11. Taniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wystarczyła godzina, aby sala zapełniła się gośćmi. Większości nie znałam i przypuszczałam, że Tony również ich nie znał. Muzyka grała głośno, zagłuszając rozmowy, a alkohol dodawał niektórym odwagi, aby wyjść na parkiet i tańczyć.

Byli również agenci T.A.R.C.Z.Y., ale wśród nich rozpoznałam jedynie Nicka Furyego, Marię Hill oraz Sharon Carter, która teraz rozmawiała ze Stevem. Pepper natomiast próbowała pilnować Starka, aby nie wypił za dużo. Cóż... Podziwiałam jej cierpliwość i chęci. Wszyscy składali mi życzenia, przytulali i dawali prezenty, co uznałam za lekką przesadę. Naprawdę niewielu z nich znało mnie naprawdę.

Uśmiechnęłam się do Lokiego, gdy ten westchnął cicho, widząc chłopaków z zespołu idących w naszą stronę. Byłam mu wdzięczna, bo tak jak obiecał, nie odstępował mnie na krok, dotrzymując towarzystwa.

- Nieźle wyglądasz! - pochwalił mnie Ryan. Muzyka grała bardzo głośno, więc musieliśmy krzyczeć, aby się usłyszeć.

- Fajna sztuczka! - Noah wskazał świecącą bliznę nad moim sercem. - Coś ty tam leda włożyła?! - zaśmiał się.

- Jasne! Czemu nie?! - uśmiechnęłam się. Faktycznie kamień mógł wyglądać, jak część jakiegoś stroju na hallowen.

- Mamy coś dla ciebie! - powiedział Ethan, wręczając mi kwadratowe pudełeczko ozdobione fioletową kokardą.

- Rozpakuj! - pospieszał Aaron.

Prezentem okazały się płyty moich ulubionych wykonawców.

- Dziękuję. - przytuliłam chłopaków uśmiechnięta.

- Odniosę twoje prezenty do pokoju. - wyszeptał mi na ucho Loki.

- Nie musisz. - odpowiedziałam, spoglądając na niego.

- Jest tu naprawdę dużo osób. Ktoś może coś wziąć. - zauważył.

- Racja, ale...

- Zaraz wrócę. - zapewnił. Magią zabrał wszystkie prezenty i zniknął, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego zachowania.

- Wow! Fajne tatuaże! - krzyknął Ryan, wskazując moje blizny na ramieniu, plecach oraz mały tatuaż na nadgarstku. - Kiedy zrobiłaś?

- Niedawno. - odpowiedziałam tylko.

- I nie pokazałaś nam? - Noah udał obrażonego.

- Jakoś tak wyszło. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem.

Nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Tylko Avengersi znali prawdę o moim pobycie w Hydrze, a blizny nie wyglądały normalnie. Fakt, że znak Hydry naprawdę ukryłam pod tatuażem, dał mi nieco bezpieczeństwa, bo dzięki temu, nikt nie jest w stanie dostrzec czaszki pod czerwoną gwiazdą, która wygląda zupełnie jak ta z tarczy Kapitana.

Natomiast plecy? Cóż... Sama nie wiedziałam, co za licho we mnie drzemie i bawi się moim ciałem.

- Jeszcze raz dziękuję. - przytuliłam chłopców.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli roześmiani.

- Idziesz się napić? - spytał Noah, wskazując barek i spoglądając na Aarona.

- Sorki, ale ja mam dopiero szesnaście lat. Nie piję alkoholu, jedynie Piccolo. - przypomniałam, udając poważną.

- Racja. Przecież jesteś jeszcze dzieckiem. - uśmiechnął się Ryan.

- Otóż to staruszku. - uśmiechnęłam się.

- Hejjj! Mam dopiero dwadzieścia lat! - wykrzyczał oburzony muzyk, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem. - Dobra. Wypchaj się, a ja idę na drinka.

- Idę z tobą! - wtrącił Ethan.

- Ja też! - Noah również udał się z przyjaciółmi, zostawiając mnie samą z Aaronem.

- Ola? - odezwał się blondyn.

- Tak?

- Bo wiesz... ja... bardzo... bardzo... - mówił zarumieniony ze wzrokiem wbitym w podłogę.

Nie rozumiałam jego zachowania, bo odkąd się znaliśmy, nasze rozmowy przebiegały bardzo swobodnie.

Zauważyłam, że parę metrów za plecami chłopaka pojawił się Loki. Patrzył na mnie z obojętnym, wręcz zimnym spojrzeniem, ale zobaczyłam także głęboko ukryty w jego oczach smutek. Uśmiechnęłam się do niego lekko, martwiąc się zachowaniem kolejnego faceta i przeniosłam spojrzenie na zawstydzonego blondyna przede mną.

- O co chodzi Aaron? Nigdy się tak nie wstydziłeś. - zauważyłam z troską.

- Bo nigdy nie myślałem, że to będzie takie trudne. - westchnął piosenkarz.

- Co się stało?

- Bo ja... - zaczął, podnosząc na mnie wzrok z podłogi.

W jego niebieskich oczach zdołałam dostrzec jakiś błysk, a chwilę później, jego ciepłe wargi dotknęły moich. Tak szybko jak mnie pocałował, tak szybko się odsunął. Westchnęłam, rozumiejąc jego zakłopotanie. Nigdy nie chciałam komuś złamać serca, bo to coś okropnego.

- Przepraszam, nie powinie... - zaczął się tłumaczyć, tym razem patrząc mi w oczy z lekkim strachem.

- Nie Aaron, to ja przepraszam. - przerwałam mu, łapiąc jego dłoń. - Przepraszam, jeśli dawałam ci jakieś znaki, że my... - nie wiedziałam, jak to powiedzieć.

Spojrzałam zza plecy chłopaka, szukając pomocy. Zielonooki mężczyzna patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja chciałam zniknąć, aby tylko nie zranić przyjaciela.

- Ja... Ja po prostu kocham kogoś innego. - z powrotem przeniosłam wzrok na blondyna.

- Rozumiem. To nie twoja wina. - odezwał się Aaron ze smutnym uśmiechem, wyswobadzając rękę z mojego uścisku.

- Mam nadzieję, że to nie zniszczy naszej przyjaźni.

- Oczywiście, że nie. Tylko... Muszę przemyśleć parę rzeczy. Pójdę już. - stwierdził.

- Przepraszam, Aaron. Jesteś naprawdę świetnym facetem i...

- Nie musisz mnie pocieszać, Ola. Jestem dorosły, dam sobie radę. - uśmiechnął się smutno. - Powiesz chłopakom, że wyszedłem wcześniej?

- Jasne. - skinęłam głową.

- Dzięki. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - przytulił mnie, po czym odszedł, a ja patrzyłam tylko, jak przeciska się przez tłum ludzi w stronę windy.

Naprawdę miałam nadzieję, że to wyznanie nie zniszczy naszej przyjaźni. Westchnęłam, przenosząc wzrok w miejsce, gdzie przed chwilą widziałam Lokiego. Teraz jednak go tam nie było.

- Pięknie... Teraz to już nikogo nie znajdę... - powiedziałam do siebie, przeciskając się między ludźmi, a ścianą.

Nie lubiłam tłumów i choć nie przeszkadzali mi ludzie, tak długo jak nie zwracali na mnie uwagi, tak nie przyjemnie było się między nimi przeciskać w poszukiwaniu przyjaciół, albo chociażby kogoś znajomego.

Nagle poczułam uścisk na nadgarstku i ktoś pociągnął mnie w stronę ciemnego korytarza obok windy. Chciałam krzyczeć, ale zimna dłoń zamknęła moje usta. Ten dotyk... Spojrzałam w piękne, szmaragdowe oczy mojego "porywacza" i już na sto procent byłam pewna, że jest nim Laufeyson.

- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - wyszeptał mi na ucho, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

Kłamca nie zabrał ręki z mojej twarzy, tylko z ust przesunął ją na mój policzek, odgarniając zbłąkany kosmyk za ucho.

- Też mam dla ciebie mały prezent. - szeptał z uśmiechem, a ja ledwo go słyszałam.

Muzyka grała bardzo głośno, a do tego dochodziły jeszcze rozmowy ludzi, którzy przekrzykiwali się nawzajem. Mimo to, miałam wrażenie, że cały świat przestawał istnieć, zapadała cisza, choć wokół panował chaos.

Loki odsunął się ode mnie, by wyciągnąć z kieszeni złoty łańcuszek z kolorowym, świecącym wisiorkiem w kształcie serca.

- Jest to kawałek Bifrostu z czasów, gdy chciałem unicestwić Jotunheim i Thor zniszczył tęczowy most. - wyjaśnił. - Zabierze cię wszędzie. Do wszystkich Dziewięciu Królestw. - delikatnie zapiął naszyjnik na mojej szyi.

- Jest śliczny. - delikatnie dotknęłam święcący wisiorek. - Dziękuję, Loki. - rzuciłam się na szyję bożka, który natychmiast objął mnie w tali, bardziej przyciągając do siebie.

- Dla ciebie wszystko, kochanie. - wyszeptał mi na ucho.

Odsunęłam się od niego na tyle, aby spojrzeć mu prosto w te piękne, roześmiane oczy, a potem wpić się w jego usta. Kłamca od razu odwzajemnił pocałunek, przyciskając mnie plecami do ściany. Wplotłam palce w jego miękkie, czarne włosy, a on zjechał pocałunkami na moją szyję. Nie ważne, jak bardzo chciałabym trzymać się od niego z daleka, po prostu nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam wyleczyć się z tej choroby o jego imieniu.

- Loki... - wysapałam, na co Laufeyson uśmiechnął się chytrze i wrócił z pocałunkami do moich ust. - Nie... teraz... - wyjąkałam między zachłannymi pocałunkami, gdy jego dłoń dotknęła mojej rozgrzanej skóry na udzie. - Loki...

- Wybacz... - Psotnik z trudem przestał mnie całować, jednak nie odsunął się ode mnie, układając ręce z powrotem na mojej tali. - Ale wyglądasz bardzo kusząco... - wyszeptał zmysłowo. - I trudno mi się powstrzymać...

- Dasz radę. Wierzę w ciebie. - uśmiechnęłam się pewnie i cmoknęłam bożka w usta. - Zatańczysz ze mną? - złapałam jego dłoń, ciągnąc w stronę sali.

- To chyba ja powinienem o to poprosić. - zauważył z rozbawieniem.

- Mówiłeś, że nie tańczysz. - przypomniałam naszą rozmowę, gdy nakrył mnie kiedyś na najwyższym piętrze wieży.

- Pamiętasz. - westchnął z uśmiechem.

- Oczywiście. - uśmiechnęłam się szerzej.

- Więc, mogę prosić panią do tańca? - ukłonił się lekko, wyciągając rękę w moją stronę.

- Z przyjemnością. - podałam mu swoją dłoń z uśmiechem, pozwalając się prowadzić w stronę tłumu.

Loki przyciągnął mnie do siebie, kładąc dłoń na mojej tali, a drugą nie puszczał mojej ręki. Ja natomiast wolną rękę ułożyłam na jego ramieniu, patrząc na niego z dołu, gdyż był ode mnie wyższy prawie o głowę.

Poruszaliśmy się w rytm muzyki, a gdy ona zwolniła, położyłam ręce na karku Lokiego, a on objął mnie w tali, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

- Kłamałem. - wyszeptał mi na ucho, gdy oparłam głowę na jego piersi. - Tańczę. Uwielbiam tańczyć.

- Wiem. - uśmiechnęłam się.

- Wiesz? - zdziwił się Loki.

- Thor mi powiedział. - uśmiechnęłam się, gdy Loki obrócił mnie wokół własnej osi.

- A to zdrajca. - prychnął, gdy wróciliśmy do poprzedniej pozycji.

- A ty Kłamca. Nie ładnie. - pocałowałam go w policzek, pozwalając, aby prowadził nas w tańcu.

- Wybacz. - mruknął do mojego ucha.

- To nieważne. - zapewniłam. - To wszystko jest nieważne, tak długo, jak będziesz obok.

***

Nie wiem, ile piosenek przetańczyliśmy razem, ale czas nie miał dla nas znaczenia.

- Czego się napijesz? - spytałam Lokiego, gdy poszliśmy na przerwę do mini baru obsługiwanego przez Natashę, która flirtowała z siedzącym przy barze Brucem. Trzymałam za nich kciuki, bo byliby ciekawą parą.

- Czerwone wino. - odpowiedział Loki.

- A dla ciebie, to co zawsze, Ola? - spytała roześmiana Natasha.

- Oczywiście. - odwzajemniłam uśmiech agentki, a ta po chwili podała Lokiemu lampkę wina, a mi szklankę z czarnym, musującym napojem.

- Nie możesz pić alkoholu. - uśmiechnął się bożek.

- To nie alkohol. - wzięłam łyk napoju i uśmiechnęłam się do towarzysza. Kłamca popatrzył na mnie ciekawy i sam wziął łyk swojego napoju. - To tylko cola. Pamiętasz? - zaśmiałam się na wspomnienie Lokiego, gdy pierwszy raz spróbował tego napoju. Wtedy od razu go wypluł, krztusząc się.

- Pamiętam. - Loki również się zaśmiał. - I nie wiem, jak ty możesz pić coś takiego.

- A więc twierdzisz, że wino jest lepsze?

- Oczywiście.

- To daj spróbować. - uśmiechnęłam się wyzywająco, a Loki odwzajemnił pewny siebie uśmiech i podał mi swoje wino.

Chyba nie wierzył, że naprawdę spróbuję alkoholu. Odłożyłam szklankę ze swoim napojem na blat baru i wzięłam do ręki kieliszek Lokiego, po czym upiłam z niego dość spory łyk. Wino było bardzo słodkie i delikatnie rozpaliło moje wnętrze. Oddałam kieliszek wciąż uśmiechniętemu Lokiemu.

- Od kawy lepsze. - uśmiechnęłam się, pijąc czarny napój.

- Od coli również. - Loki popatrzył na szklankę w mojej dłoni, na co zaśmiałam się cicho.

Rozejrzałam się po sali. Impreza trwała już od jakichś pięciu godzin, a gości nie ubywało, mimo że Ryan, Ethan i Noah wyszli trochę później po Aaronie. W tłumie ledwo można było kogokolwiek dostrzec. Jednak zobaczyłam Steva rozmawiającego z Sharon, agentką Hill i Nickiem, a Pepper zniknęła gdzieś w tłumie z Tonym.

- Ola! Tu jesteś! - krzyknął już trochę pijany Clint. - Zatańcz ze mną! - wyciągnął do mnie rękę.

Spojrzałam na Lokiego, który z uśmiechem kiwnął głową i chwyciłam rękę Clinta.

- Jesteś szczęśliwa? - spytał łucznik podczas tańca.

- Tak, a skąd takie pytanie Clint? - spytałam ciekawa.

- Tak po prostu. Uważaj na niego, dobrze? - ostrzegł.

Nie skomentowałam tego, pozwalając aby muzyka wypełniła ciszę, która między nami zapanowała. Popatrzyłam w brązowe oczy przyjaciela, gdy wracaliśmy do Lokieo.

- Obiecaj, że będziesz ostrożna. - poprosił Clint.

- Obiecuję, Sokole. - przytuliłam bruneta.

- Dobra. Tyle chciałem usłyszeć. Baw się dalej. Za niedługo północ. - odwzajemnił uścisk i zniknął w tłumie.

Wróciłam do Lokiego. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, poznawaliśmy na nowo. Od jego ostatniego pobytu na Ziemi trochę się zmieniło. W tym czasie skończyliśmy pić nasze napoje.

Minuty mijały bardzo szybko, wiele gości opuściło już imprezę, ale większość była pijana.

- Uwaga! Uwaga! - usłyszałam w głośnikach głos Starka. - Za dziesięć minut północ! Ola, wyjdź na balkon! - zebrani tłumem ruszyli na balkon, chociaż polecenie było zwrócone do mnie.

Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale popatrzyłam na Lokiego i także wstałam z wysokiego krzesła, ruszając w stronę balkonu.

- Co powiesz na dach zamiast balkonu? - Kłamca złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, byśmy już po chwili stali na dachu wieży.

Nie było mi zimno, choć chłodny kwietniowy wiatr uderzył w moje rozgrzane ciało. Loki wyczarował czarny koc, którym okrył moje ramiona. Uśmiechnęłam się na ten gest i razem usiedliśmy na skraju dachu, spuszczając z niego nogi. Oparłam głowę na ramieniu Lokiego, który objął mnie w tali i przyciągnął bliżej siebie. W ciszy patrzyliśmy na gwiazdy zdobiące niebo, gdy nagle usłyszeliśmy czyjeś krzyki, a potem niebo rozjaśniły fajerwerki.

- Wszystkiego najlepszego, Ola! - trochę pijani przyjaciele rzucili się na mnie i zamknęli w żelaznym uścisku, gdy wstałam z dachu.

Wraz z nimi na dach przyszli także Pepper, Sharon, Maria i Nick, którzy patrzyli na nas ze śmiechem, tak samo jak Loki. Po chwili bohaterowie odsunęli się ode mnie i razem patrzyliśmy na pokaz fajerwerków, które na końcu utworzyły na niebie kolorowy napis: "Sto lat Oli!".

- Dziękuję! - przytuliłam przyjaciół, z zachwytem patrząc na niebo i powoli znikające iskry.

- Dla ciebie wszystko, córuś. - Tony pocałował mnie w policzek, obejmując w pasie.

Byłam naprawdę szczęśliwa, nawet wtedy, gdy wróciliśmy do wieży, bo na zewnątrz było zimno. Impreza wciąż trwała, chociaż goście upici alkoholem, przestawali tańczyć, a rozmowy coraz mniej się kleiły.

Miałam więc prawie cały parkiet, aby tańczyć z Lokim. Udało mi się go także namówić, aby pozwolił mi napić się czerwonego wina. Nie było to zbyt mądrym pomysłem, bo po kilku kieliszkach czułam się martwa.

- Chodźmy do pokoju, kochanie. Masz już dość. - zaśmiał się cicho Loki i pomógł mi wstać z krzesła obok baru.

Chociaż Kłamca wypił dwa razy więcej alkoholu niż ja, w ogóle nie było tego po nim widać, a mi kręciło się w głowie i miałam mroczki przed oczami. Byłam pewna, że nie dam rady postawić kroku, bo się przewrócę.

- Tak... - wyjąkałam i gdyby nie Loki leżałabym twarzą na podłodze.

Psotnik wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i przeteleportował nas do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku i chciał odejść, ale złapałam go za rękę.

- Zostań. - poprosiłam. - Ja z tobą spałam.

Loki pochylił się nade mną i zlożył delikatny pocałunek na moim czole, odgarniając włosy z mojej twarzy.

- Chciałem cię przebrać. - wyszeptał mi na ucho.

- Nie trzeba. Ta sukienka jest wygodna.

- A buty? - zaśmiał się cicho.

- Jakoś ścierpię. - mruknęłam.

Nie zakodowałam, kiedy ręce Lokiego zniknęły z mojej tali. Moje serce zabiło jedynie mocniej, porażone strachem. Nie mogłam go znowu stracić.

- Loki? - chciałam usiąść, ale nie byłam w stanie nawet podnieść głowy. Byłam taka zmęczona.

- Nie bój się, kochanie. Jestem tutaj. - zapewnił, dotykając moich nóg.

Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, gdy Kłamca zjechał rękami do kostek i zdjął ze mnie szpilki, które odrzucił gdzieś w kąt pokoju.

- Loki... - wyszeptałam, gdy zabrał ręce z mojej skóry.

- Jestem tutaj, kochanie. - znów mnie dotknął, kładąc zimne dłonie na moich kolanach.

- Loki...

Psotnik jeździł rękoma w górę mojego ciała. Nagle usiadł na mnie okrakiem i wpił się w moje usta. Od razu oddałam pocałunek, a Loki wykorzystał to i pogłębił go, wsuwając język do moich ust. Przeszedł z pocałunkami na moją szyję, obojczyk, pocałował żółtą bliznę, wywołując przyjemne dreszcze w moim ciele.

- Loki... Loki... - jęczałam, gdy wsunął zimne ręce pod czarną sukienkę. - Loki... Nie dzisiaj... Przestań... - złapałam jego dłonie.

Kłamca zamknął oczy i mogłam sobie jedynie wyobrazić, jaką walkę odbywał w środku siebie.

- Ja... nie mogę. Boję się, że znikniesz. Nie chcę... - próbowałam wyjaśnić.

- Nigdzie się nie wybieram, skarbie. - Laufeyson pocałował mnie w czoło i położył się obok.

Przytulił mnie, a ja bardziej się w niego wtuliłam, pozwalając aby bóg przykrył nas kołdrą.

- Przepraszam. - wyszeptał, całując mnie w czoło, ale byłam zbyt senna, aby mu odpowiedzieć.

Wtuliłam się w jego tors jeszcze bardziej, pozwalając, aby głupia nadzieja przejęła moje myśli, łudząc się, że wszystko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro