Wspólna przyszłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka lat później

Dokończyłam studia w Los Angeles, ale nie pracowałam w zawodzie. Wybrałam bycie Avengersem, tak jak moja rodzina, ale dla drugiego, realnego świata byłam aktorką i piosenkarką.

Na życie wieczne, które zaproponowałam moim przyjaciołom zgodził się tylko Tony i Pepper wraz z Morgan. Natomiast Steve chciał spędzić życie z Peggy, dlatego cofnął się w czasie i teraz odwiedzała nas od czasu do czasu pewna starsza, urocza para. Już na naszym weselu Rogersowi towarzyszyła jego ukochana z czasów II wojny światowej. Kapitan Ameryka przeszedł na emeryturę, a jego miejsce miał zająć Sam. Cieszyłam się, że Steve był szczęśliwy. Zasługiwał na wszystko co najlepsze. Widziałam, jak bardzo tęsknił za Peggy i jak teraz się cieszył, mając rodzinę. 

Ja też byłam szczęśliwa. Z Lokim zaraz po ślubie zamieszkaliśmy w Nowym Jorku, by być bliżej przyjaciół, którzy byli mi rodziną bardziej niż ta biologiczna, choć z tą też miałam dobry kontakt. Właśnie dlatego kilka miesięcy temu przyjechaliśmy do naszego domu w Polsce. Choć powód był nieco inny, niż chęć spędzenia czasu z drugą częścią bliskich.

Mianowicie byłam w ciąży i Loki nie pozwalał mi się przemęczać. Najchętniej wszystko robił by za mnie, a mi kazał  jedynie leżeć. Stał się aż nadto opiekuńczy, ale było to też bardzo urocze.

- Wiesz, że cię kocham, Loki? - spytałam, gdy razem leżeliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś serial, który akurat leciał w telewizji.

- Wiem, skarbie. A ja kocham was. - zapewnił, głaskając mój już całkiem duży brzuch.

Na razie tylko ja wiedziałam jakie będziemy mieli dziecko. Loki chciał, żeby płeć dziecka została dla niego tajemnicą, bo gdy się urodzi czy dziewczynka, czy chłopiec dla niego będzie to wielka niespodzianka i radość. A ja wiedziałam, że będzie ona naprawdę duża. Byłam szczęśliwa, bo widziałam, że Loki naprawdę się cieszy z faktu, że zostanie tatą. A to wszystko mogło wydarzyć się lada dzień. Byliśmy świadomi, że poród może zacząć się w każdej chwili, bo był to już trzydziesty piąty tydzień ciąży.

- Chyba się niecierpliwi. - zaśmiał się Loki, czując jak mocno dziecko kopie.

- Chyba tak. - wysapałam, krzywiąc się na nagły skurcz.

- Ola? - zaniepokoił się Loki.

- Zaczyna się...

Tyle wystarczyło, by Loki zaczął panikować i kilka minut później leżałam już na łóżku szpitalnym.

Loki

Głupie midgardzkie zasady. Na poród mojego dziecka musiałem czekać za drzwiami, słuchając tylko krzyków ukochanej. Wiedziałem, że Ola uparła się by urodzić naturalnie, a nie przez cesarskie cięcie. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, ale tak cholernie bałem się o nią, jak i o dziecko.

Nie wiedziałem co robić, więc gdy zadzwoniłem do Starka, by powiedzieć mu, że poród się zaczął ten zapewnił, że przyleci do Polski najszybciej, jak się da. W oczekiwaniu na jakiekolwiek informacje chodziłem nerwowo po korytarzu w tę i z powrotem.

- Jesteśmy. - głos Starka wyrwał mnie z letargu.

- Na Odyna! Poród trwa już osiem godzin! - uświadomiłem sobie, widząc teściów.

- Spokojnie, Loki. To normalne. - próbowała mnie uspokoić Pepper.

- Normalne, że trwa tak długo? - spytałem zdziwiony.

- Tak. Czasami może trwać aż dwanaście godzin. Musisz uzbroić się w cierpliwość. To wasze pierwsze dziecko. Z następnymi będzie łatwiej. - uśmiechnęła się rudowłosa, a ja uspokoiłem się nieco, gdy przytuliła mnie, okazując wsparcie.

- Dziękuję, że przylecieliście. - wyznałem, naprawdę wdzięczny.

- Spoko. - odparł Stark. - Dalej nie mogę się przyzwyczaić, że umiesz dziękować. - zaśmiał się, a ja popatrzyłem na niego i przewróciłem oczami.

- Zostawiliśmy Morgan u was w domu. - odezwała się Potts. - Mieliśmy klucze. - przypomniała, gdy już miałem pytać, jak do niego weszli.

- Dobrze. Zapomniałem. - przyznałem.

- Będzie dobrze. - uśmiechnął się Tony, kładąc mi rękę na ramieniu. - Rozchmurz się, zięciu. Dziecko ci się rodzi.

- A ty się nie bałeś, gdy rodziła się Morgan? - spytałem, siadając w końcu na krześle pod ścianą. Teściowie usiedli obok mnie.

- Bałem się, jak cholera, ale wszystko poszło dobrze. Kobiety są silniejsze niż myślisz, Jeleniu. - zapewnił Stark, uśmiechając się do żony i ściskając jej rękę.

- Ola da sobie radę. - dodała rudowłosa.

- Wiem. Jest niesamowita. - przyznałem.

Po kolejnych trzech godzinach z sali w końcu wyszła zmęczona, ale uśmiechnięta pielęgniarka. Wstałem błyskawicznie, przez co obudziłem przysypiających Starków. Tony mruczał coś pod nosem.

- Pan jest ojcem? - kobieta skierowała się do mnie.

- Tak, a to rodzice Oli. - wskazałem za siebie.

- Gratulacje. Matka jest osłabiona, ale poradziła sobie świetnie, a poród naturalny nie zdarza się często w przypadku trojaczków. - mówiła, patrząc to na mnie, to na Starka i Pepper. - Możecie wejść, ale nie za długo. Cała czwórka musi odpoczywać. - posłała nam lekki uśmiech, przytrzymując drzwi sali.

- Ola! - od razu podbiegłem do łóżka, na którym leżała moja żona. - Jak się czujesz? - spytałem, łapiąc jej dłoń. - Bo wyglądasz okropnie. - uśmiechnąłem się lekko, składając pocałunek na jej ręce, a ona odwzajemniła mój uśmiech.

Miała sińce pod oczami, zmęczenie było bardzo widoczne na jej twarzy, tak samo jak ślady po łzach, ale oczy wypełniała radość.

- Cześć, młoda. - za mną stanął Tony z Pepper u boku.

- Cześć, tato. Jest wspaniale, Tom. - zapewniła słabym głosem Ola.

W pokoju byli lekarze i pielęgniarki, dlatego musieliśmy pamiętać, że dla nich jesteśmy aktorami. My nie mieliśmy tego problemu z Olą, bo ona w każdym ze światów była po prostu sobą.

- Mamy dwie córeczki i syna. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ściskając nieco mocniej moją dłoń.

-  A oto mali wojownicy. - trzy pielęgniarki pokazały nam płaczące niemowlęta zawinięte w białe beciki. Jedno z nich podali mi, a Tonyemu i Pepper pozostałą dwójkę. 

Z niebywałą ostrożnością trzymałem dziecko na rękach. Nie byłem w stanie odróżnić czy to chłopiec czy dziewczynka, ale gdy znalazło się w moich ramionach jego płacz zmalał. Było takie maleńkie, że bałem się, że samym dotykiem mógłbym zrobić mu krzywdę. 

- Spisałaś się, Ola. - pochwaliła moją żonę Pepper, przyglądając się noworodkowi, który nie zamierzał przestawać płakać, mimo usilnych starań babci.

- Kylie jest najstarsza. - Ola popatrzyła na dziewczynkę na rękach Tony'ego. - Jason urodził się całe dwadzieścia sześć minut po siostrzyczce. - popatrzyła na naszego syna, którego trzymałem, a mnie ogarnęła duma. - A Chloe dziewiętnaście minut później. - uśmiechnęła się, patrząc na córkę u Pepper.

- To dlatego tak często wypytywałaś mnie, jakie imiona mi się podobają? - przypomniałem sobie z uśmiechem.

Byłem tak cholernie szczęśliwy. Ola pokazała mi miłość. Pokochała mnie i nauczyła mnie kochać, a żeby tego było mało dała mi rodzinę. Najpierw byli nią superbohaterowie, których myślałem, że nienawidzę, a teraz gdy myślałem, ze będziemy mieć dziecko, ona urodziła całą trójkę. Odynie, nie mogłem być szczęśliwszy.

- Razem je wybraliśmy, prawda? - spytała z uśmiechem.

- Kocham cię, Ola. - pocałowałem ją delikatnie w czoło, uważając na trzymane w rękach dziecko.

- Kocham cię, Loki. - moje imię wyszeptała jak skrywaną tajemnicę, a ja byłem pewien, że za nimi poszedłbym do samego piekła.

***

Kilka tygodni później Ola i nasze dzieci zostały wypisanie ze szpitala, a dwa miesiące potem odbył się ich chrzest. Gości było prawie tak samo dużo, jak na naszym weselu. Nie wierzyłem, to było oczywiste, ale dla mojej żony bardzo ważne były te wszystkie uroczystości i zachowanie tradycji. Chyba w ten sposób chciała upamiętnić zmarłą rodzinę. Wiedziałem, że jak i na naszym weselu, tak na chrzcinach dzieci, brakowało jej obecności rodziców i rodzeństwa. Tęskniła za nimi, ale w tym przypadku nie mogłem jej pomóc. Wiedziałem, jak to jest stracić rodziców i w pełni ją rozumiałem. 

- Jak oni mogą tak cały czas spać? - odezwałem się szeptem, obejmując ukochaną od tyłu i razem z nią przyglądałem się naszym trojaczkom, śpiącym w małych łóżeczkach.

- To dzieci. Potrzebują dużo snu. - odpowiedziała mi cicho. - Ciesz się, że śpią, bo jak się obudzą będziesz narzekać. - uśmiechnęła się, odwracając w moją stronę.

Miała rację. Opieka nad niemowlakami była bardzo trudna, dlatego Tony wraz z Pepper i Morgan zamieszkali z nami, by pomagać nam w opiece nad dziećmi. Cieszyłem się, że miałem taką rodzinę.

- Jesteś wspaniałą żoną. - wyszeptałem, całując ukochaną w czoło.

- Wiem. - uśmiechnęła się zadowolona. - Kocham cię, mój zabójczo przystojny mężu. - puściła mi oczko, skradając pocałunek z mych ust.

- Chcesz więcej dzieci? - zaśmiałem się cicho pomiędzy namiętnymi pocałunkami.

- Masz coś przeciwko? - wyszeptała flirtownie.

- Ależ skąd. - wziąłem ją na ręce, czemu towarzyszył jej cichuteńki okrzyk.

Jak najciszej umiałem zamknąłem drzwi w pokoju naszych dzieci, ani na chwilę nie odrywając się od ukochanej. Trzymałem ją blisko siebie, mając nadzieję, że w taki sposób spędzimy wieczność. 

- Kocham cię, moja królowo. - powiedziałem z uśmiechem, kładąc ukochaną na łóżko w naszej sypialni.

- Kocham cię, mój królu. - odpowiedziała mi, a ja wpiłem się w jej różowe usta.

Miałem najcudowniejszą rodzinę na świecie i zrobię wszystko, by była bezpieczna i ze mną.

Zawsze i na wieki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro