《16》

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałam już pod drzwiami do mieszkania Sansa. Pociągnęłam delikatnie za klamkę, po czym drzwi się uchyliły. Zajrzałam do środka. Wyglądało to tak, jakby nikogo tu nie było, ale Sans musiał tu być. Po prostu musiał. Weszłam do korytarza, zamknęłam po sobie drzwi na klucz i zaczęłam iść w stronę pokoju Sansa. Nadal cisza. Weszłam do środka po cichu. Zobaczyłam śpiącego na łóżku Sansa. Był zwinięty w kulkę. Podeszłam do łóżka, na którym spał i delikatnie się obok niego położyłam.
Wsunęłam się pod kołdrę i... Tak niechcąco zasnęłam...

[Time Skip.]

Obudziło mnie charczenie. Zerwałam się do pozycjii siedzącej i spojrzałam na Sansa. Cały czas charczał i się wiercił. Postanowiłam coś z tym zrobić, dlatego też szturchnęłam go dość mocno, aby sie obudził. Jednak to nic nie dało. Po chwili zdecydowałam, że go przytulę. Po tym jak to zrobiłam, Sans powoli się uspokajał. Odzyskał równy oddech i przestał się kręcić. Nadal trzymałam go w objęciach, jednakże to nie trwało długo, bo Sans zaczął się powoli przebudzać. Otworzył oczy, spojrzał na mnie spokojnie, jednak po chwili otworzył szeroko oczy ze zmartwieniem i strachem.
-co ty tu robisz?!!
-No emm... Przyszłam Cię odwiedzić.
Powiedziałam słodkim głosem.
-nie powinno tu cię tu być...
-Sans! O co ci chodzi?! Dlaczego nie możemy/
-TI... ty nie rozumiesz... wyraźnie powiedziałem ci, że nie możemy się widzieć przez najbliższe 20 dni... zostały tylko 3, więc wracaj do swojego mieszkania.
Nie odpowiadałam. Patrzyłam się na niego stanowczo.
-eh.... jak ja mam do ciebie dotrzeć?...
-Sans... Po prostu mi wytłumacz o co chodzi z tą rują... Czy u ciebie ruja jest podobna do rui u zwierząt?
-tak jakby....tylko, że u nas, szkieletów, objawia się się w dość...brutalnej formie...dlatego błagam, na litość boską, abyś wróciła do siebie.
-No, ale nic się nie dzieje nawet w tej chwili...
-staram się nad tym panować....
-Ale/
-TI.! jeżeli tu zostaniesz i nie daj boże coś ci zrobię, to mnie znienawidzisz...
-Nie prawda!
Rzuciłam się Sansowi na szyję i mocno go przytuliłam.
-TI.! N-nie możesz! T-to się źle/
Spojrzałam na niego jednak dalej trzymałam go w objęciach.
-Co się/
Sans szybko mnie złapał i spojrzał mi w oczy. Jego światełka zmieniły się w przesłodkie serduszka. Nie mogłam się nacieszyć, ponieważ Sans przyciągnął moją twarz do swojej i namiętnie mnie pocałował. Na razie nie jest źle... Odwzajemniłam.
-TI... nadal masz szanse uciec~
-N-nie! Zostanę z tobą.
-skoro chcesz~
Okej... To już nie jest mój Sans. No cóż... Sama się na to zgodziłam. Kontynuowaliśmy pocałunek. Jednak po chwili Sans położył mnie na łóżku tak, że leżałam pod nim a on nachylał się nademną.
-jesteś piękna~
Czułam, że się rumienię. Sans zaczął zbliżać swoją twarz do mojej szyi po czym delikatnie składał na niej pocałunki [Co ja robię ze swoim życiem?... Dop. Aut.]. Potem usiadł na mnie w dość krępujący sposób, po czym powoli zdjął z siebie koszulkę, patrząc przy tym na mnie flirciarsko. Rzucił ją gdzieś za siebie. Widziałam jego wszystkie kości w tym żebra. Od razu przypomniała mi się sytuacja z telefonem... Po chwili, Sans delikatnie przejechał swoim kościstym palcem po moim policzku w stronę ust. Nie wiedziałam co robić, więc się nie ruszałam. Dzisiaj miałam na sobie czarną bluzę i jeansy... W sumie jak zawsze. Sansowi to jednak nie przeszkadzało, bo swoją magią ostrożnie zdjął ze mnie bluzę. Byłam już tylko w staniku i jeansach, a Sans w samych spodenkach. Zbliżył swoją twarz do mojego obojczyka i przystąpił do składania delikatnych pocałunków. Powoli zjeżdżał w dół. Zdjął ze mnie jeansy. Byłam już tylko w staniku i majtkach. Sans przestał robić cokolwiek. Zszedł z łóżka, pokręcił się po pokoju i usiadł na krawędzi łóżka. Dołączyłam do niego.
-Coś nie tak?
-s-sam nie wiem... nie chcę ci tego robić...
-Do niczego mnie nie zmuszasz...
Nie odezwał się, więc wpadł mi do głowy szalony pomysł. Zeszłam na podłogę i klękłam przed nim. Sans patrzył na mnie z góry z niebieskim rumieńcem na twarzy. Zaczęłam zbliżać się do niego.
-T-TI? c-co ty robisz?
-Chcę mieć to z głowy~
Zdjęłam z Sansa spodenki i bokserki. Ukazał się niebieski członek. Spojrzałam na Sansa, ale ten walczył z emocjami. Zbliżyłam swoje usta do jego przyrodzenia i zaczęłam delikatnie lizać, potem ssać. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nad sobą nie panuję.
-T-TI... chy-chyba ruja mi się
s-skończyła...
Odsunęłam się od niego zawstydzona.
-P-przepraszam! Ja-ja nie panowałam nad sobą!
-ja też... ale dziwne, że tak szybko mi ruja przeszła... powinna trwać jeszcze 3 dni...
Siedzieliśmy tak kilkanaście sekund. Jednak po chwili poczułam szarpnięcie w duszy. Po chwili zauważyłam jak pomarańczowe serce wylatuje z mojej klatki piersiowej.
-Sans! Co-co się dzieje?!
Sans patrzył zszokowany, ale też zdziwiony na serce. Po chwili z Sansa klatki piersiowej również wyleciało serce, tyle że jego było niebieskie. Nagle to jego serce z zawrotną prędkością wleciało w moje, powodując u mnie przeszywający ból w klatce piersiowej, później w głowie, a następnie w każdym innym możliwym miejscu. Zemdlałam.... A może umarłam?

~*~
.......









......






....




No a ty czego tu jeszcze szukasz?


















Masz czego chciałaś....
































Jeszcze ci mało?




Moja psychika ucierpiała jak to pisałam xD



















Idź sie uczyć

Albo lekcje weź odrób











Mi też możesz :3







Ja 2 tygodnie w domu przesiedzę :3








Już więcej nie będzie scen 18+ w tej książce...






Przepraszam...






Chcecie, żeby było tu trochę magii? '--'
Bo mam mega pomysł '--'







No, ale nie nudzę :3
Dobranoc/Do widzenia/cześć/sayonara/aloha/tschus/goodbye....
:*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro