Rozdział 62

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak zwykle nie sprawdzany, Aniołki moje 😂♥️

---

No i nadszedł ten dzień.
Wróciliśmy do domu w nocy, a rano czekała mnie uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego. O dziwo byłem wyspany. Nawet bardzo. A raczej... Rozpierała mnie energia, bo mimo wszystko nie mogłem się już doczekać spotkania z Hiltonem. Nieważne, że byliśmy pokłóceni. Chciałem po prostu się z nim zobaczyć.
Założyłem białą koszulę, którą włożyłem w środek czarnych spodni, które mocno podkreślały moje pośladki i nogi. Na nogi tradycyjnie pantofle, a włosy ułożyłem. Chciałem podobać się Hiltonowi. Żeby kopara mu opadła na mój widok i przybiegł do mnie jak posłuszny piesek. Tak. Tego właśnie chciałem.
Gotowy do wyjścia ruszyłem w stronę... Wyjścia. Logiczne. Zszedłem na dół. Tata miał mnie podwieźć. Jak się okazało już grzał auto, a mama krzątała się po kuchni i smażyła naleśniki. Kiedy przekroczyłem jej próg mama natychmiast mnie zauważyła.
- Cześć, skarbie! - przywitała się radośnie i przerzuciła kolejnego naleśnika na patelni na drugą stronę. Cóż za kuchmistrz.
- Cześć, mamo. - również się przywitałem. Wszedłem głębiej i stanąłem obok stołu. Widząc Loganka, który wcinał gorące naleśniki z czekoladą i malinami, podszedłem do niego i cmoknąłem go w czoło.
- Siadaj i jedz, Rene. - mama w tym czasie postawiła drugą porcje naleśników na miejscu obok Logana i spojrzała na mnie podejrzliwie. - Wszystko. - zagroziła mi palcem, a ja aż podskoczyłem w miejscu. Kiwnąłem tylko głową, a ona wróciła do kuchenki i zdjęła naleśnika z patelni, przekładając go na duży, okrągły talerz.
- Dziękuję. - mruknąłem po chwili i zasiadłem do stołu. Naleśniki mamy były pyszne. Uwielbiałem, kiedy je robiła, ale miałam w bardzo... Ściśnięty żołądek. Po prostu nie chciało mi się jeść! Denerwowałem się spotkaniem z Hiltonem. I to cholernie! Dlatego nie mogłem nic przełknąć. Totalnie nic.
- Stresujesz się? - zapytała. Od razu mnie wyczuła. Skubana mama.
Westchnąłem tylko i złapałem za sztućce. Czemu musiała tak dobrze mnie znać?
- No trochę... - mruknąłem cicho i ukroiłem kawałek naleśnika, biorąc go po chwili do ust.
- Mac? - myślałem, że udławił się tym naleśnikiem. - Zgadłam? - mama spojrzała na mnie i oparła się plecami o blat obok kuchenki. Patelnie zestawiła z gazu i zaczęła zabawę z policjanta. I to chyba w tego złego policjanta.
- No... No wiesz, mamo. W wakacje trochę się pokłóciliśmy... - mówiłem, jakbym chciał a nie mógł. Obiecałem sobie, że mama o niczym się nie dowie. Jednak to było niemożliwe.
- Tak, zauważyłam. - zaśmiała się.
- Co?! Kiedy?! - mama naprawdę była niemożliwa. Nie miałem pojęcia, jak to zrobiła. Może tak naprawdę czytała mi w myślach? I znała wszystkie moje fantazje dotyczące Maca. I to kto zjadł jej czekoladę w drugi dzień okresu!
- Kiedy do ciebie pisał na początku wakacji skakałeś, jak radosny piesek. - mówiła rozbawiona. - A pod koniec wakacji byłeś, jak zombie.
- Zombie? - uniosłem brwi.
- Zombie. - kiwnęła. - Kompletnie nie do życia. Płakałeś po nocach. Tak, wszystko słyszałam. - złapała się za ramię i spojrzała na podłogę. - Za każdym razem chciałam do ciebie przyjść, ale pomyślałam, że nie chcesz nikogo widzieć i...
- Dobrze myślałaś, mamo. - starałem się ją pocieszyć, bo zaczęła się obwiniać. Jak to mama. Na szczęście udało mi się ją pocieszyć, bo natychmiast się uśmiechnęła i rozpromieniała.
- Jeżeli cię kocha, to się pogodzicie. Mac jest wybuchowy i może krzyczeć, ale jestem pewna, że tak naprawdę kombinuje, aby wyciągnąć cię na jakąś randkę, skarbie. - uśmiechnęła się szeroko. Jej pocieszenie nie było jakieś super, ale mnie pocieszyła. Miałem w niej wsparcie. To się liczyło. Była ze mną w każdej ciężkiej chwili. Zawsze mi pomagała. Cud mama? Tak. Zdecydowanie. Nie była idealna, ale była dla mnie cudem.

*

Wysiadłem z samochodu taty i dodatkowo na pożegnanie pomachałem mu przez szybę. On trochę sztywno odmachał i natychmiast odjechał spod szkoły, gdzie już roiło się od masy uczniów. Wziąłem głęboki wdech i bardzo zdenerwowany ruszyłem w stronę bramy. Była ładna słoneczna pogoda. Mimo że wakacje się skończyły wszyscy wydawali się być... Radośni? Może też czekali na spotkanie swoich drugich połówek jak ja. Pewnie większość tak miała. Bardzo cieszyłem się, że tego dnia spotkam Maca, a jednocześnie tak bardzo trząsłem portkami, że to niemożliwe. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać. Mac Hilton był nieobliczalny i miał psychopatyczne zapędy. Nie mogłem być pewien niczego. Tylko tego, że mnie kocha.
Wszedłem na teren szkoły i od razu zacząłem się rozglądać. Moje poszukiwania kogoś znajomego nie trwały długo. Zza grupki jakiś uczniów zauważyłem śmiejącego się Chrisa. Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo stęskniłem się za tym idiotą.
Ruszyłem na lewo. Stał trochę za budynkiem szkoły, ale jednak nie bardzo. Przyspieszyłem kroku i przecisnąłem się przez tłum. No i jak już się przecisnąłem, to myślałem, że strzelec sobie w łeb, bo on tam stał.
Mac Hilton na codzienne wyglądał, jak banan, ale w tym garniturze, w ułożonych włosach i papierosem w ręce wyglądał, jak dorosły facet. I cholernie seksowny. Zrobiło mi się gorąco i serce zaczęło bić mi bardzo mocno. Miałem się wycofać, ale Chris idiota mnie zauważył i natychmiast sprzedał. Chciałem stchórzyć i prawie stchórzyłem, ale... No cóż. Chris.
Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w ich stronę. Był tam oczywiście jeszcze Natt i Issac. Czyli cała rodzinka w komplecie.
- Cześć wszystkim. - przywitałem się, wchodząc w ich grupkę. Oni natychmiast mi odpowiedzieli i zaczęli ze mną sklejać.
- Siema, Rene. - Chris jako jedyny krótko mnie objął i chyba jako jedyny szczerze się uśmiechnął. Nie miałem pojęcia, czy Natt i Issac mnie lubili. Właściwie miałem w to wyjebane, bo byli mi dość obojętni. Issac był za miły, a Natt zbyt podejrzany. To dlatego. Bardzo specyficzni ludzie.
Ominąłem Maca. Znaczy zostawiłem go na koniec. No, ale nadszedł czas też na niego. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Czułem, jak mocno wali mi serce. Myślałem, że zaraz gdzieś wyskoczy i ucieknie, a ja zakończę swój żywot. No jednak tak się nie stało. A stał się Mac.
Zamiast podać mi rękę, on mnie przytulił. Byłem w szoku kurwa, bo zrobił to przy wszystkich. Jedną rękę przełożył mi przez ramię, drugą przez talię i bardzo mocno objął. Zesztywniałem. Byłem pewien, że poczuł, jak wali mi serce, ale... Tego właśnie chciałem. Aby w końcu dowiedział się, jak na mnie działa. Wtuliłem się w niego mocno i zamknąłem oczy, chowając twarz w jego torsie. Objąłem go w pasie i po prostu zacząłem delektować się tą chwilą, bo była kurewsko cudowna i przyjemna. Nie obchodziło mnie to, że obcy ludzie ze szkoły patrzą, bo Chris, Natt i Issac to pół biedy, ale reszta nie to hardkor. Chciałem tylko Maca Hiltona, w tej chwili, na betonie.
- Ja pierdolę... - powiedział cicho i jeszcze mocniej mnie objął. - Chodź do samochodu. - powiedział głośno, kompletnie nie przejmując się tym, że nasi przyjaciele go słyszą.
- Bardzo mi przykro, ale chyba nie zdążycie się bzyknąć na tylnich siedzeniach, bo zaraz zaczyna się uroczystość. - Natt miał kurewską rację, choć gdyby Mac wziąłby mnie do tego samochodu, na pewno dałbym mu robić ze sobą to, na co tylko ma ochotę.
- Racja. - teraz ja się odezwałem. Powoli się od niego odsunąłem, ale on nie chciał mnie puścić. Zrobił to w ostateczności, ale bardzo niechętnie. W sumie ja też, ale on bardziej. Hormony w nim buzowały i dało się to wyczuć na kilometr. Ja wyczułem. Był cały spięty i szybko oddychał. Napalony Mac Hilton się uruchomił.
- Ja pierdolę, pieprzone gówno. - warknął Hilton. On naprawdę był wściekły. - Rene, to po szkole.
- Mama po mnie przyjeżdża i jedziemy do... Na zakupy. - to była po części prawda, bo nie na zakupy, a do kosmetyczki.
- Nie możesz tego przełożyć? - burknął, jak dziecko i spojrzał mi w oczy.
- Mac. - powiedziałem stanowczo. - Przyjdę do ciebie wieczorem.

*

Staliśmy na sali gimnastycznej podzieleni klasami, a apel rozpoczęcia roku szkolnego trwał w najlepsze. Stałem obok Maca oczywiście. Bardzo blisko. Na szczęście było dużo osób i mogliśmy mieć taką możliwość. Na szczęście, bo bardzo pragnąłem jego bliskości. I nie mogłem się powstrzymać, aby go nie dotykać!
Przybył w mięśnie. Tak. Mac Hilton był jeszcze większym dzikiem, niż przed wakacjami. Miałem wrażenie, że jeszcze bardziej wyprzystojniał. Pociągał mnie jeszcze bardziej. To było szalone. Cholernie szalone. Stałem obok niego i ledwo wytrzymywałem, aby się na niego nie rzucić. Chciałem, aby mnie pocałował. Tak! Jego usta wydawały się takie miękkie... Musiały takie być. Smaczne i słodkie. Najlepsze. Chciałem go. Kurewsko go chciałem i tańczyłem kankana w miejscu, bo tak bardzo buzowały mi hormony. Cokolwiek. Nerwy. Nie widziałem. Po prostu szalałem przez Maca Hiltona. Przez to, że pogodził nas tak łatwo. Jedynym przyjemnym gestem.
Odwróciłem się i spojrzałem po uczniach. Naprawdę był duży tłok, dlatego widoczność tego co dzieje się na dole była słaba. Na dole czyli w granicach bioder. Najpierw złapałem Maca od tyłu za udo i pogłaskałem go. On zerknął na mnie z góry i uśmiechnął się seksownie. Jak zagryzłem wargę. Cholera, chyba trochę urósł ten idiota, bo miałem wrażenie, że muszę na niego patrzeć, jakoś wyżej, już ostatnim razem.
Złapałem go potem za pośladek i lekko poklepałem. On zaśmiał się na to i wyszczerzył swoje białe zęby. Dlaczego on musiał być taki przystojny? Znaczy, nie żebym się nie cieszył, przeciwnie. Ale to był jakiś cholerny cud, że miałem tak wspaniałego chłopaka.
Koniec końców mocno złapałem go za rękę. On odwzajemnił uścisk i splótł nasze palce. A ja zacząłem się topić i rozpływać. Totalnie.
Nie mogłem się powstrzymać. Chuj. Nie mogłem. Nie obchodziło mnie to, oczy mogło pomyśleć sobie ludzie. Chuj. Kurwa chuj.
Powoli oparłem głowę o ramię Maca i przytuliłem się do niego. Delikatnie i to może bardziej przypominało zwykłe oparcie się o ramię przyjaciela, ale ja się kurwa przytuliłem. Emocje były nie do wytrzymania. Po prostu nie. Miałem ochotę poryczeć się ze szczęście i nigdy więcej nie puszczać Maca Hiltona.
Mac drgnął kiedy to zrobiłem. Ale nie odsunął się. Miałem wrażenie, że jeszcze bardziej chciał się do mnie przysunąć. Czyli czuł to co ja. Bardzo mnie chciał teraz, w tej chwili, na tej jebanej sali gimnastycznej. Nie dziwiłem się. W końcu ja też to czułem. Wszystko było spowodowane dużą tęsknotą. Naszą miłością. I tym, że... Oboje dojrzeliśmy.

---

W końcu udało mi się napisać rozdział, Skarby! ♥️😚
Mam nadzieję, że się spodobał 😄♥️
Chciałam bardzo podziękować za motywujące słowa pod postem na mojej tablicy! Bardzo bardzo dziękuję! ♥️ Jak widzicie pomogło, bo jest rozdział 😂♥️

Postaram się szybko wrzucić nexta♥️

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro