Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Łapcie 😚♥️
Nie sprawdzany 🤣

---

Była jakoś czwarta nad ranem. Leżeliśmy nago na łóżku. Mac przytulał mnie i głaskał po głowie. Mimo że cholernie mnie wymęczył, jakoś za specjalnie zmęczony nie byłem. Macał mnie gdzie chciał i robił ze mną wszystko na co miał ochotę. Ja z nim też. Było wspaniale. Romantycznie. To było trochę tak jakbyśmy do siebie wrócili. No ale... Cóż. I tak byśmy się nie spotykali w te wakacje.
- Jesteś cudowny, Rene. - powiedział, patrząc w moje oczy. Leżałem, tak jakby pod nim, ale jednak obok i miziałem go po plecach. Ciągle mnie przytulał. Było cudownie. Cudownie kurwa.
- Było... Fajnie. - zaśmiałem się, co odwzajemnił. Pochylił się do mnie i szybko mnie pocałował. Rozpływałem się. Nie chciałem, aby przerywał. No, ale zrobił to szybko. I tyle.
- Zajebiście fajnie. - zamruczał i położył głowę na mojej klacie. Natychmiast wplątałem palce w jego włosy i zacząłem powoli głaskać. 
- Mac... Zależy mi na tobie. - wyznałem, mówiąc bardzo cicho. - Mam nadzieję, że nie masz nikogo innego oprócz mnie. - trochę posmutniałem. Nie byłem nawet zazdrosny, kiedy o tym myślałem. A smutny. W chuj smutny. Świadomość, że Hilton mógłby wybrać kogoś innego przerażała mnie. Chciałem być dla niego najważniejszy. Chciałem, aby kochał tylko i wyłącznie mnie. Chciałem być jego cholernym światem. Totalnie mi na nim zależało. Momentami myślałem o naszej przyszłości... Naprawdę brałem nasz związek, który chwilowo chyba związkiem nie był, na poważnie. W tamtym momencie byłem gotowy nawet do przeprowadzki do wspólnego domu, pomimo że byłem jeszcze gówniarzem. Na szczęście za marzenia nie karzą.
- Nawet tak nie myśl. Już nawet pornosy mnie nie podniecają, jeżeli o to ci chodzi. - uniósł się na łokciach i spojrzał mi w oczy.
- Nie... Nie do końca. - odwróciłem wzrok, patrząc w przestrzeń za nim. Na szafę. A dokładniej na naklejkę Pikachu na szafie. - Po prostu chcę ci powiedzieć... Biorę cię bardzo na poważnie. Zrozumiałem, jak cholernie jesteś dla mnie ważny, kiedy się rozstaliśmy. Przestałem sobie radzić z problemami i nic mnie nie uszczęśliwia... Ogólnie jest chujowo. Wszystko się sypie.
- To dlaczego nie chcesz do mnie wrócić już teraz, skarbie? - pogłaskał mój policzek. Był milusi... Dotyk Maca. Myślałem, że się rozpłynę.
- I tak teraz to nie ma sensu. Za pięć godzin wjeżdżam do Paryża do babci, a wracam dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. - burknąłem zirytowany. Naprawdę nie miałem ochoty nigdzie jechać. Wolałbym spędzić ten czas w domu i... Z idiotą Hiltonem.
- Czyli... Nie blefowałeś z tym, że przez dwa miesiące się nie zobaczymy? - zapytał smutno. Pokiwałem głową, dość niechętnie, no ale musiałem mu o tym powiedzieć. On westchnął ciężko i spojrzał w bok. Zrobił się bardzo przygnębiony. Właściwie to ja też.
- Jak ja tyle wytrzymam... - złapał się za głowę. - Oszaleję bez ciebie.
- Bo? - uśmiechnąłem się czule i pogładziłem jego policzek.
- Tata przyjechał i praktycznie ciągle się kłócimy. Mam go już dosyć. Sprowadził sobie, jakaś dziwkę, która mogłaby być jego córką i nie rozumie, że leci na jego sławę i hajs. - warknął jak wściekły pies. - I ruchają się całymi dniami, jak pieprzone króliki. Mam ich dosyć.
- Biedactwo... - objąłem go za kark i przyciągnąłem do siebie, całując go czule w nosek. A potem czoło. Naprawdę było mi go szkoda. Sam nie mogłem wytrzymać, kiedy moi rodzice były za głośno, tymaczasem on miał tak ciągle. W dodatku jego ojciec był z obcą babą.
- No trochę... - chciał powstrzymać uśmiech, co niekoniecznie mu wyszło. Zrobił przez to bardzo uroczą minę. - A ty? Mówiłeś, że też jest u ciebie źle. - spojrzał mi w oczy.
- Wszystko się zjebało, Hilton. - westchnąłem. - Zaczęło się od naszego rozstania, a potem... Mama poroniła. - dodałem. I zapadła między nami cisza. Mac po prostu mnie przytulił. To było najlepsze, co mógł zrobić. To było coś czego potrzebowałem i on doskonale o tym wiedział. Dawał mi to, czego pragnąłem. Był jak spełnienie marzeń. Był wszystkim, co dobre. I głupie.
Objął mnie mocno, a ja schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi. Zamruczałem cicho, bo pachniał wspaniałe, mimo że był cały spocony. Tak jak ja. Ale ja naprawdę śmierdziałem.
- Wiesz... - chciał coś powiedzieć, ale ja natychmiast mu przerwałem.
- Zamknij się. Nic nie mów. Po prostu mnie nie puszczaj. - powiedziałem cicho. Momentalnie jego uścisk stał się ciaśniejszy. Stykaliśmy się całymi ciałami. Byliśmy nadzy, więc tym czym nie powinniśmy też się stykaliśmy. Właściwie to było przyjemne. Wszystko tej nocy było kurewsko przyjemne właśnie przez Hiltona.
- Co powiesz na wspólny prysznic, kicia? - szepnął mi do ucha. Naprawdę nie miałem pojęcia skąd brał te zdrobnienia, ale były megaśnie słodkie. Rozpływałem się. Przy tym facecie totalnie odchodziłem od zmysłów.
- Aż tak bardzo śmierdzę, że nie możesz już wytrzymać?
- No cóż...
- Miałeś powiedzieć, że nie.
- Przecież żartuje. - zaczął się śmiać. Ja też. Ale przestał, kiedy ścisnąłem jego pośladek. Wciągnął gwałtownie powietrze ustami i spojrzał na mnie bardzo ciekawy. A ja zagryzłem mocno wargę.
- Chodźmy pod prysznic, ale masz bardzo dokładnie mnie umyć. - moje uda zadrżały. On to wyczuł, bo po chwili już trzymał jedno z nich. Ścisnął je mocno, przez co teraz ja jęknąłem. Odchylił je do boku, tak delikatnie, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Nie chciał. Ufałem mu i pomimo jego wcześniejszego błędu nie bałem się go.
- Jak bardzo? - zaczął sunąć dłonią do mojego krocza. Wydałem z siebie dziwny dźwięk, coś na kształt stłumionego jęku. Za szybko mnie podniecał, a ja nie potrafiłem się opamiętać.
- M-mac... Ale ty jesteś idiotą. - zaczerwieniłem się jak cholera.
- Słodki jesteś, kiedy się zawstydzasz. - wyszeptał.
- A ty jesteś idiotą. - złapałem go za kark i przyciągnąłem do siebie. Nie mogłem już wytrzymać tego, że tak na mnie patrzył. Bo cholernie mnie zawstydzał. Wcisnąłem jego głowę w zagłębienie swojej szyi i wplątałem dłoń w jego włosy, dociskając go do siebie. On zamruczał bardzo zadowolony i wtulił się we mnie mocno. Hilton uwielbiał się przytulać, a ja uwielbiałem, kiedy przytulał się do mnie.
- Nie wytrzymam bez ciebie. Będę codziennie dzwonić, a ty masz odbierać, mała cholero. - powiedział stanowczo, na co zadrżałem, bo uwielbiałem jego stanowycz ton. - I będziemy gadać na Skype. I będziesz wysyłać mi swoje zdjęcia.
- Nagie? - zagryzłem wargę.
- Nagie, jak cholera. - pocałował mnie w szyję, ale nie odsunął się. Zassał się na mojej skórze, mrucząc przy tym głośno. Najwidoczniej zrobił mi malinkę. Uśmiechnąłem się na to i znów złapałem go za pośladek. Tym razem zacząłem go głaskać i delikatnie ściskać. No, świetna zabawka. Dupa Hiltona.
- Jeżeli będę miał czas... - westchnąłem. - A ty nie będziesz pracować?
- Chwilowo nie. Będę chodzić do psychologa i takie tam... - mruknął cicho. - Dlatego liczyłem, że spędzimy ze sobą trochę czasu.
- Jak wrócę, to się spotkamy. - pocałowałem go w skroń. On mocniej wtulił się we mnie i znowu zamruczał. Było mi cudownie. Tak ciepło i bezpiecznie. Zdecydowanie przy Macu niczego się nie bałem. Wiedziałem, że zawsze mnie obroni i nie da nikomu skrzywdzić. Czasem był, aż zbyt opiekuńczy, a kiedy dochodziła do tego zazdrość, wręcz nieznośny. Ale kochałem idiotę i chciałem mu o tym powiedzieć. Ale cholernie się bałem. Czekałem na dobry moment. Teraz jeszcze nie byłem gotowy, mimo że wiedziałem, że Hilton chciał strasznie, abym się w nim zakochał. Nie znaliśmy się wybitnie długo, ale cholernie go kochałem. Jak nic innego na świecie. No może oprócz pączków, ale tylko tych, które kupował mi on.
- Będę chodzić na siłownię. - uniósł trochę głowę, aby spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnął się seksownie i mówił dalej. - Będę wyglądać, jak kurwa Ken.
- Fiut ci odpadnie? - uniosłem brwi. Nie rozumiałem Maca. Wyglądał świetnie. Jego mięśnie były jak świeże i do tego zajebiście pyszne bułeczki i gorące oczywiście z jakiejś kurewsko drogiej piekarni dla królów. Wyglądał, jak najlepsze, czekoladowe ciasteczko na świecie, a mimo to nadal chciał rzeźbić ciało. Chyba chciał wpędzić mnie w kompleksy. Mimo że byliśmy razem, ja nadal byłem facetem, do tego marnie przy nim wyglądającym. Nie byłem gruby, czy coś, naturalnie miałem ładne mięśnie, pomimo że żarłem pączki jak wariat na potęgę. Ale Mac był zajebisty. Czasami zastanawiałem się, czym sobie zasłużyłem na taki ideał... Bo Mac Hilton był kurwa mój.
- Miałem na myśli, że... Chcę być dla ciebie najatrakcyjniejszym facetem na całym świecie. - spojrzał na mnie uwodzicielsko. Natychmiast wybuchnąłem śmiechem. Hilton był kochanym idiotą z naciskiem na idiotę. Zawsze potrafił mnie rozbawić, nieważne w jak dużym byłem dołku.
- Zacznijmy od tego, że jesteś jedynym człowiekiem na ziemii, który mi się podoba. - poklepałem go po boczku, w talli.
- Poważnie? - uniósł brwi.
- Totalnie nikt inny mi się nie podoba, no chyba, że na chwilę, ale to się nie liczy. - przygryzłem dolną wargę. Mac oblizał się i pocałował mnie w obojczyk, po chwili przygryzając go delikatnie. Buzowały w nim hormony, jak cholera i co chwila okazywał mi czułość. A nawet jej nadmiar. Co cholernie mnie podniecało.
- Kochane... Właściwie, to mi chyba też. Nie jestem gejem kurwa, ale za laskami się już nie oglądam, bo mnie nie pociągają. - myślałem, że zacznę skakać ze szczęścia, bo właśnie to chciałem osiągnąć. Chciałem być dla Maca wyjątkowy. Chyba byłem. Na pewno. Czuł, to co ja. To było pojebane i to w chuj, nic nie rozumiałem z tych posranych uczuć, ale wystarczyło mi to, że Mac mnie kochał ponad wszystko. Nie powiedział tego wprost, ale nie musiał. Wszystko, co mi wyznał na to wskazywało. I przestał naciskać na nasz pierwszy raz. Naprawdę się zmienił i to na lepsze. Szybko, ale to bardzo dobrze. Zawsze byłem niecierpliwy.
- Pojebane to.
- No totalnie. - zaśmiałem się. - Ale cieszę się, że cię mam. - wplątałem dłoń w jego włosy po raz enty tej nocy i zacząłem go delikatnie drapać po głowie.
- Mh... Dlaczego mnie to podnieca? - zamruczał.
- Bo jesteś pojebany.

Kochałem idiotę.
Tak kurwa, to cholerną miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro