Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za błędy!

---

Kompletnie nie zrozumiałem Chrisa i nie wnikałem. Żeby pomyśleć, że ja i Mac coś ten tego, naprawdę trzeba było być posranym. No i Chris oczywiście był posrany, dlatego to wszystko wyjaśniało. Nie przejąłem się tym nawet i wszystko zachowałem dla siebie. Z takich spraw zawsze wychodziły tylko niepotrzebne ploty, podejrzenia i inne takie. Sam zauważyłem, że Mac zachowywał się w stosunku do mnie inaczej... Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, bo jakby to ująć, czułem, że stoję u niego na pierwszym miejscu. A chyba każdy kiedyś chciał być dla kogoś najważniejszym.
I tak mijały dni. Ja dostawałem dobre oceny z matmy, a Mac już oficjalnie miał zdać. No, ja też oczywiście. Nie działo się nic ciekawego. Kompletnie. A nasza znajomość się rozwijała. Spotykaliśmy się niemalże codziennie. Nawet, kiedy byłem chory to odwiedzał mnie i dawał lekcje. Coraz częściej łapałem się na myśleniu o Hiltonie, ale po prostu byłem ciekawy, bo nigdy nie widziałem jego rodziców i tak naprawdę nic o nim nie wiedziałem. Może poza tym, że był obrzydliwie bogaty, ale nie wiedziałem skąd miał te pieniądze. Było to frustrujące, bo on wiedział o mnie dosłownie wszystko. Był dobrym obserwatorem, ale ja też się za specjalnie nie kryłem się że swoimi upodobaniami, czy innymi nawykami i zwyczajami. On był dziwnie... Zamknięty. Wiedziałem tylko, że ma pieniądze. Tyle.
Tak zleciały nam dobre dwa miesiące. Bardzo szybko i miło.
Był piątek, wieczór. Rodzice szykowali się na randkę z okazji... Cholera ich tam wie, a ja miałem zostać z bratem sam. Na noc. Z bratem, który spał od godziny. Więc co zrobiłem? Oczywiście, że zadzwoniłem do Maca.
- Halo? - odebrał momentalnie, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Wskoczyłem na blat w kuchni i zacząłem bujać nogami.
- Za trzydzieści minut będzie pizza. - powiedziałem zachęcająco, a on zaśmiał się dźwięcznie.
- Tak? Ostatnio schudłem. - skłamał, bo oczywiście jego dupa była tak samo wielka jak te dwa miesiące temu.
- Chodź do mnie na noc. Nie ma rodziców. - zagryzłem wargę, a kiedy zorientowałem się co robię, natychmiast przestałem.
- Już jestem. - roześmiał się.
- Co? - zmarszczyłem brwi i w tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Idiota. - pokręciłem głową, niedowierzając temu, co właśnie zrobił. Szybko zeskoczyłem z blatu i jeszcze szybciej znalazłem się w przed drzwiami wejściowymi. Albo wyjściowymi. Kto jak woli. Otworzyłem je i jak się okazało, był to Mac. W ręku trzymał siatkę z jakimiś napojami. Stał przede mną jak jakiś bóg, bo wyjątkowo dobrze wyglądał. Rozłączyłem nasze połączenie i pokręciłem głową. - Nie wierzę.
- Działam cuda. - wzruszył ramionami i wyszczerzył się. Jak idiota naturalnie. Wpuściłem go do środka, a on od razu zaczął się rozbierać. Wziąłem od niego bluzę i powiesiłem ją w szafie, bo na kurtki było już za ciepło. Nie zdążyłem się odwrócił, a Hilton już objął mnie za szyję i zmierzwił mi włosy. - Mam piwo.
- Chcesz mnie upić i zrobić kompromitujące zdjęcia, tak? - zaśmiałem się i zacząłem prowadzić go w głąb domu.
- No. - odpowiedział głupawo. Złapałem go za nadgarstek i zacząłem prowadzić w górę schodów.
- Musimy być cicho, bo Logan już śpi. - zciszyłem ton i wprowadziłem go do swojego pokoju.
- Jasne. - mruknął i kompletnie nie przjemując się niczym, walnął się na mięciutki dywanik przy łóżku. Naprawdę był miękki. Tak miękki że można było na nim spać. Sam usiadłem na przeciwko niego. Podał mi piwo, a ja spojrzałem na nie dość zmieszany, bo nigdy nie piłem tak o, z kimkolwiek. Tylko troszkę wódeczki na weselu. No i winka. Ale łeb miałem mocny. Chyba.
- Przy mnie możesz się upić. - otworzył swoje i od razu wziął duży łyk. - Nikt się o tym nie dowie. Twoi rodzice też nie.
- Skoro tak... - otworzyłem je i sam wziąłem łyka. Małego. To był łyczek wręcz. Taki tyci.
- W szkole się poprawiło, co? - uśmiechnął się do mnie, a ja nie załapałem o co chodzi.
- Z czym? - zmarszczyłem brwi.
- Z ludźmi i tym wszystkim... Masz więcej znajomych. - przewrócił oczami.
- Oni są fałszywi. Mam tylko ciebie. - powiedziałem pewnie, mówiąc dość cicho, ale stanowczo. Uśmiech Maca powiększył się. Odwrócił wzrok i spojrzał chyba na okno. Albo na jakąś muchę. Brzydką muchę.
- Może powinieneś dać im szansę, co? - zapytał cicho. Jego ton był łagodny i taki... Niepewny. Spojrzałem na niego bardziej. To znaczy zacząłem mu się przyglądać. Jego włosy były zmierzwione. Właściwie nigdy nie pokazał się w takich w szkole. Wory pod oczami mówiły, jak bardzo jest zmęczony dniem. Jego cera była ciemna. Jak dobra czekolada. Zawsze był taki zadbany, ogolony... Nigdy nie widziałem u niego zarostu. Zawsze ładnie pachniał. Zawsze dobrze wyglądał. W końcu nosił ciuchy od najdroższych projektantów. Zaczął mnie intrygować jeszcze bardziej. Skąd miał na to wszystko pieniądze...
- Mac. - kompletnie zignorowałem jego pytanie. Spojrzał na mnie, pytając mnie wzrokiem o co chodzi. - Właściwie... Dlaczego miałeś problemy z frekwencją? - złapałem się za ramię i znów wziąłem takiego tyci łyczka piwa. On zakłopotał się. Było po nim widać jak cholera.
- To długa historia.
- Mówiłeś, że mi ufasz. - przypomniałem. - Chcę to wiedzieć. Ty wiesz, że jestem debilem z matmy. O co chodzi? - spojrzałem w jego oczy. On rozchylił delikatnie wargi. Był zdziwiony. Zmieszany. Nie wiedział co zrobić. A ja nie miałem zamiaru odpuszczać.
- Było minęło... Czy...
- Chce wiedzieć. - naciskałem i już po chwili tego żałowałem. Mac odwrócił wzrok. Jego oczy zaszły łzami. Powstrzymywał się. Powstrzymywał płacz. Zrobiło się naprawdę poważnie.
- Idiota. - wstałem i podszedłem do niego. Wziąłem chusteczki z biurka i usiadłem naprzeciwko niego. - A podobno faceci nie płaczą. - uśmiechnąłem się. On spojrzał na mnie cały zakłopotany, a ja pokręciłem tylko głową. Hilton to Hilton. Nie miałem do niego siły. Ale bardzo nie lubiłem kiedy się smucił. Pochyliłem się do niego i objąłem go pewnie. Po prostu go przytuliłem. Nie obchodziło mnie, że było to pedalskie. Po prostu chciałem...
- Jak się popłaczesz zrobi ci się lepiej. - pogłaskałem go po tych potarganych włosach. Wcisnąłem jego głowę w swoje ramię. - A jak mi się wyżalisz... To ten ciężar z ciebie spadnie. - i poczułem jak on niepewnie się we mnie wtula. A po chwili już całkiem do mnie przyległ. Jego oddech stał się nierówny. Serce zaczęło bić mu bardzo głośno. Tak, że słyszałem je jak swoje. Zacząłem gładzić jego plecy. A on po prostu zaczął ryczeć jak dziecko. W jednym momencie. Przytuliłem go mocniej. Jakbym... Jakbym nie chciał, żeby mi uciekł. Chciałem, aby poczuł się przy mnie dobrze. Aby się nie bał. Aby wiedział, że może na mnie zawsze polegać.
- Rene... - szepnął przez łzy i zacisnął dłonie na moich plecach. Zamknąłem oczy. Wsłuchiwałem się w jego płacz. Jak roni każdą łzę z osobna. Jak bardzo go to boli. Jak bardzo jest nieporadny... Jak kryje się za uśmiechem. Jak udaje, że jest inny. I mimo że nie mówił nic, ja go wysłuchałem i zrozumiałem wszystko.
- Rene, przepraszam. - wyszlochał. - Przepraszam...
- Cii... - przyciągnąłem go do siebie jeszcze mocniej. - Nie mam ci niczego za złe. Każdy otwiera się powoli. Nie zrobiłeś nic złego. Jesteś cudowny Mac. Silny. Nie wiem co się stało. Nie mam cholernego pojęcia... Ale mimo to jesteś dla mnie bardzo ważny i bardzo mi zależy na tobie i twoim szczęściu. Jeżeli każesz mi poczekać, nie obiecuję, że poczekam. Jestem niecierpliwy, ale to tylko dlatego, że tak mocno mi na tobie zależy. Nie chce żebyś mi uciekł, bo... Czuje, że mam najlepszego przyjaciela, jakiego nawet nie potrafiłbym sobie wymarzyć. Dziękuję... - poczułem jak moje serce zabiło mocniej. Takie wyznanie... Pod wpływem emocji. Pod wypływem chwili. Tylko dla niego. Dla jakiegoś durnego fejma ze szkoły. Dla mojego przyjaciela. Przyjaciela.
- Dziękuję... To ja dziękuję, Rene. - schował twarz w mojej szyi, a ja uśmiechnąłem się, czując jak łaskocze mnie nosem. - Powiem ci wszystko, ale... Powiem. Powiem to teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro