《11》

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyszliśmy z bloku i poszliśmy w stronę pobliskiego lasu. Tak, tego lasu, w którym się zgubiłam. Sans nagle złapał mnie za rękę, na co ja się trochę zarumieniłam. Szliśmy tak dalej, trzymając się za ręce. Po chwili Sans się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, ale dookoła były same drzewa.
-Emm...Sans? Tu nic nie ma...Więęęc co chcesz mi pokazać?
-pamiętasz może Nightmare'a?
-Oh... Nighta? Jasne że pamiętam... Jak mogłabym go zapomnieć?
Sans uśmiechnął się pod nosem.
-no więc przyszliśmy po niego, aby iść z nim potem do Fresha.
-Fresha?
-tia... nasz kuzyn. tylko, że u niego, zwykłe spotkanie zamienia się w grubą imprezę. wiesz.... poznasz prawie wszystkich moich kuzynów.
-Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?! Bym się chociaż lepiej ubrała, a nie... A taka propos, Paps nie idzie?
-wiesz... lepiej, żeby został z Undyne... zresztą! on sam powiedział po ostatnim spotkaniu, że on więcej nie ma zamiaru tam iść... wydaje mi się, że nie spodobało mu się to, że są kuzyni bardzo podobni do niego. on lubi być jedyny w swoim rodzaju.
-Hmm... Ciekawe... A kiedy NM przyjdzie?
-powienien niedługo być...
Sans spojrzał w swój telefon po czym zaczął się rozglądać.
-będzie za niecałe 5 minut.
-Okej.
-a propos, to nie potrzebujesz mieć pięknych ubrań, aby wyglądać pięknie. dla mnie wyglądasz cudownie, w tym, w czym aktualnie jesteś.
Zarumieniłam się na jego słowa po czym się do niego uśmiechnęłam.
-Oh... Heh, dzięki, ty też wyglądasz dobrze w tym, w czym jesteś...
Wbiłam wzrok w ziemię. Nagle usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i tak jak myślałam, w naszą stronę szedł Nightmare.
-Siema!
-O! Hej Night!
-cześć.
NM podszedł do nas.
-To co? Lecimy?
-ta, chyba tak... co ty na to TI.?
-Tak!... A-a jeżeli mnie nie polubią?
-po/
-Polubią...nie martw się
Oj... Sansowi się chyba nie spodobało to, że NM mu przerwał...
-Dobra! Chodźmy. Sans, ty bierzesz TI. Czy/
-tak, wezmę ją... o to się nie musisz martwić.
Sans powiedział to z takim jadem w gębie.
-Spoko. To co? Widzimy się u Fresha, tak?
-tak.
Nightmare już zniknął.
-TI., słuchaj... będziesz musiała uważać na siebie, bo chwila nieuwagi i możemy stracić się nawzajem z oczu.
jak będziemy na miejscu, to pamiętaj, aby uważać na Lusta, Killera, Dusta... zresztą! uważaj na wszytkich, którzy wydają ci się podejrzani, ok?
-Okej.
-ja nie żartuję, TI.... na początku wydają się fajni, ale w rzeczywistości tacy nie są... nie musisz się bać Blue i  Inka, oni są/
-Dobra Sans! Skończ już gadać! Night i reszta czekają, a ja chce ich już poznać...
-eh... dobra, ale naprawdę uważaj...
-Sans... Ja nie jestem małym dzieckiem... Możemy już tam iść... Czy tam teleportować?
Sans jeszcze chwilę się wachał, ale po chwili złapał mnie za rękę i świat zawirował. Zamknęłam oczy po czym je otworzyłam i ujrzałam mnóstwo szkieletów podobnych do Sansa! Podbiegł do nas niski, słodki szkielet z ciuszkami z dominującym niebieskim.
-cześć Sans!
-cześć Blue.
-o! kto to?
-to TI., moja....przyjaciółka....
-oh... cześć TI.! ja jestem Blue!
-Heh, cześć Blue. Boże jaki ty słodki!
Blue zarumienił się na niebiesko. To takie cuuuute!
-ta, ta... chodź pokaże ci resztę.
-Idę!
Sans zapoznał mnie z Blue, Inkiem, Sci, Freshem, Dreamem, Outerem, Honeyem, a NM, brata Dreama, już znałam. Wyciągnęłam od nich numery telefonu, bo tak. Od niektórych Sans mnie zabierał. Matko! Tyle tych szkieletów jest, ale Sans mówi, abym trzymała się blisko niego. Jednak, gdy rozmawiał z Freshem, ja wymknęłam się po cichaczu i zaczęłam sama zwiedzać. Chata była ogromna i tłoczna! Szłam przed siebie, ale odwróciłam się za siebie, aby zobaczyć, czy przypadkiem Sans mnie nie szuka. Na szczęście on dalej gadał. Nagle wpadłam na kogoś, podniosłam głowę i zobaczyłam wysokiego szkieleta z białym wdziankiem, czerwonym szalikiem i miał tak jakby zgitchowane jego prawy oczodół. W sumie, on cały się glitchował, ale nie tak bardzo jak właśnie jego oczodół. Miał też na brzuchu tak jakby rozcięcie?
-Cz-cześć.
Wyjąkałam.
-O! Cześć! Jestem Geno, a ty?
-Eee...yy... TI.!
Jakim cudem mu się te oko glitchuje?
Pierwszy raz widzę takie coś. W ogóle jak on żyje, skoro ma tak głęboką ranę?... Chwila... Przecież to szkielet, szkielety nie żyją....
-Eemm... Słyszysz?
Z zamyśleń wyrwał mnie Geno, machający kościstą dłonią przed moją twarzą.
-Oh, eh... Coś mówiłeś?
-Tak... Skąd się tu wzięłaś?
-O... Więc Sans mnie ze sobą tu przeprowadził, więc jestem.
-Sans? Classic?
-Emm... Chyba tak...
-Ten co łazi ciągle w tej samej niebieskiej bluzie...
-Tak, to ten.
-Heh... Dziwne...
O co mu chodzi? Coś jest nie tak z Sansem? No, w sumie ostatnio dziwnie się zachowuje.
-W ogóle, to poznałaś wszystkich?
-To znaczy... Sans pokazał mi tylko tych dobrych, jak to on powiedział.
-Dobrych? Naprzykład kogo?
-No naprzykład Blue, Ink, Sci, Outer, Dream, Honey, a Nighta już znam.
Szkielet posłał mi szczery uśmiech.
-Heh, dobra, leć poznać resztę, tylko...
Geno zbliżył się do mojego ucha i wyszeptał.
-*Uważaj na Lusta, to taki mały zboczeniec... A chyba nie chcesz... No wiesz...rozumiesz o co mi chodzi.*
Przeszły mnie ciarki.
-Ookej... Na kogo mam jeszcze uważać?
-Wiesz... W sumie to tylko na niego. Jest jeszcze Killer i Horror. Nawet ich imona wydają się straszne, ale gdy się z nimi pogada, to są fajni.
-Nie będą próbować mnie zabić?
-Raaaczej nie... Chyba, że ich wkurzysz, to możesz skończyć z siekierą w głowie lub nożem wbitym w brzuch, ale nie pokazuj, że się boisz.
-Aha, okej. Dziękuję!
Zaczęłam odchodzić od szkieleta pewna siebie.
-Poczekaj!
Odwróciłam się znowu w stronę Geno.
-Co tam?
-Pod żadnym pozorem nie dotykaj Reapera, on ma czarną, długą szatę i kosę. Jak możesz się domyślić, on jest jak śmierć... W sumie, on jest śmiercią... Nie ważne! Po prostu go nie dotykaj. Możesz z nim gadać, ale no... Nie dotykaj...czyli uważaj tylko na niego i tego Lusta. 
-Nooo spoko...oo! A mogę twój numer?
-Jasne!
Wymieniliśmy się numerami i rozdzieliliśmy się, każdy w swoją stronę. Pomyślałam, że sobie usiądę na kanapie. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Po chwili przyszedł czarny, zglitchowany szkielet. Miał ubrania koloru czarnego z dotatkowymi kolorami, którymi były niebieski, żółty i czerwony. Usiadł na kanapie, po czym odwrócił się w moją stronę z obojętnym wyrazem twarzy. Nic nie powiedział, po prostu się gapił. Postanowiłam jakoś zagadać, aby nie było tak... Niekomfortowo.
-TI.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale ten nawet nie drgnął. Co mu jest?
-H-halo?
Nagle szkielet się poruszył i się odezwał.
-O! Hej, nie zau-ważyłem Cię... Mogę też sobie tu posiedzieć?
Coo?
-Em....
-A, taka propos, Err-or, a ty?
-J-ja już się przedstawiłam, w dodatku cały czas się na mnie patrzyłeś... I nic nie powiedziałeś... Żartujesz sobie ze mnie?
Szkielet wyglądał na zmieszanego, po czym walnął się w czoło.
-*Ar-ghh! Znowu się zacią-łem! To już 4 raz dzisiaj...*
Powiedział pod nosem. Patrzyłam na szkieleta lekko zmieszana obecną sytuacją. Zaczęłam rozglądać się na boki w poszukiwaniu wytłumaczenia do kogo on gada.
-Słucham?
Error spojrzał na mnie po czym się uśmiechnął.
-Ah.. Przepra-szam... Jak widzisz, glitchuje się czasam-i i mogę też kilka razy się zaciąć... To u mnie norm-alne.
-Oh... Przepraszam.
-Nic się ni-e stało. W ogóle słyszałem od Fr-esha, że Sans Cię tu przyga-rnął. To w og-óle nie podo-bne do niego.
Okej?
-W ogóle, dasz swój nu-mer telefonu?
-Jasne!
Wymieniliśmy się numerami, znowu...
-Dzięki! Dobra, to ja-a idę do reszty. Cześć!
-Cześć.
Error wstał i wszedł w tłum. Ja natomiast siedziałam dalej. Po chwili zauważyłam w ciemnym kącie kolejnego szkieleta z czerwonym prawym okiem, kapturem na głowie i chustą zakrywającą połowę twarzy. Nagle ktoś z tyłu powiedział.
-To jest Cross...
Podskoczyłam w miejscu i się odwróciłam. Za mną był kolejny szkielet, opierający się o oparcie kanapy. Miał on pękniętą czaszkę, czerwone światełko w jego lewym oczodole i z siekierą w ręce... Chwila... Siekierą?! Czy to Killer?
-Y-ym... A ty to kto?
Szkielet spojrzał na mnie.
-J-jeżeli mogę zapytać!
Dodałam szybko, przez co ten się uśmiechnął złośliwie.
-Boisz się mnie?~
-Nie. *Tak?*
Ten patrzył na mnie przez chwilę po czym wybuchnął śmiechem.
-Tia... Jak chcesz.
Opuściłam wzrok ze wstydu.
-Jak się nazywasz?
-TI.
-Horror.
Czyli to jest Horror! A ja myślałam, że to jest Killer....
-Idę po coś do picia, chcesz coś?
-Nie, ja podziękuję, ale możesz dać mi swój numer?
-Spoko.
Horror dał mi swój numer, a ja dałam mu mój...uwielbiam kolekcjonować numery telefonów...Uśmiechnęłam się grzecznie, Horror odwzajemnił uśmiech, po czym skierował się w stronę prowizorycznego baru. Zerknęłam w stronę Crossa, jak mi powiedział Horror. Nadal tak siedział i się na mnie patrzył. Rozejrzałam się z myślą, że patrzy na kogoś innego. Jednak nikt inny nie był z tyłu. Odsunęłam się na drugi koniec kanapy, aby zobaczyć co zrobi Cross. Ten podążył wzrokiem za mną i nasze oczy znowu się spotkały. Szkielet nagle kiwnął głową, dając znak, abym do niego dołaczyła. Wskazałam swoim palcem na siebie, aby mieć pewność czy chodzi o mnie. Cross kiwnął głową i odszedł w ciemny korytarz. Myślałam, jeszcze chwilę czy iść czy nie. Jednak ostatecznie ciekawość wygrała. Przecież nic mi się nie stanie. Chyba...

~*~
1506 słów... 1506.... Mam nadzieję, że mi wybaczycie moją nieobecność i brak rozdziałów, gdy rzucę wam ten rozdział zawierający 1506 słów... Idę jeść,
Cześć :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro