Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wattpad robi problem i nie wysyła powiadomień ☺️🔫

Nie sprawdzany😘

---

Powiedziałem mamie o wszystkim. Od początku do końca. Od naszego poznania z Hiltonem, aż do momentu naszej kłótni. I nie szczędziłem szczegółów. Przyznałem się nawet, że piłem piwo. Ale jej reakcja była najlepsza.
- Ale ci zazdroszczę. Twój tata nie był takim romantykiem.
No i trochę skisłem. Wiedziałem, że mam najlepszego chłopaka pod słońcem i tak dalej... Ale naprawdę się bałem. Co z nami. Czy dam radę mu wybaczyć. Czy nie będę się go bać.
Mama powiedziała również, że mój ojciec też był o nią cholernie zazdrosny. Ponoć w czasach gimnazjum bił każdego kto na nią spojrzał. I może to było chore zachowanie, ale była z tego zadowolona. Bo miała pewność, że ten facet nigdy jej nie zdradzi. I to miało sens. Skoro Mac chciał mnie i tylko mnie tylko dla siebie, to nie tknął by nikogo innego. Nawet kijem. Bardzo długim kijem.
Wypłakałem się w ramię mamy. Tak. Czułem się jak kupa. Albo więcej kup. W każdym razie było mi cholernie przykro. Nie potrafiłem się ogarnąć. I ryczałem. Ryczałem... Aż w końcu przestałem. Wydmuchałem nos w chusteczkę i spojrzałem na mamę. Ona uśmiechała się do mnie czule. Ta kobieta to był prawdziwy skarb. Zdecydowanie moja przyjaciółka.
- Mamo... Tylko nie mów nic tacie, proszę. Chyba wyrzuciłby mnie za drzwi, gdyby się dowiedział, że chodzę z chłopakiem. - mruknąłem cicho, bawiąc się palcami.
- Nic nie powiem. - objęła mnie mocniej za szyję. - To właściwie twoje życie miłosne więc... Nie mam prawa w to ingerować. Na pewno nie powiem temu idiocie. - pocałowała mnie czule w czoło.
- Dziękuję... Strasznie bałem się twojej reakcji. Myślałem, że nie wiem... Wstydziłem się. - zacząłem się tłumaczyć. Bo czułem się winny. W końcu robiłem coś nienormalnego. Niecodziennego. Innego.
- Nawet gdybyś był z dziewczyną to byś się wstydził. - zaśmiała się. - Taki jesteś, Rene. Akceptuję to. Nie mam nawet innego wyjścia. W końcu jesteś moim synkiem. Kocham cię, mimo wszystko, wiesz? - pogłaskała mnie po włosach. I tego właśnie było mi trzeba. Akceptacji. W jednym momencie poczułem się świetnie. Moja mama była cudowna. W końcu spełniała wszystkie moje oczekiwania. O obawach mogłem zapomnieć. Żałowałem tylko, że nie zaufałem jej od razu.
- Ja ciebie mocniej, mamo. - wtuliłem się w nią i zamknąłem oczy. - Tylko... Co mam teraz zrobić?
- Daj sobie czas, skarbie. Sam wkrótce poczujesz co musisz zrobić. Co chcesz zrobić. - uśmiechnęła się. - Mac źle się zachował. To prawda. Ale jeżeli się zakochałeś i czujesz, że go potrzebujesz... To po prostu idź do niego. Nie ma się co męczyć i strzelać fochów. Karząc jego, karzesz siebie. To nie zdrowe dla was obojgu.
- Chyba chcę trochę odpocząć, ale... W szkole siedzę z nim na każdej lekcji. Nie da się go unikać. - wyszczerzyłem się. Ona spojrzała na mnie wymownie i pokręciła głową, po chwili wpadając w śmiech.
- Ten jeden raz masz pozwolenie na wagary.
- Tylko jeden? - jęknąłem. - Mamo... No zaraz wakacje są. Jeszcze chwila do wystawienia ocen.
- Dobra. Ten jeden raz ze względu na wyjątkową sytuację, pozwolę zostać ci do poniedziałku w domu. Ale we wtorek idziesz do szkoły i zgłaszasz się na matmie. Jasne?
- Jesteś najlepszą mamą pod słońcem.

I tak zaczęły się te leniwe i smutne dni. Bardzo samotne dni...

***

Leżałem na łóżku i przytulałem kulkę. Mama była w pracy. Tata zajmował się Loganem i totalnie nie interesowało go to dlaczego byłem w domu. A ja cierpiałem. Całe dwa dni nie dostałem żadnego znaku życia od Maca. Issac, Natt i Chris pisali do mnie... Ale ja nie miałem ochoty pisać.  Przeprosiłem ich i powiedziałem prawdę. Czułem się jak gówno. Już nie kupa. Gówno. Miałem ochotę umrzeć. Wszystko wydawało mi się takie szare. Z jednej strony chciałem Hiltona, ale... To on powinien odezwać się pierwszy. W końcu to on robił za faceta w naszym związku. I powinien się o mnie starać. A miał mnie gdzieś... I dlatego czułem się dwa razy gorzej.
Przytuliłem się do kulki... A przynajmniej usiłowałem się przytulić, bo zebrało jej się na zabawę. I gryzła mnie w nosek. Ah ta kulka. Typowa Bestia.
- Głupoto... - zaśmiałem się i pocałowałem ją w tę pustą główkę. Kochany pies. Gdyby nie ten psiak to chyba bym umarł. Tak. On jakoś dostarczał mi szczęścia.
Westchnąłem tylko. Musiałem coś ze sobą zrobić. Totalnie. Bo czułem, że oszaleję. No więc postanowiłem się przejść.
- Chodź, Bestia. Czas na kupkę. - podniosłem się i w miarę ogarnąłem. Wcisnąłem się w za dużą na mnie czerwoną bluzę adidasa... Bluzę Maca. Ale zanim ją założyłem mocno ją przytuliłem i powąchałem. Tak cholernie za nim tęskniłem. Ale to był Idiota. Narazie nie chciałem go widzieć. Bo chyba bym go rozsadził. Jakąś łopatą i widłami.
Założyłem Bestii czerwone szelki i ruszyłem na dół. To był szczeniak, ale na spacery już mógł sobie pozwolić.
Nie mówiąc nic tacie wymknąłem się z domu. Oczywiście wziąłem portfel i telefon. Bo jedzenia nigdy za wiele.
Było świeżo po deszczu. Bo lało wcześniej. Właściwie było chłodno. Naprawdę chłodno. A ja nie wziąłem kurtki. I nie miałem ciepłych ramion, w które mógłbym się wtulić. Hilton naprawdę był mi potrzebny.
Udałem się na spacerek po parku. Było mało osób. Właściwie... Nikogo nie było. Nie no. Była jedną osoba. Bo przecież Bestia nie zaszłaby mi drogi. No i Bestia nie była taka duża, żebym w nią wpadł.
- Przepraszam! Wszystko w porządku? - zmartwiony głos dotarł do moich uszu. Musiałem zadrzeć głowę, aby spojrzeć na osobę, na którą wpadłem. Jak się okazało był to wysoki blondyn. Farbowany blondyn z ciemnymi odrostami. Włosy miał zaczesane do tyłu, ale parę niesfornych kosmyków zasłaniało jego czoło. Miał turbo szare oczy. A właściwie szaro-żółte. I bardzo jasne. Z twarzy przystojny. Miał bardzo zgarby nos. Oczka też niczego sobie, tak właściwie. Mocne zarysy kości i szczęki. Miał przebitą wargę, w której siedział srebrny kolczyk. Taki co mają byki w nosach. No a przynajmniej tak się przyjęło. Podobne miał w uszach. Wyglądał... Apetycznie. Był przystojny. Mega bjuti. Był szczupły, ale nie jakiś chuderlak. Taki idealny. Nie nabity mięchem jak Hilton. Tylko w sam raz. I był wysoki w chuj. Na oko w wieku Maca.
- Tak. Nie szkodzi. - uśmiechnąłem się grzecznie i spojrzałem odważnie w jego oczy. Ale on dziwnie się na mnie spojrzał. Jakby zobaczył ducha. Właściwe to to olałem typka i wyminąłem go, kontynuując swoje rozpaczanie. Bo Mac był najważniejszy. No i chciałem iść dalej. Ale coś nie pykło. Bo ten typek złapał mnie za rękę w bicku. Odwróciłem się do niego i zmarszczyłem brwi.
- Co? - burknąłem jak dziecko.
- Ja... Ja... - zaciął mu się system. - Przyjechałem tu na jeden dzień i szukam dobrej piekarni, albo... Jakiejś kawiarni.
- Właśnie idę po pączki. - wzruszyłem ramionami. - Może pan iść ze mną.
- Jesteś gejem? Bi? - znów spojrzał w moje oczy.
- Co? - wbiło mnie w chodnik. Czyżby Hilton znów zaliczył wtopę i komuś o nas powiedział? Zginie.
- Przepraszam. - zaczerwienił się i wyciągnął dłoń w moim kierunku. - Cillian Lautner.
- Rene Beresford. - mruknąłem dość niepewnie i uścisnąłem ją. - To... Kim ty jesteś? - zmarszczyłem brwi.
- Ja... Ja przepraszam. - przeczesał nerwowo swoje włosy i spojrzał gdzieś w bok. A potem znowu na mnie. - Jestem Cillian Lautner i zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, Rene.
- Co?
- Co?

Co kurwa.

---

Co

Szybka akcja.
Amorek trafił w Cilliana z łuku.
Pif paf. Bum bum.

A tak serio to... Wybaczcie xD

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału 😭❣️
Maraton nadal trwa jakby kto pytał 😎
Jutro na przeprosiny postaram się dodać trzy rozdziały. Bo to nie tak, że nie miałam czasu... Zapomniałam xD

Wybaczcie mi, skarby❣️

Flo

Co sądzicie o Cillianie?❣️
Chyba tak to się odmienia xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro