20. Rozmowa o książkach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zatopiłam się w "Księciu Mgły" tak bardzo, że nie widziałam świata poza przygodami bohaterów.

Czytając dwa ostatnie rozdziały po godzinie spędzonej na lekturze, z moich oczu wypłynęły łzy. Szybko je wytarłam, nie pozwalając sobie na płacz i przeczytaną opowieść odłożyłam na szafkę nocną.

Westchnęłam, rozglądając się po pokoju i przestraszyłam się, gdy w fotelu zobaczyłam postać, przyglądającą się mi.

- Co tu robisz? - odetchnęłam, widząc, że to tylko Loki.

- Siedzę i patrzę. Nie widać? - odpowiedział mężczyzna, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Długo tu jesteś? - wstałam z łóżka i usiadłam w drugim fotelu, na przeciwko boga.

- Od początku. - odparł z zadowolonym uśmiechem.

- Nie zauważyłam cię. - odwzajemniłam uśmiech.

- Wiem. Musiała to być bardzo ciekawa książka. - puścił mi oczko. - Żeby mnie nie zauważyć? No wiesz co? - zaśmiał się.

- Przepraszam. Książka była bardzo wciągająca. - potwierdziłam.

- Muszę przeczytać, żeby to sprawdzić.

- Oczywiście. Polecam. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - A te książki, które przyniosłam ci kiedyś, podobały ci się? - spytałam ciekawa.

- "Amerykanscy Bogowie", tak? - upewnił się.

- Tak.

- Jeszcze nie skończyłem, ale jest ciekawa. - wzruszył ramionami. - Natomiast ta druga...

- "13 powodów" - przypomniałam z lekkim uśmiechem.

- Właśnie. - skinął głową. - Intrygująca. Bohaterka, ta samobójczyni, tak dokładnie zaplanowała swoją śmierć i jej powody. Niesamowite.

- Zgadzam się.

- Dlaczego akurat ją mi przyniosłaś? - spytał zaciekawiony książę.

- Cóż... Gdy byłam w szóstej klasie, kolega z klasy powiesił się. - wyznałam z grymasem na to wspomnienie. - Od tamtego czasu bardzo dużo i często myślałam o samobójstwie. Nigdy wcześniej nie myślałam, że trzynastolatek może się zabić. W ogóle nie dopuszczałam do siebie myśli związanych ze śmiercią, a co dopiero z samodzielnym i przemyślanym pozbawieniem się życia.

~ A jeszcze kilka dni temu sama chciałam je sobie odebrać. ~ przewróciłam oczami w głowie.

- Zastanawiałam się, dlaczego to zrobił. Do dzisiaj nikt nie zna prawdziwego powodu podjętej przez niego decyzji. Dla mnie był to duży szok. Wtedy zaczęłam szukać książek o śmierci, samobójstwie, morderstwie, i tym podobne. - wyjaśniłam. - W bibliotece w mojej wsi znalazłam powieść "13 powodów", więc przeczytałam. Bardzo mnie zaciekawiła. Pokazuje, jak ludzie niszczą się nawzajem i jak odbiera to ta jedna osoba. Później, po śmierci rodziny czytałam tę książkę cały czas. Bez przerwy, w kółko. Wręcz znam ją na pamięć. Chyba trochę pomogła mi, tak jakby zrozumieć świat. - uśmiechnęłam się lekko.

- A jakie były twoje powody do popełnienia samobójstwa? - zadał pytanie, które samo się nasuwało.

- Nie chciałam być sama. - odpowiedziałam po chwili. - Nie mogłam pogodzić się ze śmiercią rodziny. - powstrzymałam łzy. - Dlatego wiele razy próbowałam pozbawić się życia.

- A oprócz tego? - dopytywał. - Miałaś jakieś inne powody?

- Czasami mam naprawdę dość całego świata. - łzy zniknęły, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

Rozmowa zeszła na łagodniejszy dla mnie tor. Tylko Loki wiedział, jak zadawać pytania, aby odebrać ból, albo go zadać.

Czy aż tak dobrze mnie znał?
Czy był tylko tak dobrym graczem?

Nie było to ważne, bo szczerze polubiłam rozmowy z Bogiem Kłamstw. Czułam, że on naprawdę mnie rozumie.

- Dlaczego? - dopytywał.

- Ludzie są naprawdę okropni. Przynajmniej większość mojego otoczenia. - westchnęłam. - Miałam dość mojej "przyjaciółki", która samookaleczała się, bo uważała, że nikt jej nie lubi. Robiła z siebie błazna, a potem się cięła.

- Zawsze twierdziłem, że rasa ludzka jest beznadziejna. - zauważył zadowolony i dumny z siebie Loki.

- Tak... - uśmiechnęłam się. - Miałam okropną klasę. Szydzili ze wszystkiego. Mieliśmy naprawdę wspaniałych nauczycieli, ale oni nie potrafili tego docenić. Mogliby zniszczyć każdego. Nawet siebie nawzajem. - kontynuowałam. - A gdy umarł Mateusz? Udawali takich smutnych i przejętych, a tak naprawdę byli podstępnymi draniami, czekającymi na twój błąd, czy pomyłkę, by móc cię wyśmiać. - wykrzywiłam się na wspomnienie tych wydarzeń. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się od nich uwolniłam i idę do liceum.

- Nie wątpię. Nie miałaś łatwo.

- Życie dla nikogo nie jest łatwe, chociaż niektórym może się takie wydawać. - zauważyłam, patrząc na Nowy Jork.

Była godzina siedemnasta, według mojego telefonu, ale na zewnątrz było jeszcze jasno.

- Masz rację. - zgodził się ze mną Kłamca. Zaskoczona przeniosłam na niego wzrok. - No co? - uśmiechnął się. - To naprawdę tak dziwne, że przyznałem ci rację?

- Tak, trochę. - przyznałam, na co Loki zaśmiał się szczerze.

To był piękny dźwięk, przez który również się uśmiechnęłam, nie odrywając wzroku od Lokiego.

- Co? - zapytał bożek, patrząc mi prosto w oczy, ale wciąż nie odwróciłam wzroku.

- Ładnie ci ze szczerym uśmiechem. - powiedziałam bez zastanowienia, przez co zarumieniłam się.

- Naprawdę? - uśmiechnął się szerzej.

- Tak. - potwierdziłam zażenowana, lecz dalej patrzyłam w te piękne, szmaragdowe oczy.

Nie mogłam oderwać od nich wzroku, zupełnie tak, jakby mnie zahipnotyzowały.

- Skąd ta pewność, że to był szczery śmiech? - spytał podchwytliwie z cwaniackim uśmieszkiem.

- Bo wiem. - wzruszyłam ramionami. - Umiem to rozróżnić.

- Tak? Jak?

- Za dużo czasu z tobą przebywam. - uśmiechnęłam się.

- Nie podoba ci się to? - pewny siebie uśmiech nie schodził z jego twarzy.

Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze twarze nagle znajdowały się tak blisko siebie. Dzieliło je może jakieś dziesięć centymetrów, dlatego że obydwoje pochylaliśmy się ku sobie.

- Ależ skąd. - zaprzeczyłam. - Lubię spędzać z tobą czas.

- Czyżby? - dopytał.

- Tak.

- To nie dobrze dla ciebie. - dalej się uśmiechał i patrzył mi prosto w oczy, a ja odwzajemniałam jego spojrzenie.

- Dlaczego? - nie rozumiałam.

- Ponieważ ja też lubię spędzać z tobą czas. - przyznał.

- Nie widzę w tym nic złego. - zauważyłam po chwili.

- Po pierwsze jestem kłamcą - zaczął.

- I co z tego? - przerwałam mu.

- Po drugie chciałem zawładnąć światem i...

- Ja ci w tym pomagałam. - znów mu przerwałam.

- I zabiłem mnóstwo ludzi. - dokończył. Znów chciałam mu przerwać, ale położył mi palec na ustach. - Nie przerywaj mi! - rozkazał, wciąż patrząc mi twardo w oczy.

- Dobrze. - skinęłam głową, przewracając oczami.

Loki odsunął dłoń od mojej twarzy i kontynuował:

- Po trzecie chciałem zabić również ciebie. I po czwarte twoi przyjaciele nie są zbyt zadowoleni z tego, że tak cię do mnie ciągnie. - zakończył.

- A co mnie obchodzi ich zdanie? - wtrąciłam. - I przypomnę ci, że sama chciałam umrzeć, a....

- A co się zmieniło? Już nie chcesz umrzeć? Teraz nagle chcesz żyć? - tym razem Loki przerwał mi.

- Nie wiem. - odpowiedziałam szczerze, patrząc w jego śliczne, zielone tęczówki. - Chyba tak. Chcę żyć. - zastanowiłam się przez chwilkę. - Avengersi są dla mnie jak rodzina. Polubiłam ich. Ciebie też. I nie chcę już was zostawiać. - stwierdziłam. - Poza tym, nie dałeś rady mnie zabić. To znaczy, że coś chce, żebym jeszcze żyła. - uśmiechnęłam się.

- Możemy się przekonać. - powiedział nagle Loki.

- Co? - nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Podejrzewam, iż nie jesteś normalna. - uśmiechnął się bożek.

- Nigdy w to nie wątpiłam. - odwzajemniłam uśmiech. - Normalność jest przereklamowana.

- Zobaczmy czy jesteś kimś więcej niż tylko zwykłą śmiertelniczką.

- Jak to?

- Zobaczmy czy masz jakieś nadludzkie umiejętności. - wstał z fotela i wyciągnął w moją stronę rękę. - Chodźmy. - powiedział, a ja bez zastanowienia chwyciłam jego rękę.

Pomógł mi wstać, przyciągając mnie do siebie, a po chwili świat wokół nas lekko zawirował.

Loki przeteleportował nas do sali, w której dziś rano tańczyłam. Na zewnątrz było już ciemno, ale Nowy Jork dalej wyglądał pięknie, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.

Loki cały czas obejmował mnie w pasie, a mi nie przeszkadzała jego obecność. Przeniosłam wzrok na zielone oczy, które wwiercały się w mój umysł.

Jego twarz nie była już obojętna, ani nie wyrażała też pogardy czy wyższości. Patrzył na mnie z zainteresowaniem, zadowoleniem, radością, ale także z głęboko ukrytym smutkiem?... i z czułością?

Nie, to niemożliwe. To nie w stylu Lokiego Laufeysona.

- Loki? - odezwałam się cicho, zaniepokojona jego milczeniem. - Wszystko w porzą...

Nie skończyłam, bo przerwały mi zimne usta bożka, które zamknęły moje w delikatnym pocałunku. Zdziwił mnie ten gest, bo nie spodziewałam się czegoś takiego po Lokim.

Nie myślałam jednak nad tym, bo jego bliskość była naprawdę przyjemna, dlatego odwzajemniłam pocałunek.

To było coś zupełnie innego, niż ostatniego wieczoru, gdy jeden z napastników chciał mnie skrzywdzić.

Loki był delikatny i czuły, co było zupełnie do niego niepodobne, bo zazwyczaj otaczał się barierą obojętności.

Wplotłam palce w czarne włosy mężczyzny, gdy ten przyciągnął mnie bliżej siebie, pogłębiając czuły pocałunek.

- Mieliśmy robić coś innego. - Loki odsunął się ode mnie, dopiero gdy zabrakło nam powietrza.

Na jego twarzy błąkał się delikatny, szczery uśmiech, gdy patrzył mi w oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro