9. Ciocie i wujkowie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Półtorej roku później

Życie jako superbohater z trójką dwuletnich dzieci wcale nie było łatwe. Rok temu przeprowadziliśmy się do Stanów i zamieszkaliśmy z inny w bazie Avengers. Razem z Lokim stwierdziliśmy, że zmiana otoczenia dobrze nam zrobi i nie myliliśmy się. Choć przyjaciele bardzo pomagali nam w opiece nad dziećmi, trojaczki miały w sobie tyle energii, że nikt nie dał rady zajmować się nimi dłużej niż kilka godzin.

Mieliśmy czas odsapnąć, gdy dzieci szły spać. Tak, to był jedyny czas, kiedy mogliśmy usiąść na kanapie i oglądnąć telewizję.

Kylie, Jason i Chloe przez to, że mieli w sobie krew bogów, Lodowych Olbrzymów, a także byli nieśmiertelni i posiadali w sobie cząstkę Kamieni Nieskończoności rozwijali się dużo szybciej niż zwykłe, ludzkie dzieci.

Mieli dopiero nieco ponad dwa latka, a mówili, jakby mieli sześć. Chodzili, biegali i skakali, ani razu się nie przewracając. Baliśmy się z Lokim, że jeszcze chwila i zaczną latać.

- Ooo, patrzcie. Mama wróciła. - usłyszałam głos Wandy, gdy tylko weszłam do naszego pokoju, a raczej pewnej części nam przeznaczonej w bazie Avengers.

- Mama! - Kylie, Jason i Chloe podbiegli do mnie, przytulając się do moich nóg.

- Cześć skarby. - ukucnęłam, by móc przytulić dzieci. - Dziękuję, że ich popilnowaliście. - zwróciłam się z uśmiechem do Wandy i Visiona.

- Ach, to nic takiego. Wasze dzieci są urocze. - android odwzajemnił uśmiech.

- I przepełnione energią. - dodałam.

- Nie nudziliśmy się. - wzruszyła ramionami Wanda.

- Och, to na pewno. - uśmiechnęłam się. - Byliście grzeczni? - spytałam urwisów.

- Zawsze jesteśmy grzeczni. - uśmiechnął się uroczo Jason.

- Właśnie! - zgodziła się z bratem Chloe.

- Nie wątpię. - zaśmiałam się.

- Grzecznie zjedli kaszkę i ładnie się bawili. - uśmiechnęła się kasztanowowłosa.

- Dziękuję.

- Ciocia Wanda pokazała nam motylka! - powiedziała zafascynowana Kylie. - Latał po naszym pokoju!

- Tak! A wujek Vision umie przechodzić przez ściany! - dołączył się do siostry Jason.

- Też tak chcemy! - powiedziały chórem trojaczki, a ja, Wanda i Vision wybuchnęliśmy śmiechem.

- Kiedyś się nauczycie. - obiecałam dzieciom po chwili.

- Pojawiać się, jak tata też? - dopytywał Jason. -  Znaczy się straszyć?

- To jako pierwsze. Chociaż wolałabym nie. - Maximoff zmierzwiła włosy chłopcu. - Pójdziemy już. - zwróciła się do mnie. - Jeśli będziesz jeszcze kiedyś potrzebowała pomocy, mów śmiało. - przytuliła mnie.

- Dziękuję. - odwzajemniłam uścisk. - Myślałam, że będzie łatwiej.

- Z czasem będzie. Już najgorsze za wami. - uśmiechnął się Vision i wraz z Wandą opuścili nasz pokój.

- Więc fajnie się bawiliście? - spytałam dzieci, ruszając w stronę niewielkiej kuchni po lewej stronie.

Pomieszczenie utrzymywane było w kolorach żółtych. Kuchenna meblościanka zajmowała dwie ściany. Na trzeciej było duże okno pod którym ustawiony był pięcioosobowy stół, a na czwartej znajdowały się drzwi do głównego pokoju. Ściany salonu były białe. Na środku stała duża, czerwona kanapa, a przed nią ogromny telewizor na niewielkiej, ciemnobrązowej komodzie. Ściana naprzeciw wejścia była cała ze szkła. Natomiast po lewej stronie od drzwi wyjściowych znajdowały się dwie sypialnie. Jedna moja i Lokiego, a druga dzieci.

- Tak! Było super! - zgodził się Jason, siadając do stołu wraz z siostrami.

- Jesteście głodni? - spytałam z uśmiechem.

- Nie. Jedliśmy z ciocią i wujkiem. - odpowiedziała Chloe.

- Jak dawno temu? - uniosłam brew, a dzieci uśmiechnęły się niewinnie. - No właśnie. - mruknęłam i zabrałam się za przygrzewanie rosołu.

- Kiedy wróci tata? - spytała Kylie.

Popatrzyłam na żółty zegar ścienny, wiszący nad drzwiami, który wskazywał teraz godzinę trzecią.

- Powinien być za chwilkę. - odpowiedziałam i jak na zawołanie czyjeś ramiona objęły mnie od tyłu w pasie.

- Tata! - krzyknęły dzieci, prawie spadając z krzeseł, gdy biegiem ruszyły w naszą stronę.

- Witajcie, maluchy! - Loki ukucnął, by wziąć dzieci w objęcia. - Nie zamęczyliście mamy? - uśmiechnął się.

- Dopiero przyszła. - odezwała się Chloe.

- Więc przybyłem w samą porę na ratunek, hm?

- Mama nie potrzebuje ratunku. Jest potężna. - zauważył dumnie Jason.

- Ooo, zgadzam się, skarbie. - pocałowałam chłopca w czoło i ruszyłam w stronę stołu z garnkiem zupy i talerzami w drugiej ręce. - Zapraszam do stołu. - powiedziałam, rozkładając talerze.

- A czy ja powiedziałem, że się nie zgadzam? - oburzył się Loki i wziął całą trójkę na ręce.

Zawsze podziwiałam go, jak mu się to udaje. Ja miałam dwie ręce i trzeciego dziecka nie potrafiłam unieść, a on robił to bez problemu. Zupełnie jakby dzieciaki nic nie ważyły.

- Powiedziałeś, że przybyłeś na ratunek. - przypomniała Kylie.

- Właśnie, a mama ma jakieś pretensje. - posadził dzieci na krzesełkach przy stole.

- Co to są pretensje? - dopytywała Chloe.

Popatrzyłam na Lokiego, dając mu do zrozumienia, że tym razem to on tłumaczy. Bowiem przez ostatnie kilka miesięcy zdążyliśmy się przekonać, jak bardzo ciekawskie są dzieci.

- Pretensje to słowa i czyny, które wyrażają żal, urazę, niechęć czy zbyt wysokie mniemanie o sobie. - Loki uśmiechnął się zadowolony, że podołał zadaniu.

- A co to mniemanie? - spytała Kylie.

- I uraza? - dodał Jason.

Mina Lokiego sprawiła, że nie zdołałam powstrzymać śmiechu.

- Tata odpowie na wszelkie wasze pytanie, jak zjecie obiad. - uratowałam Lokiego z tymczasowej opresji, a dzieci posłusznie zaczęły jeść.

***

- Wzorowy z ciebie tatuś, skarbie. - uśmiechnęłam się do Lokiego, który kroczył w moją stronę.

Znów byliśmy w naszym domu w Polsce. Po niemal dwóch latach spędzonych w Nowym Jorku, postanowiliśmy się spotkać z moją rodziną. Właśnie teraz bawiliśmy się z naszymi dziećmi w ogrodzie.

- Czy ty się ze mnie śmiejesz, moja droga? - spytał mnie, unosząc brew.

- Ależ skąd. - prychnęłam, poprawiając jego koszulę. - Jestem po prostu szczęśliwa, mając tak wspaniałego męża i urocze dzieci. - położyłam ręce na jego klatce piersiowej, a on objął mnie w pasie.

- Ach tak? - mruknął, całując mnie w szyję.

- Yhm... - potwierdziłam, odsuwając się troszkę od niego, wzięłam twarz ukochanego w dłonie i pocałowałam w usta. - Pamiętasz, jak kiedyś zapytałeś mnie, ile chciałabym mieć dzieci? - spytałam, patrząc z uśmiechem w oczy męża.

- Pamiętam każdą naszą rozmowę, kochanie. - Kłamca pocałował mnie w szyję, a ja zaśmiałam się na jego wyznanie.

- Ja aż tak dobrej pamięci nie mam. - mruknęłam ze śmiechem. - Ale powiedziałam ci wtedy, że chciałabym mieć czwórkę dzieci.

- Tak, pamiętam. - nie przestawał całować mojej szyi.

- Loki. - skarciłam go z uśmiechem i znów odsunęłam się od niego.

- O co chodzi, Ola? - spytał bożek, patrząc na mnie niezadowolony.

- Nasze dzieci będą miały rodzeństwo. - powiedziałam szczęśliwa.

Loki popatrzył na mnie zdziwiony, by po chwili uśmiechnąć się szeroko. Pocałował mnie namiętnie, objął w pasie i okręcił wokół własnej osi. Pisnęłam zaskoczona, mocniej wtulając się w męża.

- To wspaniale. Tak bardzo, bardzo cię kocham, Ola. - powiedział między pocałunkami.

- Też cię kocham, Loki. - odwzajemniałam każdy jego pocałunek.

- Rodzice się całują! - wykrzyknęła Chloe, biegnąc wraz z rodzeństwem w naszą stronę.

Zaśmiałam się razem z Lokim, odsuwając od niego lekko. Dzieci zatrzymały się tuż przed nami.

- Coś się stało? Bardzo się uśmiechacie. - zauważyła Kylie.

Ona, jak i Jason oraz Chloe mieli zielone oczy, dokładnie takie, jak Loki. Kylie i Jason po ojcu odziedziczyli również czarne włosy, natomiast Chloe była blondynką. Każde z nich od urodzenia miało we włosach kilka kolorowych pasemek. czarne włosy Kylie przeplatały się z fioletem, co dawało mi znak, że dziewczynka posiadała w sobie cząstkę Kamienia Mocy. W ciemnych włosach Jasona pojawiły się niebieskie prześwity, symbolizujące Kamień Przestrzeni. Natomiast spomiędzy blond włosów Chloe przebijała się czerwień od Kamienia rzeczywistości. 

- Jesteśmy szczęśliwi. - odpowiedziałam, kucając przed dziećmi.

- Dlaczego? - dopytywała Chloe.

- Bo mamy wspaniałe dzieci. - odpowiedział Loki, biorąc ją i Kylie na ręce. Ja podniosłam Jasona, który przytulił się do mnie.

- Wy też jesteście super. - powiedział uśmiechnięty chłopiec, gdy weszliśmy do domu.

- Och, dziękujemy. - pocałowałam synka w czoło. - A chcielibyście mieć jeszcze siostrzyczkę lub braciszka? - spytałam z szerokim uśmiechem.

- Tak! Siostrę! - wykrzyczała Chloe.

- Ja chcę brata! - poprawił siostrę Jason.

- Jesteśmy dwie, więc będziemy mieli siostrę. - Kylie stanęła po stronie blondynki.

Zaśmiałam się, siadając na kanapie obok męża. Na moich kolanach siedział chłopiec, a u Lokiego dziewczynki. Laufeyson popatrzył na mnie z rozbawieniem.

- Mam nadzieję, że lubicie niespodzianki. - powiedziałam.

- Tak! - zgodziły się trojaczki.

- Więc dowiecie się czy to siostra czy brat, dopiero za kilka miesięcy. - westchnął Loki.

- Ile? - dopytywała Chloe.

- Osiem. - odpowiedziałam pewna.

- Tak długo? - wyjęczał Jason.

- Wam też się nie śpieszyło wyjść do nas. - zaśmiał się Loki.

- Jak to? - nie rozumiała Kylie.

- Musieliśmy na was tak długo czekać. - odgarnęłam dziewczynce zbłąkany kosmyk czarnych włosów z twarzy.

- Ale teraz jesteśmy. - uśmiechnęła się szeroko.

- Tak. I kochamy was bardzo mocno. - zapewniłam.

- My też was kochamy. - powiedziała Chloe, przytulając się do nas wraz z rodzeństwem.

W tamtej chwili byłam najszczęśliwszą mamą i żoną w całym Wszechświecie.



Thor

Wróciłem na Ziemię.

Od kilku lat przemierzałem kosmos wraz z mymi nowymi towarzyszami, którzy nazywali siebie Strażnikami Galaktyki.

Nie żałowałem swej decyzji i zrezygnowania z władzy, jednak zaniepokoiła mnie wiadomość, jaką przesłała mi Walkiria kilka lat temu. Byłem pewien, że będzie wspaniałą królową. Wiedziałem, że władza nie jest łatwa, ale myślałem, że wojowniczka jej podoła. Myliłem się jednak.

Siedziałem więc teraz na kanapie w domu Walkiri i wysłuchiwałem jej narzekań, oraz informacji.

- Rozmawiałaś z Olą? - spytałem, gdyż kiedyś sam poddałem Walkiri pomysł, aby porozmawiała z naszą przyjaciółką.

- Tak. - szatynka westchnęła. - Nie zgodziła się i zabroniła mi mówić o tym Lokiemu.

- Dlaczego? - nie rozumiałem.

- Bo miała wizję, w której tron, korona i władza doprowadziły do śmierci Lokiego. - odpowiedziała, a gdy patrzyłem na nią zdziwiony, dokładniej opowiedziała mi o rozmowie z Olą.

- Przecież Loki jest nieśmiertelny. - zauważyłem.

- Wiem to. - dziewczyna przewróciła oczami. - Ale Ola myśli, że to ona go zabije.

- Nigdy tego nie zrobi. Za bardzo go kocha.

- To prawda. Ale jej wizja nie była zbyt dokładna. - dziewczyna przewróciła oczami.

- Przecież to wcale nie musi się wydarzyć. - zauważyłem.

- Nie rozumiesz? - zirytowała się brązowooka. - Jak dotąd każda jej przepowiednia się spełniła. - wyjaśniła.

Zamyśliłem się na chwilę.

Loki umarł już tyle razy, ale mimo to zawsze wracał. Nawet, gdy zabił go Thanos. Ola była gotowa poświęcić własne życie, by tylko on był żywy. I że niby ta dziewczyna miałaby zabić mego brata? Po jej trupie.

Była potężna, to prawda. Ale miłość, jaką darzyła Lokiego była jeszcze potężniejsza niż wszystkie Kamienie Nieskończoności.

Nie mogłaby go zabić... Chyba, że ktoś inny zawładnie jej sercem i umysłem. Ale przecież to niemożliwe!

Jak można pokonać najpotężniejszą istotę we Wszechświecie? Thanos też był potężny. I przegrał, ale Ola jest inna. Jest dobra.

Zaraz...

Dziwny doktor w czerwonej pelerynie, którą swoją drogą odpatrzył ode mnie, powiedział kiedyś, że przyszłość ma nieskończenie wiele rozwiązań i nigdy nie jest do końca w stu procentach pewna. Więc przecież wizja Oli wcale nie musi się spełnić! Przecież już raz zmieniła przyszłość! Wiedziała, co się stanie i zapobiegła śmierci Anthony'ego!

- To się nie stanie. - odezwałem się pewny siebie, przerywając chwilową ciszę.

- Co? - Walkiria popatrzyła na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi.

- Wizja Oli nie musi się spełnić. To od niej zależy przyszłość. Ma moc, o jakiej marzy wielu. - wytłumaczyłem. - Zapobiegła już śmierci setkom istot, w tym Starka. Pamiętasz? - spytałem z nadzieją.

- Więc nie zabije Lokiego? On nie umrze? - dopytywała.

- Ona nigdy na to nie pozwoli. - powiedziałem pewny swoich słów.

- Czyli bez problemu może zasiąść na tronie Nowego Asgardu. - powiedziała z uśmiechem.

- Tak. - zgodziłem się, również szczęśliwy. - A co lepsze, może odbudować stare Królestwo i wiele innych Światów. - zauważyłem dumny.

- Przywróci równowagę we Wszechświecie... - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Jesteś genialny, Thorze! - rzuciła mi się na szyję, więc przytuliłem ją mocno, zaskoczony reakcją dziewczyny.

- Musimy ją o tym poinformować. Ją i Lokiego. - zauważyłem, gdy Walkiria odsunęła się ode mnie.

- Ola nas zabije, jeśli Loki dowie się o przejęciu władzy i propozycji, jaką jej przedstawiłam. - zauważyła z grymasem.

- Jeśli nie spróbujemy, ciągle będzie żyć w strachu o życie Lokiego. - stwierdziłem. - A on jej wybaczy.

Walkiria westchnęła zrezygnowana i przez chwilę chodziła nerwowo po pokoju, pogrążona w swoich myślach.

- Dobra. - odwróciła się w moją stronę po kilkunastu minutach. - Raz się żyje. - dodała z uśmiechem. - Kierunek Polska.

Miałem nadzieję, że przeżyjemy tę rozmowę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro