Rozdział 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod poprzednim rozdziałem pojawiło się wiele pytań i postanowiłam wam coś wyjaśnić.

RENE NIE SPAŁ Z HILTONEM I NADAL JEST PRAWICZKIEM

XD

No więc tyle ahhaha ^^
Nie mogłabym ominąć sceny ich pierwszego razu, więc spokojnie. Oni tylko trochę figlowali 😂❣️

Miłej lekturki, skarby!❣️

---

Dlaczego Mac Hilton to idiota. Odpowiedzi na to pytanie było wiele, ale tym razem przeszedł samego siebie. Chyba po raz pierwszy w szkole nie nalegał na moje towarzystwo. Wręcz przeciwnie. Uciekał przede mną gdzie się dało, ale wiedziałem dlaczego. Bo chciał sobie przyćpać.
Na każdej przerwie wychodził szybciej z sali, ale na szczęście za każdym razem łapałem go za rękę. Uśmiechał się słodko, jak aniołek... Ale idiota chciał, abym dał mu spokój. A takiego zamiaru nie miałem. Zachowywał się jak rozbrykane dziecko, które robi wszystko, aby coś nabroić. Chciałem walczyć z jego uzależnieniem. Nawet gdyby na mnie nakrzyczał i kazał spieprzać, nie zrobiłbym tego. Byłem gotowy zrobić wszystko, aby go wyciągnąć z tego nałogu. Chociaż... To nie do końca był nałóg.
Siedzieliśmy w szkole i była wychowawcza. Do końca tego dnia miały zostać wystawione oceny, a potem miałem zamiar, a raczej nie miałem zamiaru pokazywać się w tej szkole.
Pani Parker jak zwykle miała nas gdzieś i wszyscy robili co im się podobało. Ale Hilton był za cicho. Nie gadaliśmy. On robił coś w telefonie, ja też, tylko że ja udawałem, że coś robię. Tak naprawdę ciągle na niego patrzyłem. On był wściekły, ale się powstrzymywał. Widziałem, że mało mu brakowało do tego swojego wybuchu. No i nie mogłem zwlekać.
Złapałem go pod ławką za udo i pogłaskałem je. Wolno. Potem delikatnie je ścisnąłem. Mac spojrzał na mnie niepewnie i zmarszczył brwi. Biło od niego gorąco. Naprawdę był wkurzony, a ja chciałem go uspokoić.
- Pogadamy? - zapytałem cicho, patrząc w jego oczy. On nie zrobił nic. Chyba wiedział, że to pytanie retoryczne.
- Proszę pani, czy ja i Mac możemy iść do sklepiku? - zapytałem nie odrywając od niego wzroku.
- Tak, idźcie, idźcie. - machnęła na nas ręką. Od razu wstałem, Mac chwilę po mnie. Wzięliśmy swoje plecaki i po prostu wyszliśmy z sali. Przechodząc przez drzwi złapałem go delikatnie za pośladek. Właściwie przypadkiem, bo chciałem za plecy. Ale chuj tam.
Na korytarzu złapałem go za rękę. I tak nie było ludzi, jedynie kamery. A miałem wywalone w te szkołę i nauczycieli. Zaczęliśmy iść w stronę sklepiku. Mac nadal się nie odzywał. Chyba był na mnie zły. Ten fakt trochę mnie przygnębiał. Nie chciałem się z nim kłócić, dlatego ja też powstrzymywałem się przed wybuchem. Tylko jak byłem dla niego miły.
- Mac... - zacząłem cicho. - Co się dzieje? - mocniej ścisnąłem jego dłoń.
- Nic. - warknął ostro, patrząc przed siebie. Doszliśmy do schodów i już mieliśmy po nich schodzić. Ale złapałem go za biodra i oparłem go o ścianę.
- Jesteś zły przez... To? - zacisnąłem dłonie na jego bluzie. On tylko westchnął i objął mnie w pasie. Trochę się rozluźnił i był w miarę czuły. W miarę.
- Będzie lepiej, jeżeli się rozstaniemy, Rene. - i pierdolnął.
- No chyba cię Bóg opuścił. - wtuliłem się w jego tors, przylegając do niego całym sobą.
- Rene... Miałem ochotę cię dzisiaj uderzyć. Nie chcę cię krzywdzić. To dla mnie trudne. - jego głos drżał. Tylko mocniej się do niego przytuliłem, chowając twarz między jego ręką, a torsem. Uderzyć... Spodziewał bym się wszystkiego, ale nie tego. Mac zawsze był dla mnie czuły i troszczył się o mnie. Takie coś do niego nie pasowało. Nie wierzyłem, że mógłby to zrobić.
- Jesteś pierdolnięty.
- Tak będzie lepiej, Rene. Obiecuję ci, że to rzucę, a wtedy wrócimy do siebie.
- Zamknij się. Za dużo myślisz. Nigdy cię nie zostawię. Jeżeli chcesz mnie uderzyć to uderz. Wolę to, niż żebyś zaćpał się na śmierć. - mocniej go objąłem. On mnie też. Schował nos w moich włosach, po chwili całując mnie w czoło.
- P-przepraszam... - powiedział, jakby miał się zaraz popłakać.
- Nie mów więcej takich rzeczy. Jesteś dla mnie najważniejszy, idioto. - uśmiechnąłem się. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
- Ja pierdolę... - i chuj, rozpłakał się. - Kurewsko mocno cię kocham, Rene. Jesteś jakimś pieprzonym ideałem. - cały zadrżał i mocniej się we mnie wtulił. Uśmiechnąłem się tylko. Znów chciałem mu odpowiedzieć, ale to jeszcze nie był czas. Tak czułem.
Plus był taki, że przynajmniej ze mną rozmawiał i mówił o swoich problemach. Nawet gdyby chciał ze mną zerwać, nie pozwolił bym na to. Bo bardzo mocno go kochałem. Czułem to, jak chuj. Naprawdę się w nim zakochałem i był moja pierwszą, poważną miłością.
Odsunąłem się do niego trochę, ale tylko po to, aby objąć go za kark i mocno do siebie przyciągnąć. Wtulił się w moje ramię i naprawdę się rozryczał.
Mac Hilton. Miałem z nim masę przygód. Masę obowiązków. Masę problemów, zmartwień. Ale też duże wsparcie. To, że go kochałem, mocno mnie uskrzydlało. Pozwalało zapomnieć o własnych problemach i oderwać się od nich. Nawet gdyby chciał ze mną zerwać, zgodziłbym się tylko wtedy, jeżeli on przestałby mnie kochać. W innym przypadku nie było szans.
- Głupota... - pocałowałem go czule w skroń. - Powiem to jeszcze raz. - teraz musnąłem jego szyję. - Nigdy cię nie zostawię. Pomogę ci z tym gównem i wszystko wróci do normy, okey? - pogłaskałem go po tej głupiej główce. On naprawdę był jak dziecko. Kochane dziecko... Może dlatego Logan tak świetnie się z nim ,,dogadywał".
- Ja pierdolę. - pociągnął nosem i mocniej mnie przytulił. Myślałem, że flaki mi wyjdą nosem, ale na szczęście nie mogłem tylko oddychać.
- Spierdalamy stąd, Mac? - poklepałem go po pośladku. - Pójdziemy do mnie i nażremy się. Mama zrobiła dziś dobry obiad. No wiesz... Frytki i takie tam kurczaki, czy coś. - no tak. Mama miała się nie przemęczać.
Pogłaskałem go znów po głowie, którą kiwnął, ale zamiast się odsunąć, jeszcze mocniej się przybliżył. Jakby chciał na mnie wejść, czy coś. Albo we mnie. He.
- Dobra... Ja pierdolę. - przeknął po raz kolejny. - Zachowuje się jak baba z okresem. Faceci nie płaczą. - odsunął się i rękawem zaczął trzeć swoje oczy.
- Wrażliwy jesteś chłopak. - zaśmiałem się i złapałem go za policzek. Zacząłem wycierać jego łzy kciukiem. Delikatnie, aby nie podrażnić jego skóry.
- To takie dziwne, bo cholernie mi na tobie zależy, a jednocześnie chciałbym, abyś nie miał ze mną nic wspólnego.
- Zamknij się. Dzięki tobie jestem szczęśliwy. - złapałem go za rękę i zacząłem ciągnąć w dół schodów. Minęliśmy jakieś laski, a one popatrzyły na nas dziwnie. A raczej na Maca, bo ryczał, a przecież dosłownie wszyscy w szkole go znali. To, że trzymałem go za rękę chyba jakoś specjalnie nie wrzuciło im się w oczy. Zresztą chuj. Nie wstydziłem się Hiltona, czy coś. Kto by się wstydził. Był przystojny i miał uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy. Przecież on miał być hollywoodzką gwiazdą.
- Chyba będą ploty...
- Już są, Mac. - wzruszyłem ramionami. - Musimy być bardziej ostrożni. - mruknąłem, ale mimo tego co powiedziałem, mocniej ścisnąłem jego dłoń.
- Przepraszam... To moja wina. Obiecałem, że nie będzie więcej wtop. - powiedział cicho, kuląc się jak zbity kundel.
- Kupisz mi pączki i będziemy kwita. - uśmiechnąłem się do niego. Dla niego. Chciałem go rozchmurzyć i spowodować, aby znów rzucał tymi swoimi żarcikami z żoną, czy coś. W każdym razie może trochę za tym tęskniłem. Za takim beztroskim Hiltonem. Chciałem mieć go znów i byłem gotowy zrobić wszystko, aby tak się stało. Aby znów rzucił te cholerne narkotyki. Brał je raptem jeden raz od poprzedniego rzucenia, ale skutki były tragicznie.

***

Mama pojechała na badania. Minęliśmy się z nią w progu domu. Tym razem nie była zła, że zerwaliśmy się ze szkoły. Jak to ujęła, spadliśmy jej z nieba, bo nie miała u kogo zostawić Logana, a na badania nie chciała go brać. No i kazała nam się nim zająć. No problemo.
Nałożyłem nam obiad. Oczywiście posadziłem Maca na dupie przy stole, a sam zająłem się wszystkim, to znaczy podgrzałem mięsko, usmażyłem frytki, wycisnąłem świeży soczek... Przynajmniej sałatka była gotowa. Logan wkręcił się Hiltonowi na kolanka i układali razem puzzle w dalmatyńczyki. Uroczy widok. Moje serce się topiło...
- Dobra, chowamy puzzelki. - zaszedłem ich od tyłu i łapiąc Maca za ramiona, pocałowałem Logana w główkę. Brat spojrzał na mnie tylko i już po chwili zaczął sprzątać układankę. Matko, anioł.
- Ładnie pachnie. - Mac odchylił mocno głowę do tyłu, aby na mnie spojrzeć. Zaśmiałem się tylko i pochyliłem się, gryząc go w nos.
- Mama dobrze gotuje.
- Bardzo dobrze! Świetnie! - zaczął ją chwalić. Pogłaskałem go po głowie i znów go pocałowałem. Tym razem w usta. Obiad z moimi dwoma skarbami było jak marzenie.
Nałożyłem obiad najpierw Hiltonowi, potem Loganowi, a na końcu sobie. Usiadłem obok Maca, ale zamiast wziąć się za jedzenie, zacząłem obierać Loganowi kurczaka. Znaczy... Oddzielać mięsko od kości. W między czasie rozkazałem jeść Hiltonowi, bo idiota chciał na mnie czekać. No to pogoniłem durnia. Był głodny, a ja jeszcze musiałem zająć się Loganem.
Nałożyłem bratu surówki, a pod talerz podłożyłem podkładkę. Zawsze bałaganił, kiedy jadł sam, więc chciałem zadbać, aby stół jak najmniej na tym ucierpiał. Wytarłem mu jeszcze rączki w mokre chusteczki no i razem usiedliśmy przy stole. I zaczęliśmy jeść, rzecz jasna.
Spojrzałem na Logana. Właściwe coraz lepiej radził sobie z obsługą sztućcy. Rósł jak na drożdżach. Ale był niemową, co utrudniało wiele spraw. Rodzice mieli zamiar posłać go do prywatnej szkoły. I dobrze. Gdyby ktokolwiek mu dokuczał, osobiście zabiłbym gnojków. Tylko miałbym problem, jak się o tym dowiedzieć, bo Loganek na pewno by mi nie powiedział.
Pochyliłem się do niego i znów go pocałowałem, tym razem w czoło. On uśmiechnął się w taki sposób, że wydał mi się jeszcze bardziej uroczy. Naprawdę był ślicznym dzieckiem.
- Będziesz idealną mamusią i żoną. -Mac zaczął rżeć.
- A ty marnotrawnym mężem z małym chujem. - wypiąłem mu język.
- Nie takim małym. - puścił mi oczko. - Na pewno zatkałby twoje wyszczekane usta. - no i humorek mu wrócił.
- Hilton nie przy jedzeniu.
- Ale to w sumie temat twojego deseru, kochanie. - dogryzł.
- Zaraz ja cię zatkam, tylko że dostaniesz patelnią w łeb.
Mimo tych wszystkich zawstydzających rzeczy, które wygadywał, byłem szczęśliwy. Bo znów był, jak ten stary Mac Hilton, który pomagał mi z matmą. Ten, w którym się zakochałem. Był jebnięty, głupi i śmierdział. No... Bez tego ostatniego, ale naprawdę go nie lubiłem. Był nieznośny i nie mogłem pojąć, dlaczego zakochałem się w tym idiocie. Serce nie sługa, jak to mówią.
Posprzątałem po obiedzie. Właściwie zdążyłem wstawić zmywarkę, a Logana i Hiltona już nie było w kuchni. Nie mogłem za nimi nadążyć, kiedy byli razem. Totalnie nie. Wziąłem jakieś ciastka z szafki i soczek, po czym udałem się na długie poszukiwania tej dwójki. No, może nie takie długie... Byli w salonie i odpalali PlayStation, czy coś.
- Macie zamiar teraz grać? - podszedłem do nich i złapałem Logana za ramiona.
- Nie wiem jak ty, ale my musimy dbać o linię i spalić ten obiad. No nie Logan? - ukucnął obok mojego brata z joystickiem w ręku, śmiejąc się jak idiota. Przewróciłem tylko oczami. Mój brat uśmiechnął się szeroko i rzucił na Maca, wieszając mu się na szyi. On od razu go objął i pocałował w policzek. Co jak co, ale ten widok był bardzo rozczulający.
- Zumba? Rozumiem. - usiadłem na kanapie i założyłem nogę na nogę. Otworzyłem ciastka i zacząłem powoli konsumować. Wiedziałem, że Logan za nimi przepada i zaraz do mnie przybiegnie, czy coś. W każdym razie nie myliłem się. Mocno trzymał się Maca, bo on wziął go na ręce, ale wyciągnął swoją łapkę w moją stronę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Hilton załapał dopiero po chwili i podszedł do mnie, siadając obok. Bardzo blisko.
- Podziel się.
- Przed chwilą chciałeś się odchudzać.
- No przecież zaraz spalę to ciastko.
Nie zorientowałem się, kiedy Logan wziął jedno z ciasteczek i zaczął jeść. Ostatecznie dałem jedni Macowi... Ale nic za darmo. Najpierw buzi, potem ciastko. Układ doskonały.
Już po chwili Mac i Logan nawalali Zumbę, a ja wcinałem ciastka i tylko się z nich śmiałem. No było tak do czasu, kiedy nie dostatłem esemsa. Natychmiast sprawdziłem telefon, chcąc dowiedzieć się, kto tym razem miał zamiar zakłócać mi spokój. I kopara mi opadła.

Cillian: Hej, piękny! <3 Wyskoczymy gdzieś dzisiaj wieczorkiem? Wiesz, chciałbym odebrać swoją nagrodę! Naliczyłem odsetki! :P <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro