10. Wyjaśnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ola

- Najwyraźniej zmartwychwstałam.

- Udało się! - wykrzyknęła Wanda i przytuliła mnie mocno. - Dziękuję Ci, Ola. Tak bardzo ci dziękuję.

- Co? Za co? - zdziwiłam się. - I co ty tu robisz, Loki?

Żył, naprawdę żył. Przecież czułam jego dłoń, gdy ściskał moją. Jakim cudem oni wszyscy tu byli? Gdzie ja byłam? Miałam tyle pytań, ale trudno mi było mówić. Czułam się, jakbym miała pustynie w ustach.

- Vision żyje, i Natasha, i Loki. Wszyscy, którzy zmarli, tak naprawdę zmarli w walce z Thanosem, odzyskali swoje życie. - wytłumaczyła kasztanowowłosa. - Dzięki tobie. To ty przywróciłaś ich do życia.

- Och, a więc o to chodziło... - wyszeptałam, nagle rozumiejąc o co chodziło Fridze, Odynowi i mojej rodzinie.

- Co mówiłaś? - dopytał Vision.

- Mogę wody? - powiedziałam trochę głośniej.

Czułam na sobie spojrzenia zebranych w sali. Byli tutaj chyba wszyscy Avengersi. Cieszyłam się, że żyli. Jasne, czułam się trochę skrępowana, że wszyscy tak uważnie mi się przyglądali, ale byli tutaj. Wspierali mnie i siebie nawzajem, czy mogłam mieć lepszych przyjaciół?

- Tak, oczywiście. Proszę. - Doktor Strange podał mi szklankę z wodą.

- Dziękuję. - szybko opróżniłam szklankę. - Skąd pewność, że to moja zasługa? Przecież to Tony miał ubraną rękawicę i to on pstryknął palcami. - przypomniałam.

- On miał umrzeć. - wyznał Stephen.

- Ale żyje. - zauważyłam szczęśliwa, uśmiechając się szeroko do ojca. Znów poczułam łzy w oczach, gdy zobaczyłam, że naprawdę nic mu się nie stało.

- Ledwo przeżyłem. Dzięki tobie, młoda. - dopiero teraz Stark otrząsnął się z szoku i podszedł do łóżka, na którym teraz siedziałam. Przytulił mnie mocno i zaśmiał się, gdy Morgan dołączyła do naszego uścisku.

- Nie rozumiem. - wyznałam, gdy odsunął się po dłuższej chwil.

- Podejrzewamy...

- Jesteśmy pewni. - poprawiła Bruca Shuri.

- Tak. Oddałaś swoje życie Tonyemu. - dokończył Banner.

- Co? Jak? Jakim cudem żyję? - zupełnie nic nie rozumiałam.

- Spokojnie. Po kolei. - ostudził mój zapał Loki, trzymając mnie za rękę. Złożył na jej wierzchu lekki pocałunek, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Dobrze. Więc jak to oddałam życie Tonyemu? - patrzyłam na wszystkich po kolei.

- Pan Stark pstryknął palcami, pozbył się Thanosa i jego armii, przez co poniósł ogromne obrażenia i ledwo uratowaliśmy jego życie. - zaczęła Shuri.

- Ale ty uratowałaś mnie, Ola. - powiedział Tony, trzymając mnie za drugą rękę.

- To wspaniale, czyż nie? - spytałam z uśmiechem. - Chciałam was ostrzec, nie pozwolić umrzeć Natashy, ale moje wizje nie pokazały mi dokładnego czasu, kiedy chcieliście zrealizować swój plan. I spóźniłam się. - wytłumaczyłam, zła na siebie.

- Żyję, Ola. Wszyscy żyjemy. - z tłumu wyszła Romanoff i stanęła w nogach mojego łóżka, uśmiechając się szeroko.

- Tak się cieszę...

- Umarłaś, Ola. - odezwał się Loki. - Minęliśmy się w zaświatach. Umarłaś.

- Ale teraz żyję, prawda? - spytałam z uśmiechem, patrząc w oczy ukochanego.

- No, nie do końca. - wtrącił T'Challa.

- Jak to? - przeniosłam wzrok na władcę Wakandy.

- Twoje serce przestało bić. - wytłumaczył Bruce. - I dalej nie bije. - wskazał maszynę, która monitorowała bicie mojego serca. Na ekranie była tylko prosta kreska, tak jakbym dalej nie żyła. Musieli wyłączyć dźwięk, bo nie słyszałam uporczywego piskania.

- Jak to możliwe? - dopytywałam.

- Oddałaś swe serce Tonyemu, a Kamienie Nieskończoności uratowały ciebie. - Strange wskazał moją klatkę piersiową.

Patrzyłam na niego jak na kosmitę, nie wierząc, że coś takiego w ogóle było w stanie się wydarzyć. Jednak Strange skinął głową, patrząc na mnie zupełnie poważny. Przeniosłam spojrzenie na Starka, Lokiego, Steve'a i wszystkich innych, ale prócz zainteresowania na niektórych twarzach, reszta była poważna i szczęśliwa. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam w dół. Przełknęłam ślinę, gdy uchyliłam lekko białą koszulę nocną, by zobaczyć miejsce, gdzie ostatnio miałam Kamienie. Bałam się tego, co mogę zobaczyć, ale w życiu nie spodziewałabym się...

- Boże... - wyszeptałam.

W miejscu, w którym powinnam mieć serce znajdowało się wszystkie sześć Kamieni Nieskończoności. W całości tkwiły we mnie. Tym razem jednak nie były na zewnątrz, a wewnątrz mnie. Ich światło przebijało przez mą skórę, a one same ułożyły się w kształt kolorowego kwiatu. Przerażało mnie to i fascynowało jednocześnie.

- Niesamowite, prawda? - podszedł do nas Peter Quill.

- Tak jakby Kamienie wybrały sobie ciebie. - odezwała się Carol Danvers.

- Wybrały? - zdziwiłam się.

- Tak. Nie zabiły cię, a ocaliły, trzymały przy życiu. Normalna istota nie może dotknąć jednego Kamienia, bo zginie, a ty masz w sobie wszystkie sześć! - zauważył Rocket.

- Wybrały ciebie na swoją obrończynię, czy coś w tym stylu. Posiadasz je, a one posiadają ciebie. - wytłumaczyła Valkyrie.

- Dziwne, ale to mi się skojarzyło z małżeństwem. - zaśmiałam się.

- Oh, kochanie. Małżeństwo jest dopiero przed tobą. - usłyszałam w głowie głos Lokiego. - Nawet nie masz pojęcia, co cię czeka, skarbie. - gdy popatrzyłam na narzeczonego zarumieniłam się pod jego przeszywającym, ale jednocześnie znaczącym spojrzeniem i cwaniackim uśmieszkiem.

Odchrząknęłam, odrywając wzrok od ukochanego. Miałam nadzieję, że nikt tego nie zobaczył, ale raczej było to niemożliwe przy tak dużej liczbie widzów. Na szczęście nikt nie skomentował mojej chwilowej nieuwagi.

- Więc Tony uratował świat, a ja uratowałam Tony'ego? - dopytałam, patrząc na tatę.

- Tak. - potwierdził Stark. - I przywróciłaś do życia wszystkich, którzy zginęli w walce z Thanosem.

- Jak?

- Tego nie wie..

- Oddałaś życie za tysiące innych. - przerwała mu Natasha.

- Co? - zdziwiłam się.

- Pewnie musiałaś o nich myśleć i gdy Tony pstryknął, spełniło się twoje życzenie. - Nebula przewróciła oczami.

- Oddałaś życie za tysiące innych. - powtórzyła Natasha razem z Visionem, Lokim, Gamorą i innymi, którzy zmartwychwstali, a byli obecni w sali.

- Więc o to im chodziło. - wyszeptałam.

- Co? - zdziwił się Tony.

- Frigga, Odyn i moja rodzina codziennie powtarzali mi te słowa. Mówili, że to jeszcze nie mój koniec, że oddałam życie za tysiące innych, że jestem z nimi na chwilę, bo moja rodzina nie pozwoli mi zostać z nimi zbyt długo. - wytłumaczyłam, a po policzku popłynęła mi łza na wspomnienie zmarłych bliskich, ale Loki szybko ją starł, kładąc zimną dłoń na moim policzku.

- Jak to? Zbyt długo?! Chwilę?! Frigga?! Odyn?! - padło mnóstwo pytań. 

Thor podbiegł do nas i stając obok brata wpatrywał się we mnie z nadzieją. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym co najmniej zwariowała, rozumiejąc pewnie tyle co ja, w miejscu, w którym spędziłam kilka ostatnich dni.

- Frigga i Odyn żyją? - spytał gromowładny.

- Przykro mi, Thorze. Obawiam się, że oni zostali tam, gdzie byłam. - odpowiedziałam. - Zaraz, przecież byłam martwa tylko przez trzy dni. - uśmiechnęłam się, nie rozumiejąc ich zdziwienia.

- Trzy dni?! - wykrzyczał Stark. - Spałaś przez cholerne trzy miesiące! Nie trzy dni!

- Hej, Tony. Uspokój się. - Rhodey i Pepper przemówili do Starka.

- Niemożliwe. - wyszeptałam zaskoczona.

- A jednak.

- O co chodziło z Friggą i Odynem? - dopytywał Thor.

- Byli tam ze mną i z moją rodziną przez cały ten czas, a potem tak po prostu zniknęli. - wytłumaczyłam.

- Masz nam dużo do powiedzenia. - stwierdził Rhodey.

- Tak, ale najpierw muszę coś zjeść. - uśmiechnęłam się. - Jestem głodna.

- Cheesburgery! - wykrzyknęła Morgan, która wciąż siedziała na łóżku obok mnie.

- Oczywiście, cheesburgery. - zaśmiałam się, przytulając siostrę i całując ją w czubek głowy.

***

Po przebłaganiu Starka, Bannera, Strange, Lokiego i wielu innych przyjaciół wreszcie udało mi się wstać z "szpitalnego" łóżka i wrócić do swojego pokoju. Zjedliśmy obiecane Morgan cheesburgery, a gdy z bazy Avengers ulotniło się wielu jej członków, moja rodzina postanowiła mnie przesłuchać, dalej ciekawa tego wszystkiego co działo się w ciągu ostatnich dni.

Siedziałam więc teraz na kanapie w ogromnym salonie, przytulona do Lokiego i otoczona przez przyjaciół, siedzących w innych kanapach, fotelach, krzesłach, podłodze lub stojących gdzieś z boku. Stark siedział obok mnie, dokładnie przyglądając się mojej twarzy, zresztą tak samo, jak pozostali.

- Czuje się okropnie, jak się tak wszyscy we mnie wpatrujecie. - przerwałam ciszę z uśmiechem.

- Nie wiemy od czego zacząć. - wytłumaczył Bruce, wciąż pod postacią Hulka. Cieszyłam się, że udało mu się przejąć kontrolę nad tym drugim wcieleniem.

- Może od tej pogaduszki "oddała życie za tysiące innych"? - zacytował Bucky.

- Nie, na to chyba za wcześnie. - stwierdziła Natasha.

- Więc może po kolei? - zaproponował Quill.

- Jasne. - prychnął Stark.

- Więc od czego zacząć? - dopytywałam.

- Jak się dowiedziałaś o ataku Thanosa? - zapytał Strange.

- Kamienie się pojawiły. - wskazałam swoje serce. - Pięć lat temu zniknęły wraz z Thanosem, zamieniając mnie w potwora.

- Co? - zdziwili się zebrani, oprócz Tony'ego i Bruca.

- Wyglądała strasznie. - zaśmiał się Stark, na co wystawiłam mu język. - No co? Zgodzisz się ze mną, upiorze.

- Już nim nie jestem.

- Jak to? - dopytywała Nebula.

- Także powinnam zniknąć z połową istnień, które Thanos wymazał z Wszechświata, ale Kamienie w jakiś sposób trzymały mnie przy życiu. - wyjaśniłam szybko. - Chyba każdy z was widział, jak znikały te osoby. Nie czuły bólu, a ja czułam go bardzo mocno. Wyglądałam, jak...

- Rozkładające się zwłoki i ofiara jakichś bestii. - przerwał mi Tony.

- Tak, dzięki. - zaśmiałam się. - Ale teraz, gdy Kamienie są we mnie, nie mogę się już przemienić w tą straszną postać. - wytłumaczyłam.

- Próbowałaś? - dopytał Rocket. - Wiesz, nie zawsze może działać.

- Tak, próbowałam. - przewróciłam oczami. - Całe szczęście nie działa.

- Dobrze, ale dlaczego nic nam nie powiedziałaś? - spytał Thor.

- Bałam się waszej reakcji.

- Stark wiedział. - zauważył Clint.

- Bo on nie umie pukać do drzwi.

- Zbędna czynność. - miliarder przewrócił oczami.

- Skąd miałaś w sobie Kamienie? - spytała Carol.

Jak najszybciej się dało opowiedzieliśmy jej i innym, którzy jeszcze mnie dobrze nie znali, jak wyglądały moje przygody z Kamieniem Umysłu i Kamieniem Rzeczywistości.

- Dobra, teraz już wszystko jasne. - odezwał się Scott.

- Więc dlatego, że masz umiejętność widzenia przyszłości wiedziałaś, że Stark umrze? - dopytała Hope.

- Tak. I nie mogłam mu na to pozwolić. - odpowiedziałam pewna. - W moim świecie są również filmy o was. Niestety ktoś wyreżyserował wam życie. 

- Wiedziałaś, co się stanie? Że Kamienie cię uratują? - zapytał T'Challa.

- Nie. Przez ostatnie pięć lat moje moce były osłabione przez brak Kamieni. Wizje nie pojawiały się często i były bardzo niedokładne. Nie wiedziałam, co się stanie, gdy dotknę rękawicy. Chciałam tylko uratować Tony'ego. - przytuliłam tatę.

- Dzięki, młoda. - Stark odwzajemnił uścisk.

- I co się wydarzyło potem? - dopytywał Thor.

- Ciemność, głos Lokiego, później spotkałam Friggę i Odyna, którzy zaprowadzili mnie do mojej rodziny. - odpowiedziałam. - Jak już wcześniej mówiłam spędziłam z nimi trzy dni, po czym znów wylądowałam w niekończącej się, czarnej otchłani.

- Ciekawe. Dla ciebie były to trzy dni, a dla nas trzy miesiące. - zastanowił się Strange.

- Może czas tam leci inaczej?

- Nie. - zaprzeczył Loki. - Czas leci tam tak samo, jak tutaj. Tylko taka jest różnica, że dusze go nie odczuwają, nie starzeją się. - wytłumaczył. - Ale ty nie umarłaś. Byłaś tylko częściowo martwa. Może dlatego dla ciebie były to tylko trzydniowe odwiedziny w zaświatach. - dodał.

- Może...

- A o co chodzi z tym, że oddałaś życie i coś tam dalej? - spytał Quill.

- No właśnie myślałam, że ratując Starka, który zabił Thanosa uratowaliśmy wszystkich walczących, a teraz już sama nie wiem, o co dokładnie z tym chodzi. - powiedziałam, chociaż już wcześniej przyjaciele tłumaczyli mi tę kwestię.

- Oddałaś swoje serce Starkowi, który pstrykając wybawił świat od Thanosa i jego armii. - zaczęła Natasha.

- A ty, dotykając rękawicy sprawiłaś, że ci, którzy stracili życie przez tytana odzyskali je z powrotem. - dokończyła Carol. Tak jak wcześniej powiedziała Nebula, musiałaś myśleć o tych wszystkich, których zabił Thanos, a gdy Tony pstryknął palcami, spełniło się twoje życzenie.

- Teraz to ma sens. - zastanowiłam się.

- Tak i na reszcie jesteśmy w komplecie. - uśmiechnął się Stark. - Zrobimy dużą imprezę.

- Poważnie? - zaśmiałam się.

- Tak! Masz dwadzieścia dwa lata i nie mieliśmy okazji razem się napić, młoda Stark. - zaśmiał się mój tata.

- Nie praw... Och... - miał rację.

Nawet na jego weselu nie mogłam pić, bo nie miałam jeszcze osiemnastki, a prawo w Stanach nieco różni się od tego w Polsce.

- Widzisz? Robimy imprezę.

- Ola powinna chyba trochę odpocząć. - odezwał się Banner.

- Dzięki Bruce, ale jak na kogoś bez serca za to z kamykami w ciele czuje się świetnie. - uśmiechnęłam się lekko.

- Wspaniale! Odpoczniesz sobie dzisiaj, a jutro impreza! - wykrzyczał miliarder, wychodząc z pokoju.

- Cały Stark. - skomentowała Natasha, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Boże, jak dobrze było wrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro