5. Pewność?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z trudem przeteleportowałam się do mojego domu w Polsce. Wylądowałam w korytarzu obok szarej ściany, o którą się podparłam, aby nie upaść. Przymknęłam oczy, próbując uspokoić natrętne zawroty głowy.

- Na Odyna! Ola! Jak ty wyglądasz? Co ci się stało? - zły Loki błyskawicznie znalazł się przede mną.

- Nic. - wydukałam.

- Jesteś pijana? - choć nie widziałam wyraźnie, dostrzegłam grymas niezadowolenia na przystojnej twarzy zielonookiego.

- Nie. - zachwiałam się i gdyby nie Loki zaliczyłabym bliższe spotkanie z podłogą.

- Właśnie widzę. - mruknął zły. - Gdzie byłaś, Ola? Co się stało? Dzwoniłem do ciebie. - wziął mnie na ręce, by po chwili położyć mnie na kanapie w salonie.

- Jutro, plose. - wyjąkałam coraz mniej świadoma.

Ależ byłam zmęczona. Oczy same mi się zamykały i do tego ten okropny ból głowy. To był cholernie zły pomysł, ale choć na chwilę pomógł mi zapomnieć.

- Ola...

- Ples. - wyszeptałam.

- Śpisz tutaj. - westchnął Laufeyson, przykrywając mnie kocem.

- Loke...

- Nie pozwolę, byś zarzygała łóżko. - czułam na sobie jego zaniepokojone spojrzenie.

Do tej pory nie zdążyło mi się zniknąć na cały dzień i wrócić do domu pijaną. To był pierwszy raz i miałam nadzieję, że ostatni. Chociaż to akurat zależało od kolejnych wizji i trudnych decyzji. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze dam radę.

- Jutro mi wszystko wytłumaczysz. - powiedział bardziej do siebie Loki. - Również to, dlaczego zablokowałaś umysł Walkiri. - westchnął jak przez mgłę. - Dobranoc, Ola. - poczułam zimne usta na czole.

Gdy rażące światło zgasło, zostałam sama w ciemnym i cichym pomieszczeniu, aby po chwili udać się do krainy snów.

***

Gdy obudziłam się rano wszystko mnie bolało, co zapewne było skutkiem spania na niewygodnej kanapie. Powoli usiadłam na łóżku, przecierając twarz dłońmi i wplotłam palce w swe długie, białe włosy.

Dopiero po chwili dotarły do mnie wydarzenia z poprzedniego dnia. Rozmowa z Walkirią, wizyta u Starków, whisky i wylądowanie na kanapie w salonie.

Czułam się fatalnie. Nie tylko przez niewyspanie, ale także przez świadomość czekającej mnie rozmowy z Lokim i konieczności ukrycia przed nim prawdy.

Nie wierzyłam, że naprawdę posłucham Starka, ale czy miałam inne wyjście? Nie mogłam stracić Lokiego. Nie po raz kolejny.

- Wreszcie się obudziłaś. Już prawie południe. - do pokoju nagle wszedł Loki z kubkiem kawy.

Wykrzywiłam się, gdy dotarł do mnie ohydny zapach gorącego napoju. Och, jakże ja nienawidziłam kawy, a on wyjątkowo ją pokochał.

- Cześć, Loki. - uśmiechnęłam się lekko, patrząc na męża, który oparł się o stół uważnie mi przyglądając.

Cóż, jego mina nie była przyjazna. Twarz Kłamcy pokrywała zimna obojętność, której już tak dawno nie widziałam i za którą nie szczególnie tęskniłam. W tym momencie jednak nie mogłam go winić. Na jego miejscu też bym była na siebie zła.

- Tłumacz się, Ola.- powiedział stanowczo Loki bez cienia emocji, a kubek z parującym napojem położył na stole za sobą.

- Z tego co pamiętam nie zrobiłam nic głupiego. Dlaczego jesteś zły? - chciałam odciągnąć to w czasie, jak tylko się dało.

Głowa nadal mnie bolała. Co prawda mniej niż wczoraj, ale przeszkadzało to w racjonalnym myśleniu.

- Nie jestem zły, Ola. Jestem wściekły. - mówił to z tak przerażającym spokojem, że wolałam już aby na mnie nakrzyczał. - A głupie to było twoje wczorajsze zachowanie. Pamiętasz może?

- Tak, wiem. Przepraszam. - wyznałam szczerze.

- I tylko tyle? Przepraszam? Nic więcej nie masz mi do powiedzenia? - spytał z chłodem i widocznym zdenerwowaniem.

- O co ci chodzi, Loki? - nie rozumiałam.

- O co mi chodzi?! - podniósł głos.

- Czy dzieci...

- Śpią. Wyciszyłem pokój. - odpowiedział, nim zdążyłam dokończyć pytanie.

- Przepraszam, Loki.

- O co mi chodzi?! - powtórzył już spokojniej. - Rano udałaś się do Walkirii, przy czym nie było cię cały dzień! Nie odbierałaś telefonu, nie odpisywałaś i do tego wróciłaś pijana! Co się z tobą działo, Ola?! - wykrzyczał sfrustrowany. 

Wiedziałam, że się martwił. Czułam to, ale jak mogłam mu powiedzieć, że Walkiria chce abyśmy przejęli władzę w Nowym Asgardzie, a ja nie mogę na to pozwolić, bo wtedy go stracę?

- Nic, po prostu musiałam z kimś porozmawiać. Wyłączyłam telefon, przepraszam. - wytłumaczyłam cicho.

- Mogłaś porozmawiać ze mną. Przecież wiesz, że zawsze cię wysłucham. - zauważył.

- Wiem, ale potrzebowałam rozmowy z kimś innym. - wyjaśniłam.

- Więc gdzie byłaś? Bo jak się domyślam rozmowa z Walkirią nie wystarczyła?

- U Tony'ego. - odpowiedziałam.

- Tego się można było spodziewać. - prychnął. - Co takiego się stało, że postanowiłaś się upić? Co takiego powiedziała ci Walkiria?

- Przepraszam, Loki. - spuściłam wzrok na swoje ręce. - Ale nie mogę.

- Po prostu mi odpowiedz. - nalegał, ale jego ton był już łagodniejszy.

Jednak ja uparcie milczałam, nie potrafiąc spojrzeć mężowi w oczy. Czułam łzy zbierające się w moich oczach. To było tak cholernie trudne. DO tej pory nie miałam przed nim żadnych tajemnic.

- Dobrze. - westchnął zmęczony Loki. - Nie chcesz, to nie mów. - ruszył w stronę drzwi, ale czułam na sobie jego zimny wzrok. - Wiem, że jestem Kłamcą i trudno mi zaufać, ale myślałem, że kwestię zaufania mamy już dawno za sobą. - wysyczał chłodno, zostawiając mnie samą.

Łzy bezsilności same popłynęły mi po policzkach, a ja nie miałam zamiaru ich zatrzymywać.

***

Od tamtej rozmowy minęło pięć dni. Czas uciekłam mi przez palce, a sytuacja wcale nie stawała się łatwiejsza.

Loki nie odzywał się do mnie, chyba że było to konieczne. Przepraszałam go, błagałam o wybaczenie, ale on wciąż był na mnie zły.

Nie chciałam, by jedna zła decyzja, która miała nas uratować, zniszczyła moje małżeństwo. Ale nie umiałam sobie z tym poradzić. Nie umiałam go naprawić.

- Loki? - spytałam szeptem, gdy zastałam bruneta w kuchni.

Zielonooki popatrzył na mnie znudzony, po czym od razu wrócił do czytania książki.

- Dzwonił Damian. - powiedziałam, mimo to. - Powiedział, że przyjedzie z dziadkami za kilkanaście minut. - poinformowałam i odczekałam chwilę, ale nie doczekałam się żadnej reakcji ze strony męża. - Przepraszam, Loki. - dodałam. - Możesz mnie nienawidzić przez wieczność, ale ja zawsze będę cię kochać. - zapewniłam zanim wyszłam z pomieszczenia. - Kiedyś zrozumiesz.

* * *

Gdy przyjechali dziadkowie, Loki zachowywał się tak, jakby wszystko było normalnie. Uśmiechał się i zajmował dzieciakami, ale mnie unikał jak ognia. Nie pozwolił jednak, by dziadkowie cokolwiek zauważyli.

Tylko Damian zauważył, że coś jest nie tak. Cóż, ja nie byłam tak dobrym aktorem, jak znany wszystkim Tom Hiddleston. Nie ważne, jak bardzo bym się starała. Moje przygnębienie musiało być widoczne na twarzy, ale dziadkowie za bardzo zajęli się wnukami.

- Ola, możemy porozmawiać? - kuzyn wstał z kanapy i nie czekając na mnie wyszedł z salonu.

Popatrzyłam na Lokiego, ale ten zajęty był zabawą z Kylie, Jasonem i Chloe oraz rozmową z dziadkiem.

- Poradzimy sobie, Ola. - zapewniła uśmiechnięta babcia.

Skinęłam kobiecie głową z lekkim uśmiechem i również wyszłam z salonu. Narzuciłam na siebie zimową kurtkę, przebrałam buty i wyszłam z domu, przed którym czekał na mnie chłopak. Wyszliśmy na odśnieżoną drogę i w ciszy szliśmy przed siebie.

- Co się z wami dzieje, Ol? - odezwał się nagle Damian, szturchając mnie zaczepnie w ramię.

- Nic. - wyszeptałam.

- Nie kłam, bo nie umiesz. Przecież widzę. - złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując się. - Jak długo?

- Pięć dni. - westchnęłam, a Damian puścił moją rękę i kontynuowaliśmy nasz spacer.

- O co poszło?

Loki

Gdy Ola z Damianem wyszli z domu, w salonie z dziadkami dziewczyny i naszymi dziećmi zostawiłem swoją iluzję, bardziej prawdziwą niż kiedyś, i zmieniając się w czarnego kota poszedłem śladami żony i jej kuzyna.

- Czasami niektóre tajemnice muszą pozostać tajemnicami, Dami. - usłyszałem głos Oli.

Wdrapałem się na pobliskie drzewo, by móc swobodnie przysłuchiwać się i przyglądać rozmówcom.

- Ale rozmowa pomaga. - zauważył chłopak.

- To właśnie przez rozmowę jest tak, jak jest.

- Bo raz wróciłaś pijana? - zdziwił się chłopak i złapał milczącą blondynkę za nadgarstek. - Zastanów się, Ol! - krzyknął, patrząc jej w oczy. - Czy nie kochasz go bardziej niż on ciebie?

- Co w tym złe...

- Czy nie powinno być inaczej? - przerwał kuzynce.

- To chyba nie ważne.

- Nie? A może błędem było wychodzić za mąż za aktora starszego od ciebie o dwadzieścia lat! - zauważył, a ja poczułem dziwne ukłucie w sercu. Jak śmiał podważać nasze małżeństwo?

- Nie. - zaprzeczyła stanowczo niebieskooka. - Kocham go.

- A czy on kocha ciebie?

- Tak. - odpowiedziała błyskawicznie.

- Jesteś tego pewna? Bo wiesz, to nie jest normalne, by po prawie trzech latach małżeństwa ono już się pieprzyło. - zauważył szatyn. - Wy powinniście się pieprzyć. Razem. W łóżku. - dodał z lekkim uśmiechem, próbując rozweselić moją żoną. - A nie zachowywać się, jak dziecko, któremu zabrano lizaka.

- Naprawię to.

- A on? - Damian uniósł pytająco brew. - Wydawało mi się, że w rodzinie każdy musi się starać utrzymać ją w całości.

- Bo to prawda.

- Ale w waszym przypadku za wszystko obwiniasz się ty, a tylko raz przez te wszystkie trzy lata wróciłaś do domu pijana. Nie masz prawa do swojego życia? Do odrobiny wolności? - pytał chłopak, ale Ola uparcie milczała, wpatrując się w śnieg pod swoimi stopami. - Zawsze taka byłaś. Chciałaś dla świata lepiej niż dla siebie. - westchnął. - Powiedz mi za co go tak kochasz? On dzisiaj nawet na ciebie nie spojrzał!

- Przesadzasz, Damian. - dziewczyna próbowała go uspokoić.

- Przesadzam?! - oburzył się szatyn. - Znasz aktora, który miał tylko jedną żonę? Bo ja nie.

- Na pewno jest wielu. Nie znam wszystkich celebrytów świata. - zauważyła. - A Tom taki nie jest.

- Jesteś pewna? Bo zachowuje się tak, jakbyś go zdradziła. A może to on jest winny? - wymyślał, a ja z całych sił powstrzymywałem się, by nie skoczyć z tego cholernego drzewa i nie rozorać mu pazurami tej ładnej buźki. - Naprawdę tak uparcie wierzysz w jego wierność?

- Tak. - potwierdziła Ola.

Nie widziałem w jej oczach ani cienia zawahania, gdy mówiła o tym, że ją kocham, że jej nie zdradzę. Była pewna moich uczyć. Ufała mi. I tylko to powstrzymało mnie przed zaatakowaniem chłopaka.

- Naprawdę chcę ci pomóc, ale jesteś uparta, jak stary osioł! - wykrzyczał zdenerwowany Damian, dopiero teraz puszczając nadgarstek dziewczyny. - Co zrobisz, jeśli ten twój wspaniały Tom poprosi cię o rozwód?!

Ola popatrzyła na kuzyna tak, jakby nie wierzyła w prawdziwość wypowiedzianych przez niego słów.

Czekałem na słowa żony. Na potwierdzenie, że to nie prawda, że nie zrobię jej nic takiego. Czekałem, by mieć pewność, choć przecież dostałem ją od Oli tak wiele razy. Pewność, którą Ola wyrażała każdego dnia w każdym geście, którą była jej miłość do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro