10. Eren Jaeger.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi otworzyły się powoli ze znajomym, nieprzyjemnym dla ucha odgłosem. Nie był on głośny, mało kto zwracał na niego uwagę. Zwykle każdy martwił się czymś zupełnie innym, skrzypiące drzwi zostawiając odpowiedzialnym za to ludziom, którzy zapewne zrobią to na ostatnią chwilę.

Ackermann słyszał jednak tamtego dnia ten dźwięk zbyt dobrze, podobnie zresztą jak bicie swojego serca. Jedynie jego kamienna twarz pozostała taka sama. Wszystko inne, ku jego nieszczęściu, rozsypało się na drobne kawałki i nie zamierzało z powrotem stworzyć spójnej całości.

Ale nie to było w tamtej chwili najważniejsze. Wręcz można by powiedzieć, że miało to ułamkowe znaczenie, ponieważ zostało ono przyćmione wiedzą, którą zdobył. Była ona niczym burza, która wprowadziła chaos do jego mieszkania, jednak on zdawał się tego nie zauważać. Cieszył go piękny widok, który mógł podziwiać dzięki wyrwie stworzonej przez katastrofę naturalną. Z radością przyglądał się spokojnemu strumyczkowi, kolorowym ptakom i żywej zieleni drzew, wyglądającej jak w bajkach. Nie zastanawiał się w tamtej chwili dlaczego one tam się znalazły i jakim prawem ominęła je katastrofa. Liczyło się tylko to, że miał cel i wiedział jak do niego dążyć.

Zamknął za sobą drzwi, przez chwilę wpatrując się jeszcze w starą klamkę. Gdy odwrócił się, jego postawa nie wyrażała zawahania, a oczy były nastawione na działanie, co znajdujący się w pomieszczeniu nastolatek dostrzegł od razu. Nie wiedział jednak, jaki kierunek mają przybrać czyny Ackermanna.

Brunet, powoli, ale zdecydowanie podszedł do stolika. Nie usiadł jednak. Chwycił pewnie krzesło i patrząc w oczy chłopaka, przesunął je naprzeciw niego. Usiadł, a jego postawa nie wyrażała obawy.

- Jestem Levi - przedstawił się i wyciągnął dłoń w kierunku Erena, a ten zobaczył w nim coś, czego nigdy wcześniej nie udało mu się dostrzec.

- Jestem Eren - szatyn bez wahania uścisnął dłoń doktora, a był to uścisk pewny, niewyrażający żadnych wątpliwości.

Nie boi się.

Ich ciała przeszedł dreszcz. Niczym niepozorny wężyk przebiegł po ich kręgosłupach, w dziwny sposób sprawiając, że było to niezwykle przyjemne. Ani na chwilę nie przerwali kontaktu wzrokowego, który wyostrzał ich odczucia, choć działał raczej na zasadzie kontrastu. Jakby byli dwoma przeciwnymi biegunami i mimowolnie lgnęli do siebie, a tylko oczy rozumiały, że tak bardzo się różnią.

Nie odwraca wzroku.

- Pomogę ci, Eren - rzekł po chwili Ackermann rzeczowym tonem, nadal nie puszczając jego dłoni. Te słowa były proste. Miały prosty przekaz. A jednak w całej zawiłości ich relacji wydawały się być trudne do zrozumienia. Jakby w plątaninie tych wszystkich kłamstw i konfabulacji* nie miało prawa isnieć już nic szczerego i nieskomplikowanego.

Lecz mimo tego wprowadziło to swoistą lekkość do tego surowego pomieszczenia. Coś, co wyciągnęło w ich stronę białe dłonie i delikatnie pociągnęło do góry w objęcia chmur. Delikatny puch otulał ich zmysły i wprowadzał w stan dziwnej, wręcz nienaturalnej ulgi.

Nie może być zatem winny.

- A wcześniej tego nie robiłeś? - w głosie chłopaka nie było wyrzutu. Jeśli można by to jakoś określić, to jako spokojne pogodzenie się z rzeczywistością, jednak nie w ten negatywny sposób. Jakby to pytanie było jedynie formalnością, ponieważ w sposób dla nich niezrozumiały przekazali już sobie wszystko, co musieli. Ich usta poruszały się jedynie jako tło tego, co tak naprawdę rozgrywało się w ich umysłach.

- Nie - Ackermann zaprzeczył głosem tak czystym i bezosobowym, jakby znajdował się w zupełnie innym miejscu i czasie, a wypowiadane kwestie były jedynie zaprogramowane. Dopiero kolejne zdanie wypowiedział ze zdecydowaniem i intensywną cząstką siebie. - Ale teraz wiem, co robić i wiem, że mogę ci pomóc.

- Dziękuję, Levi - głos Erena w odróżnieniu od wcześniejszych rozmów był opanowany, a imię bruneta w jego ustach brzmiało jak długo wyczekiwany zakazany owoc. - Ale nie sądzę, żeby była mi potrzebna pomoc.

Ackermann przez chwilę nie odzywał się. Patrzył w zielone tęczówki, które błyszczały szczerością.

- Masz rację, Eren - rzekł po chwili. - Musisz to zrobić bez niczyjej pomocy, ale ja będę przy Tobie.

Zmiana ich zachowania w stosunku do siebie dla obserwatora wydałaby się nagła i nieuzasadniona, jednak Ackermann czuł, że jest właściwa. Wszystko, co przeszli, czego się o sobie dowiedzieli i to co pokazali nieodwracalnie na nich wpłynęło i Ackermann nie przeklinał tej transformacji. Myślał, że żeby w pełni zrozumieć złożoność problemu Erena musiał przez chwilę patrzeć na niego innym wzrokiem, by móc teraz obalić wszystkie błędne teorie i domysły, a przede wszystkim dotrzeć do sedna sprawy. I mimo że nie potrafił w tamtej chwili tego sensownie wytłumaczyć, czuł, że jest właśnie tak jak być powinno.

W oczach chłopaka pojawiły się iskierki szczęścia podobne do tych u osoby, której prawie że nierealne marzenie niespodziewanie się spełniło.

- Tylko tego pragnę.

Chłopak powoli, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego z brunetem, zbliżył się do niego. Jego zielone oczy iskrzyły się radośnie, a usta uchyliły delikatnie, jakby w zachwycie. Ackermann wpatrywał się w jego twarz zahipnotyzowany, podczas gdy po jego ciele rozlewało się trudne do określenia uczucie. Towarzyszyło mu ciepło, może nawet gorąc, i automatyczne spięcie mięśni, nad którymi mężczyzna nie mógł w pełni zapanować. Dlatego też niby biernie, choć miał wrażenie, że to czekanie jest czymś więcej niż ruch, patrzył jak szatyn powoli skraca dzielącą ich przestrzeń. Do głowy bruneta wkradło się porównanie do niebezpiecznego węża, ale szybko zostało zastąpione przymilaniem się domowego kota.

Zimne, spierzchnięte usta zetknęły się z tymi drugimi, emanującymi ciepłem wargami. Nie były delikatne, nie były też brutalne, lecz nie można ich było nazwać nijakimi. Na swój własny, niepojęty sposób siały zamęt w mózgu bruneta swoimi niedoświadczonymi, jednak pewnymi ruchami. Zdawały się one nie pasować do wrażliwego szatyna i jednocześnie idealnie go dopełniać.

Dreszcz, który ich przeszedł, nie był dreszczem podniecenia. Był wypełniony raczej chłodną fascynacją, co jednak nie odejmowało mu nic z niesionej przez niego przyjemności.

Wciągał, i to cholernie.
Uzależniał, bez wyrozumiałości.
Zaspokajał, w sposób niezaspokajający.

Kwiat złudnie przypominający okrągłą twarz przyglądał im się w milczeniu. Tuż pod jego delikatnie pochyloną twarzą leżały cztery szkarłatne płatki. Porzucone, oderwane, bez dostępu do życia. Wyglądały martwo. Ich pomarszczona powierzchnia wywoływała wyraz smutku, może nawet zniesmaczenia, na twarzy, ale one na szczęście nie musiały już o tym wiedzieć.

Szatyn pociagnął delikatnie bruneta do góry, który zupełnie zignorował brzęk kajdanek. Bez sprzeciwu dopasował swe ruchy do tych chłopaka i już po chwili znaleźli się przy ścianie, gdzie pojawiła się jedyna wątpliwość; szybko została ona jednak zażegnana.

Gdy Ackermann chciał obrócić nastolatka plecami do ściany, ten zdecydowanym ruchem uczynił odwrotnie, powodując oderwanie ich ust od siebie. Było to niczym wyrwanie z transu. Po pocałunku otępiającym zmysły jak narkotyk świat wydał się nagle niezwykle szary, a wesoły błysk w zielonych oczach - niebezpieczny. Ackermann nie zdążył jednak przejąć kontroli nad własnym ciałem nim zimny metal zacisnął się na jego krtani. Spomiędzy warg wydobyło się jedynie ciche stęknięcie, a oczy rozszerzyły się w geście niedowierzenia.

Szarpnął się. Raz. Drugi. Trzeci.

Jednak jego organizm siły opuszczały zbyt szybko. Brak tlenu mimowolnie wpuścił w jego żyły panikę i zimne otrzeźwienie, które uwolniło jego umysł od usilnego uniewinniania Erena. Gdy do tego wszystkiego dołączyły zielone oczy chłopaka i jego pobladłe z wysiłku dłonie, zabrakło miejsca na opór. Już po chwili zaczął bezwładnie osuwać się na ziemię, a obraz przed jego oczami zmieniał się w rozmazaną mieszaninę kolorów.

Gdy zetknął się z zimną podłogą poczuł na sobie ciężar chłopaka, który błyskawicznie go unieruchomił, jakby miał w tym niezwykłą wprawę. Następnie nacisk metalowego łańcucha na jego szyi poluźnił się nieco, a brunet wręcz zachłysnął się powietrzem, łapiąc je z taką chciwością.

- Rzeczywiście wyłączyłeś kamery - zaśmiał się z wyższością chłopak, gdy w ciągu następnych kilku sekund nie usłyszał niczego poza kaszlem Ackermanna. - Wiesz, będziesz pierwszą osobą, z którą rozmawiam tuż przed jej śmiercią, gdy jest ona tego świadoma - wyznał po chwili nastolatek, ponownie dociskając kajdanki do szyi doktora. Przyćmiony smakiem zwycięstwa nie zauważył jednak powoli sunącej w jego stronę dłoni bruneta. - Ale byłeś dobrym graczem, przez chwilę nawet myślałem, że przegram, chociaż z tobą nie byłaby to hańba.

- K-kim... teraz... jesteś? - spytał cicho Ackermann, gdy Eren poluźnił nieco metal, by ten mógł odpowiedzieć.

- Naprawdę o to martwisz się tuż przed śmiercią? - spytał z kpiną szatyn, nadal się jednak nie uśmiechając. - Nie masz rodziny, przyjaciół, ostatniego życzenia? Nie? - chłopak szukał przez chwili odpowiedzi w oczach bruneta. - To powiedz mi, uwierzyłeś w niewinność Erena czy była to tylko gra?

- Kim...

Nastolatek ponownie się roześmiał.

- Jestem człowiekiem. Aż dziwne, prawda? Większość nazwałaby mnie potworem, ale nie myliby się przecież. Rozumiesz?

- Nigdy... nie było... Ridera?

Eren zamknął i powoli otworzył swoje błyszczące oczy. Zaśmiał się. Przycisnął mocniej metal.

- Oj, Levi - rzekł patetycznie, nie dostrzegając ostrza w dłoni Ackermanna. - Nigdy nie było Erena.

Czerwony płatek opadł na powierzchnię parapetu.

                          ***

Zielone oczy długo wpatrywały się w drżącą wodę. Jej powierzchnia powoli wracała do pierwotnego stanu, jednak chłopiec w głowie nadal widział unoszące się na jej powierzchni trupy.

- Nie płacz, Eren - spokojny głos otulił uszy szatyna tak samo jak ramiona jego właścicielki drobną sylwetkę. Delikatne dłonie potarły pocieszająo plecy jedenenastolatka, ale on nie odwzajemnił gestu. Nie płakał. Wpatrywał się tylko w krystaliczne krople. - Po prostu nigdy o nich nie zapomnij, a będą szczęśliwe.

Chłopiec w końcu odwrócił wzrok i wtulił się w ciepłe ciało kobiety.

- Mamo, jak to jest umierać? - kobieta drgnęła na jego bezuczuciowy ton, jednak nadal go tuliła i zaczęła zastanawiać się nad jego odpowiedzią.

- Nie wiem, synku - rzekła w końcu. - To jest jedna z tych rzeczy, którą poznaje się dopiero, gdy się jej doświadcza.

- A skoro każdego to spotyka, to czemu jest to złe? - zielone oczy umiejscowiły spojrzenie w przypominających gorącą czekoladę tęczówkach.

- Nie ma pewności, że jest to coś niedobrego. Ludzie się tego boją, ponieważ nie wiedzą, czego się spodziewać i zwykle towarzyszy temu ból - wytłumaczyła spokojnie kobieta, miarowo przeczesując włosy chłopca.

- Ale ból przecież informuje nas, że z naszym ciałem jest coś nie tak, czemu nikt go nie lubi?

- Ponieważ czujemy się wtedy po prostu źle. Ludzie w sytuacji zagrożenia nie myślą o przyczynach i skutkach cierpienia, a o samym jego istnieniu. Ból jest często zbyt obezwładniający, by mogli skupić się na czymś innym.

- W ten sposób nigdy nie będą szczęśliwi - stwierdził chłopak i ponownie przyjrzał się powierzchni wody. - A czy je bolało?

- Nie mam pojęcia, Eren, ale wiem, że teraz ich już nie boli - szatynka uśmiechnęła się ciepło w stronę dziecka i odsunęła je trochę od siebie, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Przecież nie wiemy, co jest po śmierci - kobieta złapała kontakt wzrokowy z synem i zauważyła, że te zawsze żywe i inteligentne, zielone oczy wydawały się dziwnie nieobecne.

- Ale przecież one niczym nie zawiniły, to byłoby niesprawiedliwe, gdyby cierpiały - wytłumaczyła pewnym dla ucha głosem.

- Czyli śmierć nie może być zła, ponieważ by ich nie spotkała. Nie zasłużyły na to.

Kobieta zmarszczyła delikatnie brwi i uśmiechnęła się ciepło, z dumą patrząc na swojego syna.

- Możesz mieć rację, Eren.

- Więc powiedz mi, mamusiu, jak to jest umierać? - zielone tęczówki błysnęły, gdy metalowy przedmiot zniknął w delikatnym ciele kobiety. Zaskoczona szatynka otworzyła szerzej oczy, a z jej ust wydobyło się pełne bólu stęknięcie. Łza spłynęła po ciepłym policzku o wiele wolniej niż krew opuszczająca jej organizm.

- E-eren... - cichy jęk wydobył się z otwartych w szoku ust, a jej drżące dłonie dotknęły okolic rany, z której właśnie został wyjęty jedyny katalizator krwi - nóż.

- Powiedz mi, mamo, proszę, chcę wiedzieć - rzekł zdecydowanym głosem chłopczyk i wpatrywał się w gasnące, brązowe tęczówki.

- Synku... C-co... Czemu to... zrobiłeś? - drżący głos kobiety był zabarwiony bólem i płaczem, jednak na chłopcu nie zrobiło to żadnego wrażenia.

- Przecież kto pyta, nie błądzi, zawsze mi to powtarzałaś. Ja chcę tylko wiedzieć, jak to jest umierać - jedenastolatek spokojnie wyjaśnił swoje pobudki i obserwował jak kobieta powoli zsuwa się po ścianie i próbuje zatamować krwotok. Metal wbił się w wyjątkowo wrażliwe miejsce.

- Eren, dzwoń po karetkę - szept kobiety był pełen rozpaczy, a już po chwili z jej ust wypłynęła strużka krwi.

- Ale wtedy nie będziesz mogła mi powiedzieć, jak to jest umierać - głos chłopaka nie wyrażał już żadnych emocji, jednak szatynka była zbyt zszokowana i otumaniona, by zwrócić na to uwagę.

- Synku, proszę... zawołaj tatę...

- Odpowiedz mi na pytanie, proszę - Eren ukucnął przy drżącej i wykrwawiającej się rodzicielce.

- T-to boli... Nie wiem... Czuję... - z ust kobiety wypłynęły kolejne stróżki krwi, a blade dłonie przestały przyciskać ranę.

- Co, mamusiu?

Krótkie słowo wydobyło się z uchylonych ust kobiety, jednak nikt nigdy nie miał się dowiedzieć, co ono oznaczało.

- Co? Mamo, powtórz! - rzekł głośniej szatyn, a nie otrzymując żadnej reakcji, potrząsnął ciałem matki. - Mamo?

Chłopiec dlugo wpatrywał się jeszcze w stygnące ciało kobiety. Głównie przyglądał się krwi, nadal leniwie wypływającej z jej organizmu. Swym szkarłatnym, dominującym kolorem znaczyła jasne płytki i wyglądała na nich niczym intruz.

Była winna...

Nie ma przecież człowieka idealnego, człowieka bez winy, czyli krew mimo swej życiodajnej właściwości we własnej istocie jest splamiona grzechem... Czy to dlatego tak bardzo przeraża ludzi? Jej powiązanie z nieczystym człowiekiem jest zbyt oczywiste?

- Nie odpowiesz mi, prawda? - po kilku minutach cichy szept opuścił usta wstającego chłopaka. Chwycił w dłonie nóż i przyjrzał się spływającym po nim kropelkom. - Spytam taty.














*Konfabulacja -
«podawanie zmyślonych faktów, połączone z przekonaniem o ich prawdziwości, występujące m.in. przy zaburzeniach pamięci; też: taki zmyślony fakt» (Źródło: Słownik języka polskiego PWN)

Cóż... Wy to skomentujcie, ponieważ ja nie jestem w stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro