Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie sprawdzany!

---

W szkole jak zwykle sikałem z tego debila Hiltona. Na matmie to w ogóle był cyrk. A na wfie to było mi dobrze. Szczególnie, kiedy zdjął koszulkę w szatni. No i napadł mnie w kiblu i zaczął całować.
Było zabawnie, bo graliśmy w kosza trzy na trzy. No i mieliśmy połączony wf z klasą Issaca i Natta. Z nimi w drużynie był jakiś Nick. Był trochę wyższy ode mnie. Pofarbowane włosy na biało i masa kolczyków. Właściwie śmieszny typek. Pocieszna mordka, ciągle rył ze wszystkiego z czego się dało. Właściwie to wyglądał jak takie duże dziecko. Ale Mac nie pozwolił mu zbliżać się do mnie na krok. Jego zazdrość znów uruchomiła swój ukryty mode ,,Chronić Rene przed wszystkim co jest rusza" i praktycznie nie spuszczał z oczu. Taki był ten idiota i nic nie mogłem z tym zrobić. Na szczęście graliśmy w oddzielnej salce, gdzie nikogo nie było. Bo gdy tylko rzuciłem kosza Hilton oczywiście musiał mnie przytulać. I inne takie mizianki. Chłopaki nie zwracali na to większej uwagi. Nawet Nick, który nie był wtajemniczony. Ale właściwie stał się wtajemniczony. Bo jak moglibyśmy go nie wtajemniczyć skoro Mac w ogóle nie ukrywał naszego związku. Trochę się na niego wściekłem, ale tylko trochę. Potem bardzo ładnie mnie przeprosił i było zajebiście. Kupił mi pączusie i takie tam... Wesoły dzionek. W każdym razie zapomniałem o całej spinie z rodzicami. I czułem się o wiele lepiej.
Wyszliśmy ze szkoły o czternastej i jak nigdy nie zerwaliśmy się z lekcji. Zostaliśmy na tej durnej chemii, mimo że nic nie robiliśmy. Totalnie. Ja wcinałem pączki, a Hilton hazardzista grał z chłopakami w karty online, o piwo. I przegrał frajer. A ja się z niego śmiałem. HA. HA.
Wsiedliśmy do auta, a ja natychmiast usiadłem wygodnie i zamknąłem oczy. Byłem padnięty. I to cholernie.  Byłem pewien, że to wina Maca. W końcu przez niego nie spaliśmy do czwartej rano. A to naleśniki sobie wymyślił. A to film. A to mu się na mizianki zebrało. I nie dał mi spać cholernik. I mimo że rano czułem się świetnie, to teraz jak kupa. I to taka rozdeptana. Przez Hiltona.
Mac odpalił auto i wyjechał ze szkoły. Natychmiast zaczął miziać mnie po udzie. A ja się uśmiechnąłem. Łaskotało.
- Rene, możemy spotkać się dwie godziny później? - zapytał nagle i zatrzymał się na światłach.
- Czemu? - mruknąłem sennie, zaraz po tym ziewając.
- Zapomniałem, że mam dziś egzamin na prawko. - zaśmiał się i złapał mnie za rękę.
- Naprawdę? - aż otworzyłem oczy. - No w końcu! - odetchnąłem z ulgą. Jeżdżenie z Hiltonem bez prawka naprawdę było stresujące. Jak oglądanie horroru samemu w nocy, o nawiedzonych szafach, kiedy w pokoju ma się szafę. Czy coś takiego. W każdym razie byłem pewien, że zda, bo jeździł kozacko.
- To znaczyło ,,tak"? - wyszczerzył się do mnie.
- No raczej. Pośpię sobie przez ten czas... I odeśpię te naleśniki. - przeciągnąłem się i splotlem nasze palce. Ale Mac po chwili mnie puścił. Właściwe to trzymałem go może z trzy sekundy, bo światło się na zielone zmieniło.
- Jesteś najlepszym na świecie chłopakiem, Rene.
- A ty najgłupszym. Gdzie właściwe mnie zabierasz? - rozmawialiśmy oczywiście o randce. O naszej randce, na której Mac miał wyznać mi coś bardzo ważnego. Właściwie to wyznał dzień wcześniej... Ale ponoć było coś jeszcze.
- Tu i tam... W każdym razie będziesz zadowolony. - coś widocznie kręcił ten idiota, bo normalnie wyśpiewał by mi wszystko. Ale nie wnikałem. Niespodzianka to niespodzianka.
- Mh... Okey. - mruknąłem sennie. Naprawdę czułem się jak kupa.
- Jak z rodzicami? - zapytał nagle. Znów zatrzymał się na światłach i całą uwagę poświęcił mi.
- Nie gadamy. - westchnąłem. - Właściwie się unikamy. A ja mam na głowie Logana i Bestię, bo mają na nas wyjebke.
- I mnie. - zaśmiał się i złapał mnie za rękę, po chwili ją całując.
- Głupi jesteś. - pokręciłem głową, uśmiechając się do niego. Hilton to jednak był moim niezawodnym pocieszycielem. I błaznem.
- Przejdzie im, skarbie. - spojrzał w moje oczy. A ja zacząłem się rozpływać. Uwielbiałem, kiedy nazywał mnie tak pieszczotliwie. Robiły o dość rzadko, ale kiedy już robił, to było mi jak w niebie. Wszędzie latały skowronki i motylki.
- Wiem. Jeszcze tylko osiem miesięcy. - prychnąłem, kręcąc głową. - A raczej trzy lata.
- Aż trzy? - uniósł brwi i ruszył w dalszą drogę.
- Tak. Po trzech latach od urodzin Logana, rodzice znów zaczęli się mną interesować. Ale i tak nie tak bardzo, jak wcześniej, więc... W takiej sytuacji pewnie nie zauważą, kiedy się wyprowadzę.
- Twoi rodzice nie wydają się źli... - powiedział dość niepewnie. - Przecież jak jesteśmy u ciebie twoja mama zawsze robi nam coś do jedzenia, czy zostawia kasę na pizzę.
- Nie wiem jak to działa, ale jest taka tylko dla mnie. No i teraz dla Logana. Bardzo się o niego martwię. - złapałem się za ramię i wbiłem wzrok w wycieraczkę pod moimi nogami. Dlaczego Hilton trzymał w samochodzie wycieraczkę z napisem ,,home"?
- Mimo wszystko jesteście ich dziećmi, więc chyba nie będzie tak źle. - Mac złapał mnie za udo i zaczął je powoli masować. Trochę bardzo erotyczny masaż. Ale podobało mi się. Więc nie protestowałem. Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Naprawdę uwielbiałem tego faceta.
- Najbardziej martwię się o Logana. - złapałem za jego rękę, spoczywającą na mojej nodze i odciągnąłem ją trochę w górę, z dala od mojego krocza. Wiedziałem, że go kusiło, ale było za wcześnie. No i na pewno nie takie rzeczy w aucie.
- To ty zajmiesz się Loganem, a ja tobą.
- Dlaczego jesteś taki kochany, idioto?
- Bo jesteś dla mnie wszystkim. - topiłem się. Topiłem. Topniałem. Jeden pies. Ważne, że to wszystko wina Maca Hiltona. A raczej zasługa. Bo stan w jaki mnie wprowadzał, to było zdecydowanie coś większego, niż szczęście.

***

Obudził mnie bardzo czuły pocałunek w czoło. Naprawdę kochany gest. Uśmiechnąłem się na wpół przytomny, ale nadal nie otwierałem oczu. No dopóki nie poczułem ręki na swoim pośladku. Jak się okazało na moim łóżku siedział Hilton. Ubrany seksownie. I to w cholere. Miał na sobie czarną bluzkę na długi rękaw, z dekoltem odsłaniającym jego obojczyki. Po raz pierwszy zwróciłem uwagę na jego szyję. Na to jak fajnie się napinała, kiedy się uśmiechał. Spodnie, też czarne, mocno go opinały, ale też w sumie nie. W każdym razie poczułem się jak zboczeniec. Bo mój wzrok błądził tam gdzie nie powinien. Jego włosy tak fajnie ułożone. Zaczesane do tyłu. Ale jednak stały. Jak on to zrobił, że tak zajebiście wyglądał? Ah, no tak. On po prostu miał pieniądze.
- Rene, jesteś najsłodszą istotą na ziemii. - uśmiechnął się do mnie i pomiział mój policzek palcem.
- H-hej, Mac... - ziewnąłem i dopiero po chwili coś do mnie dotarło. - Zaspałem na randkę! - krzyknąłem i poderwałem się do siadu. On zaśmiał się tylko i musnął moje usta. Matko najlepsza pobudka życia. Szkoda, że w takich okolicznościach. Ale wtopa.
- Nie denerwuj się tak, bo ci zmarszczki wyjdą. - przewrócił oczami, śmiejąc się jak idiota. On był idiotą. Ale jakich kochanym o wyrozumiałym.
- Przepraszam, Mac... Budzik nie zadzwonił. - jęknąłem zrozpaczony. - Ewentualnie go wyłączyłem przez sen.
- Poczekam. - objął mnie w pasie i przysunął mocno do siebie. - Pobawię się z Loganem i Bestią.
- Mac, jesteś złoty. - odetchnąłem, bo jego zachowanie było naprawdę kochane. On cały był kochany. Nie rozumiałem, czym zasłużyłem sobie na takie szczęście. Ale było mi z nim jak w niebie. Albo jeszcze wyżej.
- Twoi rodzice myślą, że idziemy na mini imprezę do Issaca. Czipsy i konsola. Pisałem już do niego, więc w razie co potwierdzi. - mówił spokojnie. Wcale nie był na mnie zły. Wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby martwił się o mnie. A ja nie miałem pojęcia dlaczego. Właściwie to z jego winy zaspałem. Bo męczył mi dupę w nocy o te naleśniki! A ja uległem... Więc chyba wspólna wina. No i wina budzika.
- Okey... - spojrzałem w jego oczy i uśmiechnąłem się delikatnie. - Przystojnie wyglądasz, Mac.
- A ty... Słodko. - zaśmiał się i ugryzł mnie w nos. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło, ale te jego buzujące hormony można było wyczuć na kilometr. Albo i dwa. Nawet trzy.
- Jaki ty jesteś głupi.
- Magia miłości. - spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się jak najsłodszy łobuz świata. O matko tak... Było mi dobrze, kiedy na niego patrzyłem.
- Rene... Zrobimy dziś krok do przodu? - wyszeptał i pogłaskał mój policzek. A ja znieruchomiałem. Bo co miałem mu powiedzieć. Bo jeżeli taka sprawa miałaby wejść w życie, musiałoby to dziać się pod wpływem chwili. Odwróciłem od niego wzrok. Naprawdę mnie zawstydzał, szczególnie kiedy mówił o takich rzeczach. Bo on był doświadczony, a ja gówno wiedziałem o sprawach seksualnych. I nie chciałem się ośmieszyć. To był czas, kiedy musiałem pooglądać trochę gejowskich pornoli. Choć nie ukrywałem, że to mnie obrzydzało... To musiałem zrobić to dla Maca.
- Nie jestem jeszcze gotowy. - westchnąłem cicho.
- Okey, nie naciskam. - odpowiedział mi szybko i powoli mnie objął, a ja nie czekając na nic wtuliłem się w niego. Schowałem twarz w jego szyi i zamknąłem oczy. Pachniał tak cudownie. Pachniał tak cudownie. Pachniał tak cudownie. Rene dostał lag mózgu.
- Słodko się rumienisz, kiedy o tym mówimy. - szepnął mi do ucha.
- Nie rumienię się!
- Owszem, rumienisz.
- Wcale nie! Idiota!

---

Skarby, nie będzie mnie tydzień i raczej rozdziałów też nie. No chyba, że napiszę coś na zapas 🤣❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro