

- Zgodzę się, ale uwierz do tego można się przyzwyczaić. Mieszkam tu na tyle długo, że docinki ze strony Dylana i Tony'ego. - powiedziała, zaśmiałam się na jej słowa. Może ja też się przyzwyczaję?

Tak naprawdę nie musiałam się przyzwyczajać, bo za rok może mnie tu nie być. Uśmiechnęłam się słabo.

- A Will wyjeżdża na Florydę do rodziny? - zapytałam, czułam, że ciężko będzie mi w rezydencji bez jego wzroku mówiącym jak mi współczuję.

- Nie, nie mamy chyba żadnej rodziny oprócz Montego i May. Will wyjeżdża do chłopaka, mają zamiar kiedyś tu przyjechać. - odpowiedziała i poruszyła brwiami, jakby coś sugerowała. - Spodobał ci się? - zapytała się, ale od razu dodała: - Przepraszam, nie powinnam się pytać.

- Nic się nie stało. Will jest atrakcyjny, ale jeśli ma kogoś nie zamierzam nawet się nim interesować. Chętnie poznam się nim jako przyjaciela.

- On ich nie ma wielu. Wszyscy w rezydencji nie mamy wielu prawdziwych przyjaciół. Nazwisko mówi samo za nas, to nazwisko jest przekleństwem. - stwierdziła Hailie

Wbiłam wzrok w kubek, było mi głupio. Pytanie o jej brata było nie na miejscu. Znałam ich kilka godzin, a zwierzałam jakbyśmy znali się kilka lat. Siedziałyśmy w ciszy, tej przyjemnej, a nie niezręcznej.

- Dziękuję za kakao Hailie, już dwudziesta trzecia. Dobranoc!

Dziewczyna zeszła z łóżka i przeciągnęła się.

- Dobranoc - powiedziała Hailie i wyszła.

Zeszyt, w którym zapisywałam wcześniej myśli, schowałam do szuflady w biurku. Wzięłam ostatni łyk już zimnego kakao i skrzywiłam się. Kubek zostawiłam na biurku, zgasiłam światło.

Położyłam się na miękkim materacu, zaciągnęłam się zapachem czystej pościeli, która pachniała waniliowo. Ułożyłam się do snu i zamknęłam oczy. Poszłam spać z czystą głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro