Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, skarby!❣️
Nie wiem jak dzisiaj z drugim rozdziałem, bo mega źle się czuję, a ten pisałam długo. Bo jest długi. Logiczne hahaha xD 2,4 k słów to całkiem dużo jak na jeden raz xD (wcześniejsze miały o prawie połowę mniej xD)
W każdym razie zobaczę jak ogarnę temat. I już chyba niedługo koniec tego maratonu :3
Jeżeli ktoś jest ciekawy długości książki, to planuję ją na tak około 76 rozdziałów. No więc nie martwcie się, że niedługo koniec xD

bo to dopiero połowa 🌝😏🌝

Miłej lekturki!❣️

A no i nie sprawdzałam xD

---

Mac spojrzał w moje oczy. Dziko. Zabłyszczały jak jakieś śliczne gwiazdki. On był taką moją śliczną gwiazdką. Naprawdę był sukinkotek przystojny. Jakby go wyciągnęli z amerykańskiego filmu żywcem. Zaraz. Przecież on miał być aktorem.
- Rene... A dokąd mogę się posunąć? - zapytał tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć. Mimo że byliśmy sami w domu. Zagryzłem wargę i wsunąłem dłoń pod jego koszulkę, dotykając jego pleców. Tego miejsca, co je tak kochałem. Bo było seksowne. Idealne. Totalnie oszalałem na punkcie Maca.
- Nie mam na myśli seksu, ani nic takiego, znaczy... - zacząłem się gubić. - Chcę od ciebie orgazm. - teraz ja spojrzałem w jego oczy. Bardzo agresywnie. - Ale jeszcze mnie nie rozdziewiczaj.
- Ale... To jak ma wyglądać nasz krok w przód? - zmarszczył brwi i zrobił naprawdę słodką minę. Jak taki szczeniak, co nie rozumie, do czego służy masło. Czy coś. Albo cokolwiek innego.
- Ja nie wiem. Miałeś pouczyć się o gejach i tych sprawach. - złapałem go za pośladki.
- Mam wszytsko wykute w teorii. Praktyka no to wiesz... Żywioł. - wzruszył ramionami, patrząc gdzieś w bok.
- Więc co proponujesz? - wplątałem dłoń w jego włosy. Jego miękkie włosy.
W dodatku tak świetnie pachniały. Wanilią.
- Ja... No nie wiem. Może... - znów spojrzał mi w oczy. Pomyślał chwilę, a potem jego tęczówki zapłonęły jak ogień. Pochylił się do mojego ucha i przygryzł je delikatnie. - Chodźmy do łóżka. - wyszeptał.
- Tylko wyniosę Bestię. - uśmiechnąłem się. Polizał miejsce za moim uchem, na co westchnąłem. Bo jego język był bardzo sprawny. No i potrafił go używać. Doświadczony chłopak.
- Okey. Ja poszperam ci w łazience. - spojrzał na mnie, a po chwili pocałował mnie w nosek. Rozpływałem się. Bo to było mega kochane.
- Po co? - zaśmiałem się i teraz to ja go pocałowałem. Tylko, że w usta.
- Zobaczysz. - wyszczerzył się. A ja tylko wzruszyłem ramionami. I poczułem lekki stresik. No bo mieliśmy zrobić krok w przód, a ja nie wiedziałem, co ten idiota wymyślił. No był idiotą, więc pewnie coś głupiego.
Podniósł się ze mnie i pomógł mi wstać. Pozbierał z podłogi wszystkie prezenty, które wcześniej upuścił i wręczył mi je.
- To dla ciebie, skarbie. - pocałował mnie w policzek. A ja się rozpływałem.
- Dziękuję. - zagryzłem wargę i spojrzałem w dół. Bo się zawstydziłem. - Kochany jesteś.
- To była moja wina. Właściwe to... - podrapał się po głowie. - Chciałem zaprosić cię na przeprosinową randkę.
- Kiedy? - prawie podskoczyłem z radości.
- Problem jest taki, że musielibyśmy jechać w środku tygodnia. Bo chcę cię wyciągnąć na trzy dni, a w weekendy nie mogę. - podszedł bliżej i objął mnie w pasie. A ja obejmowałem moje prezenty.
- Teraz jak już mama o nas wie... Będzie prościej ją przekonać. - zagryzłem wargę. To była prawda. Mama bardzo mnie wspierała, jeżeli chodziło o związek z Hiltonem. Właściwie to byłem zadowolony, że Mac idiota mnie wyręczył i powiedział o tym mamie. Bo ja chyba nie dałbym rady.
- Cieszę się. Bardzo się cieszę. - teraz to on złapał mnie za pośladki. A ja zacząłem się z niego śmiać. No bo jego zadowolona mina mówiła sama za siebie. Wyglądał jak dziecko, które dostało swoją wymarzoną zabawkę. Uroczy widok. Ale nie sądziłem, że tak bardzo lubi moje pośladki.
- Mac... Pośpieszmy się. Mam dużą ochotę... - powiedziałem nieśmiało i zagryzłem wargę. To była prawda. Czułem jakby moje ciało miało zaraz wybuchnąć. I tak dziwnie pulsowało mi w brzuchu. I w kroczu.
- Okey. - musnął moje wargi i puścił mnie. Odłożyłem wszystkie rzeczy na krzesełko, a kwiaty położyłem na biurku. Narazie. Nie było czasu żeby wstawić je do wazonu.
Wziąłem kulkę na ręce i razem z Hiltonem wyszliśmy z pokoju. Ja zszedłem na dół, a on zniknął w łazience. Byłem ciekawy co tym razem wymyślił. Właściwe się domyślałem. I nie mogłem się doczekać.
Odłożyłem kulkę do łóżeczka i nałożyłem karmy do miseczki. No i mleka do drugiej. Bo Bestia musiała się czymś zająć, a rozbrajanie suchej karmy dla psa było dla niej bardzo zajmującym i długim zajęciem.
Wbiegłem z powrotem na górę, przy okazji przeglądając się w lustrze, wiszącym tuż przy schodach. Wyglądałem trochę jak dziecko w tej koszulce z Pikachu. Ale tyłek miałem zajebisty. Pusheeny pierwsza klasa, nie.
Wbiegłem na górę no i zerknąłem do łazienki. Mac szperał w szafkach i czegoś szukał. Ale postanowiłem mu nie przeszkadzać. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się wygodnie na łóżku. Już nie mogłem się doczekać momentu, w którym do mnie wróci. Bo nie to było istotne, że miał mi robić dobrze, a jego obecność. Po prostu już go chciałem. Chciałem go poczuć. Powąchać. Przytulić się. I śmiać z jego głupiej mordki cały dzień.
Wszedł do pokoju, trzymając w rękach jakieś opakowanie. Z kremem chyba. Tak na oko, to tak wyglądało. Zagryzłem wargę i zadrżałem. Bo mój chłopak był najbardziej seksownym chłopkiem na całym świecie.
- Chyba się nada... - podszedł do mnie, nadal wpatrzony w paczkę kremu i usiadł obok mnie na łóżku. Po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się jak idiota. Nie dziwne. Przecież nim był.
- Chyba? - uniosłem brwi, również się uśmiechając.
- Wygodnie ci, Rene? - zignorował moje pytanie.
- Tak. - kiwnąłem.
- Okey, to... Musisz mi mówić jak będziesz się czuć. Na początku może być trochę nieprzyjemnie. Jeżeli będzie coś nie tak, przerywamy od razu. - powiedział stanowczo. Przeszły mnie ciarki, bo uwielbiałem, kiedy był taki stanowczy.
- Dobra. - pokiwałem tylko głową. - Co mam zrobić?
- Rozłóż nogi, skarbie.
Otworzyłem szerzej oczy. Okey. Wiedziałem, że Hilton to dość bezpośredni i bezwstydny facet, ale żeby od razu walić takimi tekstami? Dobra. To było podniecające. Zarumieniłem się mocno. Czułem jakby miały mi odpaść policzki. A on zaczął się ze mnie śmiać. Idiota.
- Pomóc ci? - pogładził moje udo. Wyzwałem go tylko cicho pod nosem i rozchyliłem trochę nogi, uginając je w kolanach. To była najbardziej zawstydzająca rzecz w moim życiu. On pocałował mnie w kolano i złapał za moją bieliznę.
- Unieś biodra.
- Ale ja się wstydzę, Mac. - odwróciłem wzrok. No bo nigdy nie byliśmy przy sobie nago. Znaczy byliśmy w wannie, ale była pianka i nic nie było widać.
Dla Maca oczywiście przeszkody nie istniały, więc wziął mój skopany w róg łóżka kocyk i nakrył nim mnie od pasa w dół. No i sam się pod niego wkitrał.
- A teraz? - zaśmiał się. Przewróciłem oczami i uniosłem biodra. A on szybko zdjął ze mnie bieliznę. I to było świetne uczucie. Kiedy ukochana osobą rozbierała. Podniecające i takie... Bezwstydne.
- Rene. - obejrzał moją bieliznę i wyszczerzył się. - Ale słodkie majtki.
- Nie wiem skąd je mam. Mama mi kupiła. Ważne, że są wygodne. Nie nabijaj się! - oburzyłem się. A Hilton mnie olał. Przysunął moje bokserki do swojej twarzy i zatopił w nich nos. Zamruczał i spojrzał na mnie.
- Ale pięknie pachniesz.
- Hilton! - złapałem się za usta. - Ty posrany idioto! - krzyknąłem. To było zawstydzające. Co za debil. A on zaczął się śmiać. Oczywiście.
- To zaczynamy? - rzucił je gdzieś za siebie i potarł dłonie o spodnie. Kiwnąłem tylko głową i zestresowany spojrzałem gdzieś w bok. Głupi pajac.
Położył się obok mnie i przykrył kocem jeszcze bardziej. I co z tego, że miał spodnie. To był Hilton. Stan umysłu. Nalał sobie na rękę trochę kremu i rozsmarował go po palcach. O shit. Wiedziałem już o co chodziło. Położył się trochę na mnie, a jego dłoń zniknęła pod kocykiem.
- Jak się czujesz? - zapytał i zadarł moją koszulkę do góry.
- Dziwnie mi. - westchnąłem. - Stresujesz mnie tylko takim ociąganiem się.
- A może się niecierpliwisz? - zagryzł wargę. Przewróciłem oczami. Co za debil. Naprawdę musiał mnie tak zawstydzać?
- A może chcesz w łe...eee... Mac... - przerwałem, a zaraz po tym westchnąłem po czułem zimne na pośladkach. Moje policzki stały się czerwone jeszcze bardziej. A ja byłem tak zawstydzony, że miałem ochotę wysokoczyć przez okno.
- Tak? - zagryzł wargę.
- Podniecasz mnie. - miałem mówić prawdę i tylko prawdę. Teraz to on stał się czerwony jak burak. Bardzo słodki burak.
- Okey, to... - odchrząknął. - Zaczynam.
- Pewnie. - kiwnąłem i położyłem głowę na poduszkach. Bardzo się stresowałem. Bo to było coś nowego. Ale był Mac i... Dodawał mi odwagi.
Poczułem jak jego palce wkradają się między moje pośladki. Rozchyliłem usta i złapałem się za nie dłonią. Bo to miejsce nie służyło do dotykania. Dotknął mojego wejścia. Myślałem, że spalę się że wstydu. I podniecenia. Płonąłem. Było mi naprawdę gorąco. Naparł na nie delikatnie a ja szybko złapałem go za ramiona.
- Mac, czekaj! - powiedziałem dość głośno, a on zastygł w bezruchu. Spojrzał na mnie zmartwiony. A ja wziąłem głęboki wdech.
- Ja nie wiem... - właściwie nie wiedziałem co powiedzieć. - Ja chyba... Ja...
- Nie myśl za dużo, bo mózg ci się przegrzeje, kotku. - zaśmiał się i mocno mnie pocałował. W tym samym momencie włożył... Włożył we mnie palca. Jęknąłem zaskoczony w jego usta, a on zamruczał jak kot. To było takie dziwne. Nieprzyjemnie. Ale Mac mnie podniecał.
- Jak się czujesz? - szepnął w moje wargi i odsunął się, patrząc w moje oczy.
- T-to dziwne... Ale nie jest źle. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie umierałem.
- Okey... A teraz? - gwałtownie posunął go do przodu, wkładając go głębiej.
- Mac! - jęknąłem zaskoczony i spiąłem się trochę. Bo to naprawdę było głęboko. A ja nie byłem gotowy.
- Musisz się rozluźnić. - powiedział spokojnie i pocałował mój policzek.
- Sam się kurwa rozluźnij! Myślisz, że to takie proste?! - krzyknąłem na niego. Stres wziął górę, a nieprzyjemne uczucie już nie było tylko nieprzyjemne. Bolało.
- Boli, tak? - czule pocałował mnie w czoło. Miałem ochotę się rozpłakać. Bo to było dziwne. Chyba nie byłem gotowy na taki krok. Zdecydowanie nie. Ale już nie mogłem się wycofać.
- T-trochę... - powiedziałem cicho.
- Zaraz przejdzie, skarbie. Obiecuję. - powiedział mi do ucha. A po chwili zaczął całować mnie po szyi. Te usta... Robił to świetnie. Trochę łaskotało, ale zdecydowanie było przyjemne. Kochałem, kiedy Mac w jakikolwiek sposób mnie dotykał. Bo liczyło się to, że to był Mac. Włożył we mnie jeszcze jednego palca. Nie skomentowałem tego. Jęknąłem tylko dość głośno. Właściwie nie mogłem się skupić na tym co działo się pod kocykiem. Bo Mac całował cudownie... I to kupiło moją uwagę. Bo było przyjemnie.
No, ale zaczął nimi poruszać. Znów się trochę spiąłem, ale po chwili rozluźniłem. Dyskomfort znikał. I to mnie cieszyło. Ale nadal nie miałem pojęcia w jaki sposób to miało sprawiać mi przyjemność.
- Jest dobrze, Mac... - szepnąłem mu do ucha i wplątałem dłoń w jego włosy. On zadarł moją koszulkę, po chwili podwijając ją dość mocno. I włożył pod nią drugą rękę.
- To zaczynamy? - wyszczerzył się i spojrzał w moje oczy.
- T-ty jeszcze nie zacząłeś? - zdziwiłem się. No bo jeżeli to było przygotowanie, to to przygotowanie trwało trochę długo, jak na przygotowanie.
- Nie. Jeszcze nie. Odpręż się. A najlepiej zamknij oczy. - musnął moje wargi.
- Okey. - wykonałem jego polecenie raz dwa. I wtedy... I wtedy zaczął. Ruchy jego palców zmieniły tempo. Były szybsze i takie... Nie miałem pojęcia jak to opisać. Ale nie było już tak źle jak było. No było lepiej. Logiczne.
Położył dłoń na mojej klatce piersiowej. Przejechał po niej wolno, drażniąc mojego sutka. A ja jęknąłem cicho. Bo to było takie delikatne miejsce. Ale jakie było moje zaskoczenie, kiedy złapał za niego i zaczął ściskać i trącać opuszkami. Tego już nie mogłem wytrzymać.
- M-mac... Mac, co ty robisz? - wplątałem dłoń w jego włosy.
- Nie jest ci dobrze? - dopiero teraz ogarnąłem, że nie odwracał ode mnie wzroku.
- J-jest... Tak myślę. N-na dole niekoniecznie. - odwróciłem wzrok. Mówienie o takich rzeczach zdecydowanie nie było moją mocną stroną. No, ale miałem mówić, jak się czuję. Więc mówiłem.
- A myślałem, że trafiłem... - uniósł się trochę i zaprzestał pieszczot mojej klatki.
- Trafiłeś? - uniosłem się na łokciach. A raczej na jednym łokciu. Bo drugą rękę miałem na karku Hiltona.
- A teraz? - zgiął je we mnie gwałtownie.
- Mac! - krzyknąłem i wbiłem paznokcie w kark Hiltona. Bo to co poczułem było niesamowite. Na chwilę odcięło mnie od rzeczywistości. Przyjemność była duża. W życiu nie czułem czegoś tak magicznego. A świadomość, że... Palce Maca były we mnie jeszcze bardziej zaczęła mnie podniecać.
- Matko, Rene. - Mac jęknął i położył głowę na mojej klatce.
- T-tak? - spojrzałem na niego. Ale wydawał mi się taki trochę zamglony. Jak wszystko wokół.
- Jakie to było słodkie. - powiedział w moją pierś. A ja tylko się zaśmiałem. Bo cieszyłem się, że on też z tego wszystkiego korzystał. Z mojej przyjemności. Pogłaskałem go po włosach. Bardzo miękkich włosach. I przymknąłem oczy.
- Jeszcze, Mac. - mój głos zadrżał. Bo to było bardzo zawstydzające prosić o takie rzeczy. On uniósł się trochę i spojrzał na mnie. Sam wyglądał na zawstydzonego. W sumie się nie dziwiłem. No bo to na pewno było też dla niego dziwne. Bycie z drugim facetem w tak intymnej sytuacji. Ale widok był uroczy. Wyglądał jak naprawdę śliczny szczeniak. Podciągnął moją koszulkę, ale teraz prawie pod samą brodę. I zamiast ręki zaczął używać ust, języka i zębów. Przygryzał mojego sutka i lizał na zmianę. I zaczął poruszać palcami. Pewniej i szybciej. A ja odchodziłem od zmysłów.
- Tak... Ah, tak dobrze, Mac... - wygiąłem się w mały łuk i znów wbiłem paznokcie w jego kark. Tym razem przejechałem nimi po jego skórze. Bo akurat w tym samym momencie trafił w to przyjemne miejsce. Jęknąłem głośno i chętniej rozłożyłem nogi. Nie panowałem nad sobą. To było takie niesamowite, że zapomniałem się. Totalnie. Czując zapach Maca miałem świadomość, że jest przy mnie. Czułem jego dłonie na sobie. Jego usta. Język. Nawet te cholerne zęby. Było cudownie. Nie chciałem żeby przestawał. I nic nie miało prawa nam przerwać. Mu. Z każdą falą rozkoszy czułem, że jestem zależny od niego jeszcze bardziej. Że jeszcze bardziej go chcę. Pragnę. I że jestem coraz bardziej gotowy, aby go też zadowolić.
- M-mac! - wyjęczałem, kiedy znów to zrobił. Rozkosz była niesamowita. I ciągle się powiększała. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak podniecony.
- Nie przestawaj! - krzyknąłem, a moje uda zadrżały. Zacząłem głaskać Maca po plecach, jakbym chciał go pochwalić. Podziękować. Cokolwiek. W każdym razie byłem zadowolony. Chyba było widać. Rozkosz była niesamowita. I to wszystko, dzięki temu idiocie.
- M-mac... - zamknąłem oczy, czując, że zbliżam się do końca. Tak. Chciałem. Chciałem znów to poczuć. On znów to zrobił. Gwałtowniej i mocniej. Ale dbał o to, aby nie bolało. Był kochany. Naprawdę się o mnie troszczył. Znów zajęczałem z przyjemności. Dłużej. Głośniej. A on nie przestawał.
Napiąłem wszystkie mięśnie. Świat znów przestał istnieć. Zapach perfum Maca znów dotarł do mojego nosa. Wszystko poczułem dwa razy mocniej. I doszedłem.
- Mac! - wykrzyczałem chyba na cały dom, a po chwili zacząłem głośno sapać. Orgazm był niesamowity. Dlatego uśmiechnąłem się. Ale padałem jak mucha. Mac idiota mnie wykończył. Odsunął się ode mnie i zostawił w spokoju mojego biednego sutka. Pogryzł mnie cholernik. I teraz trochę bolało. Pocałował mnie bardzo czule w usta. A ja otworzyłem oczy. I pierwsze co zobaczyłem to jego seksowny uśmiech.
- I jak? - zapytał i potarł o siebie nasze nosy.
- Cudownie. - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Spisałem się? Jesteś dumny?
- No, może... - niechętnie przyznałem. Znaczy tylko udawałem tą niechęć. Bo tak naprawdę byłem bardzo zadowolony. - Ale i tak jesteś idiotą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro