43.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SUZANNE


Mała zostanie z nami na zawsze. Odetchnęłam z ulgą, gdy Jason przekazał mi dobre wieści. Od dzisiaj Stella oficjalnie będzie naszą córeczką. Stella Marie Reid brzmiało cudownie. Może kiedyś, gdy uda mi się zajść w ciążę, chociaż ostatnio już nie świrowałam na tym punkcie, mój mąż będzie miał okazję kontynuować rodzinną tradycję. Nasze dzieci będą miały imiona zaczynające się na tę samą literę. Nie zamierzałam rezygnować z własnego dziecka. Nie widziałam problemu w tym, żeby w naszej rodzinie pojawił się jeszcze jeden mały człowieczek, którego również pokochamy.

Cieszyłam się, że Jasonowi udało się znaleźć matkę Stelli i że kobieta dobrowolnie podpisała nam papiery adopcyjne, zrzekając się praw do swojej maleńkiej córeczki. Dzięki temu nie musieliśmy się rozdzielać z małą nawet na chwilę. Nie mogłabym spać ze świadomością, że moje dziecko było w obcym miejscu z obcymi ludźmi, chociaż do niedawna ja też byłam dla niego obca. Stella była już nasza.

Uśmiechnęłam się do śpiącego maleństwa. Odkąd w naszym życiu pojawiło się dziecko, Jason przełamał się i zaczął częściej bywać w pokoiku naszego zmarłego synka. Ja nie miałam z tym problemu od samego początku. Pogodziłam się z tym, że to miejsce będzie należeć teraz do Stelli. Musiałam. Nie zmieniło to jednak tego, co czułam po stracie synka. Nadal cierpiałam, ale mniej skupiałam się na pustce w swoim sercu. Musiałam poświęcić się małej dziewczynce, która mnie potrzebowała.

– Nie wierzę, że poszło tak łatwo. - Spojrzał na mnie, gdy stałam przy łóżeczku.

Często tak robiłam. Obserwowałam Stellę, gdy spała i upewniałam się, że nic jej nie było. Lekarz zapewnił nas, że mała była zdrowa, tylko musiała zacząć szybko przybierać na wadze. Podobno była zbyt mała. Dbałam, żeby jadła tyle, ile potrzebowała. Kupiłam najlepsze mleko dla dzieci w jej wieku, czytałam wszystko, co miało mi pomóc w wychowaniu maleństwa. Chciałam być dobrą matką. Nie, idealną, ale taką, która zadba, żeby jej dziecku niczego nie zabrakło. Dobrze, że miałam u boku Jasona. Z nim było mi łatwiej i to dzięki niemu miałam Stellę. W końcu byłam szczęśliwa.

– Ona jest zagubiona – powiedziałam cicho.

– Co, jeśli przypomni sobie o nas za kilka lat? - Podszedł do mnie. – Jak to zniesiesz?

Również się nad tym zastanawiałam. Dziewczyna nie chciała dziecka teraz, ale jeśli była taka, jak ja za kilka lat mogła chcieć odwiedzać córeczkę i namieszać jej w głowie. Nie moglibyśmy zabronić im kontaktu. Bałam się, że wtedy stracę Stellę. Dlatego powinniśmy wyjechać. Wiedziałam, że kobieta mogła nas znaleźć wszędzie, ale będzie jej dzięki temu trudniej. A my może w końcu odetniemy się od wszystkich przykrych rzeczy, które spotkały nas w życiu. Nie mieliśmy nic do stracenia. Tutaj nie mieliśmy nic, za czym mogliśmy tęsknić. Siostry Jasona będą mogły nas odwiedzać tak samo, jak jego matka, ale wolałabym, żeby akurat ona tego nie robiła. Możliwe, że Reid mógłby zarządzać swoją firmą na odległość albo ją sprzedać. Chociaż wydawało mi się, że wolałby, żeby została w rodzinie. Tyle że jedyną osobą, która chciała ją przejąć była matka, ale jakoś w końcu udałoby mu się rozwiązać ten problem. Wiedziałam, że w testamencie był zapis o przekazaniu firmy wnukowi, ale może jakoś dałoby się to obejść albo ktoś inny mógłby nią zarządzać w imieniu Jasona. Na pewno coś wymyśli.

– Jason – spojrzałam na niego – długo o tym myślałam. Przeprowadźmy się.

– Co? - Spojrzał na mnie zdziwiony. – O czym ty mówisz?

– Tu nie mamy nic. - Pogłaskałam go po ramieniu. – Zostawmy wszystko i wyjedźmy.

– Co ze spółką z Jenną?

Oddam jej swoje udziały. Nie miałam z tym żadnego problemu. Knajpa była Jenny, nigdy nie należała do mnie. Wykupiłam ją tylko po to, żeby pomóc swojej byłej szefowej, bo nie mogłam pozwolić, żeby się poddała, co ucieszyłoby jej matkę. Poza tym przy okazji mogłam utrzeć nosa Jennifer. Cieszyłam się, że knajpka cały czas się rozwijała i mogłyśmy zatrudnić pomoc na stałe. Klienci polecali nasz lokal swoim znajomym i czasami, gdy tam bywałam, nie było wolnych miejsc.

– Twoja siostra świetnie radzi sobie sama. - Uśmiechnęłam się. – Prywatnie też.

Podobno zaczęła się z kimś spotykać. Oczywiście nie chciała się do tego przyznać, ale dziewczyna, która od niedawna pracowała w knajpce, powiedziała coś o chłopaku, który dużo czasu spędzał z Jenną i chyba przychodził tam tylko dla niej. Bardzo mnie to zainteresowało. Postanowiłam to sprawdzić. Dwa razy ich przyłapałam, ale Jenna nie chciała się do niczego przyznać. W sumie nie musiała. Od razu było widać, że coś ich łączyło. Zasłużyła na to, żeby w końcu ułożyć sobie z kimś życie. Jennifer nie mogła ciągle mieszać i zastraszać siostrę. Wydawało mi się, że już nie będzie tego robić.

– Nie wiem, jak ci się to udało, ale knajpa w końcu przynosi zyski. - Przytulił mnie. – Bez mojej pomocy.

Jason chyba nie bardzo wierzył, że uda mi się uratować knajpę jego siostry. Sam wiele razy próbował. Mimo jego pomocy lokaj Jenny cały czas przynosił straty. Po prostu załatwiłam Jennifer jej własną bronią, ale mój mąż nie musiał o tym wiedzieć. Nie chciałam, żeby przeze mnie poróżnił się z siostrami. Nie musiał wiedzieć wszystkiego o najstarszej z nich. Skoro Jenna nie chciała mu o tym powiedzieć, nie zamierzałam jej wyręczać.

– Super, nie?

– Tak. - Pocałował mnie.

– Zależy ci na twojej pracy?

Miałam nadzieję, że nie bardzo, ale przecież to była firma jego ojca. Jeśli powiedziałby, że nie chciał jej stracić, zostalibyśmy. Jason zrobił dla mnie o wiele więcej, więc zostanie w San Francisco ze względu na niego, nie byłoby dla mnie wielkim poświęceniem. Chciałam, żebyśmy oboje byli szczęśliwi, a nie będzie tak, dopóki jedno z nas ciągle będzie rezygnować z siebie. W sumie nie musieliśmy wyjeżdżać daleko. Może znajdziemy miejsce, skąd mój mąż mógłby dojeżdżać do swojej pracy albo zjawiać się tam chociaż raz w tygodniu.

– Nie tak bardzo, jak na was. - Spojrzał na córeczkę, która właśnie się przebudziła, ale leżała spokojnie w łóżeczku.

– Kanada. Pasuje ci? – spytałam po dłuższej chwili.

Stella z dnia na dzień wyglądała coraz lepiej. Nie była już wychudzonym bobaskiem. Była karmiona zgodnie z zaleceniami lekarza. Zrobiliśmy jej wszystkie badania, żeby mieć pewność, że była zdrowa. Po tym, jak ją znalazłam, bałam się, że była zbyt słaba. Jednak obserwując ją każdego dnia, przekonałam się, że byłam w błędzie. Stella była silną dziewczynką. Była bardzo uśmiechniętym dzieckiem, co sprawiało, że pozwoliłam sobie myśleć, że to dzięki nam. Miała rodziców, którzy o nią dbali. Nigdy nie zamierzałam jej zostawić. Jason na początku starał się ją trzymać na dystans, ale zauważyłam, że w końcu odpuścił. Nie mógł dłużej powstrzymywać się przed zaglądaniem do jej łóżeczka. Był w pobliżu zawsze, gdy potrzebowałam pomocy. Czasami nawet robił zakupy, żebym nie musiała rozstawać się z małą.

– Potrzymasz ją na chwilę? - Spojrzałam na niego, wyjmując córeczkę z łóżeczka.

Zapewne zaraz będziemy musieli ją nakarmić. Na razie jednak nie upominała się o jedzonko, a raczyła nas swoim cudownym uśmiechem. Powinnam robić jej zdjęcia. Chciałam zachować jak najwięcej chwil z życia dziewczynki. Życia z nami. Upamiętnić to, jacy byliśmy szczęśliwi dzięki Stelli. Chyba liczyłam, że to urocze maleństwo uleczy nas na dobre. Chciałabym, żeby tak było. Mogliśmy zacząć żyć normalnie, o ile to w ogóle było jeszcze możliwe. Warto było spróbować.

– Jasne. - Wziął ode mnie Stellę i przytulił do siebie.

Mała zawsze przyglądała nam się dokładnie. Jakby chciała upewnić się, że nie zrobimy jej krzywdy. Nigdy w życiu! Przy nas będzie bezpieczna. Postaramy się dać jej szczęśliwe dzieciństwo. Lepsze niż mogłaby mieć ze swoją matką. Już nigdy nie będzie musiała się bać. Chociaż na pewno będą takie chwile w jej życiu. Chciałabym wtedy zapewnić ją, że nie była sama.

Miło patrzyło się na Jasona, który tulił do siebie maleństwo. Nie spuszczał wzroku z maleńkiej uśmiechniętej buźki. Stella nawet nie musiała robić nic, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, dlatego była spokojna. Nie mogłam się doczekać, gdy będę miała okazję obserwować, jak ta dwójka urządzi sobie pierwsze rozmowy. I spacery, gdy Jason będzie prowadził córeczkę za rączkę, a ona postawi swoje małe kroczki, sprawiając nam tym ogromną radość. Chyba za bardzo zaczynałam wybiegać myślami w przyszłość, ale pierwszy raz sobie na to pozwoliłam. Uwierzyłam, że czekało mnie coś więcej niż cierpienie. Zasłużyłam na szczęście. Cała nasza trójka na to zasłużyła.

– Wyglądacie ślicznie. - Uśmiechnęłam się szeroko, przyglądając im się od dłuższej chwili.

– Dałaś mi ją tylko po to, żeby się zachwycać? - Zerknął na mnie.

– Tak.

– Dziękuję. - Cmoknął córkę w czoło.

Popołudnie spędziliśmy na zachwycaniu się Stellą, która zasnęła na kanapie, a ja nie chciałam jej przenieść do łóżeczka, żeby przypadkiem się nie obudziła. Nie lubiłam zakłócać dziecku snu. Razem z Jasonem nie mieliśmy nic lepszego do roboty, więc siedzieliśmy obok córeczki i przyglądaliśmy jej się z szerokimi uśmiechami. Zaczęliśmy wymieniać, które cechy wyglądu podobały nam się w niej najbardziej. Uwielbiałam jej duże niebieskie oczka i malutki nosek. Jason od razu powiedział o uśmiechu oraz mięciutkich blond włoskach. Na koniec zgodnie uznaliśmy, że cała była idealna.

– Maleńka ślicznotka.

– Mały aniołek. - Uśmiechnął się i przeniósł wzrok na mnie. – Suzanne, gdy tylko cię z nią zobaczyłem, nie mogłem pozwolić, żeby was rozdzielono.

To wiele dla mnie znaczyło. Naprawdę. Nie byłabym w stanie jej oddać, nawet wiedząc, że inna rodzina mogła zapewnić jej lepsze warunki. To ja ją znalazłam. Nikt inny nie zainteresował się kwileniem w krzakach, więc czemu miałby zasłużyć na wychowywanie tej ślicznotki? Moje wariactwa w żaden sposób nie były w stanie zaszkodzić dziecku.

Dobrze, że matka Jasona nie wiedziała nic o naszej adopcji, bo na pewno znalazłaby sposób, żeby mi to uniemożliwić. Aż dziwne, że do tej pory mojemu mężowi udało się trzymać ją z dala od nas.

– Dziękuję ci za to. – Pocałowałam go. – Po prostu... Kocham cię najmocniej na świecie za to, że jesteś przy mnie każdego dnia. - Patrzyłam mu w oczy. – Wiele ze mną wytrzymujesz, a ja nie zawsze umiem ci to wynagrodzić, ale naprawdę bym chciała.

– Jesteś ze mną szczęśliwa? - Chwycił moją twarz w dłonie.

– Bardzo. - Usiadłam mu się na kolana, uważając, żeby przypadkiem nie uderzyć nogą córeczki, która leżała obok. – Nigdy nie byłam tak bardzo szczęśliwa. Poza jednym dniem.

– Jakim? - Patrzył na mnie zaciekawiony. – Czekaj, wiem. Narodziny Ethana – wyszeptał.

– Dokładnie. - Objęłam go za szyję. – Byłam wtedy szczęśliwa, że cię posłuchałam i nie zabiłam naszego dziecka. Tak bardzo żałowałam, że coś tak głupiego przyszło mi do głowy. Żałuję tego do dziś.

– Nie musisz. - Otarł kciukami moje policzki z łez. – Wiem, że byś tego nie zrobiła. Powinienem zareagować inaczej.

– Nie, Jason. - Kręciłam głową. – Ty nie zrobiłeś nic złego. Nic. Byłeś cudownym tatą dla Ethana.

– Kocham cię. - Pocałował mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro