II. Zabiję cię ponownie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia pajęczak był już w swoim żywiole. Poprawiał sobie właśnie choker na szyi i już miał wychodzić do pracy, ale przeszkodziła mu mała, głupia blondynka.

- Dzień dobry Angel! - z uśmiechem powitała swojego przyjaciela stojąc w drzwiach.

- Posłuchaj Charlie, nie mam czasu na twoje wykłady o dobroci czy tam inne tęczowo-chmurkowe pierdoły. Śpieszy mi się. Także schowaj te promyczki szczęścia na twojej twarzy w dupę i może posuń się trochę - z zachowania Angel był taki jak zawsze. Był dzisiaj tak bardzo sobą, że wizja tego wystraszonego, skrzywdzonego pajęczaka z wczoraj wydawała się jakby legendą oddaloną o lata świetlne.

Chciał ją wyminąć w drzwiach i sobie pójść, ale Charlie złapała go za jedną z jego dłoni.

- Co? Muszę iść nagrywać porno! - niecierpliwił się.

- Alastor prosił mnie żebym ci przekazała.. - zawiesiła się na chwilę.

- Czego ode mnie chce ten skrzywiony seksualnie psychol? - gdy tylko usłyszał imię jego wybawcy z wczoraj poczuł się nieswojo.

-  Chciał żebym ci przekazała, że już nie będziesz chodził do tej pracy, bo on poszedł się spotkać z Valentino i wszystko załatwia właśnie - powiedziała szybko bojąc się reakcji Angela.

Pajęczak zamarł. Wiedział, że Val go zabije. Praca czy nie, on go zabije. Bał się go jak ognia, i może to ten strach trzymał go blisko niego. Valentino wiedział jak zmanipulować, a Angel był na to podatny. To nie tak, że on się w nim zakochał, lub jakiś kontrakt nie pozwalał mu odejść. On miał po prostu wpojone do głowy, że należy do Vala. Czy chce czy nie chce jest jego. Kropka. Każdy głos sprzeciwu był boleśnie i  bezlitośnie tłumiony. Najmniejsze nieposłuszeństwo było karane największą karą jaką akurat Valentino wymyślił.

- Do..  Vala... ? - Angel ledwie to z siebie wydusił, ręce zaczęły mu się lekko trząść, a serce szybciej bić.

- Ale to dobrze, prawda? Twoja praca była tylko przeszkodą do nawracania się! - idiotka szczerzyła się do niego podczas, gdy on zastanawiał się ile mu jeszcze zostało. Dni? Godziny? Minuty? A może już jest martwy?

Czy spotka jeszcze Valentino? Napewno. Może powinień odrazu do niego pędzić? Nie. Wygłupiłby się.  Więc czekać? W życiu! Co więc robić? Co ma zrobić ze strachem, który właśnie go ogarnął? Może najlepiej odrazu pierdolnąć sobie kulkę w łeb? Tak. To już jest jakieś wyjście. Czekaj! Myśl trzeźwo!

- Po cholerę Alastor ingeruje w moje sprawy?! - wydarł się nagle na biedną Charlie i wybiegł z hotelu.

- ¡¿Tu quieres matarme?! - krzyknęła Vaggie po hiszpańsku, gdy ten wpadł na nią po drodze. Jednak pajęczak nie usłyszał, bo pobiegł już dalej.

- Al! Al przysięgam zabiję cię! I mam gdzieś, że już nie żyjesz! Zabije Cię ponownie! -  krzyknął po drodze do swojego miejsca pracy.

Nagle zauważył taksówkę stojącą na uboczu. Odrazu do niej wsiadł.

- Pod burdel! - powiedział szybko do kierowcy.

- A może najpierw jakiś.. szybki numerek? - w Piekle Angel był bardzo znany ze swojej pracy, a ten kierowca korzystał już z jego usług, więc logiczne, że spodziewał się po nim czegoś zboczonego. 

- W dupę se wsadź ten numerek! Posuń się! - Angel nie miał na to czasu.

Z miejsca pasażera niezgrabnie wgramolił się na miejsce kierowcy mając gdzieś, że inny demon tam siedzi. Demon z resztą zaczął go wyzywać i  klnąć, że go popierdoliło, ale Angel miał go w dupie. Tym razem odziwo nie dosłownie.

- Jesteś trupem Alastor - z tymi słowami na ustach ruszył z piskiem opon.

Przepisy drogowe? W Piekle nawet tego nie było! I dobrze. Jeden problem z głowy mniej. 

- Japierdolę zabijesz nas! - niedoszły kierowca darł się w niebogłosy.

-  Nie, bo to ja jestem za kółkiem! - wyszczerzył się, to chyba była jedyna przyjemna rzecz w tym dniu.

Zahamował równie gwałtownie jak ruszył. Jeszcze dwa centymetry i potrąciłby jakąś dziwke płci męskiej, która akurat wychodziła już z pracy. Facet się tak przeraził, że aż się posikał. 
Angel wysiadł z auta, a pożegnany został orszakiem soczystych wyzwisk. 
Wbiegł do budynku.

- Tatusiu wróciłem! - na jego twarzy malował się przerażony uśmiech.

POLSAT   :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro