14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

JASON


Jakoś udało nam się z Suzanne uniknąć konfrontacji z moją matką. Oby jak najdłużej. Ciągle wymigiwałem się pracą, ale nie mogłem unikać rodzicielki w nieskończoność. Tym bardziej że już wiedziała, że rozstałem się z Emmą. Chciała wiedzieć dlaczego. Wcisnąłem matce kit, że nie mogłem dogadać się z Emmą i postanowiliśmy się rozejść. Chyba uwierzyła, bo na razie odpuściła. To oznaczało tylko, że rodzicielka o moim rozstaniu dowiedziała się od ojca. Niewiele minie czasu, aż spotka się z moją byłą partnerką i pozna prawdę. Wtedy na pewno nie uniknę wizyty matki. Nie chciałem, tylko żeby wyżywała się na Suzanne. Dziewczyna nie zasłużyła na to. Nie jej wina, że nie potrafiłem być szczery i przyznać, że nadal ją kochałem. Powinienem porozmawiać z Suzie od razu po powrocie z Hiszpanii. Może wtedy nikomu nie skomplikowałbym życia. Może uniknęlibyśmy również prób samobójczych.

Spędzaliśmy kolejny weekend za miastem. Głównie dlatego, żebyśmy nie musieli znosić moich rodziców, którzy mogliby chcieć się spotkać w każdej chwili, gdyby tylko dowiedzieli się, że miałem trochę wolnego czasu. Liczyłem, że Suzanne nie domyślała się, że ich unikałem. Mogłaby uznać, że wstydziłem się przyznać do związku z nią, a to nieprawda. Chciałem oszczędzić dziewczynie cierpienia, bo moja matka by jej nie oszczędziła.

Dużo rozmawiałem ostatnio z najmłodszą siostrą. Głównie o moim powrocie do Suzie. Akurat jej mogłem zaufać. W sumie Jenna też nic nie powiedziałaby rodzicom, ale miałaby do mnie pretensje. Ostatnio z każdą z sióstr miałem dobry kontakt. Nawet Jennifer dopytywała, czy u mnie wszystko dobrze, chociaż wcześniej tego nie robiła. Po mojej próbie samobójczej chyba zdała sobie sprawę z tego, że przestałem radzić sobie sam ze swoimi problemami. Może obwiniała się, że nie zauważyła, że było ze mną aż tak źle.

– Zamieszkaj ze mną. - Spojrzałem na Suzanne, która stała akurat przed lustrem.

Miałem zamiar zabrać ją do knajpki, którą zauważyliśmy wczoraj. Gdy wspomniałem Suzie o wyjściu, oświadczyła mi, że musi się doprowadzić do porządku. No jasne. Tym bardziej że od piątku nie wyszliśmy nawet z łóżka. Nie, zmieniliśmy je tylko chwilowo na wannę. Rozumiałem, że dziewczyna musiała się ogarnąć, ale miałem nadzieję, że nie będzie się pindrzyć przed lustrem nie wiadomo ile. Oczywiście, że nie. Przecież to Suzanne. Niewiele jej potrzeba, żeby wyglądać dobrze. Poza tym ona nigdy przesadnie nie przejmowała się swoim wyglądem. Pamiętałem, że kilka razy próbowałem przekonać ją do noszenia sukienek na co dzień. Dziewczyna jednak wolała ubrać się wygodnie. Nie dała się przekonać do szpilek. W moim towarzystwie miała je na stopach chyba tylko raz. A szkoda, bo jej nogi wyglądały idealnie na wysokim obcasie. Miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś, chociaż raz będę miał okazję ją zobaczyć w szpilkach przez chwilę.

– Gdzie? - Odwróciła się od lustra, marszcząc brwi.

– Gdzie tylko zechcesz. - Stanąłem przed nią.

– Już kiedyś mieszkaliśmy razem. - Patrzyła na mnie. – Przepraszam, że sprzedałam twój dom. Wiem, jaka wiązała się z nim historia.

Opowiadałem Suzanne wiele rzeczy. Głównie zanudzałem ją historiami o swojej rodzinie, ale chyba chciałem przekonać ją, że Reidowie wcale nie byli tacy źli. Gdyby chciała, mój ojciec na pewno by ją polubił. Nie słuchał swojej żonie i nie dawał się jej podporządkować. Moja matka nie miała wpływu na kontakty ojca z innymi ludźmi. Zarabiał na nią, więc nie miała prawa dyktować mu, co powinien robić. Doskonale wiedziała, że bez męża nie miałaby swojej firmy, którą i tak on zarządzał. Miała szczęście, bo inaczej już dawno straciłaby swój biznes. Moja rodzina nie była zła. Po prostu w którymś momencie niektórzy z niej skupili się na pieniądzach i wszystko inne przestało się dla nich liczyć. Nie chciałem być taki. Właśnie dlatego otaczałem się ludźmi z różnych środowisk, zamiast spędzać czas tylko z bogatymi bucami. Wtedy na pewno byłbym taki jak oni.

– Nie przejmuj się. Udało mi się go odzyskać. - Uśmiechnąłem się.

Zależało mi na tym. Oczywiście zapłaciłem wiele więcej, niż wzięła za niego Suzanne. Na pewno. Nie znała dokładnej wartości domu, a że była na mnie zła i chciała się zemścić, na pewno pozbyła się do tanio. Rodzina, która go kupiła, nawet nie zdawała sobie sprawy, że transakcja, którą dokonali z Suzanne, była nielegalna. Dziewczyna wykorzystała wszystkie dokumenty, które zostawiłem w domu. Zrobiłem to tylko po to, żeby w razie, co moi rodzice nie byli w stanie jej odebrać domu. Liczyłem, że w nim zostanie. Miałem nadzieję, że pieniądze ze sprzedaży na coś jej się przydały, że w coś je zainwestowała. Chyba nie byłaby w stanie wydać ich wszystkich od razu, tym bardziej że nie miała wielkich potrzeb. Wolałbym, żeby sprzedał pierścionek, który jej zostawiłem, zamiast oddać go Jennifer.

– Naprawdę? - Patrzyła na mnie zaskoczona.

– Tak.

– To świetnie.

Wydawało mi się, że była zadowolona. Czyżby miała z tym domem dobre wspomnienia? Oby. Przecież spędziliśmy tam wiele czasu, jeszcze zanim zaszła w ciążę. Dopiero po wypadku było ciężko przechadzać się po domu, żeby nie natknąć się na coś, co przypominało nam o Ethanie. Najłatwiej było zamknąć jego pokoik na klucz i tam nie zaglądać, ale przecież jego rzeczy było pełno w naszej sypialni i salonie. Suzanne nie chciała zostawiać synka samego nawet na chwilę. Przy naszym łóżku stała kołyska malucha, żebyśmy mogli od razu wstać, gdyby zapłakał. Po wyjściu ze szpitala i powrocie do domu, zamiast zabrać rzeczy synka z sypialni, przenieśliśmy się do pokoju gościnnego. I tak stał pusty, a tam nie męczyły nas wspomnienia. Chociaż więcej czasu spędzałem w swoim gabinecie, gdzie uciekałem przed Suzanne i jej pretensjami. Nie byłem pewny, co ona robiła wtedy.

– Też tak myślę.

– Pojedźmy tam. Chcę go zobaczyć.

Nie spodziewałem się tego. Niby mielibyśmy pojechać tam teraz? Chyba nie byłem na to gotowy. W domu nie było żadnych naszych rzeczy. Nowi właściciele zdążyli się w nim urządzić i wiele pozmieniać. Nasze dawne lokum w ogóle nie przypominało już miejsca, w którym kiedyś mieszkaliśmy. Może dlatego łatwiej było mi czasami do niego zaglądać. Czułem, że nie był to już dom, w którym wychowywał się mój ojciec. Nie był w momencie, gdy mi go oddał. Zrobił ogólny remont, żebym czuł, że wchodziłem do nowego miejsca, które należało do mnie. Jedyne, na czym wtedy zależało ojcu, to żeby jego dom rodzinny został w naszym posiadaniu. Właśnie dlatego chciałem go odzyskać. Może któraś z sióstr by w nim zamieszkała. Myślałem o Jennie, ale nie wiedziałem, jak dojeżdżałaby codziennie do knajpki. Ona potrzebowała mieszkania bliżej. Poza tym nie przyjęłaby nic, co należało do rodziców.

– Teraz?

– Tak.

Powinienem jej odmówić, ale nie miałem argumentów. Na pewno by mnie przegadała i spróbowała przekonać, że fajnie będzie tam pojechać. W sumie nie mieliśmy nic lepszego do roboty, więc zabrałem Suzie do naszego dawnego domu. Zapomniałem ją tylko uprzedzić, żeby nie spodziewała się, że znowu poczuje się tam jak u siebie. Nie było na to szans. Chyba że wystarczyło jej tylko, że pomieszczenia nadal były rozmieszczone jak wcześniej. I chyba nie wszystkie ściany zmieniły kolor. Ogólnie panował tutaj chaos. Poprzedni właściciele chyba nie mieli pomysłu na to miejsce albo nie wiedzieli jak się zabrać za ogarnięcie tego domu. No i nie zakończyli swoich prac, bo postanowiłem go kupić.

– Nic się nie zmieniło – powiedziała po wejściu do salonu.

Rozglądała się uważnie po całym pomieszczeniu. Było puste. W sumie, gdyby nie bałagan i pełno kurzu, można by się tu wprowadzić od razu. Tyle że wolałbym najpierw przemalować te okropne pomarańczowe ściany. Co tym ludziom odbiło, żeby wybrać taki kolor do salonu? Bezsens. Wolałem styl skandynawski. Ewentualnie jakieś ciemne kolory, ale nadal minimalizm. Dlatego właśnie zatrudniałem ludzi od dekoracji wnętrz. Miałem wtedy pewność, że wszystko będzie do siebie pasować idealnie i nie będę musiał oglądać codziennie kolorowych ścian.

– Nie? - Spojrzałem na Suzie jak na wariatkę. – Nic nie jest, jak wtedy gdy tutaj mieszkaliśmy.

– Nie tylko oni coś zmienili. - Uśmiechnęła się.

– Ale chyba nie zrobiłaś dużego remontu.

– Nie. - Ruszyła w stronę sypialni, ale nie weszła tam.

– Właśnie.

– Jason – odwróciła się do mnie – Czy możemy znowu tu zamieszkać? Wiem, że będzie nam ciężko ze względu na Ethana, ale nie wyobrażam sobie być gdzie indziej.

Teraz to już chyba naprawdę zwariowała. Nie byłem pewny, czy mówiła poważnie. Obawiałem się, że będąc tutaj, za bardzo skupimy się na swoim cierpieniu i któreś z nas znowu nie wytrzyma. Nie chciałem stracić Suzanne ponownie. Powinniśmy poważnie przemyśleć decyzję o przeprowadzce tutaj.

– Pierwszy raz wspomniałaś o nim bez wyrzutu.

– Zasługuje na naszą pamięć. - Stanęła przede mną. – Właśnie dlatego zaczęłam chodzić na cmentarz.

Jeszcze zanim mi o tym powiedziała, wiedziałem, że przychodził tam ktoś jeszcze poza mną. Grób był zadbany i zawsze były na nim kwiaty i zapalony znicz. Moja matka nie byłaby do tego zdolna. Ona wymazała wnuczka z pamięci, jakby nigdy nie istniał. Ciekawe czy po mojej śmierci zachowałaby się tak samo.

– Tak myślałem.

– Co?

– Gdy zacząłem chodzić na cmentarz, widziałem kwiaty. Miałem nadzieję, że to ty je tam przynosisz.

– Zbyt długo zaniedbywałam jego grób. Powinnam tam być od początku. - Wtuliła się we mnie. – Nie byłam dobrym rodzicem.

– W tej kwestii i ja zawiniłem.

– Wierzę, że tam na górze – spojrzała w niebo – nasz synek jest pod dobrą opieką.

Oby.

– To, co? Kiedy chcesz się wprowadzić?

Może powinniśmy spróbować, przecież to ja cały czas namawiałem Suzie, żebyśmy zamieszkali razem. Nie powinienem się więc dziwić, że właśnie wybrała dla nas miejsce. Jeśli zacznie nam być tutaj źle, znajdziemy jakieś mieszkanie, do którego się przeniesiemy. Nie musieliśmy się męczyć. Miałem tylko nadzieję, że Suzanne da mi trochę czasu, zanim postanowi się tutaj wprowadzić. Potrzebowaliśmy co najmniej kilku tygodni, żeby przygotować dom według swoich wytycznych.

– Nie tak szybko. - Zaśmiała się. – Będę miała daleko do pracy, a stąd jest kiepskie połączenie autobusowe.

Nie widziałem w tym problemu. Mógłbym się poświęcić i odwozić Suzanne do pracy. Mógłbym dostosować również swój grafik do swojej dziewczyny i ułatwić jej życie.

– Będę cię odwozić do pracy albo na przystanek. - Objąłem ją w talii. – Jak będzie ci wygodniej.

– Naprawdę?

– Dopóki nie zrobisz prawa jazdy.

– Czyli całe życie. - Zaśmiała się.

Miałem uwierzyć, że nie chciała mieć własnego samochodu? Byłaby dzięki temu bardziej niezależna.

– Które zamierzam z tobą spędzić. - Pocałowałem ją. – Nie zapominaj o tym, dobrze?

– Postaram się. - Zarzuciła mi ręce na szyi. – Kocham cię.

Miło było znowu to usłyszeć. Czułem dokładnie to samo.

– Cieszę się, że znowu jesteśmy razem.

– Dobra, dobra. - Zaśmiała się, spoglądając na mnie. – Powiesz mi to samo?

– Kocham cię. - Uśmiechnąłem się szeroko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro