08 - Kto jest dla ciebie równie ważny jak matka?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oderwali się od siebie na dźwięk tego głosu tuż obok nich. Znajdowali się w ciemnym pomieszczeniu, w którym jedyne światło dochodziło z ogromnego okna. Wokół unosiły się białe motyle, a pośród nich stał Władca Ciem wsparty na swojej lasce.

Przyglądał im się z zaciekawieniem i trochę jakby zdziwieniem.

- Jak po sznurku... - skomentował z satysfakcją.

Spojrzeli na siebie. I obojgu zabrakło tchu.

- Ma...Marinette? – szepnął Adrien, co było o tyle bez sensu, że było raczej oczywiste. A jednak nie mógł sobie poradzić z tą świadomością.

- O mój Boże... - Westchnęła Marinette, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Przepraszam, że cię w to wpakowałem.

- A ja za to, co wygadywałam o twoim tacie.

- Nie masz za co przepraszać. Miałaś rację – mruknął.

- Och, Kocie... - szepnęła, dotykając jego policzka, a on przymknął oczy. – Tak mi przykro.

Spojrzał jej w oczy. Musi, on musi ją stąd wyciągnąć! Chwycił ją za rękę i uścisnął. Marinette była lekko zdezorientowana. Już raz dzisiaj widziała w jego oczach te zielone rozbłyski i już wtedy wydawało jej się, że Adrien patrzył na nią z jakimś takim specjalnym wzrokiem. Ale nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, co to może oznaczać. A może po prostu bała się uwierzyć w oczywiste?

Otrząsnęła się z zapatrzenia. Wróciła jej świadomość chwili obecnej. Byli w pułapce.

- Gdzie nasze kwami? – spytała zimno Marinette, zwracając się do Władcy Ciem.

- Powiedzmy, że są w bezpiecznym miejscu. – Władca Ciem uśmiechnął się chytrze. – Dopóki nie będę ich potrzebował.

- Ale jak... jak je złapałeś?

- Wiecie... Lubię wymyślać różne rzeczy. A jeśli coś w szczególności mnie pochłania, potrafię być bardzo kreatywny...

- Ale jak? – spytał cicho Adrien, któremu aż ścierpła skóra od tego złowieszczego szeptu.

- Och, z tego wynalazku jestem naprawdę dumny. W tunelu, którym łaskawie tu zjechaliście, umieściłem obręcz z pewnego specjalnego materiału, który znalazłem z miraculami i książką. Okazało się, że przyciąga kwami nawet wbrew woli jego posiadaczy. Myślę, że był to element pomieszczenia, w którym strażnicy miraculów uczyli się opanowywać kwami. Cóż... Przetestowałem to najpierw na sobie, oczywiście. Biedny Nooroo... Cóż...

Te jego „cóż..." były złowrogie i okropnie wyrachowane.

- Jesteś złym człowiekiem! – wykrzyknęła Marinette.

- Och, doprawdy? Naprawdę myślisz, Biedronko, że przejmę się tym zarzutem?

- Jakbyś miał resztki ludzkich uczuć, to na pewno byś się przejął!

- Ja mam bardzo dużo ludzkich uczuć. Jakby się nad tym poważnie zastanowić, to wszystko, co robię... - zawahał się. – ...tak naprawdę robię z miłości.

- Co?! – wykrzyknęli oboje zdumieni.

- Mroczne skrzydła precz!

Po chwili stał przed nimi Gabriel Agreste.

- Tata?!

- No przecież spodziewałeś się właśnie mnie, nieprawdaż?

- Mimo wszystko... - mruknął Adrien, po czym spytał z wyrzutem: – Dlaczego, tato?

- To nie będzie bolało, synu. Potrzebuję tylko wypowiedzieć jedno życzenie. To wszystko. Potem oddam wam miracula i będziemy wszyscy żyć długo i szczęśliwie.

- Nieprawda – odpowiedziała Marinette. – To życzenie będzie miało swoją cenę.

- Cenę? – powtórzył Gabriel.

- Tak. Wszechświat działa w oparciu o zasadę równowagi – wyjaśniła Marinette, a Adrien zapatrzył się w nią jak w obrazek. – Życzenie zdobycia czegoś będzie równało się stracie czegoś równie ważnego.

- Hmm... - Gabriel zamyślił się głęboko. – Być tak blisko... Nareszcie mogę odzyskać żonę. Nasza rodzina znów może być razem, Adrien.

- Nie rozumiesz tato? Biedr... Marinette powiedziała przecież, że trzeba zapłacić cenę za swoje życzenie! Musi być zachowana równowaga! Jeśli odzyskasz mamę, stracisz coś równie cennego.

Gabriel zamyślił się. Po chwili na jego ustach zakwitł złowieszczy uśmiech, a oczy zabłysły.

- Może więc ty, synu, wypowiesz życzenie?

- Co? – zdumiał się Adrien. Ojciec oddałby mu miracula i pozwolił wypowiedzieć życzenie?!

- Dowiemy się, kto jest dla ciebie równie ważny jak matka – dodał groźnym szeptem, a Adrienowi serce zamarło. Czy on sugeruje... Czy on wie...?

- Wolałbym sam umrzeć – odpowiedział Adrien.

- Nie! – krzyknęła Marinette i chwyciła go za rękę.

- Nie pozwolę mu tego zrobić – odpowiedział jej Adrien, ściskając mocno jej dłoń. – On wie.

- Co wie?

- Kto jest dla mnie równie ważny – szepnął, patrząc jej w oczy. – Kto będzie ceną za moje życzenie.

Marinette zabrakło nagle tchu. Bo zrozumiała, co Adrien chciał jej powiedzieć. To było wyjątkowo okrutne i przewrotne, że wyznawał jej swoje uczucia na oczach swojego ojca, na chwilę przed tym, jak któreś z nich pożegna się z życiem.

- Jakież to wzruszające – wycedził Gabriel Agreste. – No więc, synu? Podjąłeś decyzję?

Adrien objął mocno Marinette. Pogładził jej policzek. Przez myśl przemknęło mu, że może gdyby nie był taki ślepy, to taka chwila jak stałaby się czymś nieodzownym w jego życiu. Czy przywykłby do tego? A może nigdy nie miałby tego dość? Nie dowie się tego już nigdy.

Pochylił się i pocałował ją, ignorując znaczące chrząkanie swojego ojca. Jeśli miał umrzeć, wolał umrzeć szczęśliwy.

Niechętnie wypuścił ją z objęć i cofnął się szybko zanim zdążyłaby zareagować. Spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem, a w następnej sekundzie jej dłonie powędrowały do uszu. Zdjął jej kolczyki! Zdjął je, kiedy ją całował!

- Nie rób tego! Nie dawaj mu moich kolczyków! – wrzasnęła na Adriena, rzucając się w jego stronę.

Ale było już za późno – miracula Biedronki i Czarnego Kota wylądowały właśnie w dłoniach Władcy Ciem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro