Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyciągnęła rękę ku krańcowi stołu, jednak obecny stan nie pozwalał jej się tak wychylać.
Westchnęła z irytacją, po czym spojrzała na swojego teścia z niekrytą frustracją. 

— Tato, podaj mi tę sałatkę, która jest obok twojego talerza. I te dwa placki, wyglądają wyśmienicie. O, bez musztardy też się nie obejdzie. — otoczyła wzrokiem smakołyki na stole i zamyśliła się na chwilę. — W sumie... Zjadłabym też ogórka. Najlepiej z nutellą. I papryką.

Gabriel zmarszczył czoło, nie nadążając za synową i nie wiedząc, co podać jej najpierw.

— Czy aby na pewno jest to zdrowe dla twojego dziecka? — zapytał niepewnie, a później odchrząknął. — Znaczy, twoich dzieci. I moich przyszłych wnuków — poprawił się.

Marinette uniosła brwi w zdumieniu,  po czym przeniosła wzrok na swój brzuch.

— Całkowicie bezpieczne. To normalne dla kobiet w ciąży. Szczególnie tej bliźniaczej.

Mężczyzna odchrząknął, przypominając sobie, jak ciężkie było zajmowanie się Adrienem, kiedy to był jeszcze małym brzdącem. Do głowy przychodziły mu różnorakie myśli, jednak tą szczególną było to, iż jego syn przechodził bunt już od samych narodzin. To co chwilę płakał, to narobił w pieluchę i po sobie nie sprzątał, to paplał się w jedzeniu, bawiąc się w wojnę, a potem wyrzucił mu za okno wszystkie rurki, kiedy zabronił mu wejść w posiadanie chomika. 
Jak oni sobie poradzą z dwójką takich dzieciaków?

— Doskonale wiem, o czym myślisz, tato — zagadnęła. — Niemowlęta i jeszcze mój mąż, który współpracuje z Mistrzem Fu w jego sklepie Kotodronka. Chłopiec i dziewczynka, plus jeszcze niespełniony "mistrz" kocich sucharów.

Projektant powstrzymał się od rzucenia zbędnych uwag. 

— Nie dziwię się, szczególnie, że cztery lata temu cały Paryż poznał twarze superbohaterów bez masek. Interes mistrza musi się kręcić pełną parą.

— Ale to nie oznacza, że za każdym razem masz nam robić zdjęcia i je mu wysyłać, aby zrobić plakaty z "najseksowniejszą paryską parą".

— Aby moje projekty stały się sławne na cały świat, muszę się wami w jakiś sposób zareklamować. Jeżeli ktoś będzie zaznajomiony z obrońcami Paryża, każdy rodzic wejdzie w posiadanie moich cudownych rurek w formie pieluch dla dzieci. Czyż to nie jest wspaniały pomysł?

— Doceniam twoją troskę, ale myślę, że to nie będzie potrzebne, ponieważ-

Wtem do pomieszczenia wbił wysokiej postury mężczyzna, trzymając w ręku pięć potężnych toreb z wygrawerowanymi słonikami.

— Wróciłem! — poinformował, po czym zląkł się pod krzywym spojrzeniem swojej żony.

— Właśnie dlatego nie jest to potrzebne — westchnęła Marinette.

— Kochanie, zobacz! — wyciągnął naprzeciw niej dwie pary bucików. — JEDNA WERSJA JEST BAZOWANA NA TWOIM KOSTIUMIE LADYBUG, A DRUGA NA MOIM. UROCZE, PRAWDA? JUŻ SOBIE WYOBRAZIŁEM MICHAELA I CECYLIĘ W TAKICH ŚLICZNYCH-

— Adrienie Agreste — podniosła głos. — Do cholery jasnej. To, że lubisz Michaela Jacksona nie oznacza, że nasz syn dostanie po nim imię. Louis brzmi cudownie, jak aniołek. I żadnej Cecylii. To będzie Emma. Prawda, tato? 

— Prawda, święta prawda — kiwnął głową, po czym wysiorbał pozostałości herbaty z widocznym spokojem.

— I ty przeciw mnie? — oburzył się Adrien. — Myślałem, że mężczyźni trzymają się razem!

— "Emma" to podobne imię do "Emilie". Poza tym, twoja żona jest genialną projektantką, potrafi cię kontrolować i nigdy nie przysporzyła mi kłopotów w porównaniu do ciebie, młody człowieku. — wytłumaczył siwowłosy. — A, no i ma miraculum Biedronki, oczywiście.

Marinette delikatnie trzepnęła łyżką teścia po łapie.

— Nie, nie oddam ci miraculum, tato. 

Gabriel spuścił wzrok ze smutkiem. Znowu jego plan spalił na panewce.

— TO AKT NIENAWIŚCI, JAK MOŻECIE RANIĆ MOJE BIEDNE SERDUSZKO — dotknął dramatycznie swego czoła, po czym zaczął przyglądać się kobiecie z niebywałym zmartwieniem, albowiem ta momentalnie złapała się za brzuch i wybałuszyła oczy. 

— Wody mi odeszły — wyszeptała z paniką. 

— Marinette, nienormalne jest stwierdzenie, że woda odchodzi. Ciecz nie ma nóg. Poza tym, w twojej szklance nadal masz sok. Jeśli chcesz, to mogę ci nalać-

— Do diaska, zaczynają mi się bolesne skurcze! Przecież to jeszcze nie czas! 

Adrien upuścił z wrażenia wszystkie zakupy na podłogę. 

— Rany boskie, mam zawał i deja vu — złapał się za serce Gabriel. — Adrien, dzwoń na pogotowie. Żaden z nas nie może prowadzić samochodem, piliśmy alkohol.

Blondyn zapowietrzył się na moment, nie dopuszczając do siebie zbędnych myśli. Jego dumanie przerwał domniemany krzyk dochodzący z gardła ciemnowłosej. Mężczyzna podskoczył, nie rozumiejąc jej zachowania.

— DLACZEGO ONA KRZYCZY!? 

— JA RODZĘ, DURNIU. DZWOŃ NA POGOTOWIE, NATYCHMIAST! 

Drżącymi rękoma sięgnął po telefon z kieszeni, wpisał numer 112 i przyłożył sprzęt do ucha. Po sekundzie usłyszał damski głos pytający o to co się dzieje. 

— H-HALO, KARETKA, PORÓD, JA RODZĘ. — wydukał nerwowo. 

Marinette powstrzymała się od następnego jęku, patrząc na męża wzrokiem sugerującym, że coś ćpał. 

— Z-ZNACZY, JA RODZĘ Z NIĄ, ZNACZY, MOJE DZIECKO RO-

Gabriel westchnął, zabierając synowi komórkę.

— Moja żona rodzi, proszę przyjechać.

— JESTEM TWOJĄ SYNOWĄ, TATO, DO JASNEJ CIASNEJ — warknęła, biorąc kolejno głębokie dwa wdechy. 

— Dokładnie, mój syn rodzi — wytłumaczył się i zaciął się po zrozumieniu swoich słów. — NIE, NIE MÓJ SYN. ŻONA. MOJEGO SYNA. TAK. 

***

W szpitalu było spore zamieszanie, w końcu dziwnie byłoby niezauważyć trzech słynnych twarzy na skalę światową, czy też nie usłyszeć Adriena ze zdenerwowania wydającego z siebie WEE WOO WEE WOO na cały budynek, podążając za pielęgniarką, która prowadziła wózek z siedzącą na nim Marinette. 

Wkrótce u ich boku znalazł się jeden z zaintrygowanych sytuacją lekarzy. Od razu się rozweselił, uświadamiając sobie, że będzie on odbierać poród swojej idolki.

— Mój Boże, czy to nie słynna projektantka Marinette Agreste? 

Kobieta zdziwiona, choć nadal skrzywiona przez doznawane męki, zasłoniła twarz koszulą, aby nie została rozpoznana.

— Nie, ja jestem, ee, Bug. Ladybug. 

Doktor wybuchnął śmiechem.

— Haha, na jedno wychodzi. Proszę się nie martwić. Ma pani u boku doświadczonego lekarza, a przy okazji pańskiego wielkiego fana! 

Model zaczął taksować spojrzeniem ową osobę, grożąc spod byka śmiercią, gdyby podczas porodu nastąpiły jakieś komplikacje. Mężczyzna przełknął głośno ślinę, wiedząc, że stał przed nim Adrien Agreste, jak i Chat Noir we własnej osobistości. 

***

— Dlaczego to tak długo trwa?! 

— Nie wiem — odpowiedział Gabriel, wypijając już dziesiątą butelkę wody.

Wtem na środku korytarza znalazła się zdyszana Alya i nabuzowana energią Alix, trzymającą na rękach różowowłose niemowlę. Wkrótce za jej plecami znalazł się również Kim, taszczący za sobą dwójkę bijących się chłopców. 

— Słyszałam, że Marinette rodzi, to przyszłam. Niestety Nino jest teraz w pracy — odparła szatynka.

— Ja pitole, ale się zmachałam, nie wiem kto umarł, ale przed szpitalem stoi ogromniasty tłum ludzi. Na chuja tam tak stoją. Jeszcze się prawie wyjebałam. Gdyby nie Kim, to bym z Bonawenturą wylądowała plackiem na chodniku. 

— Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie przeklinała przy dzieciach, do cholery? — upomniał ją Le Chien.

— Cholera — powtórzył chłopiec, kopiąc swojego brata w krocze.

— TWOJA TWARZ JEST TAK BRZYDKA, ŻE NAWET ŚMIERĆ PŁACZE NA TWÓJ WIDOK! — wystawił mu język drugi chłopiec.

— Ej, ty, mądralo, nie żeby coś, ale jesteśmy bliźniakami. 

— Może i jesteśmy, ale ja jestem tym ładniejszym.

— Nieprawda! — rzucił się na niego z pięściami. — JAK JESZCZE NAS NIE BYŁO NA ŚWIECIE, TO W ŁONIE MATKI TAK BARDZO SPODOBAŁ CI SIĘ MÓJ LOOK, ŻE POSTANOWIŁEŚ GO SKOPIOWAĆ! IDIOTA!

— E, Polikarp, Mściwój, zamilczcie, łeb mi pęka — uciszała ich Alix. — Jak będziecie grzeczni, to wam w domu pokażę na tacie technikę kung fu, której się nauczyłam od waszej prababki. 

— DOBRA! — zgodzili się jednogłośnie, a Kim wybałuszył oczy, rozumiejąc co go czeka tego dnia po wyjściu ze szpitala. 

Mściwój popatrzył na brata z wyraźnym zadowoleniem, wyciągając spod koszulki paralizator.

— Mamo, możemy się pobawić z tatą na dworze?

— Jasne, tylko go nie zabijcie. Jeszcze jest mi potrzebny. 

Rodzeństwo zaśmiało się wniebogłosy, ciągnąc ojca za krańce płaszcza. 

— Chodź, tato! Pobawmy się w wojnę!

W oczach mężczyzny można było dostrzec pragnienie szybkiej śmierci. Szybko jednak został uratowany, gdy z sali porodowej wyszedł wcześniej napotkany lekarz z błogim uśmiechem na ustach. 

— Gratuluję panu dwójki pięknych i zdrowych dzieci — odezwał się. — Za niedługo będzie mógł pan je ujrzeć i zobaczyć się z żoną. Wszystko przebiegło pomyślnie. Niebywale, pańska żona to prawdziwa superbohaterka. 

Po pewnym upływie czasu, blondyn udał się do pomieszczenia, w którym odpoczywała spocona, ale wesoła kobieta. Widząc śpiącą na jej piersiach dwójkę ślicznych dzieci, pociągnął nosem, podchodząc do swojej rodziny ze łzami w oczach.

— Witajcie, jestem waszym tatusiem — odparł łamliwym głosem, kolejno się rozpłakując.

Ukazywanie tejże emocji nie trwało długo. Ich chwilę przerwała jedna z pielęgniarek, wyznając, że ludzie, którzy stali przed szpitalem, byli jednocześnie tymi, co cierpliwie wyczekiwali widoku nowo narodzonego potomstwa superbohaterów, jacy przez wiele lat dzielnie ich bronili przed niebezpieczeństwem mocy.

— Dziękuję, Marinette — ucałował ją w czoło. — Dziękuję... Biedronsiu.

🎸

Do Marinette,
mojej pierwszej miłości.

Jako pierwsze, powinienem napomknąć, że nie umiem pisać listów, ale nie muszę się tym przejmować, bo żaden nie trafi w twoje ręce. Gdybyś go przeczytała, wyjechałbym na bezludną wyspę, aby już nigdy nie spojrzeć ci w oczy.  Dlatego, tak dla stuprocentowego upewnienia się, dam ten papier Julece. Może się nim podetrze, czy coś. Ewentualnie podłoży pod zniszczony materac w Ikei i jakaś biedna przypadkowa osoba go zauważy i dostanie laga mózgu, czytając moje wypociny.

Nieważne.
Minęło ile? Dwa lata? Trzy? A może pięć? Zleciało jak z bicza strzelił. Nawet jeśli rzadko utrzymujemy ze sobą kontakt, nie potrafię cię zapytać co u Adriena. Ale wiem, że wciąż jesteście razem i życzę wam tego,  co najlepsze. W końcu pisałaś mi w e-mailu, że powstrzymuje on twojego teścia od produkcji rurkowych, czerwonych pampersów dla wnuków. Ja go nie rozumiem. Przecież każdy niemowlak pragnąłby posiadać w swojej kolekcji ekskluzywne opinające majtasy w kolorze spodni najsłynniejszego projektanta w Paryżu.
(Tak szczerze, to dalej mam nadzieję, że gościu zmieni swój outfit, to niezdrowe chodzić ciągle w tym samym. Może go przekonasz do porzucenia tych dziwnych gatek? Nie zapominajmy, że Pan Gabriel jest guru mody, powinien o siebie zadbać.)

A co dzieje się u mnie? — możliwe, że takie pytanie padłoby z twoich ust, gdybyśmy się spotkali raz kolejny.

Wiedzie mi się stosunkowo dobrze. Jeżdżę po świecie i tworzę muzykę. Za miesiąc będę mieć swój trylionowy koncert we Francji, może wpadniesz? Chociaż nie wymuszam, w końcu sama jesteś zajęta. Twoje nazwisko do teraz jest na ustach wszelakich Paryżanów, ba, nawet w Hiszpanii o tobie mówią. Widać, że w swoje projekty wkładasz serce. I... To się na szczęście w tobie nie zmieniło.

No i lepiej, że nie postanowiłem wcześniej ci wysyłać tego listu. Pizza mi się właśnie zbuntowała i sos czosnkowy  kapnął mi na imię twojego mężula. Kiedy nawet fast-food woli od ciebie uciec, niż zostać przez ciebie zjedzonym, smutne. A było kupić chrupki.

Ostatnio sobie przypomniałem nasze pierwsze spotkanie: Ty, całkowicie zdenerwowana, która bełkocze coś niezrozumiałego pod nosem i ja... Co się śmieje z twojej niezdarności.  Ale wiesz co? To było urocze.
Pomimo wielu trudności, od razu stanęłaś na nogi i każdego ratowałaś.

Byłaś dla mnie skarbem nie do zdobycia.

Z ujrzeniem twojej pięknej twarzy, prócz szarego niczym popiół koloru... Dostrzegłem ciepłe, kojące barwy. Wszystko wyglądało w moich oczach zabawnie i wesoło. Wtedy już sobie uświadomiłem, że wpadłem po uszy i nie ma odwrotu.
Ale, jak to w niektórych bajkach, filmach, czy książkach — pojawia się rywal.
Rywal, który już od początku był tym zwycięzcą.

Szczerze mówiąc, nie chciałem cię wtedy motywować, abyś z nim porozmawiała i wyjaśniła wszystkie nieporozumienia — tak, wiem. Jestem egoistą.
Jednak... Gdybym tego nie zrobił i... Gdybym został twoim chłopakiem, myślę, że byłabyś cholernie nieszczęśliwa. 
A wtedy i ja byłbym nieszczęśliwy.

Dlatego... Żyj szczęśliwie. Bez żalu i wyrzutów sumienia.
Żyj szczęśliwie u jego boku, Marinette.

Chłopak, który nadal jest w tobie zakochany,
Luka Couffaine 

______________________________

Witajcie, kochani na epilogu,
Czyli na ostatniej części tego ff.

Jak wrażenia? Jaka jest wasza opinia?
Czy choć raz na tej książce się zaśmialiście/uśmiechnęliście/wkurzyliście/czycotamjeszczekebab?

Mam nadzieję, że odpowiedź będzie pozytywna.
A teraz, podziękowania: Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca. Prowadzę owe ff od bodajże czerwca i jestem zdziwiona, że czas tak szybko minął.
Pierwsze rozdziały naprawdę świetnie się przyjęły. Milutko mi się robi, kiedy widzę z waszej strony falę komentarzy.

Chcę wam jeszcze podziękować za 31k wyświetleń i ponad 4k gwiazdek. Komentarzy nie będę liczyć, ale ich również jest sporo, szczególnie na "Napad na wróżkowe kino".

Szczerze? Jestem dumna, że to napisałam. Bawiłam się świetnie. To pisałam z usmiechem na twarzy, to czekałam na wasze reakcje na niektóre momenty. Wszystko jest dla mnie wyjątkowe.

Dziękuję!

Jeśli chcecie zobaczyć coś z mojej twórczości to serdecznie zapraszam do:

Bardzo mnie zmotywujecie, dając temu szansę.

Zapraszam też do shota:

To na tyle.
Tam się widzimy, kochani. Będę czekać!

Maiaren

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro