13. Nadrabiamy stracony czas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzień dobry, kochanie. Wyspałaś się? - usłyszałam głos Lokiego, gdy tylko otworzyłam oczy.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się rozczulona. - Nie wyspałam się, ale wczorajsza impreza była wspaniała. Dziękuję. - podniosłam się na łokciu i pocałowałam Lokiego w usta.

Zabawa skończyła się o trzeciej nad ranem, więc ja i Loki zasnęliśmy w ubraniach. Bawiłam się cudownie. Mnóstwo czasu spędziliśmy na parkiecie, ale nie zabrakło rozmów z przyjaciółmi czy picia z Tonym. Całe szczęście, że Loki był bogiem, a mnie podrasowały Kamienie i nie mieliśmy kaca.

- Wszystko dla mojej księżniczki. - uśmiechnął się Laufeyson, a ja z powrotem położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

- Jest czerwiec. Powinnam być w Los Angeles. Kończyć studia. - odezwałam się po chwili, przypominając o obowiązkach. Przecież życie tam toczyło się dalej.

- Tony wszystko załatwił.

- Co? - podniosłam do góry głowę, by popatrzyć na twarz narzeczonego.

- Byłaś nieprzytomna przez trzy miesiące. Miałaś przy sobie telefon. Wydzwaniali do ciebie z uczelni i dzwoniła też jakaś... Amber? - zmarszczył czoło, gdy przypominał sobie imię. - Mówiła do ciebie Death.

- To koleżanka. Studiowałam pod fałszywymi danymi. - wyjaśniłam.

- Dlaczego? - był ciekawy.

- Byłam całkowicie inną osobą. Nie chciałam być tą znaną, adoptowaną córką Downeya. Poza tym odsunęłam się od Avengers. - wytłumaczyłam, czując ucisk w piersi na myśl o tym, że na tak długo odsunęłam się od rodziny. - Co miałeś na myśli mówiąc, że Tony wszystko załatwił?

- Powiedział im, że miałaś wypadek i jesteś w śpiączce. A potem powiedział, że nie wrócisz na studia...

- Że co proszę?! - aż usiadłam z zaskoczenia.

- Jesteś Avengersem. - do mojego pokoju bez pukania wszedł Stark, jakby przywołany tematem naszej rozmowy. - To jest twoja praca. - wzruszył ramionami. - A dla świata jesteś piosenkarką i moją córką. Nie musisz studiować i pracować jako psycholog.

- Zawsze chciałam iść na studia...

- To przecież poszłaś. Teraz możesz je skończyć, albo zacząć pracować, już oficjalnie, jako jedna z nas. - zauważył spokojny.

- Przemyślę to, ale i tak nie powinieneś decydować za mnie, tato. - skarciłam go, choć nie miałam mu tego aż tak za złe. 

Mimo to było mi trochę przykro, że bez mojej wiedzy podjął za mnie taką decyzję. Chociaż nie planowałam pracować jako psycholog, podobało mi się studenckie życie, a teraz mogło wyglądać jeszcze lepiej. W końcu nie musiałam już niczego ukrywać. Nie musiałam się bać, że potworna postać wróci i zniszczy wszystko, na co pracowałam.

- Wiem, ale...

- Długo stałeś pod drzwiami? - odezwał się Loki, przerywając Starkowi i wyrywając mnie z zamyślenia.

- Wystarczająco długo, by wiedzieć o czym rozmawiacie. - uśmiechnął się cwaniacko Tony. - No co? Ja nie pukam, zapomniałaś?

- Jak bym mogła. - prychnęłam, przewracając oczami.

- Chyba niedawno wstaliście. - zauważył miliarder, widząc nasze stroje. - Nie przeszkadzam w takim razie. Widzimy się na śniadaniu. - i tak sobie wyszedł, jakby wcale nie wparował nam do pokoju.

- A ten jak zawsze bez kaca. - zaśmiałam się.

- Życie nie wszystkich rozpieszcza. - skomentował Loki.

- Mnie aż za bardzo. - uśmiechnęłam się i pocałowałam szatyna.

Loki odwzajemnił pocałunek, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Byłam tak wdzięczna bóstwom, że zesłały go na moją drogę. Nie wyobrażałam sobie swojego życia bez niego i Avengersów. Kim bym była, gdyby nie oni? Czy jeszcze w ogóle bym żyła? Chyba wolę nie wiedzieć...

- Może pomóc ci zdjąć tą sukienkę? - wymruczał Loki, całując moją szyję.

- Musimy iść na śniadanie. Jestem głodna, poza tym... - zielonooki przerwał mi pocałunkiem. - Szybki... prysznic? - wydukałam pomiędzy pocałunkami, zmieniając zdanie.

- Świetnie... - mruknął z uśmiechem Loki.

Pisnęłam, gdy bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce, byśmy po chwili znaleźli się w łazience. Z ostrożnością postawił mnie na podłodze i od razu wpił się w moje wargi. Rozpiął zamek sukienki i zsunął ją z moich ramion, a gdy materiał całkowicie opadł na podłogę odsunął się ode mnie i dokładnie skanował moje ciało, jakby nie widział mnie przez całe wieki.

- Wiesz... Nie mamy dużo czasu. - przypomniałam z cwaniackim uśmiechem.

- Mamy wieczność, skarbie. Baaardzo dużo czasu. - mój Kłamca uśmiechnął się łobuzersko.

- Ale nie do śniadania z moim tatą. - przypomniałam i nie czekając na jego reakcję rozpięłam biustonosz, zdjęłam majtki i weszłam pod prysznic. - Możesz tam tak stać, albo do mnie dołączyć. - uśmiechnęłam się flirtownie, widząc Lokiego wpatrującego się w moje ciało, po którym spływała ciepła woda.

Nie musiałam długo czekać. Loki rozebrał się w błyskawicznym tempie i dołączył do mnie pod prysznic. Widząc go całkowicie nagiego nie umiałam się powstrzymać i z ogromnym pożądaniem wpiłam się w jego wargi. Laufeyson nie pozostał mi dłużny. Od razu odwzajemnił namiętny pocałunek, swoim ciałem przyciskając mnie do ściany kabiny. Wplotłam palce w jego długie włosy, a on podniósł mnie za pośladki, dzięki czemu objęłam go nogami w pasie. Jęknęłam w jego usta, gdy poczułam twarde wybrzuszenie na udzie. Szatyn zszedł pocałunkami na szyję, a ja odchyliłam głowę do tyłu, dając mu większe pole do popisu. Boże, tak cholernie go pragnęłam.

- Loki! - krzyknęłam z bólu, gdy bez ostrzeżenia wszedł we mnie.

Z każdym coraz szybszym i mocniejszym pchnięciem czułam wzrastającą przyjemność, która całkowicie zastąpiła początkowy ból. Usta Lokiego, które cały czas pieściły moje ciało potęgowały to wspaniałe uczucie.

- Loki... - wyjęczałam, gdy brunet pieścił moje piersi. - Loki! - krzyknęłam po chwili, gdy moje ciało ogarnęło spełnienie, a wszystkie mięśnie napięły się w tym błogim stanie.

Laufeyson jeszcze przez chwilę poruszał się we mnie szybkimi i mocnymi pchnięciami, by dojść we mnie kilka minut później. Trwaliśmy w tej chwili, wtuleni w siebie, rozkoszując się bliskością.

- Taki prysznic... mogę brać... codziennie... - wysapał uśmiechnięty, kradnąc kolejny pocałunek z moich warg.

- Żeby ci się znudził? - zażartowałam, rozprowadzając owocowy żel na ramionach bożka.

- Nigdy w życiu. - pocałował mnie delikatnie. - Kocham cię, Ola.

- Też cię kocham, Loki. - odwzajemniłam pocałunek. - A teraz skończmy ten prysznic i chodźmy na śniadanie.

- Dalej jesteś głodna? - zaśmiał się Laufeyson.

- Tak, baaardzo. - zapewniłam uśmiechnięta i pocałowałam go w usta.

***

- Poranny prysznic? - przywitała nas w jadalni uśmiechnięta Pepper, widząc nasze jeszcze mokre włosy.

- Tak. Nie zdążyliśmy wczoraj. - odpowiedział Loki, a ja czułam jak czerwień wypływa na moje policzki.

- Nieprzespana noc? - zaśmiał się Stark, poruszając znacząco brwiami.

- Impreza i lekki kac. - odpowiedziałam, choć prócz niewyspania nie czułam żadnych innych objawów. - Nie piję na co dzień tyle alkoholu, co ty Tony.

- Wcale nie piję dużo! - oburzył się miliarder.

- Wcale... - przewróciłam oczami.

- Usiądźcie. Śniadanie już gotowe. - zaprosiła nas do stołu Pepper.

- Dziękujemy. - powiedziałam za mnie i Lokiego, i razem usiedliśmy przy stole. - A gdzie reszta? - spytałam, bo w pomieszczeniu była tylko nasza czwórka.

- Kac. - wyjaśniła Potts. - A Morgan jeszcze śpi.

- No tak...

- Nie ważne. - odezwał się Stark. - Planujecie już wesele? Jak nie, to musicie zacząć! - wykrzyknął podekscytowany.

- Co? - zdziwiłam się.

- No jak to co?! Wesele! Ślub! Wychodzisz za mąż, Ola! Trzeba wszystko przygotować!

Popatrzyłam przerażona na Lokiego, który ze wszystkich sił starał się nie roześmiać z zaistniałej sytuacji. Posłałam w jego stronę sarkastyczne spojrzenie, mówiące "dzięki" i skupiłam swoją uwagę na wesołym Tonym, który opowiadał o przygotowaniach do wesela. Pepper także była ucieszona na myśl o ślubie moim i Lokiego, ale nie mówiła tyle co Tony. Boże, nie spodziewałam się, że aż tak ucieszą ich nasze zaręczyny.

Nastały dla mnie trudne czasy...

***

Nie myliłam się. Przygotowań do wesela było bardzo dużo. Całe szczęście moja rodzina bardzo nam pomagała, za co byłam im naprawdę wdzięczna. Nie spodziewałam się, że Tony'emu tak szybko uda się znaleźć wszystkie możliwie wolne terminy w ciągu tego roku. Nie sądziłam, że tak szybko ogarniemy temat ślubu, ale dzięki kontaktom Starka razem z Lokim ustaliłam termin wesela i ta wspaniała uroczystość miała się odbyć już za trzy miesiące. Wspólnie ustaliliśmy także, że zaprosimy moją rodzinę z Polski i to właśnie tam odbędzie się wesele. Przecież nie mogłabym o nich zapomnieć, a częściowo to też zrobiłam, zatracając się w tym drugim życiu. Jak miałabym wyjaśnić im, że istnieją przejścia między multiwersami, a ja sama jestem nieśmiertelna? Wzięliby mnie za wariatkę, dlatego wymyśliliśmy ludzką wersję naszej długiej historii, której wszyscy mieli się trzymać.

- Boję się. - wyznałam, gdy jechałam z Lokim do mojego domu w małopolskiej wsi.

- Czego się boisz, skarbie? - spytał, kładąc rękę na moim udzie i nie spuszczając wzroku z drogi.

- Ich reakcji. Tego, co zastanę. - odpowiedziałam. - Nie było mnie tutaj sześć lat.

- Wszystko będzie dobrze, Ola. - zapewnił, posyłając mi delikatny uśmiech. - Damy radę.

Wzięłam głęboki oddech, pozwalając by słowa Lokiego zakotwiczyły w mojej głowie. Będzie dobrze. Z takim przekonaniem w końcu dojechaliśmy na miejsce. Widząc nieznajomy samochód na parkingu przed moim domem, babcia wyszła ze swojego. Popatrzyłam na Lokiego, który uścisnął moją dłoń, powtarzając wcześniejsze słowa. Skinęłam głową i wysiedliśmy z samochodu. Loki od razu podszedł do mnie i chwycił za rękę, zapewniając wsparcie, jakiego teraz potrzebowałam.

- Będzie dobrze, kochanie. - powtórzył do mojego ucha i pocałował w policzek.

- W czymś mogę pomóc? - głos babci, zbliżającej się do nas wywołał łzy w moich oczach.

Mimo to uśmiechnęłam się lekko i mocniej ścisnęłam rękę Lokiego. To też była moja rodzina. Ich też od siebie odepchnęłam.

- Cześć, babciu. Nie poznajesz mnie? - przywitałam się, lekko ochrypniętym od emocji głosem.

Starsza kobieta przyglądała mi się przez kilka minut, a potem na jej twarzy pojawił się szok. Poznała mnie, widziałam to w jej przygaszonych trudnym życiem oczach.

- Ola? - wyszeptała ze łzami, spływającymi po policzkach.

- Cześć, babciu. - podeszłam do niej i przytuliłam.

- Gdzieś ty była, dziewczyno?! - spytała jednocześnie zła i zatroskana. - Martwiłam się o ciebie! Nie dawałaś znaku życia! - odsunęła się ode mnie, trzymając ręce na moich ramionach.

- Przepraszam. Byłam w Stanach. Studiowałam. Jestem aktorką i piosenkarką. - wytłumaczyłam z uśmiechem.

- Tak się cieszę, że wróciłaś. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz cię widziałam. Myślałam, że całkiem o nas zapomniałaś. - uśmiechnęła się lekko babcia, przytulając mnie kolejny raz. - A kim jest ten młody przystojniak? - spytała, patrząc na Lokiego.

Uśmiechnęłam się szerzej na jej słowa i odsunęłam się lekko od kobiety, spoglądając na zadowolonego komplementem Laufeysona.

- Zaraz, ja cię skądś kojarzę. - babcia zastanowiła się chwilę. - To jeden z tych twoich przyjaciół, którzy przyjechali kiedyś na święta, prawda?

- Tak. Jestem Tom Hiddleston. - Loki przypomniał babci, pamiętając że nikt nie wie o istnieniu Avengersów.

- Starość nie radość, ale jeszcze pamięć dobra. - zaśmiała się kobieta, ściskając rękę mężczyzny, który złożył pocałunek na wierzchu jej dłoni. - Och, jaki dżentelmen. - babcia uśmiechnęła się szerzej, poklepując lekko rękę bruneta. - Wejdźmy do domu, a nie stójmy tak na polu.

Zaproszeni, ruszyliśmy za kobietą w stronę drewnianego domku. Ostatni raz, gdy go widziałam miał białe ściany, teraz jednak przemalowany był na żółto. W środku jednak nic się nie zmieniło. Wielki kominek wciąż stał w kuchni, podłogi wyłożone były dywanami, a przy oknie niezmiennie siedział on.

- Cześć, dziadku. - przywitałam się ze starszym mężczyzną, siedzącym w bujanym fotelu z gazetą przed sobą.

- A kto to jest? - dziadek spojrzał na swoją żonę, ale zaraz powrócił wzrokiem do mnie.

W moich oczach pojawiły się łzy. Już te sześć lat temu miał zaniki pamięci. Jeszcze dawniej często żartował, gdy przychodziłam do niego z rodzeństwem i zawsze pytał nas "a tyś od kogo?" albo "skąd jesteś?". To były nasze żarty, ale z czasem zaczął mylić imiona, a potem zapominać niektóre rzeczy. Teraz w jego oczach widziałam, że naprawdę mnie nie poznaje. To była moja wina, bo gdybym ich odwiedzała...

- Ola, twoja wnuczka. - wytłumaczyła kobieta, wyrywając mnie z zamyślenia. Zamrugałam oczami, chcąc odgonić łzy, a Loki wzmocnił uścisk na mojej dłoni. - Jak już mówiłam, starość nie radość. - uśmiechnęła się do na smutno.

- Przyjechaliśmy tutaj, bo się pobieramy. - odchrząknęłam, wyznając prosto z mostu, a babcia patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- To... To wspaniale. - wydukała, siadając na krześle na przeciwko nas.

- Chcieliśmy państwo zaprosić na nasze wesele. - odezwał się Loki, wręczając kobiecie kopertę z zaproszeniem.

- Dziękujemy. Na pewno przyjdziemy, jak dożyjemy. - uśmiechnęła się, żartując tak, jak robiła to dawniej. - Tak się cieszę z waszego szczęścia.

- Dziękujemy. - przeniosłam szczęśliwe spojrzenie z Lokiego na babcię.

- Więc opowiadaj, co u ciebie słychać? Przepraszam, co u was słychać? - spytała kobieta, podając nam kubki z herbatą. - Nie odzywałaś się przez sześć lat. Jestem ciekawa.

Więc opowiedziałam jej o szkole, studiach, przyjaciołach. Wraz z Lokim wymyśliłam ciekawą historyjkę o nas, którą potem powtarzaliśmy wszystkim pozostałym członkom mojej rodziny, których zaprosiliśmy na nasz ślub. Także Atena, która te kilka lat spędziła z moimi drugimi dziadkami i wujkiem, znów do mnie wróciła. Boże, jak bardzo się cieszyła na mój widok. Aż popłakałam się, kolejny raz wyrzucając sobie, że odcięłam się od bliskich.

Wśród wszystkich zaproszonych najgorzej było mi porozumieć się z Damianem, ale ostatecznie wyjaśniliśmy sobie wszystkie nieporozumienia i zachowania z przeszłości. Zakopaliśmy wojenny topór i zaczęliśmy wszystko od nowa. W końcu właśnie to miałam zacząć z Lokim u boku. 

Nowe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro