2.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wrzesień 1972, Hogwart Express

Wakacje w rodzinnym domu ciągnęły się, niczym niekończąca się opowieść. Moja matka często zapraszała do nas moje kuzynki - Narcyzę i Bellatrix, w nadziei, że zmienią one moje zdanie, co do tego, jak ważna jest czystość krwi. Mnie to jednak w ogóle nie obchodziło, a ich towarzystwo męczyło mnie bardziej, niż szlabany od profesor McGonagall. Większość czasu spędzałem raczej poza domem, zwiedzając ulice Londynu, lub w swoim pokoju, utrzymując kontakt z James'em poprzez sowę, którą jak napisał mi w liście, dostał od rodziców za to, że nie wyrzucili go jeszcze ze szkoły. 

Remus i Peter też często do mnie pisali, dzięki czemu nie czułem się osamotniony w tym domu, którego tak bardzo nienawidziłem. James kilka razy proponował, żebym do niego przyjechał, ale ja nie zebrałem w sobie wystarczająco odwagi, żeby spytać o to moją matkę. Wydawało mi się, że jednocześnie chciałaby się mnie pozbyć, ale na pewno nie chciałaby sprawić mi radości, jaką przyniosłoby mi spotkanie z James'em.  Te wakacje spędziliśmy więc, utrzymując kontakt poprzez listy, w których zastanawialiśmy się, jakie zaklęcia, czy uroki powinniśmy przećwiczyć, oraz tym, w jaki sposób możemy wesprzeć Remusa podczas pełni księżyca.

Do głowy przyszła nam jedynie jedna opcja - nauczyć się, jak zostać animagiem i móc spędzać z nim ten czas, bo jak już wiedzieliśmy, wilkołak nie krzywdzi zwierząt. Jednak o animagach mogliśmy się dowiedzieć dopiero, gdy znów znajdziemy się w bibliotece Hogwartu, do którego powrót był dla mnie niczym światło w tunelu, bo tak bardzo chciałem wyrwać się z tego mrocznego domu, w którym tkwiłem całe lato. W tym roku szkołę zaczynał mój brat, Regulus, więc razem, również w towarzystwie naszych rodziców, udaliśmy się na peron 9 i 3/4. Mój brat był do mnie podobny z wyglądu. Podobnie jak i ja, miał ciemnobrązowe włosy, szare oczy i był dość wysoki, jak na jedenastolatka. Jego twarz miała jednak łagodniejsze rysy od mojej.

Towarzystwo mojej rodziny wcale mi nie pasowało, i chciałem jak najszybciej znaleźć się w pociągu.

- Ja może pójdę znaleźć sobie miejsce. - Powiedziałem, lecz matka nie pozwoliła mi odejść.

- Masz tu zostać i poczekać, aż się pożegnamy! Potem zaprowadzisz Regulusa do pociągu! No dobrze, Regulusie, jestem pewna, że ty nas nie zawiedziesz i będziesz kontynuował rodzinną tradycję. - Mówiła, zwracając się o wiele milszym tonem do mojego brata, niż do mnie.

- Oczywiście mamo, jestem pewien, że was nie zawiodę. - Odpowiedział z grzecznością Regulus, a ja rozglądałem się, szukając wzrokiem kogokolwiek znajomego, byleby nie stać obok tej sceny jak kretyn.

- Wyślijcie sowę po ceremonii przydziału, żebyśmy wiedzieli i mogli być dumni, że nasz syn trafił do Slytheirniu - Powiedział ojciec, klepiąc Regulusa po ramieniu. Oczywiście, mój brat dostał swoją własną sowę, gdy robiliśmy wszyscy zakupy na Pokątnej, a rodzicie stwierdzili, że będę mógł ją od niego pożyczać, choć przecież wiem, że stać by ich było, żeby i mi kupili jedną.

- Jasne, wyślemy. Musimy iść, zaraz jedenasta. - Spojrzałem na zegar, gdzie do godziny odjazdu zostały trzy minuty.

Rodzice w końcu pożegnali się z Regulusem i ze mną, po czym zaprowadziłem go do pociągu.

- Chcesz siedzieć ze mną w przedziale, czy wolisz poszukać sobie innego miejsca? - Spytałem, nie zwracając na niego uwagi.

- Wolę miejsca z dala od ciebie i twojego Gryffindoru. - Odpowiedział, po czym wyprzedził mnie i wsiadł do przedziału, gdzie siedziało kilku pierwszorocznych i ze dwóch ślizgonów. Ja natomiast ruszyłem dalej i znalazłem jeszcze całkiem pusty przedział.

Usiadłem wygodnie przy oknie i czekałem, aż pojawi się reszta moich najlepszych kolegów. Wyglądałem na zewnątrz, co chwilę widząc znajome twarze. Przez chwilę zamyśliłem się i nawet nie zauważyłem kiedy w przedziale pojawił się Remus. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem jego głos.

- Cześć! - Powiedział entuzjastycznie, siadając naprzeciwko mnie. Wyglądał jednak na chorego i zmęczonego.

- Oh, cześć! Zamyśliłem się. Jak ci minęły wakacje? - Spytałem, uśmiechając się do niego.

- W porządku, chociaż ostatnia pełnia była dość ciężka. Na razie wracam do siebie.

- Rozumiem. Wiesz, zastanawialiśmy się z James'em, czy byłby jakiś sposób, żebyśmy mogli dotrzymać ci towarzystwa kiedy jesteś... No wiesz... - Rozejrzałem się, nie chcąc, żeby ktoś przez przypadek się dowiedział o tym, że Remus jest wilkołakiem. 

- Tak... Ale przecież nie jest to możliwe... No i bałbym się, że coś się stanie...

- James dowiedział się, że gdybyśmy byli zwierzętami, to nic by nam nie groziło.

- Tyle, że wy nie jesteście zwierzętami. Niby jak chcecie nimi zostać? 

- A wiesz, co to jest animag? 

- Tak, ale... - Remus urwał zdanie, bo akurat w przedziale pojawili się Peter i James, z którymi się przywitaliśmy. James usiadł obok mnie, a Peter obok Remusa.

- No, to o czym tak rozmawialiście, zanim przyszliśmy? - Spytał James, otwierając opakowanie fasolek wszystkich smaków. Każdy nas wziął po jednej. (Mi trafił się smak karmelowy, lecz sądząc po minach pozostałych, nie trafili na nic dobrego.)

- Właśnie opowiadałem Remusowi o animagach. - Powiedziałem.

- O, świetnie! Musimy jeszcze poczytać, bo oczywiście dowiedziałem się o nich przez przypadek i w sumie wiem tyle, że można nauczyć się zmieniać siebie w jakieś zwierzę! - Mówił James. 

- Ale słuchajcie... To szaleństwo... Nie musicie tego robić! - Remus spojrzał na nas, widocznie zaniepokojony naszym nowym pomysłem.

- Nie musimy, ale chcemy. A ja myślę, że skoro nauczyliśmy się trudnych zaklęć w pierwszej klasie, to zamiana w animaga nie będzie dla nas problemem. - Odpowiedział spokojnie James. Peter jedynie patrzył na nas wszystkich, widocznie wystraszony perspektywą zamiany w zwierzę, jednak nic nie powiedział. Remus w końcu uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Wy jesteście naprawdę... Najlepszymi przyjaciółmi jakich miałem. - Powiedział do nas, na co wszyscy trzej szczerze się uśmiechnęliśmy. Mimo, że to z James'em miałem najlepszy kontakt, bardzo lubiłem Remusa i czułem, że z pewnością będziemy się przyjaźnić przez lata. Byłem gotów, żeby dla niego stać się animagiem, żeby zrobić coś, co z pewnością go ucieszy, żeby poczuł, że nie jest sam. 

- Ej, a widzieliście już Smarkerusa? - Zapytał James, a my wszyscy pokręciliśmy głowami.

- Ja go nie widziałem. Może barierka nie przepuściła jego wielkiego nochala na peron. - Roześmialiśmy się głośno, a jeszcze głośnej, gdy Snape właśnie minął wejście do naszego przedziału. 

- Cóż, jednak go przepuściła. - Dodał James, gdy powoli już się uspokajaliśmy. - Ale chciałem powiedzieć, że tym razem nie możemy pozwolić mu nas podsłuchiwać. 

- Coś wymyślimy. Może rozejrzymy się po zamku za jakimś miejscem, gdzie nikt nas nie będzie mógł zobaczyć? - Zaproponowałem, na co James odpowiedział swoim łobuzerskim uśmiechem. 

- Przyda się więc moja peleryna...

Wrzesień 1972, Hogwart.

Gdy dotarliśmy do zamku z pomocą powozów, które jakby jechały same, udaliśmy się prosto na ucztę oraz na ceremonię przydziału. Usiedliśmy przy stole Gryffindoru, po czym profesor McGonagall przyprowadziła pierwszorocznych i przyniosła tiarę przydziału, która to ponownie zaśpiewała piosenkę o domach Hogwartu, lecz tym razem słowa były zupełnie inne, niż w zeszłym roku. W końcu zaczęło się przydzielanie uczniów do domów.

- Black Regulus - Wyczytała profesor McGonagall.

- Rodzina? - Spytał mnie po cichu James.

- Taa... Mój młodszy brat. - Pokiwałem głową, patrząc jak Regulus siedzi na stołku w tiarze przydziału. Chwilę później tiara głośno krzyknęła "Slytherin!", a mój ucieszony brat pognał do stołu ślizgonów.

- Nie mówiłeś, że masz brata. - Zauważył Remus.

- Nie ma się czym chwalić, to kretyn, który zgadza się ze wszystkim, co mówią moi rodzice. A oni będą dumni, że trafił do Slytheirniu.

- Czyli on też uważa, że czysta krew jest najważniejsza? - Zapytał James.

- O tak, i szczerze mówiąc, ma dość dziwne zainteresowania. Gdyby nie to, że jesteśmy rodziną, z pewnością potraktowałbym go zaklęciem żądlącym tak, jak kilka miesięcy temu Smarkerusa. - Odpowiedziałem, kręcąc głową.

- Może się zaprzyjaźnią, on i Smarkerus. - Zastanowił się Peter.

- Z pewnością by się dogadali. - Pokiwałem głową.

Ceremonia przydziału zakończyła się, po czym profesor Dumbledore wygłosił kilka ogłoszeń i w końcu pojawiło się jedzenie.

Wszyscy czworo napchaliśmy się, jakbyśmy nie widzieli jedzenia przez kilka miesięcy. Z ciężkimi brzuchami ruszyliśmy do pokoju wspólnego. Po drodze spotkaliśmy Lily Evans i jej przyjaciółkę, Marlene. W ciszy wchodziliśmy wszyscy po schodach. Lily wciąż nie zapomniała, jak James uwziął się na Snape'a, mimo, że szła obok nas, to nawet na nas nie spojrzała.

- Lily, czy znasz nowe hasło? - Spytał Remus, gdy dotarliśmy do portretu Grubej Damy.

- A, tak, spytałam prefekta, nowe hasło to Bibeloty.

Portret odsunął się, otwierając dziurę, przez którą wszyscy przeszliśmy. Dziewczyny od razu skierowały się do swojego dormitorium, a my do naszego.

- Jutro po zajęciach może poszukamy czegoś o animagach w bibliotece, co? - Zasugerowałem.

- Zobaczymy, szczerze mówiąc, wolałbym pierwszy tydzień szkoły spędzić na czymś fajniejszym, niż wizyta w bibliotece. - Stwierdził James.

- Może i racja. Powinniśmy rozejrzeć się po zamku i znaleźć miejsce, w którym będziemy mogli ćwiczyć zaklęcia i swobodnie rozmawiać. - Powiedziałem, a wszyscy się ze mną zgodzili.

Przez kolejne dni, co wieczór paradowaliśmy z James'em pod peleryną niewidką, zwiedzając wszelkie zakamarki zamku. Poznaliśmy kilka tajnych przejść, podpatrując głównie, jak po szkole poruszają się nauczyciele i woźny. O niektórych powiedział nam prawie bezgłowy Nick, duch Gryffindoru, który przez przypadek usłyszał nas pod peleryną, ale postanowił nam pomóc, zamiast na nas skarżyć. Obiecał, że opowie nam o wszystkich miejscach, jakie zna.

Zaczęliśmy powoli zapisywać na kartce wszystkie te lokalizacje, które wskazał nam Nick, żeby w razie czego o nich pamiętać.

Nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu, żeby zająć się sprawą animagów, bo już na początku semestru zostaliśmy zawaleni pracami domowymi, a ja z James'em zarobiliśmy tygodniowy szlaban, gdy raz zostaliśmy zauważeni wracając z naszych nocnych wycieczek, tuż przy portrecie Grubej Damy, bo postanowiliśmy ściągnąć pelerynę niewidkę, myśląc, że korytarz był całkowicie pusty. 

Pod koniec miesiąca opracowaliśmy strategię, że jeden z nas przeszukuje bibliotekę w poszukiwaniu czegokolwiek o animagach, a reszta odrabia prace domowe. Tym sposobem, zgromadziliśmy trochę informacji, lecz to nadal nie było wystarczające, żeby zacząć w tym kierunku coś robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro